Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Louisa nie zdążyła się nawet cofnąć. Najwyraźniej napastnik zrozumiał, że nie nadejdzie już lepszy moment do ataku i uderzył, nim sens słów Moriartego dotarł do wdowy. Światło padające z okna zatańczyło na ostrzu napastnika.

Louis przyjął uderzenie, by następnie zatrzymać nóż tuż przy swojej skórze, na wysokości klatki piersiowej. Odbite ostrze zmieniło kierunek, a jego koniuszek wbił się w przedramię Louisa. W obecnych warunkach ból był jednak ledwie porównywalny do ugryzienia komara. Moriarty wykorzystał brak dystansu i chwycił rękę przeciwnika, by z siłą przeciągnąć go do przodu. Zanim mężczyzna upadł, w nozdrzach Louisa zatańczył odór alkoholu. 

Moriarty zamrugał kilkakrotnie, zdając sobie sprawę, że cały incydent trwał może kilka sekund. Zerknął na wdowę, która pozostawała zdezorientowana atakiem albo faktem, że Louis był po części przygotowany na napaść.

Mężczyzna podniósł się z klęczek i ruszył przed siebie. W przypływie stresu zatoczył się na dróżce, niemal wpadł w krzaki. Mimo panującego mroku Louis podjął pościg, zanim ostatnia stróżka światła zniknęła z sylwetki mężczyzny. Ogród, którego mrok Moriarty jeszcze niedawno kojarzył z intymnością, teraz zmienił się w labirynt. Przeklęta ścieżka zakręcała kilkakrotnie, więc Louis opierał się w szczególności na słuchu. Słyszał niestabilny oddech mężczyzny, który sugerował, że ten nie był stworzony do ryzykownych operacji. Na dodatek całe zajście trwało zdecydowanie zbyt krótko, by zdążył się zmęczyć. Napastnik musiał być zatem pod wpływem ogromnego stresu. Amator?

Mężczyzna skręcił wraz ze ścieżką. Po ogrodzie rozległo się stłumione krzyknięcie, jednak nim Moriarty zdążył powiązać głos z kimkolwiek, zderzył się z inną sylwetką.

– Na Boga! Co tu się dzieje?

Kiedy dłoń sięgnęła ramienia Louisa, ten ledwo stłumił odruch obronienia się nożem. Rozpoznał mężczyznę i nie był to ten, za którym biegł. Louis prawie przystawił nóż do gardła hrabiego Comptona. Tym razem ciemność okazała się sprzymierzeńcem, bo pozwoliła Moriartemu niepostrzeżenie schować broń.

– Musimy łapać tego człowieka. Zaatakował... – urwał, rozumiejąc, że kolejne słowa będą mieć znaczenie w kontekście plotek, które się narodzą. – Dostrzegłem tego człowieka, gdy podążał za panią Louisą. Nie wydawał się uczestnikiem przyjęcia, więc postanowiłem się dowiedzieć, co tutaj robi. Ten człowiek miał nóż.

Louis wygładził materiał fraka, by upewnić się, że jego broń jakimś cudem nie zdemaskuje zamiarów sprzed chwili.

– Louisa tu jest? Na miłość boską, co z nią? Ciemno tu w cholerę!

Hrabia ruszył wzdłuż ścieżki i niemal zderzył się z nadchodzącą wdową.

– Louiso, podobno ktoś cię zaatakował! Co się stało? Pan Moriarty rzeczywiście przyszedł ci z pomocą?

Mrok nie pozwolił odczytać twarzy Comptona, ale Louis podejrzewał, że maluje się na niej podejrzliwość.

Wdowa milczała dłuższy moment, najpewniej rozumiejąc już to, co Louis.

– Ja... – zaczęła. – Och nie, pan Louis mnie uratował, bo ten człowiek, och...

Kiedy wpadła w ramiona Edmunda, Louis prawie że uwierzył w jej blef. Według Alberta mdlenie pod wpływem emocji było ostateczną bronią kobiet, by zaskarbić sobie uwagę i współczucie mężczyzny zrazem. W porządku, ona i Louis będą mieć czas, by ustalić wspólną wersję i przy okazji nie zdradzić, co tak naprawdę sprowadziło ich obojga to ogrodu.

Muzyka w sali ucichła, gdy oczy zgromadzonych skoncentrowały się na wniesionej do środka Louisie.

– Krzesło – rozkazał Edmund służącemu.

Louisę usadzono przed schodami, w centrum hallu, a główne drzwi od rezydencji nie zostały zamknięte, by do środka wpadało chłodne powietrze. Mimo okoliczności Louis przyglądał się całemu zajściu z dozą rozbawienia. Jego przyszła żona miała dryg do aktorstwa.

– Och, pani Louisa, co się stało? – Po hallu roznosiły się poruszone głosy zaproszonych kobiet.

Louis w panującym zgiełku dostrzegł Williama. Młodszy brat był gotowy streścić całe zajście, choć domyślał się, że nawet nie będzie to konieczne. William z pewnością będzie chciał udać się na miejsce napaści, dopiero potem posłuchać historii z dwóch perspektyw.

– Niestety nie dogoniłem napastnika. Zatrzymał mnie hrabia Compton.

Zauważył, że podczas jego nieobecności cera Williama straciła na kolorze. Przymykał oczy, co podpowiadało Louisowi, że jego brat przekroczył limit. Ciekawe czy hrabia Edmund przygotował pokoje dla gości, którzy mają tendencję do niespodziewanych drzemek?

– Musisz odpoc...

– Twoje przedramię, Louisie.

Młodszy Moriarty jak na zawołanie poczuł wilgoć w obrębie wymienionej części ciała. Czarny materiał fraka maskował krew, ale czerwień odznaczała się już na opuszkach palców.

– Panie Moriarty, jest pan ranny! – krzyknęła dama, która przechodziła tuż obok.

Poniosły się poruszone, kobiece głosy: "pan Moriarty ryzykował życie dla pani Louisy". Zdanie znalazło się na ustach każdej zaproszonej młódki, które naczytały się Jane Austen. Wyjątkiem była panna Paire, która zasłabła na widok krwi, dość blisko Edmunda Comptona. Siedząca na krześle obok Louisa przewróciła oczami na tę scenę.

– Wezwiemy konstabl – podjął zamyślony Edmund.

– Drogi szwagrze, proszę cię. Było zbyt ciemno i w ogóle nie widziałam tego człowieka – powiedziała Louisa, masując skronie.

– Zaraz będzie się o tym incydencie rozpisywać cały Londyn. Wypadałoby chociaż spisać zeznania.

Louis zbliżył się, by podjąć rozmowę, aczkolwiek bał się zostawiać Williama na dłużej samego. Starszy brat ledwo trzymał się na nogach, jednak jakimś cudem przeszedł do salonu i zajął miejsce.

Louis odchrząknął, nachylając się w stronę Edmunda. Jego brat przeprowadziłby podobną konwersację zdecydowanie lepiej, więc Louis miał nadzieję, że strategia podpatrzona u Williama pozwoli mu na osiągnięcie celu.

– Z całym szacunkiem, hrabio. Wtedy musiałbym zeznać, że zatrzymał mnie pan w trakcie pościgu.

– Ależ...

Louis przywołał na twarz lekko zmieszany wyraz.

– Nie chciałbym, żeby konstabl obrał zły trop i powiązał pana z tamtym mężczyzną. – Uniósł swoje przedramię i postarał się, by tym razem zabrzmieć chłodniej i pewniej zarazem. – W szczególności gdy to ja z naszej trójki odniosłem obrażenia.

Edmund przejechał palcami po brodzie. Zmarszczka na jego czole pogłębiła się, jednak tylko na ułamek sekundy. Louis zgadywał, że hrabia chciał zaproponować łapówkę, by gość zmienił zeznania. Cóż, w przypadku przekupienia innego arystokraty pieniądze to jednak za mało.

Edmund machnął ręką.

– Mój lokal zaraz sprowadzi lekarza.

Kiedy odszedł, Louis odetchnął z ulgą. Konstabl nie był jednym z najgorszych utrudnień, ale lepiej zminimalizować ryzyko powiązania rodziny Moriarty z wdową po Comptonie. W końcu kolejny raz znaleźliby się w tym samym miejscu i czasie w podejrzanych okolicznościach.

Edmund Compton wczuł się w rolę świadka zdarzenia i obecnie zabawiał panny historią ze swojej perspektywy. Louis nie musiał podsłuchiwać, by wiedzieć, że to i owo pewnie pominął lub podkoloryzował. Moriarty wykorzystał panujące zamieszanie i podszedł do wdowy. Podniosła się z krzesła, choć bladość jej twarzy sugerowała, że nie jest w najlepszej formie. Czyżby jej omdlenie nie było udawane? Spojrzenie kobiety nabrało jednak na bystrości i odezwała się, nim Louis zdążył zapytać o jej kondycję.

– Ten człowiek śmierdział szkocką whisky, poczułeś to?

Louis zawahał się z odpowiedzią. Wyczuł od napastnika alkohol, choć w trakcie potyczki nie zastanawiał się nad rodzajem trunku.

– Szkocka – powtórzył.

Na twarzy Louisy pojawił się uśmiech, choć jej jasnozielone oczy zdawały się przymglone.

– Czułam zapach szkockiej bardzo często, Louisie. Mój mąż pił ją codziennie.

– Moja droga...

– Może to jakaś zemsta zza grobu? – zaśmiała się gorzko, przecierając czoło. – Zresztą, zostawmy to na potem.

Louisa musnęła jego przedramię, lekko zaognione od ukłucia miejsce.

– Mogłabym założyć prowizoryczny opatrunek do czasu przybycia lekarza. To i owo się nauczyłam jako młódka.

Wyobraził sobie dotyk zręcznych palców Louisy na swojej skórze, przez co delikatny, pulsujący ból zelżał jeszcze bardziej.

– Dziękuję. Przyjmę pomoc, by Edmund nie obwiniał mnie za zapaskudzenie podłogi krwią. Obniżyłoby to prestiż przyjęcia.

Louisa zarechotała, tym razem bardziej szczerze, a potem wyjrzała za ramię rozmówcy. Moriarty od razu zorientował się, kogo dostrzegła i o kogo zaraz zapyta:

– Dlaczego William śpi na krześle?

----- 

Wczoraj wróciłam z Czarnogóry. Miał być pełen relaks, ale przy okazji narodził się oto ten rozdział 😋Koljeny mam wyjątkowo już zaplanowany krok po kroku!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro