20 marca 2017

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1 marca 2017, 13:41, studio nagraniowe

Im dłużej byłam z Jamiem, tym bardziej miałam wrażenie, że Mandy jednak się myliła. Choć dużo pracowałam przy sprawach technicznych i mało przebywałam w domu, Jamie spędzał ze mną i z małą każdą wolną chwilę. Z niesamowitym oddaniem zajmował się czteromiesięczną już córeczką. Uparcie powtarzał jej słowo "tata", czekając, aż w końcu je powtórzy. Gdy przychodziła Ninnie, powtarzał jej imię, to samo czynił przy Mandy, jakby chciał, żeby Amy kojarzyła imiona z konkretnymi osobami. Dużo się z nią bawił, nosił ją na rękach, mówił do niej... Bez wątpienia czuł z córką dużo głębszą więź niż ja.

Ja przecież doskonale wiedziałam, że to nie jest moje dziecko i to dziecko dobrze wiedziało, że nie jest moje. Czułam, że choćbym nie wiem jak się starała, ona będzie wolała Jamiego. Niemniej jednak, zgodnie z prawem mogłam nazywać się jej mamą i mogłam decydować o niej w tym samym stopniu, co biologiczny ojciec. Tylko o czym, skoro było to czteromiesięczne niemowlę?

Studio nagraniowe stawało się moim drugim domem. Całe dnie spędzałam w towarzystwie Michaela i Noah, myśląc nad nowymi utworami.

I sposobami poderwania tego drugiego, ale mniejsza o to. Chociaż zdawało mi się, że w Noah coś się zmieniło. Był bardziej skory do reagowania na moje zaczepki, szukał okazji do dotyku, zamienienia byle słowa... I przestał zabierać do studio Lauren.

– W Lauren coś się zmieniło – wyznał mi, gdy zostaliśmy sami. Michael i jego czarująca żona poszli po coś do picia. – Kocham ją nad życie, ale coś mi nie pasuje w jej zachowaniu. Albo mnie zupełnie unika, albo aż przesadnie szuka uwagi. Co jest o tyle dziwne, że nigdy nie była jakoś bardzo wylewna. Znaczy, lubiła się przytulać, ale nic poza tym. Teraz się wręcz do mnie klei, obcałowuje... Aż mnie to irytuje, zachowuje się jak inna osoba...

– Kocha cię i tyle – wzruszyłam ramionami, bezmyślnie wpatrując się w ekran komputera.

– Nie rozumiesz, Ash. Ona się tak nigdy nie zachowywała. Zawsze była dla mnie bardziej przyjaciółką, dobrą przyjaciółką, niż partnerką. Teraz chce być może nawet nie tyle partnerką, co żoną i kochanką. Jakby coś było nie tak.

– Nie znam Lauren, nie mam pojęcia – oceniłam.  – Ale myślę, że niepotrzebnie dramatyzujesz.

– Obyś miała rację – westchnął Noah, zakładając słuchawki. – Zmniejsz basy od 1:27.

Zrobiłam, o co poprosił i spojrzałam na niego kątem oka. Wydawał mi się lekko przygnębiony. Musiał naprawdę przejmować się zachowaniem Lauren. Toteż...

– Gotowe – powiedziałam po chwili. – A nie chciałbyś może wpaść na kawę, jak skończymy te nagrania? – zaproponowałam.

Nee jakby się rozchmurzył. Delikatnie się uśmiechnął.

– Z przyjemnością. Zobaczymy, czy parzysz dobrą kawę – spróbował zażartować.

– Ja może niekoniecznie, ale ekspres robi ją pyszną – zaśmiałam się. – Chociaż szczerze? Patrząc na ciebie to chyba jednak powinnam zajrzeć do barku w poszukiwaniu dobrej whisky.

Noah westchnął.

– To też by się przydało. Ale zaprzestańmy na kawie. Odkąd mam dzieci to przekonałem sam siebie, że alkohol jest mi całkiem niepotrzebny do życia.

– Zrozumiałe – stwierdziłam. – Jamie też się strasznie pilnuje przy małej...

– Myślę, że nie tylko Jamie – Noah popatrzył na mnie pytającym wzrokiem.

– Tylko Jamie – potwierdziłam. – Ja nadal palę. Tyle tylko, że już nie z nim, tylko chowam się z Mandy w jej pokoju. Wiadomo, nie robię tego przy Amy, ale nie zamierzam z tego rezygnować.

– To twoja wola – mężczyzna wzruszył ramionami. – Ale dla małej byłoby lepiej, gdybyś przestała. Nieistotne. Będziemy to powoli kończyć, co nie?

– Możemy – oceniłam, zapisując plik. – Zostawię to Michaelowi otwarte, niech lepiej sam sprawdzi, czy tak może zostać.

– Słusznie. Chodźmy – pośpieszył Noah, lekko ciągnąc mnie za nadgarstek.

Michaela nie zastaliśmy już na dole. Była tam tylko jego żona i najmłodsza córeczka.

W sumie to wyjaśniało, czemu tak bardzo chcieli jeszcze jednego dziecka. Maluchy były już w takim wieku, że większość dnia spędzały w szkole, a na głowie Aaliyah była jedynie Verity, która zresztą była naprawdę grzecznym dzieckiem.

– Nie ma Michaela? – zapytał Noah, patrząc na piękną kompozytorkę.

– Pojechał po dzieciaki – wyjaśniła Ally. – A stało się coś pilnego?

– W sumie nie – odpowiedziałam. – Już wychodzimy. Zostawiłam mu otwarty plik z utworem, możecie to sobie jeszcze przesłuchać, ale wydaje nam się, że jest dobrze. To ty pisałaś ten utwór, także lepiej będzie, jeżeli ty ocenisz, czy tak go sobie wyobrażałaś – uśmiechnęłam się.

Aaliyah odwzajemniła mój uśmiech. Cholera, jaka ta kobieta była piękna... Wcale się nie dziwiłam, że Michael czekał na nią tak naprawdę przez pierwsze dwadzieścia parę lat swojego życia. Miał na co.

Czekał. Właśnie, kurwa. Michael czekał. Kochał Aaliyah od zawsze i cierpliwie czekał, aż i ona pokocha jego. Doskonale znałam ich historię. Czekał i robił wszystko, żeby swój cel osiągnąć. Dwadzieścia cztery lata.

Tymczasem Jamie, mając dwadzieścia cztery lata, już dawno nie czekał. On sobie łaskawie przypomniał o moim istnieniu, gdy jego cudowna Alexandra okazała się być totalną suką.

– Nie ma problemu, zajrzymy tam później. A wy i tak naprawdę niesamowicie nam pomagacie, jesteście przekochani – szczerze ucieszyła się Ally. – Do zobaczenia.

Pożegnaliśmy się z nią i z małą Verity i wyszliśmy.

Co prawda do studio przyszłam pieszo, ale z powrotem mogłam liczyć na transport ze strony Noah. Raczej nie miałam okazji z nim jeździć, głównie z powodu Lauren, jednak okazało się, że była to bardzo przyjemna przejażdżka. W przeciwieństwie do Jamiego, Noah jeździł spokojnie i ostrożnie.

– Tutaj nie ma gdzie się rozpędzić – stwierdził. – Lubię docisnąć gaz do dechy, ale zakładając, że mam do tego warunki. W tym mieście ich nie ma – ocenił, skręcając w moją ulicę. – I chyba tylko z tego powodu nigdy nie zdecydowałem się na sportowe auto, chociaż marzyłem o Camaro. Tym trzeba mieć gdzie jeździć.

Zaparkował samochód przed bramą. Nikogo nie było na zewnątrz, co zresztą mnie nie dziwiło. Jamie nie wychodził z Ams na zewnątrz, Mandy była w szkole a Ninnie wróciła do rodziców. Odszukałam w torebce klucze i otworzyłam nam drzwi.

Zdejmując buty dostrzegłam parę damskich glanów, ewidentnie nie należącą do mnie. Czyli ktoś tu był...

– Kurwa – zaklął Noah. – Lauren.

Serce zabiło mi mocniej z nerwów. Czyżby jednak?

Nie no. Lauren i Jamie się przyjaźnią, mają prawo umówić się na herbatkę...

Nie było ich jednak nigdzie na dole. Z każdą chwilą denerwowałam się bardziej.

– Chodź, Nee – syknęłam. – Pozwól, że obejrzymy moją sypialnię.

Wbiegliśmy po schodach, dbając jednak o to, żeby nasze kroki były jak najbardziej ciche.

I w tym momencie dobiegły nas doskonale słyszalne kobiece jęki. Oczywistym było, że należały do Lauren.

Weszliśmy do sypialni. Lauren i Jamie byli tak zajęci sobą, że nawet nas nie zauważyli!

Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam. Patrzyłam tylko na nich, na Jamiego, jak robi z nią dokładnie to samo, co jeszcze dzisiaj robił ze mną. Jak traktuje ją jak mnie, albo nawet i lepiej. Patrzyłam, jak moja ukochana osoba rani mnie tak, jak nikt przed nią mnie nie zranił. Noah chyba doświadczył dokładnie tego samego uczucia.

Minęła chwilka, zanim oboje z przerażeniem popatrzeli w naszą stronę. Żadne nie wiedziało, jak się wytłumaczyć.

Pierwszy głos odzyskał Noah.

– Nie wierzę, Lauren – szepnął, a z jego oczu poleciały dwie wielkie łzy. – Nie wierzę, że po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem, znajduję cię w takiej sytuacji z dziesięć lat młodszym gówniarzem.

Nie był zdenerwowany. Ani trochę. Wydawał się być jedynie zawiedziony i smutny.

– A ja ci, głupia, nie wierzyłam... – westchnęłam. Też nie umiałam być zła. – Jeszcze dzisiaj się stąd wyniosę. Przyrzekam.

To mówiąc, wybuchnęłam płaczem. Patrzyłam na Jamiego, on patrzył na mnie. Wiedziałam, jaki jest. Ale nie spodziewałam się, że naprawdę mi to zrobi.

Noah objął mnie ramieniem.

– Idziemy, mała. Nic tu po nas – powiedział, odwracając mnie w stronę drzwi.

Wyszliśmy z domu i pojechaliśmy do niego. Tam mocno mnie przytulił i spróbował pocieszyć. Nikt w końcu nie rozumiał tego tak, jak on.

– Ja go tak kochałam... – łkałam. – Nigdy w życiu bym się po nim tego nie spodziewała.

– Najwidoczniej nie był ciebie wart – szepnął Noah, nieśmiało całując mnie w czoło.

– Jutro się wynoszę – obwieściłam. – Na razie do rodziców, a potem... chyba pora rozglądać się za jakimś ładnym mieszkaniem.

– Tak zrób...

– A ty? – zapytałam. Od samego początku nie powiedział złego słowa na Lauren.

– To trochę inna sytuacja – westchnął. – Wiesz, mała... Kocham Lauren z całego serca, w końcu jest moją żoną i mamą moich dzieci. Tak naprawdę już jej to wybaczyłem. Ale na razie lepiej i dla niej, i dla mnie będzie, jeśli będziemy żyć nie ze sobą, a obok siebie. U nas już za późno, żebyśmy się bez konsekwencji rozstali. Dzieciaki za bardzo by to przeżyły. Ale nie martw się mną. Martw się sobą.

Wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać. Tak bardzo nie chciałam, żeby to naprawdę się stało. Tak bardzo marzyłam o tym, żebyśmy byli zgranym małżeństwem. A on po dosłownie miesiącu zaciągnął do łóżka naszą znajomą. On, żonaty, z dzieckiem, ona mężatka z trojgiem dzieci. Nie. Po prostu nie.

Mandy miała rację. Jamie to dupek.

Jutro zrozumie w takim razie, do czego doprowadził.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro