19 grudnia 2016

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

19 grudnia 2016, 14:19, dom Weaverów

Żeby nieco odpocząć od spraw związanych z organizacją wesela, zaczęliśmy spędzać sporo czasu ze znajomymi. Przy okazji nieco bliżej poznaliśmy Lauren i Noah Weaverów. A trzeba przyznać, byli cudownymi ludźmi.

Noah, ten zabójczo przystojny metalowiec podobał mi się tym bardziej, im dłużej go znałam. Nie dosyć, że oblegały go jego własne dzieci, to z wielką przyjemnością nosił na rękach i zabawiał Amy. Ona zresztą bardzo szybko go polubiła.

Lauren, rówieśniczka mojego Jamiego, sprawiała wrażenie dużo starszej niż w rzeczywistości. I nie chodzi tu o wygląd, bo miała bardzo dziewczęce rysy twarzy. Zachowywała się jednak jak dojrzała kobieta i wspaniale spełniała się w roli żony, matki i matki zastępczej dla ich najstarszej pociechy, Lily. Z dużo mniejszym entuzjazmem jednak podchodziła do naszej Amy. Właściwie jej unikała.

Wyznała mi powód, gdy panowie poszli na górę. Noah zaczął narzekać na jedną ze swoich gitar, a Jamie postanowił spróbować mu pomóc.

– Szczerze mówiąc, Ashley, gdyby nie Noah, to byłaby z nami tylko Lily – powiedziała, wpatrując się w swoje dzieci, oglądające bajki. – Kocham ją jak własne dziecko i czułam, że musimy jej pomóc. Wtedy Nee zaproponował adopcję. I nigdy niczego nie pragnęłam tak, jak tego. Ale byłam bardzo młoda, miałam tylko dziewiętnaście lat.

– I dobrze wiesz, że wszyscy cię za to podziwiają – wtrąciłam. – W dodatku niedługo później urodziłaś własne dzieci...

Lauren się zaśmiała.

– Bo Noah o nich marzył. Gdyby to zależało tylko ode mnie, do tej pory nie zdecydowałabym się na dziecko. Boję się opiekować niemowlętami, nie nauczono mnie, jak kochać dziecko, jak się nim opiekować... Nie rozumiem, jak można szaleć z miłości po urodzeniu dziecka... Urodziłam parkę. Nie poczułam tego napływu euforii, tego zauroczenia dziećmi, nic. Byłam tak zmęczona, że marzyłam tylko o śnie. Nawet ich nie widziałam po porodzie, Noah dał im imiona i to on się nimi później opiekował. Teraz są starsze, to jest mi łatwiej. Ale niemowląt się boję, dlatego nie chcę mieć zbyt bliskiego kontaktu z waszą Amy. Urocza dziewczynka, ale o przytulaniu i braniu na ręce pogadamy jak podrośnie.

Słuchałam jej z pewnym zdziwieniem. Nie rozumiałam, jak może wykonywać wszystkie swoje obowiązki jako matki z poczucia obowiązku.

– Ale żeby nie było. Oczywiście, kocham moje bliźniaki, dbam o nie i chcę dla nich jak najlepiej, jednak uważam, że urodziłam je za wcześnie. Tak więc dobrze ci radzę, lepiej się wstrzymajcie z dziećmi. Jamie ma Amy, na rodzeństwo przyjdzie pora – poradziła na koniec, wpatrując się w leżącą w nosidełku Amy.

– Jasne. Ja nawet bym nie chciała teraz rodzić dziecka – odpowiedziałam, podając małej palec. Natychmiast go chwyciła. – Mamy jeszcze czas.

– Pewnie. Jeszcze jesteście młodzi, nie ma się z czym śpieszyć. A jak przygotowania do ślubu? Masz już sukienkę? – zapytała z uśmiechem Lauren.

– Nawet dwie. Jeszcze myślę nad trzecią, żeby nie być przez całe wesele w długiej sukni...

Dziewczyna położyła dłoń na moim ramieniu.

– Nie wiem, czy jest sens kupować tyle sukienek, szczerze mówiąc – powiedziała. – Ja miałam jedną. Dosyć drogą co prawda, ale jedną i uważam, że to naprawdę wystarczy. Nie wiem, jakie są twoje, ale chyba warto mieć przepiękną suknię i mieć ją na sobie ten jeden, jedyny raz w życiu, przez cały dzień? – oceniła. – Długa suknia w wcale nie jest jakimś dużym problemem.

– Zobaczę – odpowiedziałam wymijająco.

W tym czasie nasi panowie zeszli na dół. Jamie z widocznym entuzjazmem odebrał ode mnie córeczkę i czule ją przytulił.

– Wszystko było okej? – zapytał. Potwierdziłam.

– Spokojna jak trusia – uśmiechnęłam się.

Noah wpatrywał się w małą Amy jak w najpiękniejszy obrazek. Jakby był zafascynowany widokiem maleństwa.

– Lauren? – zaczął z uroczym uśmiechem i delikatnie objął swoją żonę w talii.

– Nie ma mowy – odparła chłodno dziewczyna. – Ani jednego dziecka więcej...

– Ale spójrz tylko na tą kruszynkę...

– Śliczna dziewczynka, ale jakbyś nie zauważył, niedawno mieliśmy dwa takie urocze okruszki. Tyle tylko, że podrosły.

– Na miłość Boską, już Josephowie sobie co chwilę robią dzieci – wtrącił się Jamie. – Macie trójkę, mało wam?

– O dwoje za dużo – mruknęła Lauren, wyrywając się z objęć męża i poszła na górę.

– Co jej jest? – zapytałam. Lauren wydawała się wręcz zła.

– Naprawdę, nie mam pojęcia, Ash – odpowiedział Noah. – Kocham tę dziewczynę nad życie, ale czasem jej nie rozumiem...

– Wiesz. Są rzeczy, których się nie wymusza na innych – zauważyłam. – Być może i Lauren sprawdza się jako mama, ale już zawsze będzie miała ci za złe, że zaszła w ciążę tylko dlatego, że ty tego chciałeś. Wcale się jej nie dziwię.

Noah popatrzył na mnie lekko poddenerwowanym tonem.

– Być może i masz rację, ale gdybyś wiedziała, ile zrobiłem dla tej dziewczyny, chyba przyznałabyś mi, że ta jedna prośba to było stosunkowo niewiele – usłyszałam.

Nie wiem, czy przyznałabym, cokolwiek by to nie było. On poprosił ją o zbyt wiele. Całkowicie rozumiałam jej reakcję, jej nastawienie...

Ale sama jej cholernie zazdrościłam, że mając tyle lat, co ja, była z kimś na tyle pewnym, że wzięła z nim ślub i doczekała się z nim dziecka. A ja? Kochałam Jamiego, wychodziłam za niego za mąż...

Jednak nigdy w życiu nie powiedziałabym, że jestem go na tyle pewna, żeby decydować się z nim na dziecko.

19 grudnia 2016, 17:09, salon

W domu przywitała nas mała Ninnie. Mocno mnie przytuliła i wskoczyła mi na ręce.

– Tęskniłam za wami – powiedziała, po czym wtuliła się w swojego brata.

– My za tobą też, Ninnie – odparłam, mierzwiąc jej włosy.

Jamie za to tylko na nią spojrzał.

– Mów wprost, mała. Chcesz iść na lody, czy wyczaiłaś fajną bajkę w kinie? – uśmiechnął się. – Ty nigdy za mną nie tęsknisz bez powodu.

Wzięłam od niego Amy i popatrzyłam na nich oboje, ciekawa reakcji Lindsay.

Ona jednak tylko wyciągnęła ręce, prosząc, żeby ją podniósł. Zrobił to i ucałował siostrę w czoło.

– Po prostu się stęskniłam, bo Mandy nie chciała się ze mną bawić – wyznała dziewczynka, mocno obejmując Jamiego za szyję.

– Żartujesz? Mandy nie chciała się bawić? – Jamie udał zaskoczonego. – Chodź. Pogadamy sobie z nią, a ty, Shee, pilnuj mi dziecka – polecił, idąc z Ninnie do pokoju Amandy.

Ja zostałam ze śpiącym niemowlęciem. Nic nie zapowiadało, żeby miała się obudzić. Zaniosłam ją do naszej sypialni i powoli ułożyłam w kołysce. Zaczęłam ją głaskać po wnętrzu rączki, a ona odruchowo ścisnęła mój palec. Milutkie uczucie.

Im dłużej z nami była, tym mniej przeszkadzało mi, że Amy nie jest moją córeczką. Pokochałam to dziecko bez względu na wszystko i już lada moment oficjalnie miałam stać się jej mamą.

Gdy przy niej stałam, wszedł Jamie. Przytulił mnie od tyłu i pocałował w szyję, doskonale wiedząc, że to uwielbiam.

– Proponuję skorzystać z tego, że Mandy oddała Ninnie komputer, a ten mały potworek śpi i udać się do łóżka, celem stworzenia drugiego takiego potworka – mruknął z lekkim uśmiechem Jamie.

Także się uśmiechnęłam.

– Jasne, ale bez prokreacji – odpowiedziałam, odwracając się do niego.

Niewiele myśląc, zamknął drzwi na klucz, po czym niemal się na niego rzuciłam, obejmując go mocno ramionami. Podtrzymywał mnie za uda i ostatecznie posadził mnie na biurku. Zaczęliśmy się całować, a Jamie w międzyczasie wsunął dłonie pod moją bluzkę i walczył z zapięciem biustonosza. Gdy już udało mu się go zdjąć, jednym ruchem ściągnął ze mnie górę ubrania, odsłaniając piersi. Wziął jedną do ręki, znów obejmując moje wargi swoimi. Czułam, jak dotyka moich piersi, delikatnie je ściskając.

Jego palce delikatnie ześlizgiwały się niżej, zahaczając o moją spódniczkę. Nie zdjął jej jednak, tylko wsunął dłoń pod nią, drażniąc mnie przez materiał bielizny. Mruknęłam mu cicho prosto do ucha. Musiał uznać to za zachętę, bo chwilę później już nie miałam na sobie majtek i doskonale czułam jego dotyk na sobie. Robił to delikatnie, z ogromnym wyczuciem, ale sprawiał, że było to dla mnie niesamowicie przyjemne.

W krótkiej przerwie zdążyłam rozpiąć mu koszulę i rzucić ją gdzieś za niego. Uśmiechnął się i wsunął swój język do moich ust. Odwzajemniłam ten pocałunek, i w tym momencie poczułam, jak wsuwa we mnie dwa palce. Mój jęk został stłumiony przez pocałunek.

Po jakimś czasie kochaliśmy się. Tak delikatnie i czule, jakby to był nasz pierwszy raz. Tak, że poczułam się przy nim piękna, wystarczająca i kochana. Tak, że zbudowało się we mnie poczucie... nie wiem, bezpieczeństwa? Coś takiego, że poczułam, że będzie nam dobrze.

Tak, że było mi cudownie, jak nigdy dotąd.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro