26 lutego 2017

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

26 lutego 2017, 11:00, salon

No i nadszedł ten dzień.

Już za kilka godzin oficjalnie miałam stać się żoną Jamiego Lanhama. Cholera, to się dzieje naprawdę!

Na ten jeden dzień wróciłam do rodziców. Tam przyjechała fryzjerka, która ujarzmiła moje długie loki i wpięła w nie czarny welon i diadem. Miałam też piękny, gotycki makijaż. Zaraz po uroczystości cywilnej zamierzałam go zmyć i sama umalować się na ślub kościelny.

Od mamy, w myśl przesądu "coś starego, coś pożyczonego, coś niebieskiego" dostałam biżuterię, którą to ona miała na swoim ślubie dwadzieścia lat temu. Był to delikatny naszyjnik z niebieskimi kamieniami, bransoletka i kolczyki.

– Miałam je na sobie tylko w dzień ślubu. Z moją sukienką wyglądały ślicznie, a że twoja druga jest niemal identyczna, pomyślałam, że ty też mogłabyś ją założyć – uśmiechnęła się Annie, wręczając mi pudełeczko.

Mocno ją uściskałam.

– Załóż mi je, proszę, już teraz. Później w tych emocjach mogę zapomnieć, a są naprawdę prześliczne – poprosiłam, a mama włożyła mi naszyjnik. Do czarnej sukienki nie pasował ani trochę, ale nie zamierzałam się tym przejmować. Włożyłam cienki czarny choker i stwierdziłam, że jest lepiej.

Annie prezentowała się za to nad zwyczaj elegancko w wyraziście czerwonej, wąskiej sukience i dopasowanym do niej bolerku. Włosy miała rozpuszczone i ułożone w regularne fale. W połączeniu z czerwonymi ustami i wysokimi czerwonymi szpilkami wyglądała jak moja starsza siostra, nie matka. Ale po włożeniu we włosy ozdoby z woalką, zdecydowanie spoważniała.

– Ślub będzie uroczystością publiczną, nie chcę, żeby ktoś się rozpisywał o tym, jak wyglądam – mruknęła Annie, mocując we włosach ozdobę. – Na weselu zdejmę tą woalkę, bolerko i powyglądam tak, jak chciałabym wyglądać na weselu własnej córki.

– Jak najbardziej zajebista mama na świecie – uśmiechnęłam się, całując Annie w policzek.

– W towarzystwie najbardziej zajebistego tatusia – dodał tata, wchodząc do salonu.

– Tak, tato – roześmiałam się. – Dokładnie tak będzie. Ale popatrz na mamę, dawno nie widziałam jej tak eleganckiej.

Dopiero wtedy tata dokładnie popatrzył na swoją żonę. Wyglądał na zachwyconego.

– Że ta laska to moja ślubna? Kurczę, Annie. Wyglądasz rewelacyjnie.

– Nie codziennie wydaje się za mąż jedyną córkę, nie? – zaśmiała się mama. – Drugiej takiej okazji nie będzie.

– Byliśmy głupi, że nie chcieliśmy drugiego dziecka, kiedy był na nie dobry czas – stwierdził tata, kładąc dłoń na moim ramieniu. – Ale teraz co poradzić. Dzisiaj trafił mnie zaszczyt poprowadzić tę damę do ołtarza.

– I oddać ją w ręce jedynego człowieka, któremu oddaję ją z całkowitym spokojem – dodała mama. – Jeżeli to ja miałabym wskazać, kogo widzę przy tobie, bez wątpienia byłby to Jamie.

– Prawda. Gdybyś miała w tym wieku wyjść za kogoś innego, miałbym niemałe wątpliwości, czy robisz dobrze. Ale w tym przypadku jestem niemal pewien, że podjęłaś dobrą decyzję.

Westchnęłam, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Zakryłam twarz welonem.

– Rozmawiałam o tym ze znajomymi z zespołu. Ale nie z muzykami, technikami, Noah, Michaelem i Aaliyah. Wszyscy twierdzą całkiem odwrotnie, niż wy – wyznałam, nieznacznie poprawiając przekrzywiony diadem.

Miałam czuć się w nim jak księżniczka z bajki, a czułam się jak księżna Diana. Niby się cieszyłam, a z drugiej strony miałam masę wątpliwości, czy przystojny artysta okaże się być dobrym mężem. Cały czas miałam w głowie, że zostawił dziewczynę w ciąży i nawet będąc z nią w związku, robił podejścia do mnie. Co, jeżeli i mnie tak potraktuje?

– Zazdroszczą wam – oceniła mama.

– Nie sądzę. Noah ma piękną żonę i troje dzieci. Michael i Aaliyah są małżeństwem od prawie dziesięciu lat, mają pięcioro dzieci i osobiście uważam ich za wzór idealnej rodziny. Aaliyah wręcz wychowała Jamiego i twierdzi, że za bardzo się zmienił. Może ma trochę racji...

– Mogłaś się z nami podzielić swoimi obawami wcześniej, Ash. Teraz nie jesteśmy w stanie ci nic doradzić – usłyszałam. – Będzie dobrze. Znacie się od dzieciństwa, nie wyobrażam sobie, żebyście mogli się rozstać.

To sobie powtarzałam potem, aż do momentu, gdy Jamie podjechał po mnie, żeby zabrać mnie do urzędu.

Coś mi mówiło, że nie powinnam brać ślubu. Że jednak powinnam się wstrzymać.

27 lutego 2017, 15:00.

Jamie pojawił się pół godziny przed czasem uroczystości. Wyglądał nieziemsko w czarnym makijażu, czarnych dżinsach, ramonesce i glanach. Uśmiechnął się na mój widok.

– Tylko my mogliśmy wpaść na to, żeby iść do ślubu w gotyckich strojach – stwierdził, podchodząc do mnie bliżej. Trzymał w ręce coś małego. – Tak sobie pomyślałem, że wypadałoby jednak, aby tradycji stało się zadość – powiedział, patrząc mi w oczy. – Wprawdzie ślub już pewny i ustalony, ale mimo wszystko. Mam nadzieję, że ci się spodoba.

Ujął moją rękę i położył na niej coś lekkiego. Gdy spojrzałam, moim oczom ukazał się... pierścionek. Złoty pierścionek z białym brylantowym oczkiem. Przecież...

– Mówiłam ci, że zaręczyny nie mają... – zaczęłam, ale Jamie mi przerwał.

– I myślałaś, że cię posłucham? Wiedziałem, że będziesz protestować, dlatego nie zrobiłem tego wcześniej. A w sumie nikt nie zaręcza się pół godziny przed ślubem – zaśmiał się Jamie i wsunął mi pierścionek na palec, całując moją dłoń.

– Jest piękny – szepnęłam. – Dziękuję.

– Tak samo, jak ty – odpowiedział chłopak. – A zatem, moja cudowna narzeczono,  zapraszam do samochodu celem dokonania podróży w miejsce, gdzie oficjalnie nastąpi zmiana statusu na "żona", a także będziemy nosić wspólne nazwisko.

27 lutego 2017, 16:30, Katedra Świętego Patryka w Nowym Jorku

W godzinę po bardzo szybkiej uroczystości cywilnej odbyła się jej kontynuacja w kościele. Nie byłam wierząca, ale uważałam ślub kościelny za przepiękną uroczystość.

Do ołtarza, zgodnie z planem prowadził mnie tata. Kwiaty sypała Ninnie Lanham, a Amanda była moją druhną. Wyglądała przepięknie w długiej, granatowej sukience wieczorowej i rozpuszczonych, pofalowanych włosach. Aż to było do niej nie podobne. Przywykłam do widoku Mandy w włosach związanych w kucyk i ubraną w dresy.

Kątem oka dostrzegłam, jak mama ociera łzy. No cóż. Nie było jej dane długo nacieszyć się własnym dzieckiem w domu. Zobaczyłam, że Amy Lanham podchodzi do mamy i coś jej szepcze.

Wtedy też zobaczyłam, jak różna jest moja Annie od mamy Jamiego.

Annie była jeszcze młodą dziewczyną o figurze modelki i chętnie prezentującą swoje wdzięki w eleganckich, ale dopasowanych ubraniach. Wysokie szpilki nie były dla niej żadną przeszkodą, jak i wyrazisty makijaż. Długie włosy zdecydowanie odejmowały jej lat. Tymczasem Amy Lanham, mająca prawie pięćdziesiąt lat na karku, była o wiele poważniejsza. Na ślub syna włożyła prostą, koronkową sukienkę do kolan i z rękawami do łokci, a do niej dopasowała biały żakiet i zgrabne czółenka na niewysokim obcasiku. Makijaż miała znacznie delikatniejszy niż Annie, a włosy krótsze. Ona była już elegancką panią, a Annie tak naprawdę nadal była dziewczyną, która po prostu ma chęć dobrze wyglądać. Zresztą nie wyobrażałam sobie jej inaczej. Annie miała styl młodej dziewczyny, nie blisko czterdziestoletniej kobiety.

Za chwilę moim oczom ukazał się Jamie, już bez makijażu i ubrany w elegancki, czarny garnitur. Towarzyszył mu jakiś jego znajomy, którego pierwszy raz widziałam oczy. Ale ewidentnie Weaverowie musieli go znać, bo ich starsza córeczka kilka razy do niego podeszła, żeby się przytulić.

W chwili, gdy wypowiadałam słowa przysięgi małżeńskiej dotarło do mnie, że ten człowiek obok jest moim mężem. Że po tylu latach podkochiwania się w nim, że po tylu latach cierpienia, gdy wybrał Alexandrę, to ja ostatecznie stanęłam z nim przed ołtarzem. Byłam jego żoną. Ashley Lanham. Boże, to brzmiało zbyt dobrze, żeby mogło być prawdziwe.

Zbyt dobrze. A jednak miałam wątpliwości. Niby istniało coś takiego jak rozwód. Ale mimo wszystko, to byłoby o wiele trudniejsze, niż zwyczajne zerwanie. Byłam właściwie już na niego skazana. Miałam tylko nadzieję, że dopóki nie nabiorę pewności, nie będziemy mieć razem dziecka. Nie chciałam być do niego zbyt przywiązana.

Gdy jechaliśmy na salę, Jamie zauważył, że jestem zdenerwowana.

– Nie przejmuj się. Wszystko pójdzie dobrze – powiedział, całując mnie w policzek.

Nie mogłam mu powiedzieć, że wcale nie stresuję się imprezą, a swoją decyzją, więc tylko mu przytaknęłam.

Przez chwilę w ogóle zapomniałam, dlaczego już bierzemy ślub. Amy. Bo niby tak będzie lepiej... W czym będzie lepiej? To było małe dziecko, nic nie rozumiało, nie szło do szkoły, mogłam się nią zajmować jak do tej pory. Po co nam było to wszystko?

Nie rozumiałam swoich obaw. Kochałam Jamiego, chciałam z nim być, a gdy to się w końcu zdarzyło, nie chciałam tego legalizować. Czułam, że to małżeństwo będzie jedną wielką porażką.

Przy pierwszym tańcu, na który zgodnie wybraliśmy I Don't Wanna Miss A Thing Aerosmith starałam się wyglądać na szczęśliwą i wyluzowaną. Umiałam tańczyć, a Jamie był do tego świetnym partnerem.

Annie zdążyła nieco zmienić swój ubiór. Znowu była moją piękną Annie. Wyjęła z włosów ozdobę, zdjęła bolerko, ukazując górę swojej sukni i jej dekolt z odsłoniętymi ramionami. Znów wyglądała o wiele młodziej, jak zwykle.

Dzieciaki bardzo polubiły zamówioną przez nas animatorkę. Praktycznie zniknęły na całe wesele, pozwalając rodzicom się bawić. Jedynie ja i Jamie nie mogliśmy sobie załatwić spokoju. Amy też była z nami, a już wyrosła ze spania w każdej chwili wolnej od jedzenia. Dużo płakała, domagając się uwagi. Pani Lanham i moja mama sporo przy niej przebywały, ale nie mogły zastąpić mnie i Jamiego.

Aaliyah i Michael, podobnie jak Lauren i Noah wyglądali na zachwyconych faktem, że mogą chwilę odpocząć od swoich dzieci. Widziałam, jak panowie od czasu do czasu raczą się whisky czy innym mocnym alkoholem. Aaliyah i Lauren razem plotkowały, porównując swoje wieczorowe suknie.

Obie prezentowały się pięknie. Aaliyah, choć zbliżona wiekiem do mojej mamy, śmiało podkreślała swoje wdzięki w dopasowanej, czerwonej sukni bez ramiączek, a Lauren zaszalała, wkładając czarną minisukienkę na ramiączkach i z wycięciem na plecach. W połączeniu z wysoko wiązanymi sandałkami na szpilce i delikatnym makijażu wyglądała bosko. Noah chyba też był tego zdania, bo cały czas trzymał ją za rękę czy obejmował w talii, jakby chcąc dać znaki, żeby wszyscy trzymali się od niej z daleka.

Jamie rozmawiał z moją mamą. Widocznie żartowali, bo co jakiś czas posyłali sobie uśmiechy. Mama wyglądała przy tym tak promiennie, jakby to ona właśnie za niego wyszła, nie ja.

Ja tymczasem wychwyciłam, jak wpatruje się w przechodzącą przed nimi Lauren. Annie też spojrzała w jej stronę. Chyba podobnie jak mi, nie spodobał się jej fakt, że Jamie na nią patrzy.

Mimo iż od kilku godzin byliśmy oficjalnie małżeństwem, czułam, że nadal mam rywalkę. Lauren była piękna, niesamowicie mądra... W niczym nie dorównywałam młodej pisarce. Jedyne, co utrudniało wcześniej Jamiemu dostęp do niej, to jej mąż. Zaborczy i niesamowicie opiekuńczy w stosunku do ukochanej żony. Tym razem jednak go przy niej nie było.

Tym razem stał o krok za mną, co zauważyłam po dłuższej chwili. Uśmiechnął się smutno i zbliżył do mnie, poprawiając mi niezdarnie włosy, jakby szukając jakiegokolwiek kontaktu fizycznego ze mną.

– Miałeś rację, Nee – przyznałam. – Może być różnie.

Noah tylko kiwnął głową.

– Jestem z Lauren już pięć lat i nigdy nie czułem potrzeby, żeby być o nią zazdrosnym. Odkąd poznała Jamiego, jak nigdy, mam wrażenie, że powinienem nieco bardziej jej pilnować. Ale wiesz co, Ashley? Są dorośli. Jamie wie, że ma żonę, Lauren zdaje sobie sprawę, że ma męża i dzieci. To tylko od nich zależy, co zrobią, nie będę w to ingerować, dopóki Lauren nie przekracza ostatecznej granicy. I tobie radzę to samo. Może zupełnie niepotrzebnie zawracamy sobie tym głowy.

Przyznałam mu rację. On ucałował mnie po przyjacielsku w policzek.

– No. To teraz cieszmy się tym dniem, bo drugiego takiego nie będzie... Czy mógłbym zaprosić pannę młodą do wspólnego tańca?

27 lutego 2017, 22:00, sala bankietowa

Nie musiało minąć wiele czasu, żebym miała dosyć własnego wesela. Wszystko mnie przytłaczało, chciałam tylko iść na górę do pokoju w hotelu i chwilę się zdrzemnąć. Albo legalnie przelecieć męża. W sumie to jedno i drugie, ale w odwrotnej kolejności. Byle nie siedzieć z gośćmi na sali, miałam tego dosyć. Wypici wujkowie, poddenerwowane ciotki, szczebiocząca za uchem Ninnie, szukający uwagi rodzice...

W końcu naprawdę pociągnęłam męża za rękaw koszuli.

– Chodźmy, Jamie – zarządziłam. – Nikt się nie zorientuje, jak znikniemy na pół godzinki...

– Ale czego ty, kobieto, chcesz? – Jamie próbował mi się wyrwać. Ja tymczasem stanęłam na palcach i zbliżyłam usta do jego ucha.

– Legalnie cię przelecieć, póki mam na to siłę i chęci – szepnęłam, lekko gryząc skórę na jego szyi.

W odpowiedzi mruknął z zadowoleniem, po czym złapał mnie za rękę i wraz ze mną wybiegł z sali.

Gdy drzwi się za nami zamknęły, wziął mnie na ręce i poszedł ze mną po schodach na górę. Puścił mnie dopiero w pokoju.

Wiedząc, że Jamie może narzekać na ilość tiulu na mojej sukience, sama ją zdjęłam, zostając w koronkowych majtkach, białych pończochach i wysokich, białych szpileczkach. Mój mąż mruknął z zadowoleniem, a ja, z delikatnym uśmiechem zdjęłam mu marynarkę i zaczęłam rozpinać guziki koszuli, namiętnie go całując.

Jamie zrzucił z siebie koszulę i odpowiedział na mój pocałunek, kładąc mnie na łóżku. Jedną ręką mnie obejmował, a drugą schodził niżej, wsuwając ją pod materiał moich majtek. Czułam, jak zaczyna drażnić kciukiem moją łechtaczkę. Bardzo delikatnie ją masował i gładził jednym palcem, jakby czekając na odpowiedni moment, żeby przejść dalej. Dopiero po dłuższej chwili zaczął gładzić mnie nieco niżej, powoli wsuwając do środka palec. Delikatnie nim we mnie poruszał, a gdy upewnił się, że jestem gotowa, dołożył kolejny palec. Zaraz potem następny. Poruszał nimi we mnie mocno i głęboko, aż z moich ust zaczęły wydobywać się mimowolne jęki.

Wtedy dopiero nasze usta się rozłączyły, ale nie przestał mnie całować. Jego usta błądziły po całym moim ciele, zatrzymując się na piersiach. Najpierw delikatnie, zaczął lizać moje sutki, co sprawiało mi niesamowitą przyjemność. Przymknęłam oczy, a za chwilę poczułam, jak przylega całymi ustami do mojego sutka i mocno go ssie, przygryzając go i drażniąc językiem. W dodatku nadal czułam jego palce we mnie. Trzeba przyznać, że zadbał o to, żebym w dniu ślubu miała naprawdę dobrą noc poślubną.

Schodząc jeszcze niżej, jego usta zatrzymały się na mojej łechtaczce. Posłał mi uśmiech i zaczął mnie lizać. Delikatnie, z ogromnym wyczuciem, ale i tak doprowadzając mnie niemal na sam szczyt.

Właśnie, niemal. Przerwał dosłownie sekundy przed tym, jak czułam, że dochodzę.

Popatrzyłam na niego z lekkim niezadowoleniem.

– Kurwa, Jamie... – jęknęłam. On tylko się uśmiechnął.

– Jakie "kurwa, Jamie"... Zaraz ci dam powód, żebyś tak mówiła – mruknął, zdejmując swoje spodnie i majtki. Chwilę po tym ściągnął moją bieliznę, zostawiając mnie w samych pończochach i szpileczkach.

Delikatnie rozsunął mi nogi i uklęknął między nimi, kładąc moje łydki na swoich barkach. Bez chwili zastanowienia wszedł we mnie, od razu mocno i głęboko. Ciężko westchnęłam, gdy zaczął się we mnie poruszać. Od samego początku narzucił szybkie tempo, co jakiś czas przerywając, żeby mnie pocałować czy zmienić pozycję. Szybko doszłam po raz pierwszy, ale nie chciałam, żeby przerywał. Chciałam przeżyć to jeszcze raz, zapamiętać tę noc na długo...

Jamie stanął na wysokości zadania. Kochaliśmy się długo, mocno, pożądliwie... I w tym wszystkim było coś, co sprawiło, że było mi tak dobrze, jak nigdy dotąd.

I chociaż na chwilę mogłam zapomnieć o wszelkich wątpliwościach, jakie miałam, wypowiadając przed ołtarzem słowa przysięgi małżeńskiej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro