Rozdział 18 Ojciec Xaviera

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nightcore - Try

-Aria- 

  -Mój ojciec chcę cię poznać.- Piszczy Wiktoria, a mnie zalewa obawa. A co jeśli mnie nie polubi?  

-Nie martw się, an pewno cię polubi.- Mówi widząc moją zdegustowaną minę.

-Ta.... Na pewno masz racje...- Mruczę podążając za nią.  Wiktoria idzie przez korytarz, po czym schodzi po schodach. Wiktoria mówiła coś do mnie pod czas drogi, lecz niezbyt wiem co. (Nie słuchałam jej) Po zejściu na parter, Wiktoria chwyciła mnie za ramie i obróciła w swoją stronę. 

-Aria, chcę ci tylko powiedzieć, że mój ojciec jest dość.... specyficznym człowiekiem.- Mówi strasznie poważnym tonem. Mówiąc szczerze, ten ton nie pasuje, mi do niej. Słowa Wiktorii zaciekawiły mnie, ale i też przeraziły.

-Co to oznacza?- Pytam, patrząc w  jej oczy. Jej oczy zwykle roześmiane teraz były strasznie  poważne.

-To, że  mój ojciec po śmierci mojej matki zmienił się... Od tego  czasu  stał się strasznie zimny i oschły. Nawet dla swoich dzieci... Więc jeśli będzie dziwnie na ciebie patrzył czy też odzywał zignorują to on tak okazuje komuś, że go lubi.- Wyjaśnia. Na początku jestem tak strasznie zdezorientowana, że nie potrafię się poruszyć nawet o centymetr. Lecz kiedy zdziwienie mija, kładę swoją prawą dłoń na jej ramieniu i patrze na nią z uśmiechem. 

-Dziękuje, że mi o tym powiedziałaś.- Mówię. 

-Nie ma za co!- Rzuca, a na jej twarz powraca uśmiech. Cieszę się, że uśmiech powrócił na jej twarz, bo bądźmy szczerzy uśmiech  pasuje jej jak mało co. Wiktoria zaczyna iść w kierunku pomieszczenia znajdującego się po prawej  stronie. Kiedy moje stopy znajdują się w pomieszczeniu, moim oczom ukazuje się duże pomieszczenie z żółtymi ścianami i czarną podłogą. Na środku pomieszczenia znajduje się gigantyczny stół, mogący pomieścić z 14 ludzi. Rozglądam się po pomieszczeniu i zauważam, że na ścianach wiszą obrazy. Jedne przedstawiają wilki, a dokładniej wilkołaki, a inne przedstawiają lasy. Jestem tak pochłonięta oglądaniem tych cudownych dzieł sztuki, że nawet nie zauważam jak Xavier podchodzi do mnie.

-Witaj, kochanie.- Mówi, przyciągają mnie do siebie, po czym całuje mnie w włosy.

-Hej.- Odpowiadam, po czym wtulam się w jego klatkę piersiową. Tą cudowną chwile przerywa czyjeś chrząknięcie. Z gardła Xaviera wydobywa się warkot, kiedy chcę się od niego odsunąć. Po chwili słyszę czyjś chłodny głos.

-Synu, odsuń się od tej dziewuchy i pozwól mi ją poznać.- Mówi chłodnym tonem. Jego głos jest tak chłodny, że po moim cielę przechodzą dreszcze. Xavier puszcza mnie po czym pozwala swojemu ojcu podejść do mnie. Jego ojciec jest jego starszą kopią, te same czarne włosy i te same ciemne oczy. Jednak oczy Xaviera mają coś w sobie, że mam ochotę w nich utonąć a oczy jego ojca są inne... Takie chłodne, wyprane z uczuć. Jego ojciec mierzy mnie srogim spojrzeniem po czym zdegustowany wzdycha.

- Jestem Edward, ale ty masz do mnie mówić Alfo.- Mówi, po czym odwraca się w stronę swojego syna. Nie powiem jego zachowanie boli. Chciałam się z nim zapoznać, a on zachowuje się jak dupek! No nie JA też jestem Alfą i nie mam zamiaru płaszczyć się przed nimi! A zresztą ja nigdy nie płaszczę się przed nikim! Xavier posyła ojcu wściekłe spojrzenie.

-Xavierze, to truchło ma zostać Luną?- Pyta z oburzeniem, a we mnie zaczyna wrzeć. Próbuje się uspokoić lecz jego słowa odbijają się w mojej głowie. Truchło? Ja mu zaraz pokaże to jego truchło!

-Po pierwsze ojcze to  twoim zdaniem "truchło" nazywa się Aria, i tak to ONA zostanie Luną.- Oznajmia, a jego wzrok mógłby zabić.

-Synu, myśl o stadzie do cholery!- Krzyczy jego ojciec.- Przecież ona jest tylko człowiekiem! Nie jest silna tak jak Hope! To Hope powinna zostać Luną, a ty dobrze o tym wiesz!-  Krzyczy ojciec moje ukochanego. Jego słowa ranią mnie. Nawet mnie nie zna, a już uważa że jestem słaba. Nie wytrzymuje dłużej i wtrącam się w ich rozmowę.

-Jak Pan śmie? - Pytam, a Edward obraca się w moją stronę z niedowierzaniem. Zapewne jeszcze nikt, nie licząc jego rodziny nie ośmielił się mu przerwać. Edward podchodzi do mnie, a jego oczy są całkowicie ciemne, a to oznacza kłopoty i to nawet nie małe. 

-Kim ty jesteś głupia dziewucho, bu ośmielić się mi przerwać?!- Pyta gniewnie. Widzę, że Xavier chcę zareagować, lecz pokazuje mu ruchem dłoni że wszystko mam pod kontrolą. Mówiąc szczerze już nienawidzę tego debila. (Czytaj: ojca Xaviera)

-Ja? Ja dla pańskiej wiadomości jestem Alfą Dzikich Wilków. Jestem Alfą, która trzyma w garści trzy stada. A pan kim jest?- Pytam, a moje oczy przez emocje zmieniają kolor na czerwony. Widzę na jego twarzy zdziwienie, lecz także i złość.  Uśmiecham się triumfalnie na ten widok, zresztą tak samo jak mój ukochany. Xavier podchodzi do mnie i staje przed mną.

CDN 

No więc moi kochani to koniec na dziś!  Dla waszej wiadomości w piątek rozdziału nie będzie! Zapewne zapytacie dla czego? Po prostu jak dobrze wiecie utworzyłam nową książkę (Jest ona na moim profilu, a ja ja bardzo serdecznie zapraszam do przeczytania prologu.)  a rozdziały z niej są w Piątki, tak więc  kolejny rozdział z tej książki na weekendzie, lub w Poniedziałek! To do kolejnego koch

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro