Rozdział 50 Życie za życie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

MC Sobieski - Wiedźmin / The Witcher: Zireael ( CIRI TRIBUTE )

Wróciłam wczoraj około o ósmej! Kto za mną tęsknił? :D

Mimo, to że wróciłam postanowiłam być zła i tego co się dzieję z Arią dowiedzie się w środę! A teraz zapraszam na rozdział z perspektywy Hope.

-Hope-

Siedzę w altance na tyłach domu. Mój Mate zwariował na punkcie naszego nienarodzonego dziecka. Okazało, się że to będzie chłopiec. Nikt na całym świecie nie wie jaka jestem szczęśliwa! Odnalazłam swojego Mate i za kilka dni urodzę mu syna. Xavier wraz z tą suko stracili tego swojego bachora, a ona wpadła w załamanie nerwowe. Na myśl o jej zapłakanej twarzy uśmiecham się pod nosem. Nie wierzę, że tak cudowna osoba jak Tomasz może mieć taką siostrę. To przecież niemożliwe! Mój ukochany powiedział, mi że Aria jest jego młodszą siostrą kilka tygodni temu. Na początku byłam, zła że ukrywał przede mną taki fakt. Minęło jednak kilka godzin i przyswoiłam tą wiadomości do siebie. Spoglądam na swój brzuch z uśmiechem.

- Kiedyś to ty staniesz  do walki z tymi zdrajcami...- Szepnęłam, kładąc dłoń na swoim już dość dużym brzuchu. Poczułam jak mój syn zaczął kopać miejsce gdzie znajdowała się moja dłoń. 

- Już za -Mruknęłam- niedługo, synku...- Wpatrywałam się w swój brzuch z miłością i podziwem. Nie mogłam się doczekać chwili kiedy wezmę  swoje dziecko na ręce. Nagle usłyszałam jak coś zaszeleściło po prawej stronie. Natychmiast obróciłam głowę w stronę, z którego dochodził głos. Zdjęłam z brzucha dłoń i wstałam z ławeczki. Zmarszczyłam brwi, lustrując otoczenie wzrokiem.

-Kim jesteś?! - Zapytałam. - Wyłaź! Ale to już!

Niespodziewanie do moich uszu doszedł śmiech. Śmiech, który doskonale znałam. Tomasz... Pomyślałam, spoglądając przez ramie. Zauważyłam go jak przybliża się do mnie na palcach. Mimo to nie poruszyłam się. Nie chciałam by zauważył, że wiem że tu jest. W chwili kiedy był wystarczająco blisko odwróciłam się i pocałowałam go. Na początku mój ukochany wytrzeszczył oczy w geście zdziwienia, lecz już po chwili zaczął oddawać pocałunek. Oderwaliśmy się od siebie dopiero kiedy zabrakło nam powietrza. Tomasz położył dłoń na moim brzuchu i pogłaskał go.

-Jak się ma mój syn?- Zapytał z uśmiechem. Zachichotałam. Ale on jest uroczy!

-Nasz syn.- Przypomniałam, lecz on nie zwrócił na to nawet najmniejszej uwagi. Nagle poczułam straszny ból w dolnych okolicach brzucha. Po chwili poczułam jak coś wilgotnego zaczyna spływać mi po nogach. Cholera! Złapałam się za brzuch, a z mojego gardła wydobył się krzyk. 

- Kochanie?!- Tomasz doskoczył do mnie.- Co się dzieję?!- Pytał, a w jego głosie wyczuwałam zdenerwowanie. 

-T-To już c-czas...- Wychrypiałam, ponownie krzycząc. Ból który czułam był nie do opisania. Alfa nie zważając na nic wziął mnie na ręce i zaczął biec. Chwyciłam jego koszulę w dłonie i skuliłam się z bólu. Wiedziałam, że już za chwilę będzie po wszystkim, lecz i tak się bałam. Z drugiej jednak strony byłam podekscytowana. Za niedługo będę mogła utulić syna w własnych ramionach. 

***

Minęło parę godzin, a poród zakończył się. Jestem wyczerpana, a moje ciało żąda natychmiastowego odpoczynku. Ja jednak z całych sił walczę z zmęczeniem. Jeszcze chwila... Jeszcze sekundka... Muszę go zobaczyć! Jedna z pielęgniarek widząc mój stan, mówi coś do ojca dziecka- Niestety nie wiem co to za słowa , jestem zbyt zamroczona by je rozróżnić. Przymknęłam powieki, a kiedy je otworzyłam zobaczyłam Tomasza z zawiniątkiem na rękach. Na twarzy mojego ukochanego widziałam wielką radość, ja jednak czułam, że to mój koniec. Nie wiem dlaczego ale czułam, że z mojego ciała ulatuję powoli życie.

- Spójrz kochanie!- Zawołał.- To nasz syn! Jak dasz mu na imię?- Zapytał. Posłałam mu słaby uśmiech.

- T-Tamer*... D-Daje ci na imię Tamer...- Kiedy kończę mówić maszyny, do których zostałam podłączona zaczynają głośno pikać.

- Hope?! Co jest?!- Jak przez mglę widzę jak lekarki wypychają Tomasza z pomieszczenia. Wiem co mnie teraz czeka. Czuję jak śmierć przywołuję mnie do siebie. Mimo tego, że chcę być przy synu nie opieram się przed ciemnością. 

- T-Tamer... Z-Zabij... N-Naszych... W-Wro... - Nie dokańczam, bo moje oczy zamykają się. Słyszę jeszcze tylko krzyki przerażonych pielęgniarek i płacz mojego synka. Wiem, że Tamer będzie idealnym wojownikiem, i że zmiażdży naszych wrogów. Stanie się Alfą i pokona każdego... 

~ Tomaszu, wychowaj naszego syna jak najlepiej...- Przekazuję mu w myślach.

 Ostatni raz szepczę "Tamer" po czym odpływam do krainy umarłych, by strzec mojego syna stamtąd.

CDN

*Imię syna Hope i Tomasza oznacza po angielsku pogromcę. (Wybrałam, je bo w przyszłości planuję drugą część, a Tamer odegrał by w niej dość kluczową rolę. Lecz to nie wiadomo kiedy i czy w ogóle wyjdzie! Na pewno mam w planie napisać drugą cześć Niebieskookiej lecz to dopiero po ukończeniu Przeznaczenia Mirandy. Ups... Za dużo zdradzam!)

Nie wiem jak wam, ale mi szczerze nie jest szkoda Hope. (No może odrobinkę) Była wredna i życzyła Arii wszystkiego co najgorsze. Mam jednak nadzieję, że nasz Tomasz wypełni jej ostatnią wolę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro