12 października 2016

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

12 października 2016, 13:07, dom Jamiego, pokój Ninnie

Chociaż ostateczna decyzja nadal nie była podjęta, ja i Jamie spędzaliśmy razem znacznie więcej czasu, ku uciesze małej Lindsay. Nawet jeżeli chciała być sama, wydawał się ją cieszyć sam fakt, że byłam u nich w domu, albo to oni byli u mnie... Była szczęśliwa. Chciałam tego od dawna. Uszczęśliwiłam i ją, i siebie, wchodząc w bliższą relację z jej starszym bratem.

Formalnie nadal nie byliśmy razem. Raczej była to znajomość na zasadzie tej z Kyle'em, choć nieco rozważniejsza.  Przez to, ile czasu ze sobą spędzaliśmy, przestaliśmy się na siebie rzucać i lizać się bez pamięci w każdej wolnej chwili. Raczej robiliśmy to rzadziej, gdy Ninnie zostawała sama, albo wcale jej nie było. Zazwyczaj wieczorami, gdy zbliżał się czas rozstania. Nie zostawałam u niego na noc, nie pozwalaliśmy też sobie na przekraczenie ostatniej granicy. Być może i tego chciałam. On bez wątpienia tak samo, ale po akcji z Alexandrą stwierdził, że woli się na razie wstrzymać. Co nie zmieniało faktu, że wiedziałam, że mu się podobam wizualnie. Chętnie obdarowywał pocałunkami całe moje ciało, zsuwając ze mnie ramiączka czy rękawy bluzek. Dodatkowo, pod moim prawym uchem niemal cały czas była malinka. Z racji iż nosiłam zawsze rozpuszczone włosy, nikt jej nie zauważał. Czułam jednak, jakby w ten sposób James podkreślał pewnego rodzaju zaborczość. Niby nic nas nie łączyło, ale jakby już traktował mnie jak własną.

Z Kyle'em umówiłam się na chwilę wieczorem. Nie zamierzałam rozmawiać z nim długo. Chciałam mu powiedzieć tylko, że nie wyjdzie nam nic poważnego i chcę to skończyć. Zaboli go to, na pewno. Ale im wcześniej, tym tak naprawdę lepiej. Zwłaszcza, że już pewnym było, że za kilka miesięcy publicznie pokażę się przy boku przystojnego muzyka, w którym skrycie podkochiwałam się od dawna. I zapewne pchając przed sobą wózek z jego dzieckiem.

– Patrzcie! – Lindsay podbiegła do nas ze swoim rysunkiem. Usiadła na  kolanach starszemu bratu, który wziął od niej kartkę.

Rysunek przedstawiał cztery postaci. Najwyższa miała długie włosy i brodę, jak Jamie. Trzymała za rękę postać o bardzo długich, żółtych, kręconych włosach. Te żółte loki na pewno miały należeć do mnie. Ta postać z kolei trzymała za rękę dużo mniejszą, uczesaną w dwie brązowe kitki. Ninnie. Obok stała postać o krótszych, ciemnych włosach, najpewniej symbolizująca Mandy. Z kolei przy brodatym ludziku stało coś jakby... wózek?

– Tak będzie niedługo, prawda? – zapytała dziewczynka. – Ashley będzie z nami cały czas i będziemy chodzić na spacery z twoim dzidziusiem?

James się uśmiechnął i popatrzył na mnie.

– Nie wiem, czy Ashley z nami za szybko nie zwariuje – stwierdził. – Ale tak. Będziemy chodzić na spacer z tym moim szkrabem...

– Jamie?

– Mmm?

– Bo mówiłeś mi, że żeby mieć z kimś dzidziusia, to trzeba tą osobę kochać...

– To prawda.

– To czemu to Alexandra będzie jego mamą, a nie Ashley? Przecież jej nie kochasz.

James lekko spoważniał. Próbował coś wymyślić.

– Ale ją kochałem. Bardziej, niż kiedykolwiek powinienem – sprawiał wrażenie obrzydzonego sobą, gdy to mówił. – Udawałem, że Ashley to nikt ważny... Teraz muszę ponieść tego konsekwencje. Poza tym. Alexandra nie będzie matką tego dziecka – ocenił, bardzo pewny swoich słów.

Popatrzyłam na niego pytająco.

– Ona je urodzi, a w istocie nie będzie łączyło ją z tym dzieckiem nic, poza więzami krwi. Prawdopodobnie maleństwo nigdy jej nie pozna. Mamą będzie ta kobieta, która je pokocha jak własne i wychowa. I mam nieodparte wrażenie, że ta kobieta siedzi teraz obok mnie.

Moje pytanie zamieniło się w zdziwienie.

– Pomogłabym ci, nawet jeżeli nie mielibyśmy być razem, ale... Nie wiem, czy to nie będzie za dużo, żeby nazywać mnie mamą – stwierdziłam.

– Będziesz z tym dzieckiem niemalże od dnia narodzin. Ty pomożesz w jego wychowaniu, ty przyczynisz się do jego malutkich sukcesów... Dopilnuję osobiście, żeby maleństwo nie miało nazwiska Alexandry i żeby ona sama zniknęła z jego życia. Nie chcę mieć z tą kobietą nic do czynienia...

– Shee, a ty będziesz z nami mieszkać? – zapytała Ninnie, wskakując mi na kolana. – Tak jak Alexa?

Z lekka zdziwiło mnie jej pytanie, ale szybko jej odpowiedziałam.

– Na razie jest za wcześnie, żeby którekolwiek z nas wiedziało takie rzeczy. Poza tym, nie chcę zbyt szybko zostawić mamy samej...

– Zostawisz Annę – wtrącił Jamie. – Szybciej, niż ci się wydaje. Shee, masz prawie dwadzieścia lat. Twój ojciec w twoim wieku spłodził sobie córkę, a Annie już jako osiemnastolatka z nim mieszkała. Niech się cieszą, że ty sobie jeszcze dziecka nie zmajstrowałaś.

– Jeszcze – podkreśliłam. – W końcu coś skonstruujemy, i co wtedy?

– Nic – Jamie wzruszył ramionami. – Moje pierwsze dziecko będzie się przynajmniej miało z kim bawić... Ale i tak wolałbym póki co nie mieć więcej dzieci. Za rok, dwa, jak najbardziej. Zresztą. Najpierw niech urodzi się pierwsze.

Zostawiliśmy małą samą w jej pokoju, a sami poszliśmy do sypialni Jamiego. Duże, jasne pomieszczenie z dwuosobowym łóżkiem pośrodku. Poza nim w pokoju stały tylko biurko, regał i szafki nocne. Ubrania trzymał w malutkim pomieszczeniu, do którego wchodziło się właśnie przez sypialnię.

James objął mnie w talii i posadził mnie sobie na kolanach. Ucałował mnie w szyję, ostatecznie zostawiając na niej sinofioletowy ślad. Cicho jęknęłam. Lubiłam to uczucie, ale jego efekt niekoniecznie.

– Jamie! – pisnęłam, odwracając się do chłopaka. Zmierzwił mi włosy i uśmiechnął się do mnie.

– Co tam, Ashley? – zapytał, mocniej mnie obejmując.

– Nic. Znowu będę mieć ślad...

– Zakryjesz włosami i nikt tego nie zauważy. Nie przeżywaj tak tego – odparł chłopak.

– Nie przeżywam. Zastanawia mnie tylko, co to ma na celu.

– Wkurwić Kyle'a – roześmiał się Jamie. – Na pewno gdy dzisiaj do niego pojedziesz, zacznie się do ciebie przystawiać. Od paru ładnych dni się nie widzieliście, będzie chciał cię od razu zaciągnąć do łóżka...

– Pewnie tak – zauważyłam z pewnym niepokojem. – Ale bądź spokojny. Do niczego nie dojdzie.

– Niczego ci nie zabraniam, ale i tak doceniam.

– Wolę się już określić – odparłam. – Już nie będę potrzebowała go aż tak blisko. Poza tym sądzę, że mu się odechce, gdy mu powiem, jaka jest sytuacja.

Jamie przytulił mnie do siebie i zaczął mnie głaskać po włosach. Przemilutkie uczucie.

– Tylko bądź spokojna. Szkoda, żebyście jeszcze się posprzeczali na sam koniec, zwłaszcza, że wszyscy gramy w jednym zespole...

– Będzie bardzo ciężko – westchnęłam. – Mam wrażenie, że liczył na coś więcej.

– I zupełnie mu się nie dziwię. Kyle raczej nie jest konfliktową osobą, powinien cię zrozumieć. Lepiej się dobrze przygotuj do tej rozmowy. A. I powiedz mi trochę wcześniej, to cię zawiozę.

12 października 2016, 18:03, parking przy kawiarni, niedaleko domu Kyle'a.

– Nie śpiesz się. Wyjaśnijcie sobie wszystko, ale pamiętaj, co ci powiedziałem. Bądź spokojna. Będzie dobrze. Ja tutaj na ciebie zaczekam.

Po zaparkowaniu auta Jamie jeszcze przez pewien czas mnie uspokajał. Choć wiedziałam, że nie ma się czego obawiać, stresowała mnie wizja pójścia do chłopaka, który bez wątpienia coś do mnie czuł i powiedzenia mu, że nic z tego nie wyjdzie. Że wybrałam kogoś innego. Kogo on doskonale zna, kto jest jego dobrym znajomym. Bez wątpienia sprawi mu to ogromną przykrość.

– James, ale...

– Ciiii – chłopak położył palec na moich ustach i przybliżył się do mnie na tyle, na ile mógł. – Po prostu idź. Miej to już za sobą.

Gdy skończył mówić, złożył na moich ustach czuły pocałunek. Posłałam mu słaby uśmiech i wyszłam z auta, uważając, żeby zbyt mocno nie trzasnąć drzwiami. Jamie był wyjątkowo przewrażliwiony na tym punkcie.

Z mocno bijącym sercem i masą myśli kłębiących się w głowie spacerowałam w stronę domu Kyle'a. Co jeżeli będzie zły? Co, jeżeli nie spodoba mu się fakt, że wybrałam Jamiego? Co, jeżeli wpłynie to również na relacje między nimi? Co, jeżeli po takim incydencie nie będzie chciał nas w zespole? Jeżeli nie będzie chciał nas za przyjaciół?

Odpowiedzi na te pytania miałam poznać za chwilę.

Zadzwoniłam do drzwi. Dosłownie za chwilę otworzył mi przystojny metalowiec. Ktoś, kto sprawił, że ostatni czas był dla mnie wyjątkowo piękny i niemalże pozwolił mi zapomnieć o kimś, kogo darzyłam równie dużą miłością.

Zaraz miał się dowiedzieć, że to koniec.

– Ashley! – pisnął, mocno mnie przytulając. – Nie mogłem się doczekać...

Odwzajemniłam jego uścisk, ale chyba wyczuł, że coś jest nie tak. Musiałam być naprawdę spięta, bo chłopak zwolnił uścisk i popatrzył na mnie z niepokojem. Zanim zadał jednak jakiekolwiek pytanie, wpuścił mnie do środka.

Usiedliśmy na sofie w salonie. Dotarło do mnie, że jestem nienaturalnie sztywna i wyprostowana, ale z jakichś przyczyn nie mogłam się swobodnie oprzeć.

– Coś się stało, mała? – zapytał Kyle. – Wyglądasz, jakbyś miała mi powiedzieć co najmniej, że jesteś w ciąży – spróbował zażartować.

Przez chwilkę układałam w głowie, co mam powiedzieć.

– To by mi chyba przyszło z większą łatwością – odpowiedziałam, nerwowo bawiąc się pierścionkiem na swojej prawej ręce. – Kyle, ja... Nie wiem, jak ci to powiedzieć. Ostatnimi czasy było mi z tobą niesamowicie dobrze. Czasami naprawdę miałam wrażenie, że to ma szansę trwać dłużej. W pewnym sensie cię pokochałam i kocham nadal. Ale... Doskonale wiedziałeś, że był ktoś jeszcze – ciągnęłam. Kyle mnie słuchał, nie przerywając, za co byłam mu wdzięczna.  – Wydawało mi się, że się z niego wyleczyłam, ale wystarczył jeden impuls, żeby te uczucia wróciły.  Kyle, ja... Podjęłam decyzję, która była nieunikniona. Nie chcę już dłużej tkwić w dwóch relacjach, które do niczego nie prowadziły. Nadszedł moment, gdy musiałam wybrać. I myślę, że doskonale wiesz, jaką decyzję podjęłam.

– Wybrałaś Jamiego – to, co powiedział, nie było nawet pytaniem. Nie było w tym ani krzty wątpliwości.

Przytaknęłam, mając wrażenie, że zaraz się rozpłaczę z emocji.

Ku mojemu zdziwieniu, Kyle wyglądał na spokojnego. Bardzo spokojnego.

– W porządku, mała – uspokoił mnie. – Jest mi przykro, ale spodziewałem się tego. Widzę, jak patrzysz na Jamiego, odkąd się pojawiłaś w zespole. Słuchałem, jak przejmujesz się tą małą. Mandy mi niejednokrotnie mówiła, że o tysiąckroć wolałaby ciebie na miejscu tej, jak jej było? Alexandry? Rozmawiałem z nią niedawno, była przeszczęśliwa, mówiąc mi, że Jamie zerwał z tą dziewczyną i widziała go całującego się z tobą. Wiedziałem, co się święci, ale nic nie mówiłem. Formalnie w końcu nie byliśmy razem...

W gardle urosła mi gula rozmiarów małego grejpfruta. Nie byłam w stanie nic powiedzieć, do oczu napłynęły mi łzy.

– Mała... Wiem, że to była dla ciebie trudna decyzja, ale wierzę, że podjęłaś ją dobrą. Będziecie uroczą parką – Kyle spróbował się uśmiechnąć. – Tylko nie pokazujcie tego, proszę, zbyt bardzo, na próbach zespołu. Ja i Jase nie musimy tego oglądać. No już. Nie rycz, bo to raczej ja tu powinienem płakać.

Na mojej twarzy pojawił się nikły uśmiech. Kyle rozłożył ramiona.

– Chodź tutaj – zachęcił, a ja usiadłam bliżej i pozwoliłam, żeby mnie przytulił. – Niczego nie żałuję. Było naprawdę cudownie, ale masz rację. Lepiej zakończyć to, zanim będzie za późno.

Po tych słowach byłam już zdecydowanie spokojniejsza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro