Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Drogi Louisie

Dziękuję za podzielenie się ze mną Waszym odkryciem. Zajęło mi parę dni, by przyswoić szokującą treść Twojego listu, jednak mimo tymczasowego kryzysu, pragnę nadal brać czynny udział w dochodzeniu do prawdy. Zgodnie z prośbą jeszcze raz przejrzałam korespondencje Charlesa. Niestety nie udało mi się znaleźć nic wartego uwagi w sprawie, którą się zajmujemy. Na dołączonym do mojego listu papierze znajdziesz nazwiska osób, z którymi mój mąż spędzał czas na przyjęciach lub zapraszał do posiadłości. Chciałabym pomóc bardziej, niemniej jednak ja i mój mąż prowadziliśmy praktycznie osobne życia. O innych znajomościach nic mi nie wiadomo.

Będę wyczekiwać Twojej odpowiedzi. Czuję się już lepiej, a rana na stopie goi się sprawnie. Proszę napisz, kiedy moglibyśmy wznowić nasze zajęcia.

Louisa Compton

Louis znał treść tego listu na pamięć i nawet kiedy papier spoczywał w dłoniach Williama, doskonale znał rozmieszczenie każdego słowa, krzywizny oraz zawijasy charakterystyczne dla pisma Louisy. Kiedy Fred dwa dni temu wręczył mu kopertę zaadresowaną do niego, po jej otwarciu przyłapał się na tym, że lekko otumanił go zapach papieru. A właściwie kobiecych perfum.

Louisa nie napisała nic, co mogłoby się odnosić do intymnej sytuacji, jaka miała miejsce ostatni raz, gdy się widzieli. Louis był za to wdzięczny, bo mógł bez krępacji podzielić się treścią listu z Wiliamem i tym samym nie dawać mu powodu do dalszych podejrzeń. Niemniej jednak gdy zapach lawendy dotarł do jego nozdrzy, nie mógł odpędzić wrażenia, że sama woń była nawiązaniem do tamtej chwili. To dlatego spryskała papier perfumami? A może Louis po prostu nadinterpretowywał i woń perfum wsiąknęła kartkę, a wdowa po Comptonie nawet nie zdawała sobie z tego sprawy?

– Ma dość chaotyczne pismo, prawda? – przyznał William, a potem wręczył Louisowi list.

Jego brat wyjrzał przez okno dorożki. Właśnie zbliżali się do rezydencji Comptonów, choć jej właścicielka nawet ich nie oczekiwała.

– Czy jej pismo również stanowi trop, Williamie?

– Między innymi. Spójrz, litery na początku listu są bardziej pochyłe. Zwróć uwagę na zapis „s" oraz „r", które po dopiero po czwartym zdaniu przybierają delikatniejszy charakter. Wygląda na to, że odwołanie się do śledztwa w liście było dla niej najtrudniejszą lub zarazem najbardziej stresującą częścią do napisania. Potem „r" oraz „s" cechuje większa płynność zapisu.

Louis wielokrotnie trzymał ten list w dłoniach, ale nie przeanalizował go pod tym kątem. Skarcił się w myślach za to, że skupił się na aspektach zupełnie niepotrzebnych.

– Twierdzisz, że w pierwszej części listu kłamie?

– Tego dziś się dowiemy.

William oparł łokieć o ramę okienka i zdawał się wypatrywać Louisy z oddali, choć z tej perspektywy graniczyłoby to z cudem. W drugiej strony spojrzenie Williama równie dobrze mogłoby mu pozwalać na przenikanie przez ściany rezydencji. Kiedy charakterystyczny, lekko krzywy uśmiech pojawił się na jego twarzy, zamiary brata stały się dla Louisa klarowniejsze. Ten wyraz twarzy był zarezerwowany dla konsultanta kryminalnego, który zbliżał się do zdemaskowania kolejnego szlachcica.

– Uważam, że może i mąż zniszczył jej ostatnie lata życia, ale sama Louisa nie jest niewiniątkiem.

Louis nie podejmował wątku, bo jego struny głosowe zdawały się zamarznąć. Myśl, że Louisa mogłaby nie być z nimi do końca szczera i mieć inne przewinienia na sumieniu, w pełni go sparaliżowała.

Wtedy jej pocałunek mógł okazać się tylko grą.

– Co masz na myśli, Williamie?

– Dziś przetestujemy, czy nasza wspólniczka rzeczywiście chce poznać tajemnice męża, czy poczęstować nas zdawkowymi informacjami, by następnie poczekać, aż sami zostawimy ją w spokoju. Nie może nam odmówić, skoro pomogliśmy jej zatuszować morderstwo męża i jako jedyni wiemy, jak tamtego dnia sprawy potoczyły się naprawdę. Jeśli odmówiłaby nam dalszej współpracy, równie dobrze w jej mniemaniu moglibyśmy ją wydać. Dlatego woli udawać, że się angażuje, byśmy sami zrezygnowali. To tylko podejrzenie, które dziś obalę albo potwierdzę.

Nie do końca była to odpowiedź na pytanie Louisa, ale nie widział sensu w dopytywaniu. William ułożył już plan i jeśli miał się nim podzielić, najpewniej zrobi to, gdy już go zrealizuje.

– Louisie, poza tym nie zwróciłeś uwagi, jak łatwo poszło nam z jej służbą? Na przesłuchaniach nikt nawet nie zasugerował, że przez ciągłe kłótnie i burzliwe małżeństwo Louisa jednak mogłaby popełnić tę zbrodnię? Sądziłem, że chociaż jedną osobę będziemy musieli nakłonić do zmiany zeznań.

Louis zdążył poprawić okulary na nosie, gdy dorożka gwałtownie przechyliła się z lewego boku na prawy. Właśnie zatrzymali się przed główną bramą.

– Szczególnie ten lokaj Henry, który podobno był prawą ręką jej męża – ciągnął William. – Potwierdziłeś, że on i Louisa darzą się niechęcią. Dlaczego więc nie postanowił jej oskarżyć?

Louis walczył z gulą w gardle. Może nawet kiedyś się nad tym zastanowił, ale gdy jego relacja z wdową Compton zaczynała przybierać inne odcienie, dzień zabicia jej męża zdawał się blaknąć.

Zdaniem Williama młoda wdowa skrywała tajemnice, a Louis pożałował, że cechą jego starszego brata była nieomylność.

– Dziękujemy Fredzie, możesz odjechać. Po tym spotkaniu przyda nam się świeże powietrze, więc się przejdziemy. – William poprawił cylinder i na pożegnanie skinął Fredowi głową.

Po jego odjeździe postanowili chwilę poczekać, a przynajmniej Louis podejrzewał, że zostali zauważeni. Kątem oka dostrzegł uchyloną zasłonę i coś podpowiadało mu, że mlecznobiała dłoń mogła należeć do Louisy.

Młody lokaj w końcu pospieszył im na przywitanie, a oni przeprosili za niezapowiedzianą wizytę i zapytali o dostępność jego pani. Łagodny uśmiech Williama zadziałał na speszonego chłopaka, który zaprowadził ich do salonu. Louis znał ten uśmiech i wiedział, że pani Compton dziś też go ujrzy, by nie zorientowała się od razu, że wpadła w pułapkę.

Potem z kolei on i William dowiedzą się prawdy.

Zajęli miejsce tuż przy dwóch wysokich oknach oprawionych w ciemnobeżowe zasłony ze wzorem w postaci filigranowych kwiatów. Młoda wdowa musiała je wymienić dość niedawno, bo Louis nie kojarzył jej z ostatniej wizyty. Zrobiła też przemeblowanie, bo fotele obite malachitowym materiałem, jeszcze niedawno stały w centrum pokoju. Dawny Indyjski dywan, w który wsiąknęła krew Charlesa Comptona, został zastąpiony mniejszym, o grubych frędzlach.

Oczekiwali Louisy w milczeniu, podczas gdy wzrok Williama koncentrował się na rozżarzonym kominku. A może William skupił się na pogrzebaczu, który zakończył życie Comptona? Może ten też został wymieniony? Coś w tej części pomieszczenia zdecydowanie przykuło uwagę Williama.

Louis nie chciał do tego dochodzić. Wbijał jeden z palców w guzik granatowej marynarki, by zająć czymś dłonie. W jego umyśle o dominację walczyły dwa obrazy Louisy, a on nie wiedział, który z nich był prawdziwy.

Zagubiona, jednak chętna by poznawać świat młoda wdowa, czy intrygantka, która udawała ich wspólniczkę? Obecnie chciał zapomnieć o niedawnym pocałunku, nieważne, która z Louis go zainicjowała.

Nierówne kroki oznajmiły jej przybycie. Louisa Compton przekroczyła próg salonu we wdowiej sukni. Czarny żakiet opinał jej talię, uwydatniając sylwetkę, przez co Louis wbił wzrok w podłogę. W końcu jednak będzie musiał na nią spojrzeć, nawet jeśli obecność kobiety powodowała, że ledwo panował nad sprzecznymi emocjami.

– Przepraszamy za najście, pani Compton.

Wiliam podniósł się z miejsca, a Louis podążył jego śladem. W końcu na nią spojrzał. Widzieli się ostatni raz tydzień temu i mimo że lekko kulała na zranioną nogę, jej cera zdawała się nabrać blasku, a zielone oczy stały się wyraźniejsze. Louis miał wrażenie, że od śmierci męża dopiero zaczynała oddychać naprawdę.

Ugryzł się w język, by pozbyć się świadomości, że Louisa znów może stracić na siłach witalnych. I to przez niego oraz jego brata.

– Nie szkodzi, panie Williamie – powiedziała, podchodząc bliżej. – Skoro zjawiacie się bez uprzedzenia, to musi być coś pilnego. Czy dowiedzieliście się czegoś więcej?

Louisa wskazała na fotele i sofę, zachęcając ich do zajęcia miejsc. William jednak splótł dłonie z tyłu i nie planował się ruszać. Subtelny uśmiech rozgościł się na jego twarzy.

– Właściwie myślałem, że pani coś dla nas ma.

– Ach, owszem. Możemy pójść do biura Charlesa. Mogę oddać wam całą korespondencję, być może doszukacie się czegoś, co mi umknęło.

Serce Louisa biło szybciej z każdym wypowiadanym przez wdowę i Williama słowem.

– Jestem pewien, że sprawdziła ją pani, jak należało. – William zbliżył się do rozżarzonego kominka. – Paliła pani dziś? Dzień jest dość ciepły.

Na ułamek sekundy jej oczy spoczęły na Louisie, jakby doszukiwała się w nim wsparcia. Nagła zmiana tematu musiała ją zaskoczyć, jednak on milczał. Nie mógł przeszkodzić Williamowi.

– Podgrzewałam zioła. Przez gojącą się stopę nie jestem dość mobilna, więc...

– Louiso.

Spojrzenia jej oraz Williama skoncentrowały się na nim. Może chciał odpuścić jej dalszej kompromitacji i dlatego jej imię wdarło się na jego usta? W jakiś sposób poczuł się za nią odpowiedzialny. Chociaż nie miał pojęcia, do czego zmierzał William, to z pewnością wiązało się z postawieniem Louisy pod ścianą.

– Proszę, powiedz prawdę – nalegał.

– Właśnie ją powiedziałam – odparła pospiesznie, zaciskając usta.

– Naturalnie – wtrącił Wiliam, nachylając się nad kominkiem. – Wierzę, że używa pani kominka do podgrzewania ziół, niemniej jednak prosiłbym o odpowiedzenie na jeszcze jedno pytanie.

Odwrócił się w ich stronę. Łagodny ton i spokojne kroki zdawały się zaprzeczeniem jego intencji. Młoda wdowa diametralnie zbladła, co było pewnym rodzajem ciosu dla Louisa. Nie mógł jej pomóc, nawet nie powinien, jeśli rzeczywiście okazałaby się oszustką. To, że podchodził do tej konfrontacji tak emocjonalnie, zawdzięczał wyłącznie swojej naiwności.

William odchrząknął.

– Chciałbym się dowiedzieć, jaki list do Charlesa Comptona pospiesznie spaliła pani przed naszym przybyciem?

-------

Skończyłam pisać "Cybernights", więc mam nadzieję, że publikacja Louisowa będzie teraz bardziej regularna :D Myślałam, że ten rozdział będzie bombą, ale tutaj dopiero budowałam napięcie :P 

Zostawcie gwiazdkę dla Louisy, bo odkąd poznała Moriartów, zalicza wtopę po wtopie 🤣

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro