Chapter 8.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„Los jest ślepy, więc wcale nie tak trudno go oszukać."


29 sierpień 2017

Czasami bywa tak, że gdy chcemy zmienić życie, to ono jakimś dziwnym trafem zmienia nas. Nie spodziewałam się tego, ale miałam świadomość, jak wiele nowych zachowań pojawiło się w moich reakcjach. Bezmyślne działanie nie było dla mnie czymś normalnym, chociaż z drugiej strony czułam się jakbym tkwiła w gęstej, niczym niezmąconej mgle, z niewłaściwą mapą w ręku. I chociaż chciałam wierzyć, że wybrałam dobry kierunek, brakowało mi pewności.

Westchnęłam ciężko, decydując się na przekręcenie. Skoro już nie spałam, mogłam obudzić Sebastiana, którego, o dziwo, wcale obok nie było. Podniosłam się z miejsca, marszcząc brwi. Rzadko zdarzało się mu wstawać tak wcześnie, szczególnie że moje spojrzenie zetknęło się z tarczą zegarka, która informowała, że dochodzi piąta rano.

Rozejrzałam się dookoła, naciągając materiał krótkiej koszulki, która ledwo zakrywała mi pośladki i opuściłam sypialnię. Miałam nadzieję, że blondyn nadal gdzieś tutaj jest, ponieważ od powrotu do Polski pracował naprawdę intensywnie i niewiele wolnych chwil spędzał ze mną, a nawet poświęcał się i starał się mi pomóc. Nawet jeśli musiałam i chciałam radzić sobie sama, byłam świadoma jego wsparcia i ogromnej chęci pomocy.

Przemierzyłam korytarz i udałam się do łazienki, w której spod szpary w drzwiach sączyło się słabe światło. Najpewniej tam był mężczyzna i świecił tylko żarówki przy lustrze nad umywalką. Może po prostu przebudził się, a ja zakładałam, że to objawy pracoholizmu. Westchnęłam cicho, kręcąc pobłażliwie głową jakbym sama do siebie nie miała siły i otworzyłam szerzej drzwi, korzystając z tego, że już były na wpół otwarte.

Mężczyzna pochylał się nad umywalką, przyciskając biały, mały ręcznik do twarzy.
Chociaż nie byłam pewna, czy dobrze pamiętałam jego barwę, ponieważ aktualnie był nasączony sporą ilością krwi.
Jęknęłam cicho, zakrywając dłonią usta.
Sebastian przekręcił na moment głowę i rzucił mi przepraszające, a może nawet nieco przerażone spojrzenie.

W kilku, szybkich krokach pokonałam dzielącą nas odległość. Oparłam rękę na plecach blondyna, tuż nad pośladkami i spojrzałam na niego z troską.
Chociaż bardziej byłam przerażona, mimo tego, że nigdy nie byłam nadwrażliwa na widok krwi.

— Kochanie — zaczęłam niepewnie — co się stało?

I nim dostałam odpowiedź sięgnęłam po kolejny ręcznik do rąk, zmoczyłam go zimną wodą i zarzuciłam go na kark Seby.

— Pochyl się i uciskaj płatki nosa — poleciłam, przypominając sobie podstawy pierwszej pomocy.

Blondyn nie protestował. Dostosował się do moich wskazówek, nawet nie próbował się kłócić. Oddał mi zakrwawiony ręcznik i tkwił nad umywalką. Na całe szczęście krew płynęła coraz mniej intensywnie, a właściwie prawie wcale.
Mimo to stałam przy nim, gładziłam dłonią jego plecy i czekałam. Nawet jeśli byłam przestraszona. Dzieciom zdarzały się krwotoki z nosa, ale dorosłym? Czyżby był chory? Albo przemęczony?
Zmarszczyłam brwi i westchnęłam ciężko.

Po kilku kolejnych minutach jasnowłosy opłukał twarz wodą, umył ręce i wytarł się w ręcznik, spoglądając na mnie.
Uśmiechnął się lekko, dość nieznacznie i poruszał nozdrzami jakby chciał sprawdzić, czy nie zostały mu w nosie jakieś skrzepy.
— Dobrze się czujesz?

— Moje ego cierpi. Szedłem do kuchni napić się wody i zderzyłem się z drzwiami — przyznał, wzruszając ramionami i zrobił dziwną minę.

Jakby chciał się śmiać, ale z drugiej strony kierowała nim złość.

— Co zrobiłeś? — spytałam głupio, pozwalając moim kącikom ust unieść się naprawdę wysoko.

— Idiotę z siebie, nie śmiej się, kochanie — ostrzegł, ale na to było już za późno, ponieważ wybuchnęłam śmiechem, a Bastian dołączył do mnie po chwili.

Staliśmy w łazience i śmialiśmy się dłuższy moment.
Skończyłam, ścierając łzy z policzków.

— Mój mąż to ciapa — zauważyłam z rozbawieniem i poklepałam go po ramieniu jakbym chciała dodać mu otuchy.

— Samiro! — upomniał mnie, udając, że go ubodły moje słowa i dźgnął mnie palcem wskazującym w żebra.

Odskoczyłam w tył, starając się uniknąć jego dotyku.

— Za karę robisz śniadanie, ale wcześniej sprawdźmy, czy nadasz się na miss mokrego podkoszulka — rzucił pewnie i nim chociażby zdołałam zaprotestować, złapał mnie w ramiona i mimo mojego oporu wciągnął do kabiny, odkręcając wodę, która opadła na nas z deszczownicy.

Pisnęłam, podskakując w miejscu, ponieważ nie oszukujmy się, była ona wręcz lodowata.

— Zabiję cię — zagroziłam mu, starając się wyrwać.

Bezskutecznie.

— Będziesz bogatą wdową — skomentował z cynicznym uśmiechem i pochylił się w moim kierunku, by ucałować moje czoło.

Cofnął dłonie i pozwolił mi wyjść z kabiny, co niezwłocznie uczyniłam, trzęsąc się. Byłam ciepłolubna, w każdym tego słowa znaczeniu.

— Wyglądasz cholernie seksownie, misiu kolorowy — oświadczył, puszczając do mnie tak zwane perskie oczko i zajął się zsuwaniem z siebie bokserek, a gdy już to zrobił, rzucił nimi we mnie i zasunął drzwi od kabiny. — Zaprosił bym cię tu z powrotem, ale potrzebuje chłodnego prysznicu i doskonale znam twoje zdanie, wysusz się i idź do łóżka — polecił, uśmiechając się do mnie nieco bezczelnie.

Wiedział, ze mnie irytował, a jednocześnie jakoś tak bawił. Był niemożliwy.

— Dupek! — rzuciłam na tyle głośno, by usłyszał i cisnęłam jego bieliznę na podłogę.

Sama zdjęłam mokrą koszulkę i owinęłam się w frottowy szlafrok. Ciepły i miękki, zdecydowanie czegoś takiego potrzebowałam. Korzystając z tego, że jednak nie spałam uznałam, że faktycznie mogę zrobić śniadanie. I chociaż było wcześnie, a moje chęci do życia wręcz zerowe, byłam świadoma, że zrobienie kilku tostów i jajecznicy, czy też kawy nie wychodzi poza moje aktualne zdolności.
Skierowałam się do kuchni, włączyłam radio, by nieco się rozbudzić, chociaż musiałam przyznać, że krwotok Sebastiana skutecznie wzmożył moją przytomność.

Z lodówki wyjęłam potrzebne składniki i je pokroiłam. Później zajęłam się uruchomieniem ekspresu i zrobieniem jajecznicy oraz tostów. W każdej czynności towarzyszył mi taniec i ciche podśpiewywanie hitów, które były puszczane przez stację o poranku.
Pozytywna dawka energii.
Po kilkunastu minutach śniadanie było gotowę. Upiłam spory łyk kawy, parząc sobie przy tym język. I chociaż miałam ochotę przeklinać, ważniejsze było przełknięcie gorącego napoju.

— Miałaś spać — zauważył Sebastian, pojawiając się w kuchni.

Oczywiście zabrał swój kubek i objął go smukłymi palcami, rzucając mi karcące spojrzenie.

— Uznałam, że porozmawiam z mężem przy śniadaniu — odparłam, pokazując mu koniuszek języka i opadłam na krzesło.

Nie do końca byłam głodna, ale ktoś to musiał zjeść.

— Skąd pewność, że planuję szybko wyjść?

— A planujesz? — odbiłam pytanie, unosząc nieznacznie brwi i odstawiłam kubek z kawą na blat.

Sięgnęłam po tosta i odgryzłam kawałek, chcąc się czymś zająć.
— Muszę być o siódmej w firmie, umówiłem się z Adamem — przyznał, wzruszając ramionami, dość obojętnie, jakby to było całkiem normalne i zajął miejsce naprzeciw mnie.

Spojrzałam na niego bez zrozumienia, ponieważ to imię nic mi nie mówiło.

— Zagłobą — sprostował, wymieniając imię swojego prawnika.

Złapał widelec i zaczął jeść, co jakiś czas spoglądając na mnie jakby się upewniał czy zrozumiałam.

— To normalne? Sądziłam, że pracujecie od dziewiątej.

— Jestem właścicielem i prezesem, nie do końca mogę tak mało pracować — oznajmił, kręcąc głową jakby to wcale nie było od niego zależne.

Rozumiałam, że musiał wywiązać się z obowiązków.

— Nie pracujesz za dużo? — spytałam, wpatrując się w niego badawczo.

Przesunęłam wzrokiem po jego twarzy, szukając jakichś znaków, bądź wskazówek, które potwierdziłyby moją tezę. Jego niebieskie oczy nadal miały tę intensywną, czystą barwę, chociaż worki pod nimi nie sprawiały, że wyglądał zdrowo i rześko.

— Wyglądasz na zmęczonego — oświadczyłam po momencie lustrowania go.

— Nie chcę przypominać, ani tym bardziej wypominać czym byłem zajęty większą część nocy, albo kim — rzucił mi jednoznaczne spojrzenie i zaśmiał się cicho.

Westchnęłam ciężko i wywróciłam teatralnie oczami jakbym nic sobie nie robiła z jego słów.

— Właśnie to robisz.

— A ty panikujesz i snujesz teorię bez powodu. Naprawdę wpadłem na drzwi — przyznał zniecierpliwiony i odstawił widelec, by sięgnąć po moją dłoń ponad stołem.

Kciukiem pogładził wierzch mojej ręki i westchnął cicho.

— Samira, kocham cię, cieszę się, że się o mnie martwisz, ale niepotrzebnie — skomentował z lekkim uśmiechem.

— Skoro tak mówisz — odparłam, niedbale wzruszając ramionami i odwzajemniłam jego gest, upijając kolejny łyk kawy.

— Tak po prostu jest, a teraz jedz, zeszczuplałaś i najpewniej to ja powinienem się przejmować — zauważył, marszcząc lekko brwi i wypuścił moją rękę z uścisku swoich palców.

— Okej, wiem do czego zmierzasz. Nie martwimy się, nie ma o co. Smacznego — zakończyłam temat, uśmiechając się lekko, na nowo i sama skupiłam się na zjedzeniu śniadania.

Sebastian po prostu się uśmiechnął i dokończył tosty i jajecznicę.
I zajęliśmy się już zwyczajną rozmową dotyczącą planu dnia, czy też tego, czy planuję wrócić na noc do domu. Nie byłam tego pewna. Wiedziałam jak długa droga mnie czeka i nie do końca obawiałam się kilometrów, a tego, do czego chciałam się zmusić, chociaż miałam świadomość jak bardzo jest mi to potrzebne oraz jak mocno tego chcę.

— Kluczyki do Hondy są na komodzie, poziom minus jeden, pierwsze drzwi po lewo, zresztą trafisz — poinstruował mnie Bastian, uśmiechając się do mnie nieznacznie.

— Słucham?  — zmarszczyłam brwi, nie do końca wiedząc, o co tak naprawdę mu chodziło?

Skupiłam się na rozmyślaniu o własnych decyzjach i najpewniej się wyłączyłam.

— Nie potrzebuje dwóch samochodów na raz, więc ty bierzesz jeden. Po mieście faktycznie wygodniej poruszać się komunikacją, ale ty jedziesz znacznie dalej, więc logiczne, że potrzebujesz samochodu — rozwinął swoją myśl blondyn. — Chyba, że wolisz kierowcę to załatwię to z...

— Daj spokój, wezmę auto — postanowiłam, uśmiechając się lekko i podniosłam się z miejsca, kończąc pić swoją kawę.

Ogarnęłam stół z pomocą męża i wstawiłam naczynia do zmywarki, przy okazji sprzątając do końca w kuchni.

— Powoli będę się zbierał.

— Ja idę pod prysznic — odparłam, zerkając na mężczyznę z uśmiechem.

Planowałam po prostu wyjść i udać się do łazienki, ale Sebastian zacisnął palce na moim nasgarstu jak to miał w zwyczaju.

— A jakiś buziak dla męża?

— To już nie sieroty życiowej? — spytałam złośliwie, marszcząc niepewnie brwi.

Zagryzłam od wewnątrz policzek, chcąc opanować chęć śmiechu.

— Jakkolwiek jeśli dostanę za to całusa — mruknął z kpiącym  uśmieszkiem i przyciągnął mnie do siebie.

Wolną dłonią objęłam go w pasie i pokręciłam głową.

— Poświęcę się — wykrzywiłam teatralnie wargi, chcąc pokazać jak wielką rzeczą to będzie i wspięłam się na palce, by dosięgnąć do jego ust.

Przymknęłam powieki i pozwoliłam mężowi na dociśnięcie mnie do jego ciała i pogłębienie pocałunku.
Dosłownie na moment czas się zatrzymał.
Był tylko on. Nasze usta i nic więcej. I było naprawdę dobrze. I chciałam by mogło tak zostać. By nie było trosk, przeszkód i miliarda niepewności, które atakowały nas zewsząd. Bez Aurelii, bez Adriena. Bez oczekiwań, zranionych i zawiedzionych serc. By było właściwie. Tak jak być powinno.

Odchyliłam się nieco w tył, a blondyn rzucił mi spojrzenie spod  wpół przymkniętych powiek.
Uśmiechnął się do mnie i chociaż serce wcale nie galopowało w mojej klatce piersiowej, to i tak ogarnęło mnie na ten widok przyjemne ciepło.

— Pewne tortury są przyjemne — zauważył filozoficznie mężczyzna.

— Będę pamiętać jak chcesz umrzeć — skwitowałam to z niegrzecznym uśmieszkiem i cmoknęłam go jeszcze pospiesznie w usta, nim na dobre się odsunęłam.

Jasnowłosy wybuchnął śmiechem, ale nie skomentował tego, ponieważ w mieszkaniu rozległ się dźwięk jego telefonu.

— Widzisz! Tak żyją prezesi — mruknął, a ja nie do końca wiedziałam, czy się droczył czy faktycznie wkurzał.

Nie powiedziałam nic. Udałam się do łazienki, odkręciłam wodę pod prysznicem, by zdążyła się nagrzać i zdjęłam z siebie szlafrok, odwieszając go.
Później weszłam do kabiny, umyłam włosy i dłuższy czas delektowałam się zapachem mojego kokosowego żelu do mycia oraz ciepłem wody.
Musiałam się zmobilizować, a taki sposób był najlepszy.
Przyjemność, która pozwalała później znieść wiele trosk.
Po dłuższym czasie wyszłam z kabiny i osuszyłam ciało ręcznikiem, a drugi zawinęłam na włosach. Przy okazji nałożyłam maseczke na twarz i czekając, aż wyschnie udałam się do garderoby.

— To już ten moment, w którym żona może straszyć męża? — zażartował Sebastian, rzucając mi spojrzenie poprzez ramię, gdy tylko weszłam do pomieszczenia.

Właśnie kończył wiązać granatowy krawat.

— Nie, jeszcze jestem łaskawa i cię  oszczędzam — odparłam ze śmiechem i sięgnęłam po komplet białej, koronkowej bielizny.

Oczywiście Sebastian tego nie skomentował, ale wystarczył mi jego wzrok i to jak poruszyło się jego jabłko Adama.
Uśmiechnęłam się dumnie i wzięłam jeszcze białe szorty i czarny top na ramiączkach z mnóstwem sznureczków. Sprawdzałam prognozy pogody i zapowiadali upały, a ja nie zamierzałam się rozpływać.

— Chcesz wyjść tak ubrana?

— Oczywiście!

— Rozważę zatrudnienie ochroniarza do zadań specjalnych, to jest do spławiania adoratorów mojej żony, cholera, mogę jechać z tobą?

— Nie, ale cieszę się, że ci się podoba — odpowiedziałam z uśmiechem i udałam się z powrotem do łazienki.

Ubrałam się tam. Rozczesałam włosy. Zmyłam maseczke i nałożyłam delikatny makijaż, a raczej krem bb na twarz i wytuszowałam rzęsy.
Nie suszyłam włosów, miałam pewność, że same dość szybko wyschną. Wróciłam do garderoby, by zabrać bordowy kardigan i narzucić go na siebie. Dochodziła dopiero szósta trzydzieści, a ja nie widziałam sensu w odwlekaniu wyjścia.

— Wychodzisz już? — spytał zaskoczony Sebastian, chowając dokumenty do teczki.

— Tak. Idę po torebkę i kluczyki i jestem gotowa.

— Dokumenty od samochodu są w czarnym pudełku, na komodzie — dodał blondyn, uśmiechając się do mnie.

Oczywiście odprowadził mnie wzrokiem i zaśmiał się, gdy pokazałam mu środkowy palec, gdy przyłapałam go na gapieniu się na mój tyłek.

— Jestem twoim mężem. Co twoje to i moje, więc mogę patrzeć do woli!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro