Rozdział 21 Las

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nightcore - Anthem Of The Lonely

-Aria- 

Nie patrzyłam gdzie biegnę. Biegłam tam gdzie prowadziło mnie serce, lecz po pewnym czasie zauważyłam, że jestem na dworze, a wokół mnie jej las. Wielki i mroczny las, ja jednak  nie przeraziłam się. Las jest dla mnie jak drugi dom. Nawet jeśli wygląda tak mrocznie i niebezpiecznie.  Nie wiem nawet jak daleko jestem od domu Xaviera, ale mówiąc szczerze mam nadziej, że jak najdalej. Z moich oczu łzy lały się strumieniami, a ja upadłam na  wilgotny mech. Siedziałam na mchu płacząc. Nie wierzyłam... Nie chciałam wierzyć, że ojciec mojego ukochanego zabił moich prawdziwym rodziców, a także że chciał zabić mnie.  

-To nie prawda...- Wyszeptałam przez szloch. Pomimo tego, że próbowałam zaprzeczyć moje serce czuło, że jego ojciec powiedział prawdę. Serce pulsowało  niewyobrażalnym bólem, a ja z całych sił próbowałam zaprzeczyć  jego przeczuciu. 

-To nie prawda!- Krzyknęłam uderzając pięściami o mech.   Nie chcę by była to prawda! Co ja takiego zrobiłam temu człowiekowi, że aż tak mnie nienawidzi?! No pytam się co?! To, że kocham jego syna?! Moje łzy skapywały na ziemie, a ja próbowałam powstrzymać szloch. Jestem przeznaczoną syna mordercy! Mordercy mojej rodziny... Na tą myśl z mojego gardła wydobył się szloch. Wiem, że moje zachowanie nie przystoi Alfie, ale w tej chwili nie obchodziło mnie to! Przecież jestem nadal człowiekiem i mam prawo do okazywania słabości! Wstałam i na drżących nogach podeszłam do jednego z drzewa. Zaczęłam okładać drzewo pięściami, tak mocno, że po paru sekundach skóra na moich knykciach zdarła się, a  z ran zaczęła wypływać krew. Nie obchodziło mnie to jednak, w tamtej chwili chciałam zapomnieć... Zapomnieć o  tym potworze, o Hope i o wszystkim co sprawiało mi ból. Biłam to drzewo, a ziemia w okół mnie była coraz bardziej upaprana krwią. Moja krwią. Mimo bólu jaki czułam nie przestawałam okładać drzewa pięściami. Czułam jak siły opuszczają moje ciało, lecz ja z całych sił nie chciałam poddać się i zasnąć. W końcu opadłam na ziemie opierając się o wcześniej bite drzewo. Zasłoniłam twarz ramionami i zaczęłam szlochać. W tych łzach zawarty był cały ból, żal bezradność i rozpacz jaką czułam.

-Xavier-

Kiedy znalazłem moją siostrę, ta powiedziała mi, że Aria wybiegła z domu. Czym prędzej ruszyłem za nią, przemieniając się po drodze w wielkiego czarnego wilka. Czułem rozpacz i ból mojej Mate. Miałem szczerą ochotę zawrócić i obedrzeć mojego ojca z skóry! Jak on mógł jej coś takiego powiedzieć?! Przecież uprzedzałem go przed spotkaniem, że Aria jest człowiekiem, a on zachował się po prostu ja bezuczuciowy potwór, którym zresztą jest. Jeszcze ta zdzira (Mam na myśli Hope) jak ona może się tak bez szczelnie zachowywać?! Chyba czas przypomnieć jej kto tu jest Alfą!

~Masz stu procentową racje.- Przyznał mój wilk.- Lecz teraz szukaj naszej Mate!- Przypomniał,  a ja w całości skupiłem się na otoczeniu. Poczułem jej zapach, jest niedaleko, lecz zaraz co to... To... Krew! Krew mojej malutkiej Mate. Zaczynam biegnąć tak szybko, że nie zauważam nawet konturów drzew. W obecnej chwili liczy się tylko moje małe słoneczko.

~Zabije tego co sprawił, że tak cierpi!- Warczy mów wewnętrzny wilk. Nie obchodzi mnie, że za jej cierpienie winny jest mój ojciec! Zapłaci za to, co  jej zrobił! A ja tego dopilnuje!

~A ja ci w tym pomogę!- Oświadczam, a w tym samym czasie wbiegam do miejsca gdzie zauważam skuloną  pod drzewem postać. Widzę wokół niej małą kałuże krwi. Chwile wpatruje się w skuloną postać oceniając czy to moje Mate. Kiedy tylko upewniam się, że to ona przemieniam się w człowieka i podchodzę do niej. Po przemianie wilkołaki mają to co miały przed nią, więc nie przestraszę Arii.

~Nie mogę wytrzymać tego widoku! Zrób coś z  tym!- Błaga mój wilk, kiedy dostrzegam rany na rękach mojej ukochanej. Kiedy jestem blisko niej słyszę jak płacze, a każda z jej łez rani mnie bardziej niż tysiąc ostrzy. Podchodzę do niej po czym kucam i przyciągam ją do siebie. 

-Ci.. Jestem obok ciebie skarbie.-Szepcze, całując ją w włosy. Aria wtula się we mnie, a jej łzy moczą moją koszulkę. Dociskam jej drobne ciało do swojego po czym zaczynam głaskać  ją po głowie.

~Oni muszą ponieść konsekwencje!- Warczy mój wilk, a ja zgadzam się z nim. Po kilku minutach oddech Arii normuje sie co oznacza, że zasnęła. Wykorzystując to biorę jej poranione dłonie w swoje. Fakt, faktem, że rany prawie się zagoiły, nie sprawiają że moja złość maleje. Całuje po kolej każdy palec w obu rękach, po czym biorę ją na ręce w stylu panny młodej i zaczynam iść w kierunku domu. Naszego domu.  Mam nadziej, że Ojciec jak i Hope są gotowi na poniesienie konsekwencji swoich czynów. Powiem w prost. Każdy kto sprawi, że Aria będzie cierpieć zostanie ukarany i to nie ważne kim jest! BO MOJEJ KSIĘŻNICZKI NIKIT NIE MA PRAWA KRZYWDZIĆ! 

CDN

Rozdział na czwartek? Napisany! Wiem dodaje go szybciej, ale mam nadziej, że nie jesteście źli? *-* No więc co uważacie o tym rozdziale? Ciekawe jaka kara czeka Hope i Edwarda? (Ojca Xaviera) Ciekawe co też ten nasz Xavier wymyśli? Pozdrawiam was kochane Wilczki i do kolejnego! (Kolejny w piątek)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro