1 grudnia 2016

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1 grudnia 2016, 10:06, Urząd Stanu Cywilnego

Jak powiedziałam, tak zrobiliśmy. Gdy dziewczyny były w szkole, a Amy podrzuciliśmy moim rodzicom, pojechaliśmy do urzędu, ustalić datę ślubu.

Wczoraj, gdy powiedziałam Jamiemu, że się zgadzam, wręcz porwał mnie w ramiona ze szczęścia. Wydaje się, że jemu wizja małżeństwa podoba się dużo bardziej niż mi. Ja tylko chciałam spokoju i jego na wyłączność.

– Jaki termin by państwa interesował? – zapytała kobieta, zerkając na nas zza swoich kocich oprawek okukarów.

Popatrzeliśmy po sobie i zgodnie udzieliliśmy odpowiedzi.

– Jak najszybszy. Może jeszcze w tym roku?

– Są państwo pewni? Zdążą państwo z organizacją innych spraw?

– Chcemy małą, skromną uroczystość – odpowiedział Jamie. – Choćby to miało być za dwa tygodnie, dalibyśmy radę.

– Ale Jamie – ściszyłam głos. – Może faktycznie dajmy spokój. Ams jest jeszcze maleńka, będzie się męczyć, a poza tym... Teraz będą święta, po co mamy dokładać sobie obowiązków ze ślubem – zauważyłam.

Przytaknął mi.

– Może faktycznie i masz rację. W takim razie w przyszłym roku...

– W styczniu odpada – urzędniczka sprawdziła coś w komputerze. – W lutym mam wolny ostatni tydzień.

– W porządku – oceniliśmy. – To może pod koniec tygodnia? Piątek, sobota?

Kobieta jeszcze raz spojrzała w terminy.

– Dwudziesty szósty? – zapytała.

– Dwudziesty szósty – powtórzyliśmy zgodnie.

– O której godzinie?

No tak. Nie myśleliśmy o takich pierdołach jak godzina naszego własnego ślubu.

– Trzecia?

– Czwarta?

No i nastąpiła różnica zdań.

Urzędniczka się zaśmiała.

– Rozumiem. Wpiszę państwa o trzeciej trzydzieści – powiedziała, wręczając mi kartkę z nabazgranym "26 lutego 2017, 15:30".

Schowałam ją do torebki, a ona wyciągnęła plik dokumentów.

– Oczywiście, pozostały kwestie typowo formalne. Poproszę o państwa pełne imiona i nazwiska. Pan?

– James Christopher Lanham – usłyszałam. Tak bardzo przywykłam do zdrobnienia "Jamie", że aż dziwnym było dla mnie słyszeć pełne imię mojego ukochanego. Nie pasowało do niego. – I, przy okazji, mam pytanie. Bo ja mam córkę z poprzedniego związku...

– Zaraz podpiszemy odpowiedni dokument i po ślubie pańska narzeczona zostanie jej opiekunem prawnym – przerwała kobieta. – Więc, mogę prosić panią o imię?

– Ashley – odpowiedziałam krótko. – Ashley Anne Darke Henderson.

Odnotowała to i znów zwróciła się do nas z pytaniem.

– Jak będzie wyglądała sprawa z nazwiskiem? Mogą państwo nosić różne, jak dotychczas, mogą państwo przyjąć nazwiska siebie nawzajem, mieć podwójne, albo wymyślić całkiem inne...

Zanim Jamie na mnie spojrzał, ja odpowiedziałam.

– Przyjmę nazwisko męża. Rezygnuję z nazwiska matki. Ashley Anne Henderson Lanham – oznajmiłam.

Tak było w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Każde dziecko dostawało nazwiska rodowe obojga rodziców, ale przy ślubie kobieta zostawiała nazwisko ojca i  przyjmowała męża. Nie przyszło mi nawet na myśl, żebym zrezygnowała z obu albo pozostała przy nich, nosząc inne nazwisko niż mąż.

Zwłaszcza, że miałam nazywać się Lanham. Jak mężczyzna, którego kochałam całe życie. Nie mogłam z tego zrezygnować.

Podpisaliśmy wszystko, co niezbędne, choć ostatnie dokumenty mieliśmy podpisać w dniu ślubu. Z największym wahaniem podpisywałam ten, który czynił Amy moją pasierbicą i, na prośbę Jamiego, zmieniał jej nazwisko na dokładnie takie samo, jakie ja miałam nosić po ślubie. Henderson Lanham. Ostatecznie złożyłam w odpowiednim miejscu swój podpis. Jeden z ostatnich jako Ashley Henderson.

Z urzędu wyszliśmy w wyjątkowo dobrym nastroju. Zrobiłam nam zdjęcie przed budynkiem, wrzuciłam do internetu i podpisałam je krótko.

@ashhenderson: Już wkrótce Mrs & Mr Lanham

Niemal natychmiast napłynęły gratulacje, choć nie brakowało i hejterów.

Kiedy oni w ogóle zaczęli ze sobą chodzić?

Ślub? Tak szybko? Ashley, jesteś w ciąży?

Dlaczego mam wrażenie, że tak szybko, jak załatwili ślub, tak szybko będą biec po rozwód?

– Jebać – mruknęłam, chowając telefon do kieszeni. – To może zaprosiłbyś mnie na jakąś kawę czy coś? – zapytałam, jakby z wyrzutem.

Jamie zaczął się śmiać.

– Zapraszam cię na kawę, Ashley – poinformował, jak nigdy, otwierając mi drzwi od auta. – Właściwie to będzie dobry moment, na obgadanie wesela.

1 grudnia 2016, 12:21, kawiarnia, stolik przy oknie

– Dajmy spokój ze spraszaniem połowy miasta. Rodzina i najbliżsi znajomi. Kyle, Jason, Michael, Noah...

– Aaliyah, Lauren... – dokończyłam. – A co z ich dzieciakami? Też mogą być?

– Nie widzę przeszkód. W końcu będzie też Ninnie i Amy, bo z nimi nic nie zrobimy przez ten czas. Annie na pewno chętnie na nie zerknie.

– Ale z drugiej strony... Aaliyah i Michael mają ich piątkę, biedni nie wyrobią z bieganiem za nimi po całej sali. Jeszcze znając ich to cholera wie, może już faktycznie mają szóste w drodze...

– Daj spokój. Trojaczki są już duże, Mickey tak samo... Jedyny ich problem to byłaby Verity. Bardziej martwiłbym się o Weaverów, bo oni mają dwójkę małych dzieci... No, i moje starsze rodzeństwo wypadałoby zaprosić z dzieciakami... Cholera, to będzie przedszkole, nie wesele – roześmiał się Jamie.

– I bardzo dobrze, będzie spokój – oceniłam. – Dobra. Ale jeszcze będzie trzeba wybrać drużbę, druhny, obrączki...

– Ja biorę mojego dobrego znajomego. Obiecałem mu wieki temu, że jak będę brał ślub, to on będzie moim świadkiem. A moja Ninnie na pewno z ogromną przyjemnością poda nam obrączki...

– To w takim razie moją druhną będzie Mandy – oceniłam. – Nada się.

Następne dwie godziny spędziliśmy na ustalaniu szczegółów wesela i ślubu. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy nie zrobić tego jeszcze inaczej. Wyznałam, że zawsze marzyłam o uroczystości kościelnej.

– Ślub cywilny weźmy jedynie w obecności świadków. Tego samego dnia, godzinkę później spotkamy się już ze wszystkimi, w kościele. Myślę, że to będzie dobra opcja – zaproponował Jamie.

Uśmiechnęłam się na myśl, że przejdę przez nawę główną w białej sukni, trzymana pod rękę przez mojego ukochanego tatę.

– Zróbmy tak. I wiesz co? Nie żałujmy pieniędzy na wesele. Okej, gości będzie niewielu, ale zróbmy je tak, żebyśmy je później jak najmilej wspominali – dodałam.

– Nie widzę problemu – zgodził się chłopak. – Tak więc, radziłbym ci, kochana, żebyś mobilizowała Mandy i Annie do wyboru sukni. I zasadniczo, jeżeli tylko masz chęć... Więcej, niż jednej.

Aż mnie to zdziwiło, ale i tak miałam taki zamiar. Wieczorową sukienkę na ślub cywilny, białą na kościelny, a na czas wesela zamierzałam zmienić ją na krótką, dla wygody. Jeżeli miałam na to zgodę, tym bardziej powinnam ją wykorzystać.

1 grudnia 2016, 16:37, salon

Mandy z wielką radością przyjęła moją propozycję bycia druhną na naszym ślubie. A gdy mama przywiozła Amy, my dwie i Ninnie szperałyśmy w internecie, poszukując jak najpiękniejszych sukni ślubnych.

Sama nie wiedziałam, czy wolę coś skromnego, czy jednak pójść na całość. Mandy była zdania, że skoro suknie mają być trzy, to nie powinny być bardzo wystawne, ale Annie uważała inaczej.

– Ślub jest raz w życiu. Powinnaś wyglądać jak księżniczka, w końcu to twój dzień. Popatrz, ta jest piękna – dodała, klikając w jedno ze zdjęć.

Sukienka wyglądała niczym z filmów Disneya. Długa, z tiulowym dołem i gorsetową górą zdobioną koronką. Krótkie, tiulowe rękawki zaczynały się poniżej ramion, ładnie je odsłaniając. Oczyma wyobraźni widziałam, jak idę w tej sukni, w długim, białym welonie, przez kościół, żeby za moment ślubować miłość ukochanemu...

– To w takim razie, pani Henderson, ja wybiorę kolejną sukienkę – wtrąciła się Mandy, i za chwilę znów przeglądałyśmy suknie, ale tym razem kolorowe. Nie chciałam białej sukienki na ślub cywilny.

Jej wybór padł na coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Piękna, gotycka, czarna sukienka, podobnie jak poprzedniczka – z gorsetem i ozdobiona koronką, jednak w dużo mroczniejszym stylu.I to narodziło w mojej głowie kolejny pomysł. Para metalowców i ślub w gotyckim stylu. To byłoby coś...

Wyobraziłam sobie siebie, w tej sukience, siatkowych rękawiczkach i ciężkich butach. Być może i w czarnym welonie? Mogłam wyobrazić sobie ciemny makijaż oczu, czarną szminkę i masywną biżuterię... A obok mnie Jamiego, w podartych rurkach, glanach i ramonesce... Musiałam go o to zapytać.

– Jest cudowna, ale tylko pod warunkiem, że zrealizuję pomysł, który mi właśnie wpadł do głowy – zachwyciłam się. – Porozmawiam z Jamiem i powiem mu, co chcę zrobić. I pozwólcie – dodałam po krótkim zastanowieniu – że ostatnią sukienkę wybiorę sama. Później powiem wam, ile mamy kasy, i poproszę, żebyście wybrały mi jakąś ładną biżuterię i bukiet... Boże, ja wychodzę za mąż!

Mandy poklepała mnie po plecach.

– Nareszcie. Po tylu latach podchodów w końcu oficjalnie będziesz moją szwagierką.

– Mandy, ja nie mogę uwierzyć w sam fakt, że wychodzę za twojego brata – wyznałam.

Jamie Lanham. Ten chłopiec, który spędzał całe dnie ze mną, jakbym była jego młodszą siostrzyczką. Ten, który zawsze wydawał mi się starszy, poważniejszy, i który był poniekąd moim wzorem. Ten, który zabierał mnie ze sobą wszędzie jako młodą nastolatkę, podczas gdy jego koledzy już byli w związkach z rówieśniczkami. Wtedy jeszcze nie patrzyłam na niego, jak na obiekt westchnień.

A z czasem zaczęłam dostrzegać, że jest naprawdę przystojny. Pokochałam w nim wszystko. Oczy, włosy, głos, jego talent, odpowiedzialność i troskliwość... Pokochałam jego najmłodszą siostrę jak własną, której nigdy nie miałam. A on? On pokochał inną.

A teraz siedziałam z mamą i najlepszą przyjaciółką, obgadując szczegóły wesela. Naszego wesela. Lada moment miałam stać się panią Lanham. Ashley Lanham. Nie docierało to do mnie.

Mama się uśmiechnęła.

– Ale tak się dzieje. A ja mogę tylko się cieszyć, że oddaję cię w jego ręce. Jamie ma wady, co obie dobrze wiemy. Ale jestem pewna, że przy nikim nie będzie ci tak dobrze, jak przy nim.

– Niech tylko spróbuje jej cokolwiek zrobić, to będzie miał do czynienia ze mną – roześmiała się Mandy.

Mandy kochała brata, ale nie była dobrotliwą Annie. Ona nie wybaczała mu błędów, tylko dopilnowywała osobiście, żeby ponosił ich konsekwencje. To ona się z nim wykłócała, tłumacząc, że zrobił źle. Aż trudno było uwierzyć, że to ona była młodsza, i to aż o sześć lat.

– Wiedziałam, Ami, że na ciebie można liczyć – Annie przytuliła moją przyjaciółkę.

– Do usług, pani Henderson – Amanda posłała mojej mamie śliczny uśmiech. – Jejku. Ogarniasz, Ash? Będziemy rodziną.

– Do mnie też to nie dociera – stwierdziłam. – Dobra. Muszę sobie jeszcze parę rzeczy przemyśleć, pogadam z Jamiem, bo podsunęłaś mi pewien pomysł, i w najbliższym czasie znowu was zwołam.

1 grudnia 2016, 18:49, sypialnia

Gdy zostałam sam na sam z Jamiem, pozwoliliśmy sobie parę rzeczy omówić na spokojnie, przy lampce wina i słonych przekąskach.

– Mandy mi podsunęła pewien pomysł – zaczęłam, otwierając w laptopie stronę z sukienką wybraną przez młodą Lanham.

Jamie upił łyk wina.

– Aż się boję, co znowu wymyśliła i jeszcze bardziej boję się z tego powodu, że tego nie odrzuciłaś.

Uśmiechnęłam się.

– Jej pomysł był genialny. Spójrz. Taką sukienkę wybrała mi na ślub cywilny – odwróciłam laptop w jego stronę. – Oboje jesteśmy metalowcami. Wyobraź sobie. Ja w gotyckiej sukience, w ciężkich butach, czarnym makijażu... Ty w ramonesce, glanach, też z podmalowanymi oczami, jak na scenie... Bardziej po naszemu nie mogłoby to być.

Opowiadałam mu wszystko z ogromną ekscytacją w głosie.  Gotycki ślub. To by było coś... Jeszcze zdjęcia utrzymane w takim mrocznym, tajemniczym klimacie... Nikt by tego nie zapomniał.

Jamie tylko się roześmiał.

– Tylko Mandy mogła na to...

– Nie. Pomysł jest mój. Tylko zaczęło się od sukienki, którą wybrała Mandy – przerwałam. – Zróbmy to. To będzie najlepsza część tego dnia, przysięgam.

– W porządku – zgodził się Jamie. – Możemy tak zrobić. Właściwie masz rację... Tylko wyobraź sobie, co będzie po publikacji zdjęć. Pół internetu będzie rozprawiać o tym, co wymyśliliśmy...

– I bardzo dobrze – oceniłam. – Niech piszą. Ważne, że my zrobimy to tak, jak będziemy chcieli.

Odłożyłam laptop i położyłam głowę na ramieniu swojego... narzeczonego? Biorąc pod uwagę, że mieliśmy lada moment wziąć ślub, to chyba było bardziej odpowiednie określenie.

– Lista gości już wstępnie jest. Dopracujemy ją jutro i rozejrzymy się za salą...

– Trzeba wybrać jakieś przyzwoite menu, żeby nikt nie wyszedł głodny...

– I wybrać obrączki...

– Zamówić stroje...

– ...I żeby tradycji stało się zadość, powinienem jeszcze ogarnąć ci pierścionek – chłopak dokończył swoją myśl.

– Daj spokój z pierścionkiem – machnęłam ręką. – Nie musisz mi się oświadczać, jeżeli mamy już ustaloną datę ślubu.

– Dobrze wiesz, że i tak to zrobię – Jamie wzruszył ramionami. – Znaczy, w sumie to nie zamierzam ci się oświadczać, bo to nie ma sensu. Ale coś wykombinuję. Zobaczysz.

Chciałam coś powiedzieć, ale Amy zaczęła łkać w łóżeczku. Podeszłam do niej i delikatnie ją przytuliłam.

Mała coraz bardziej się do mnie przyzwyczajała. Lubiła, jak nosiłam ją na rękach czy usypiałam, nucąc kołysanki. Podobało mi się to, bo dzięki temu jej tata miał chwilę spokoju. Wcześniej musiał do niej co trochę chodzić, na mnie reagowała tylko jeszcze większym płaczem.

Jamie przytulił nas obie i ucałował mnie w szyję.

– Jeszcze tylko troszkę, Ams – szepnął – i Ashley będzie twoją mamusią.

Dziewczynka, jakby zrozumiała, w odpowiedzi mocno zacisnęła paluszki na mojej bluzce.

– Nie mogę się doczekać – uśmiechnęłam się, głaszcząc po włoskach maleństwo. Moje maleństwo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro