Rozdział 11 Wyjazd

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nightcore - Demons

Dodaje dla was szybciej, lecz mam nadzieję że nadrobicie tamte rozdziały brakującym gwiazdkami :)

-Xavier-

Po powrocie do byłego (jak lubiłem myśleć) domu, mojej Mate, ta mi wszystko wyjaśniła. Ja dowiedziałem się odpowiedzi na prawie wszystkie moje pytania, a ona dowiedziała się czym jest oznaczenie. Jednak kiedy Aria chciała się ode mnie odsunąć, nie wytrzymałem i ugryzłem ją. Kiedy tylko moje zęby zatopiły się w jej pięknej delikatnej skórze, usłyszałem jej krzyk, który był przepełniony bólem. Nie przerywałem jednak, bo wiedziałem że jeśli ktoś przerwie oznaczanie to osoba, która jest jej punktem głównym może nawet zginąć. Po chwili miałem w ramionach nieprzytomne ciało mojej ukochanej. Wiedziałem, że jak się obudzi to chyba mnie zabije, lecz ja i tak musiałbym to zrobić. Jeśli nie dziś to jutro, bym został zmuszony przez gorączkę. Wziąłem na ręce jej nieprzytomne ciało i zniosłem ją na dół. W salonie siedzieli już jej rodzice, moja siostra i Max.

-Max, Wiktoria zbieramy się.- Rozkazuje kierując się w stronę drzwi. Nie muszę nic mówić jej rodzicom, bo są oni już w pełni świadomi tego co się dzieje. Wychodzę na dwór, niosąc na rękach Arie. Na szczęście nie ściągałem butów kiedy wróciliśmy, bo niosąc ją na rękach miał bym problem z ich ubraniem. Otworzyłem drzwi do mojego samochodu jedną rękom i położyłem ją na tylnym siedzeniu. Moja siostra jak i mój Beta dołączyli do mnie po kilku minutach. Beta niósł nasze walizki, a Wiktoria miała w rękach torbę mojej przeznaczonej. Usiadłem na siedzeniu obok swojej przeznaczonej, a Wiktoria i Max usiedli z przodu po zapakowaniu bagaży. Ruszyliśmy w drogę. Droga do domu, będzie trwać z dwie godziny, a Aria będzie nie przytomna najmniej cały dzień. Wziąłem moją ukochaną i położyłem jej głowę na swoje kolana, usłyszałem jak przez sen cicho zamruczała. Ten dźwięk był tak cudowny, że po prostu rozpływałem się pod tym dźwiękiem z rozkoszy.

-Alfo, co teraz zamierzasz? Zbuntowani zapewne już szykują się do kontrataku.- Mówi, mój Beta, a ja masuje się po swoim czole, ciężko wzdychając.

-Nie wiem jeszcze... Musimy poczekać, na to co się wydarzy. Przez najbliższe dwa tygodnie na pewno nie zaatakują.-Mówię.

-A to dlaczego?- Pyta szczerze zaciekawiona Wiktoria.

-Dlatego, moja droga siostro, że przez traktat, który złamali nie mają jak na razie żadnego przywódcy, a nim go wybiorą minie trochę czasu. A po drugie muszą zaplanować co zrobić, a na to minie też trochę czasu.- Wyjaśniam, a oni potakują. Reszta drogi mija nam w ciszy i spokoju. Nie licząc oczywiście kwękania i jęczenia z bólu mojej ukochanej. Te dźwięki były takie śmieszne, że kiedy dokładała doi nich swoje dziwne minki twarzy, prawie pękałem z śmiechu.

-Pod domem Watahy Śmierci-

Po dojechaniu do nowego domu Arii, otworzyłem drzwi od samochodu i wyszedłem z niego, po czym wziąłem ją na ręce i wszedłem do środka. Nie zważając na ciekawskie spojrzenia członków mojej Watahy zaniosłem ją do mojego pokoju. Był już wieczór więc w pokoju panowała lekka ciemność. Położyłem ją na naszym łóżku i podszedłem do szafy. Wyciągnąłem z niej swoją białą koszulkę i wróciłem do niej. Ściągnąłem jej buty, spodnie i koszulkę. Kiedy zobaczyłem jej piersi musiałem się powstrzymać by przypadkiem się na nią nie rzucić. Kiedy zabierałem się za ściągnięcie jej stanika, odezwało się moje drugie wcielenie, które przez cały dzisiejszy dzień było cicho.

~Nie rób tego! Chcesz by się na nas jeszcze bardziej wkurzyło?- Zapytało.

~Nie. Ale jeśli tego nie zrobię będzie jej nie wygodnie.- Zaprzeczyłem jak małe dziecko, lecz moje drugie wcielenie dalej było przeciwne tego co chciałem zrobić więc zrezygnowałem. Ubrałem ją w moją koszulkę i nakryłem kołdrą. Moja Mate wyglądała tak słodko w moich ubraniach, że miałem ochotę kazać jej nigdy ich nie ściągać.

~Macie się wszyscy zebrać w sali narad.- Rozkazuje w myślach wszystkim obecnym ludziom z moje watahy. Wychodzę z pokoju i kieruje się do wcześniej wspomnianej sali. Kiedy wchodzę do niej widzę, że już wszyscy są w niej i siedzą z spuszczonymi głowami. Siadam na największym siedzeniu, znajdującym się po środku sali.

-Mam dla was trzy bardzo ważne informacje....

CDN

No i to ostatni rozdział z naszego maratonu! Mam nadziej, że rozdziały się podobały! Kolejny już jutro! Pozdrawiam was moje kochane wilczki i życzę wam miłego piątku! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro