20 września 2016

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

21 września 2016, 10:02, sypialnia Kyle'a, łóżko

Odjebaliśmy, Ashley...

To były pierwsze słowa, jakie skierował do mnie rano Kyle, ledwie zobaczył, że leżę razem z nim i oboje nie mamy na sobie absolutnie nic.

– Fakt – odpowiedziałam, spoglądając na niego.

– Ale wiesz co? – poczułam, jak chłopak podpiera się nade mną łokciami.

Nie dałam mu dokończyć.

– Ja niczego nie żałuję – szepnęłam. On pogładził mnie po policzku i delikatnie pocałował.

– Ja tak samo, Ash – wyznał. – Ale to, co się stało, nie może wyjść poza nas oboje. To sfera prywatna, reszta, od chłopaków począwszy a na fanach skończywszy, ma w nas widzieć profesjonalistów. Nie bliższych znajomych.

– Jasne – odpowiedziałam, patrząc Kyle'emu w oczy. On spojrzał lekko w dół...

– Fajnie jest móc sobie popatrzeć na twój biust, ale jednak dobrze by było, gdybyś już się ubrała i wróciła do domu, bo twoja matka mnie zabije.

21 września 2016, 11:53, mój dom

Kyle odwiózł mnie do domu w nieco ponad godzinę później. Annie siedziała przy stoliku w salonie i piła kawę.

– O proszę, kogoż to moje oczy widzą – roześmiała się. Za chwilę zmarszczyła brwi. – Ale zanim zdasz mi relację, idź, proszę, do łazienki. Na odległość czuć od ciebie papierosy.

Fakt. Sama czułam, że śmierdzę szlugami, alkoholem i męskimi perfumami. Bez słowa sprzeciwu poszłam do swojego pokoju po czyste ubrania, a stamtąd do łazienki.

Stanęłam przed dużym lustrem i zdjęłam z siebie spódniczkę i gorset. Zauważyłam, że mam ślady po ugryzieniach na piersi i na szyi. Na szczęście, w mało widocznych miejscach.

Zmyłam resztki makijażu i wskoczyłam pod prysznic. Chłodna woda z lekka mnie ożywiła.

Po kąpieli, wskoczyłam w luźną koszulkę i legginsy, a włosy związałam w niski kucyk. Nie zawracałam sobie głowy robieniem nowego makijażu, przecież cały dzień zamierzałam zostać w domu.

Wróciłam do Annie i się do niej przytuliłam.

– Właściwie nie mam co opowiadać – zaczęłam. – Nie chodzi o to, że nie pamiętam, bo pamiętam wszystko doskonale...

Czułe spojrzenie Kyle'a. Jego przyjemny dotyk. Namiętne pocałunki. Te motyle w brzuszku. Jego szept przy moim uchu. Jego bliskość. Całą spędzoną z nim noc.

– ...Wprawdzie Mandy z nami pojechała, ale nie bawiła się razem z nami, podobno była z kimś innym. Spędziłam ten czas tylko z Kyle'em, ale mimo wszystko bawiłam się świetnie.

Mama tylko słuchała mnie z uśmiechem na twarzy.

– To najważniejsze. Tylko mogłaś powiedzieć wcześniej, że wrócisz rano. Martwiłam się o ciebie.

– Przepraszam, Annie – ucałowałam mamę w policzek. – Ale nie było się o co martwić, Kyle miał na mnie oko.

Anna popatrzyła na mnie podejrzliwie. Oho, domyśliła się.

– Mam tylko nadzieję, że byliście w stanie pomyśleć na tyle, żebym nie została w najbliższym czasie babcią.

– Mamo! – jęknęłam ze śmiechem, chociaż...

No nie. Nie pomyśleliśmy. Pozostało mieć nadzieję, że nam się upiecze.

– Wybacz, wolałam się upewnić.

– Nie masz się czego obawiać, do macierzyństwa mi się nie śpieszy – stwierdziłam.

– Mówiłam to samo będąc w podobnym wieku, co ty, a, jak widać, jednak jesteś – zaśmiała się mama.

No tak. Mama z tatą mając kolejno osiemnaście i dwadzieścia lat nie wykazali się szczególną odpowiedzialnością. Pochodzili ze sobą kilka miesięcy, później Annie zaszła w ciążę, szybki ślub i bum! na świecie pojawiłam się ja.

– Ale chyba tego nie żałujesz? – wtuliłam się w nią, a ona ucałowała mnie w czoło.

– Oczywiście, że nie, kochanie – odpowiedziała bez nawet chwili zastanowienia. – Jedyne, czego żałuję, to to, że nie zgodziłam się na to, żebyś miała rodzeństwo. Thomas na to nalegał, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić posiadania jeszcze chociażby jednego małego dziecka więcej – wyznała. – Z perspektywy czasu myślę, że lepiej byłoby ci z jakimś towarzystwem.

– Teraz już nie ma czego żałować – wzruszyłam ramionami. – Najważniejsze, że zawsze mogę na ciebie liczyć i zawsze jesteś do mojej dyspozycji. Zresztą. Nadal przecież jeszcze jesteś młoda – dodałam z uśmiechem – więc jeszcze nie wszystko stracone.

– Nie – ucięła Annie. – Gdyby przyszło mi mieć drugie dziecko teraz, nie byłabym w stanie zapewnić mu takich warunków, jakie zapewniłam tobie. Zauważ tylko. Thomasa nie ma w domu przez większość czasu. Ja mam pracę, którą uwielbiam, a która jednak trochę ode mnie wymaga... Nie mam czasu na dziecko, a nie chciałabym, żebyś ty je wychowywała za mnie, a tak by się to zapewne skończyło. Zresztą, ty też masz obowiązki, próby, koncerty

– ...Jeżeli Jamie się w końcu nie ogarnie, to z jego winy zostanę bez tego wszystkiego – odparłam. – Przestał chodzić na próby, nie odzywa się do nas, Mandy też mało wie...

– Myślę, że to z powodu tego, co się między wami sta...

Urwała. Przez moment patrzyłam na nią w ciszy.

To na pewno było z tego powodu. Przez krótki czas oboje poddaliśmy się chwili, jakby świat przestał istnieć, liczyliśmy się tylko my oboje. Tylko...

– Skąd wiesz? – zapytałam podejrzliwie.

– Słyszałam. Wbrew pozorom, łatwo było się domyślić, co robicie, chociaż zdawało mi się to dziwne, biorąc pod uwagę, że chwilę wcześniej na niego krzyczałaś.

– To było głupie – oceniłam. – Nienawidzę go za to, że pozwala krzywdzić swoją siostrę. Nienawidzę jego dziewczyny, bo przez nią Ninnie cierpi, a Mandy jej nie cierpi. Nie umiem i nie mam takiej mocy, żeby go zmienić. Jeszcze niedawno zrobiłabym wszystko, żeby z nim być, a teraz... Nie wiem, jak to się stało. W dodatku, kurczę. Najpierw on, teraz Kyle...

–  Ashley, bądź spokojna. Nikt tutaj nie zamierza ci z tego powodu robić wyrzutów...

– Ja zamierzam – urwałam jej. – Czuję się jak...

– Nawet tak nie myśl! – Annie nie pozwoliła mi dokończyć. Mocno mnie przytuliła. – Ja właściwie nawet cię rozumiem.

Z pewnym zdziwieniem podniosłam wzrok na mamę.

– Widzę, co się z tobą dzieje, Shee. Po prostu potrzebujesz bliskości, czego chyba nie zaprzeczysz?

Przytaknęłam. Ona ciągnęła dalej.

– Dlatego skorzystałaś z pierwszej okazji, żeby pocałować Jamiego czy zbliżyć się do Kyle'a. Żeby choć trochę tej bliskości mieć. Poza tym, widzę, jak bardzo przejęłaś się Ninnie Lanham...

– Martwię się o nią, a brak kontaktu z z Jamiem raczej skutecznie utrudnia mi zdobycie jakichkolwiek informacji na temat małej. Mandy za wiele nie wie...

– Boisz się o nią. Chcesz rozładować jakoś emocje i ja to doskonale rozumiem.

– Wczoraj z Kylem... – odważyłam się na szczerość. – Okej, byłam pijana. Ale po wszystkim... Czułam się taka, nie wiem. Spokojna. Jakby to wszystko ze mnie spłynęło. Rano jedynie czułam się dziwnie z tym, że padło na Kyle'a.

– Wiesz, Ashley... Chyba lepiej, że był to chłopak, z którym jesteś blisko, niż przypadkowo poznany na imprezie facet?

– Nie wierzę, że z tobą o tym rozmawiam – zaśmiałam się.

– Wiesz, kotku. Ja nawet będąc młodszą od ciebie, zachowywałam się podobnie, dopóki nie zaszłam w ciążę, staram się ciebie zrozumieć. Rób co uważasz, tylko okaż się rozsądniejsza ode mnie. Swoją drogą. Ty i Kyle bylibyście przeuroczą parką – puściła do mnie oczko.

– Mamo! – zaczęłam się śmiać.

– WY TU SIĘ ŚMIEJECIE, A OJCU NIE MA KTO BRAMY OTWORZYĆ – dobiegł nas męski głos.

Jak na jedną komendę, odwróciłyśmy się do drzwi. W przedpokoju stał tata.

– Thomas! – Annie wręcz pisnęła i pobiegła rzucić się tacie na szyję.

Uczucie łączące moich rodziców było wyjątkowe. Po dwudziestu latach związku nadal czuli do siebie tą prostą, młodzieńczą miłość, choć liczyli sobie trzydzieści sześć i trzydzieści osiem lat. Mama nadal lubiła się tulić do taty, z wytęsknieniem na niego czekała. Chodzili na randki, na spacery... Annie sama kiedyś to przyznała, ich relacja nigdy się nie zmieniła, nawet gdy na świecie pojawiłam się ja. Dorastałam, widząc, jak bardzo się kochają.

I im starsza byłam, tym bardziej im tego zazdrościłam. Nigdy nikogo nie kochałam w taki sposób, jak Annie kochała tatę. Nikt nigdy nie kochał tak mnie. Jamie nigdy nie odwzajemnił mojego uczucia, jego serce zawsze należało do innej. Kyle zawsze był dla mnie tylko przyjacielem i tak było nawet dla nas bezpieczniej.

– Cześć, Ashley – gdy mama w końcu skończyła ceremonie powitalne, tata podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.

– Cześć tato – przywitałam się i z całych sił się w niego wtuliłam. – Tęskniłam za tobą.

– Ja za wami tak samo – tata zmierzwił mi włosy. – Pobędę z wami dwa tygodnie. Później wracam na nagrania. A ty Ashley? Zdziałaliście coś z chłopakami?

– Tia. Niedomówienia i moja sprzeczka z Jamesem, która odbiła się na całym zespole – odparłam.

Tata popatrzył na mnie z pewnym zdziwieniem.

– To znaczy?

– Jamie się do mnie nie odzywa, przez co nie przychodzi na próby, a bez niego możemy sobie co najwyżej przyjść i pogadać przy kawie.

– Ale Ashley ma rację – wtrąciła mama.  – Słyszałam na własne uszy, jak postanowiła się na niego wydrzeć – zaśmiała się. – Ale mówiła z sensem. James powinien teraz co najwyżej jej podziękować i przyznać jej rację, a on jej unika.

– Cóź – tata wzruszył ramionami. – Zapewne potrzebuje czasu. Jest w takim wieku, że wydaje mu się, że jest dojrzalszy, niż w rzeczywistości. Nie przejmuj się, mała. Przejdzie mu.

– Nie przejmuję się. Tylko cholernie szkoda mi Lindsay. To małe dziecko, a, za przeproszeniem, wszyscy mają ją tam w dupie. Jamie chciał odciążyć rodziców, a zamiast tego utrudnił życie własnej siostrze. Już ją tu kilka razy przyprowadziłam, ale nie mogę tego robić w nieskończoność. Kto słyszał, żeby dziecko miało lepszy kontakt z nieznajomą osobą, niż z własnym bratem. Jeszcze Alexandra... Rozumiem, że może sobie ją kochać, ale z wiedzą, że Linnie się jej boi, nie powinien pozwalać, żeby zostawały same... Mandy nie może cały czas być z małą...

Rodzice przysłuchiwali się tylko, jak robię coraz większe wyrzuty osobie, której tam nawet nie było. W końcu wzięłam klucze od auta.

– Och. Jadę do niego – rzuciłam tylko, w pośpiechu zakładając kurtkę.

Nie przepadałam za kierowaniem samochodem. Prawo jazdy zrobiłam mając siedemnaście lat, wtedy też rodzice sprezentowali mi białego Mercedesa. Większość czasu co prawda stał w garażu, bo ja wolałam się przemieszczać pieszo, albo prosząc o podwózkę któregoś z chłopaków, ale sam fakt posiadania go potrafił w kryzysowych sytuacjach ułatwić mi życie.

– Ashley! – przed drzwiami zatrzymała mnie mama. – Ani mi się waż wsiadać do auta. Na miłość Boską, dziewczyno, piłaś wczoraj.

– Czuję się dobrze – ucięłam temat. Żeby nic więcej nie słyszeć, wsiadłam do auta i możliwie jak najszybciej opuściłam podwórko.

Wprawdzie po drodze przekraczałam chyba wszystkie możliwe ograniczenia dotyczące prędkości, ale do Jamiego dojechałam w całości. Na podjeździe nie było samochodu Alexandry. Chwała Bogu.

Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi je Ninnie, która od razu wbiegła mi w ramiona.

– Też się cieszę, że cię widzę, kochanie. Zaraz do ciebie przyjdę, ale zanim to, mam do pogadania z twoim bratem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro