27 marca 2017

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

27 marca 2017, 16:30, moje nowe mieszkanie

Ledwie minęło kilka dni, a ja już mieszkałam w pięknym apartamencie zakupionym od siostry Noah. Byłam nim zachwycona i z niemałą radością zamawiałam nowe meble i kupowałam dodatki. Dużo pomogli mi rodzice.

I Noah, który już kilkukrotnie powtórzył swój wyczyn. Jednocześnie... Nie chciał złożyć pozwu rozwodowego. Z Lauren nie łączyło go nic poza wspólnym mieszkaniem, ze mną pieprzył się niemal codziennie, ale utrzymywał, że jej nie zostawi, choć ja swój pozew zamierzałam wysłać lada dzień.

– Jesteś cudowna, Ash, ale nie mogę tego zrobić – usłyszałam, gdy zagadnęłam go o to chwilę po tym, jak skończyliśmy. – Mamy razem troje dzieci. Nie chcę, żeby to się na nich źle odbiło. Każdego dnia zmuszam się, żeby ją przytulać przy dzieciach, całować, żeby nie daj Boże nie zauważyły, że coś jest nie tak. A ona jeszcze wierzy, że dzięki maluchom coś się zmieni...

– A czy Lauren wie...

– Wiedzą oboje. I ona, i Jamie.

Przyjęłam tę wiadomość z nieukrywaną radością. Jamie dowiedział się, że mam kochanka. Cudownie.

Noah jednak musiał już iść. Za chwilę Mandy miała przyjść razem z Ninnie i Amy, która miała zostać u mnie na najbliższych kilka dni.

Mimo, że jakaś część mnie chciała wyrzec się praw do tego dziecka, serce prosiło, żebym dała spokój. Lubiłam tę dziewczynkę, była dla mnie prawie jak własna córka. Musiałam się jeszcze namyślić.

Jednak już w moim mieszkaniu stało dziecinne łóżeczko.  Postawiłam je w swojej sypialni, obok swojego łóżka. Miałam nadzieję, że Amy polubi je tak samo, jak ja.

Gdy się wyprowadziłam, Annie obiecała, że będę mogła liczyć na jej pomoc. Kazała dzwonić, jak Amy będzie u mnie, dała mnóstwo porad dotyczących dzieci... Aż naprawdę się zastanawiałam, czemu jestem jedynaczką. Annie tak kochała dzieci, że powinnam mieć co najmniej dwoje albo troje rodzeństwa. Albo i czwórkę, niczym Jamie, który wychował się ze starszym bratem, starszą siostrą i dwiema młodszymi siostrami. Przynajmniej nigdy nie narzekał na nudę.

Noah też zapowiedział, że wpadnie, gdy wezmę małą. W ogóle był dla mnie nieocenionym wsparciem i stał się moim najbliższym przyjacielem. Zawsze był w gotowości, żeby mnie pocieszyć, wysłuchać, przytulić... I przy okazji był świetnym kochankiem. Naprawdę nie rozumiałam, co Lauren Weaver widziała w moim mężu. Jasne, Jamie był przystojny, mógł się jej podobać, miał w sobie coś takiego, co sprawiało, że podobał się kobietom... Ale litości, ona wyszła za Noah Weavera! Przystojny, wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Te jego czarne, półdługie włosy... Mało kto nosił taką fryzurę, a jemu naprawdę pasowała. Oczy miał ciemne, niemalże czarne. Łobuzerskie spojrzenie i czarujący uśmiech. I te tatuaże. Pokrywały całe jego ciało od pasa w górę. Miał jeden nawet na szyi. W dodatku nosił czarny makijaż oczu, a do tego też miałam słabość...

I tak bardzo kontrastujący z tym elegancki styl ubierania się i miła osobowość. Nigdy nie spotkałam drugiej takiej osoby jak on. Może poza naszymi realizatorami, Aaliyah i Michaela.

Aaliyah i Michael. Kurwa. Wzór małżeńskiej miłości i kochającej rodziny. Aaliyah do nikogo nie uśmiechała się tak pięknie jak do męża. Michael na nikogo tak nie patrzył, jak na nią. Nie istniało dla nich nic ponad rodzina, którą mieli przecież dużą. Ktoś złośliwy mógł powiedzieć, że narobili sobie dzieci, że nie umieją się zabezpieczać, że są nieodpowiedzialni... Ale nie dało się tego o nich powiedzieć. Jasne, dzieciaków mieli dużo, ale wszystkie były zadbane, grzeczne, dobrze wychowane... Każde jednakowo kochali, do każdego podchodzili indywidualnie i każde czuło, że ma od nich wsparcie.

Jamie i ja nie mogliśmy już tego dać nawet jednemu dziecku. Jego dziecku.

Rozmyślania przerwał mi dzwonek do drzwi. Pewnie Mandy przyszła z małą.

Rozentuzjazmowana pobiegłam otworzyć. Amy, moja mała Amy, nareszcie...

Akurat. Za drzwiami nie spotkałam Mandy, a Jamiego. To on trzymał w ramionach swoją córeczkę.

– Cześć – przywitał się. – Zostawiam ci Ams.

Odebrałam od niego nosidełko z dziewczynką i podniosłam na niego wzrok. Nie zamierzałam mu odpowiadać, chciałam jedynie zamknąć już za nim drzwi.

– Niczego nie potrzebujesz, coś ci przywieźć?

Przewróciłam oczyma i pokiwałam głową na "nie". Chciałam już tylko całkowicie oddać się zabawie z małą. Położyć ją do nowego łóżka, tulić po przebudzeniu...

– Nie potrzebuję niczego – mruknęłam.

– Jasne. Jakby co to dzwoń – odpowiedział Jamie, odwracając się w stronę drzwi.

– Jeśli już, to do Mandy. I, proszę cię. Z łaski swojej następnym razem niech to ona się tu pojawi. Nie zamierzam patrzeć na ciebie co najmniej do dnia rozprawy sądowej o rozwód.

To mówiąc, zamknęłam drzwi, zanim Jamie zdążył cokolwiek powiedzieć.

Amy słodko spała. Urocze, malutkie usteczka miała delikatnie otwarte, a rączki zaciśnięte w piąstki. Przekochany widok.

Powoli przeniosłam ją z nosidełka na łóżeczko i przykryłam nowym kocykiem. Ewidentnie jej się spodobał, bo zacisnęła na nim paluszki i jakby się w niego wtuliła.

Tęskniłam za tym dzieckiem. Bardzo. Z jednej strony nie była moja, chciałam to ukrócić. Ale z drugiej widziałam, jak dorasta, jak staje się nastolatką, a nadal młoda ja stara się być dla niej mamą i przyjaciółką w jednym. Dziwne uczucie.

W sumie po prostu chciałam być mamą. Świadomie odrzuciłam tą opcję będąc z Jamiem, co było słuszne, musiałam ją także odrzucić, tkwiąc w nieformalnym związku z Noah. Nie widziałam problemu w moim wieku. Problemem był tylko brak odpowiedniej osoby.

Znaczy no. Noah byłby dobrą osobą, gdyby nie fakt, że oficjalnie miał żonę i troje dzieci. Poradziłby sobie z ewentualną wpadką, wybrnąłby z tego w rozsądny sposób, ale i tak z krzywdą dla dziecka. Pomijając, że świadomie nie zgodziłby się na dziecko ze mną, a gumek przebijać nie zamierzam. Nie jestem desperatką.

Napisałam wiadomość do mamy, że Amy jest już u mnie i jeśli tylko ma ochotę, może przyjechać. Dodałam, że przyda mi się jakaś pomoc.

Tak naprawdę pomoc w ogóle nie była mi potrzebna. Chciałam tylko mieć towarzystwo. Brak możliwości odezwania się do kogokolwiek był zdecydowanie największym minusem mieszkania samemu. Noah nie mógł spędzać ze mną dużo czasu, tłumacząc się dziećmi, co było całkiem zrozumiałe. Mandy chodziła do szkoły, też nie miała zbyt wiele czasu. Poza nimi w sumie nie było nikogo. Tylko Annie.

Odpisała, że będzie za moment. Szczerze się ucieszyłam i podeszłam do łóżeczka Amy. Rozbudziła się.

Położyłam ją na kocyku i znowu się zamyśliłam. Jeszcze niedawno kładłam się przy niej wraz z Jamiem. Pokazywaliśmy jej zabawki, bawiliśmy się z nią wspólnie, czasem dołączała do nas Ninnie, zachwycona Amy niczym własną siostrzyczką... I my dwoje, ja i Jamie, pewni tego, że jesteśmy teraz we właściwym miejscu. Bez pamięci zakochani w naszej małej córeczce.

Te czasy miały już nigdy nie wrócić Miałam dwie całkiem inne opcje.

Zostać weekendową mamą, wymieniać się opieką z Jamiem, przy okazji zapewne zakładając własną rodzinę.

Albo zrzec się prawa do opieki nad małą i prawdopodobnie już nigdy nie mieć z nią nic wspólnego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro