Rozdział 51 Nadzieja Eteridów...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kuroshitsuji Opening 1 (Kocham piosenki z Anime ^^)

-Aria-

Biegnę nie zważając na nic. Zakrywam twarz dłońmi, próbując schronić ją przed ostrymi gałęziami drzew i krzewów. Bezskutecznie... Moje dłonie są podrapane, a z niewielkich ran sączy krew. Mimo to biegnę dalej, uciekając. Moje serce bije nienaturalnie szybko z strachu i zmęczenia. Im dalej biegnę tym bardziej dochodzę do wniosku, że okolica wokół staję się coraz bardziej mroczniejsza i nie bezpieczniejsza. Nie widzę słońca, a do moich uszu dochodzi dźwięk wody —słyszę jak woda uderza o siebie i nie myśląc dłużej ruszam w kierunku, z którego dochodzi dźwięk. Nie mija nawet minuta, a ja dobiegam do jeziora z wodospadem. Podziwiam wzrokiem wodospad, a z moją głowę opuszczają myśli związane z tym szaleńcem.

— To — Pytam — ty?

Obracam się do tyłu. Głos, który usłyszałam był dziecięcy, lecz w obecnej chwili boję się wszystkiego. Spokój, który czułam jeszcze chwilę temu ustępuję strachowi i wściekłości. Uważne obserwuję okolice, jednak widzę tylko multum drzew i krzewów. Do moich nozdrzy dochodzi zapach wody i świeżo ściętej trawy.

— Kim jesteś?! — Pytam, zaciskając dłonie w pięści.- Wychodź natychmiast!

Słyszę szelest po swojej prawej stronie, więc odruchowo odwracam się w tamtą stronę. To coś jest bardzo szybkie i zwinne. Ledwie widzę przygarbioną sylwetkę i podartą, białą koszulę. Czuję nagły powiew wiatru i po chwili stwór staje przede mną. Zakrywam dłonią usta. Niecały metry ode mnie stoi chłopiec mniej więcej w wieku dwunastu lat. Prawa strona jego twarzy pokryta jest w całości bliznami. Wygląda jakby ktoś wrzucił go do ognia. Dwunastolatek formuję usta w wielkim uśmiechu, a mojemu spojrzeniu ukazują się jego czarne zęby. Cofam się o krok. Nie są to na pewno ludzkie zęby. Przypominają bardziej kły rekina! Chwytam z ziemi pobliski kamień i unoszę dłoń z nim do góry.

— Nie — Ostrzegam, gotowa w każdej chwili rzucić w chłopca. — podchodź!

Twarz młodzieńca wykrzywia się w wielkim uśmiechu — nie wiedziałam, że tak wielki uśmiech jest w ogóle możliwy.

— Nie bój — Szepcze. — się... Nie mogę skrzywdzić pani Dzikich Wilków... — Oświadcza. Robię zdziwioną minę. O co mu chodzi? — Co masz na myśli? — Pytam.

— Jesteś Aria córka zmarłego lorda Izany — Charczę ledwo zrozumiałym głosem. — i jego żony Stelli, a także siostra Alfy zbuntowanych psów. — Spinam się na jego słowa. Co to za szaleniec?! I co miał na myśli mówiąc, że jestem siostrą Alfy zbuntowanych psów?! Chyba nie chcę mi powiedzieć, że Tomasza jest... moim bratem... — On nie — Zaprzeczam, będą c pewna swoich słów. — jest moim bratem!

— Jest... — Dziwna istota stawia krok w moją stronę — zmniejszając odległość między nami. Kręcę głową zaprzeczając. — Nie... — Szeptam roztrzęsiona — to nie możliwe...

— Możliwe... — W chwili kiedy chcę ponownie zaprzeczyć chłopiec wyciąga z rękawku swojej białej koszuli jakiś — staranie złożony — papier. — Oto dowód...— Charczy, wyciągając w moją stronę dłoń z skrawkiem papieru. Niepewnie stawiam krok w jego stronę. Chcę wreszcie poznać prawdę! Szybko zabieram z jego ręki papier i zaczynam czytać.

— Aria Rester, córka głowy szlachetnego rodu Resterów — Izany Restera i jego żony Stelli Frest. Młodsza siostra Tomasza Restera i prawowita dziedziczka rodu. W roku 1997 w posiadłości Resterów wybuch pożar, który pochłonął głowę rodu i jego małżonkę. Jedynymi ocalałymi są dzieci państwa Resterów. Powiada, się że to syn Izany Restera spowodował pożar, bo jego ojciec wydziedziczył go. Nie znamy powodów tej jakże szokującej decyzji. Dzieci nie odnaleziono. Z tajnych źródeł wiadomo, że syn stracił pamięci, a jego siostra nic nie pamięta. — Kiedy skończyłam czytać z moich oczu łzy leciały strumieniem. To przecież nie możliwe...— To kłamstwo! — Oświadczyłam, choć w głębi serca znałam prawdę. Chłopiec pokręcił przecząco głową. — Niestety nie... — Nagle poczułam silny ból w dolnych partiach brzucha. Skuliłam się. Co się dzieję?

—Twoje dzieci chcą — Oświadczył z szatańskim uśmieszkiem. — wyjść na świat. —Skuliłam się z bólu. Nie może być... Mają się urodzić dopiero za miesiąc... Chłopiec zaczął się rozglądać, po czym westchnął. — Ech... Twój ukochany tu idzie... — Oznajmił, podchodząc do mnie. — To nasze nieostatnie spotkanie... — Wyszeptał, gładząc mój policzek. Nie miałam nawet sił go odepchnąć. — To twoje dziecko będzie ratunkiem, dla Eteridów... — Wraz z zakończeniem swoich słów zniknął — rozpływając się w powietrzu. Złapałam się za brzuch. Nie wiew o co w tym wszystkich chodzi, lecz nie oddam tym istotom swojej córki... Nie oddam im żadnego z moich dzieci. A tego mordercę naszych rodziców — Tomasza — potępiam i wyrzekam się wszelkiego pokrewieństwa jakie mnie z nim łączy. Dla mnie on nie jest bratem.

— Aria! — Wykrzyczał Xavier, który wbiegł na polane. — Cholera co ci jest?! — Zapytał zmartwiony. — To — Wyszeptałam — już czas...

Minęło parę godzin, a mój poród zakończył się. Były pewne komplikacje lecz wszystko skończyło się dobrze. Jestem szczęśliwa zostałam matką trójki dzieci — dwóch chłopców i jednej dziewczynki. Mimo, że według wszystkich powinnam być szczęśliwa ja nie mogę... Cały czas w pamięci mam słowa tego chłopaka. „To twoje dziecko będzie ratunkiem, dla Eteridów..." Ach... Co to w ogóle znaczy? Moje zamyślenia przerwał wchodzący do pomieszczenia Xavier.

— Hej kochanie! — Przywitał się ze mną — składając na moim, czole pocałunek. — Jak się czujesz? — Zapytał. Posłałam mu uśmiech. — Dobrze, a jak dzieci? — Spytałam. —Są zdrowe i piękne jak ich mamusia...— Oświadczył posyłając mi czarujący uśmieszek. Zachichotałam. Nie powiem mu o wydarzeniu z lasu... Nie zrujnuję naszego szczęścia.

—Jak im damy na imię? — Spytałam po chwili ciszy. — Może nasz najstarszy syn będzie się nazywać Izana? — Zaproponowałam nie czekając na to co powie. — Niech tak będzie. Jego młodszego brata nazwiemy... Hans! — Zawołał radośnie. — A dziewczynkę... Di... — Zamyślił się. — Diana! — Dokończyliśmy razem. Uśmiechnięci od ucha do ucha złapaliśmy się za dłonie i wyszeptaliśmy:

— Na zawsze razem...

Spojrzałam na niego wzrokiem przepełnionym miłością. Wiedziałam, że cokolwiek się stanie damy radę zwyciężyć. Razem.

KONIEC

Moi kochani wraz z wami muszę się pożegnać z historiom Arii i Xaviera. Muszę powiedzieć, że pisało mi się nią świetnie i że w przyszłości na pewno napisze drugą część. To wy zdecydujecie, czy to druga część Niebieskookiej ma być kontynuowana czy też ta. Lecz to dopiero jak skończę Przeznaczenie Mirandy. Mam nadzieję, że ta historia pozostanie w waszych sercach na zawsze. :D A teraz zapraszam was do Jesteś moja kwiatuszku, które pojawiło się już na moim profilu! Jutro, bądź nawet dziś postaram się wrzucić Epilog :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro