13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Pieprzone Anioły i ich dobre serduszka. Nic tylko oderwać skrzydełka i pozwolić im zdychać. Dlaczego ten siwus tak mnie zmienia?! Nawiasem mówiąc bardzo przystojny i czarujący siwus... Stop. Nie zapędzaj się Katsuki, bo znowu skończycie w łóżku. Nie myśl o tym... Nie myśl...

- Yuri?

- NO PRZECIEŻ O NICZYM NIE MYŚLĘ! - krzyknąłem zamaszyście wstając z krzesła, które się przewróciło. Victor siedzący na przeciw mnie przechylił delikatnie głowę w prawo. Nie wnerwiaj mnie nawet.. Nie nabiorę się na Twoje sztuczki z uwodzeniem. 

- A o czym nie myślisz Panie?

- Czy Ciebie nie wyrzucić przez to okno. - mruknąłem. Przeczesałem dłonią swoje włosy. - Przejdę do rzeczy. Potrzebuję Twojej energii do życia, więc mimo wszystko niestety muszę Cię zatrudnić. I wiem, że Ciebie zwolniłem, ale to wszystko przez to, że za bardzo zaczęły Ci się podobać kary jakie stosowałem na Tobie. Teraz też przydasz mi się do tego cholernego śledztwa.

- Jakie są Twoje warunki? - srebrnowłosy posłał mi swoje spojrzenie przepełnione nadzieją. Wyminąłem biurko i stanąłem naprzeciw mężczyzny. Chwyciłem dłonią jego podbródek ciągnąc go do siebie. Victor stanął na ugiętych kolanach.

- Twoja krew oraz zapewnienie, że nie będziesz co chwila chciał się ze mną pieprzyć. Chyba, że sam o tym zadecyduję. Jestem Twoim Panem. Nie rozpuszczę Cię tak jak ostatnio. - szepnąłem tuż przy jego ustach.

- T-tak... Panie. - przygryzł dolną wargę. Puściłem jego twarz. Westchnąłem ciężko sięgając po swoje okulary, o których istnieniu niemal zapomniałem. 

- Czekaj przy wyjściu. Przejdziemy się. - Nikiforov kiwnął głową kłaniając się przy tym nisko. 

Chciałem się Ciebie pozbyć. Chciałem pokazać Ci, że jestem tylko zimnym draniem, który nie ma uczuć. Moje serce jest lodem. A ty ten lód najzwyczajniej w świecie rozbiłeś z tym niewinnym uśmieszkiem na twarzy. Dlaczego tak nisko upadłem?




Ulice były puste. Czasami przebiegały jakieś dzieci bawiące się w podchody. Spojrzałem na Victora, który uśmiechał się delikatnie patrząc w niebo.

- Nie rozpraszaj się. - westchnąłem. - Jesteśmy tu z interesów. 

- Ale dzień jest taki piękny.. - mruknął przeciągle. Uderzyłem go w ramię. - Au!

- Nie dość, że seksoholik to jeszcze marzyciel. - warknąłem.

- Wybacz mój Panie. - uśmiechnął się szeroko. Wywróciłem oczami.

- Oddałem sprawę policji. - powiedziałem w końcu. - Prawda jest taka, że i ona nic nie zdziała. W morderstwo zamieszane są Anioły. Zwykli ludzie nie zdołają podołać czemuś co według nich nie istnieje, więc trop zawsze gdzieś się urwie, a znalezione dotychczas dowody będą unieważnione.

- Dużo mówisz, mało wyjaśniasz. - prychnął niebieskooki rozglądając się dookoła. - Powiedz od razu co i gdzie znaleźli, a nie mi opowiadanie recytujesz.

- Zamknij się. - mruknąłem. - Przy ciele mojego kuzyna były damskie, czerwone włosy. Poszlaki zaprowadziły ich do baru, do którego się zbliżamy.

- Uuu.. Nie za ciekawie. - skrzywił się. - Kobiety Anioły, a do tego te z kategorii "wojennych" są ciężkie do zniesienia. Trzeba lat praktyki by rozgryźć ich myślenie. Są sto razy gorsze od tych ziemskich dziewczyn.

- Ty już masz doświadczenie. Dlatego zabrałem Ciebie ze sobą.

- A ja myślałem, że się stęskniłeś.. - szepnął cicho.

- Może... - odpowiedziałem podobnym tonem. Spojrzał na mnie w szoku.

- Słyszałeś co po...

- O! Jesteśmy! - przerwałem mu szybko wskazując na wejście do baru. - Teraz nasza kolej by zebrać trochę informacji!

- Em.. Panie... - srebrnowłosy złapał mnie za rękaw kurtki. Spojrzałem na niego znad okularów.

- O co chodzi?

- Jesteś pewny, że chcesz tam wejść?

Nie odpowiedziałem mu. Ruszyłem przed siebie i zamaszyście otworzyłem drzwi. Wszedłem do środka, a Victor zaraz za mną. Wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę. Mężczyźni i kobiety patrzyli na mnie morderczym wzrokiem. O co chodzi? Kiedyś spotkaliśmy się? Ale wszyscy? Podszedłem do lady barowej, gdzie stał rudy barman. Jako jedyny był obojętny na moje towarzystwo. 

- Jestem...

- Nie pomyliły Ci się czasami granice? - zapytał rudowłosy obdarowując mnie swoim złotym spojrzeniem.

- Co? - zmrużyłem oczy. - Słuchaj koleś...!

- Jak śmiesz tak zwracać się do mojego Pana? - zapytał Victor opierając się dłońmi o blat. Rudowłosy rozszerzył oczy.

- Vic.. Victor? To ty żyjesz?

- Dzięki za wiarę. - prychnął. - Shiro z chęcią z Tobą pogadam, ale przeproś mojego Pana.

- Pana? Ale to Demon! - Shiro przyjrzał mi się uważniej. - Demon uratował Ci życie... Jestem Shiro. - uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. Cóż za zmiana osobowości. - Przepraszam za moje niegodne zachowanie, no ale sam rozumiesz okoliczności.

- Jakie znowu okoliczności? W ogóle czemu wszyscy ciągle się na mnie gapią? - zapytałem czując się obserwowany.

- E, Victor. - Shiro kiwnął palcem do srebrnowłosego by się nachylił. - On jest taki tępy czy tylko udaje?

- Shiro. - warknął. - Nie zdążyłem mu powiedzieć! 

- Powiedzieć o czym? - spytałem marszcząc przy tym brwi. - Victor, gadaj!

- To granica pomiędzy światem Aniołów, a ludzi. - westchnął ciężko. - A Ci wszyscy tutaj siedzący to Anioły, które najzwyczajniej w świecie patrolują tereny.

- Poczekaj.. Skoro TU są ANIOŁY, a ja bezceremonialnie wszedłem na ich granicę...

- Złociutki powiem wprost. - Shiro położył mi dłoń na ramieniu. - Masz przejebane.

Czy ja właśnie sam sprawiłem sobie kłopot?




***

Hey!

Jak tam, co tam?

Majówka xD 

Zrozumcie ten dylemat, gdy rodzice kupują NOWE rowery by przejechać się JEDEN RAZ w tę i z powrotem, po czym wsadzić je do magazynu na kolejne lata rdzewienia. Pomińmy fakt, że rowery już mieli XD

To ja lecę pisać na następne.

A GŁOWA BOLI ;-; 

Jeszcze ta duma! MAM PLATYNOWE WŁOSY, O YEAH! XD (nie ma się komu chwalić)

Dziękuję Wam za wszystko! <333

Do napisania,

Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro