2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po raz kolejny przechadzałem się po ulicach miasta z nadzieją, że ponownie spotkam srebrnowłosego przystojniaka. Nie było chwili bym o nim nie myślał. Jego oczy, usta, cera, włosy oraz nienaganny ubiór. To wszystko wpędzało mnie w obłęd. Jak ludzie nazywają to uczucie? Kiedy tracisz zmysły przy tej jedynej osobie, myślisz tylko o jednym i nie możesz przestać. To dla mnie i tak nie jest ważne. Demon nie może stracić zimnej krwi. Nie może pozwolić by uczucia wzięły nad nim górę. Nie mogę pozwolić by to ON mną rządził.

Z kieszeni mojego płaszcza zaczęła rozbrzmiewać charakterystyczna piosenka dla Willy'ego. Wyciągnąłem telefon i naciskając zieloną słuchawkę przyłożyłem go do ucha.

- Yuri? - usłyszałem jego zmachany głos w słuchawce.

- Dla Ciebie Pan Katsuki. - odpowiedziałem mu poważnym tonem. Prychnął.

- Panie Katsuki. Znalazłem go. - przystanąłem na moment.

- Gdzie jest?! - krzyknąłem czym spowodowałem, że parę oczu spojrzało na mnie z przerażeniem. Przyśpieszyłem kroku. Skręciłem w ciemną uliczkę, przez którą nikt nie odważył by się przechodzić.

- Kawiarnia na 96. Możliwe, że zaraz sobie pó... - rozłączyłem się chowając telefon. Pójdzie? Nie pozwolę na to.

Ze stoickim spokojem odbiłem się mocno od ziemi co spowodowało, że wskoczyłem prosto na dach wysokiego budynku. Ta kawiarnia znajdowała się 30 minut piechotą od mojego obecnego położenia. Ale dla demona to tylko 2 minuty truchtem. Przyśpieszyłem przeskakując przez dachy budynków.

Resztę śledztwa dokończę osobiście. Nie chciałem by Willy wplątywał się w sprawy demonów, ludzi i aniołów. Willy Katsuki... Mój jakże urodziwy kuzyn, który urodził się jako człowiek. Nie posiadał żadnych demonicznych mocy, więc nie był nikomu potrzebny. Ciemność zadecydowała, że ja jako jego bliski zajmę się jego wychowaniem w świecie ludzi. Skończyło się na tym, że mieszka jako kawaler cieszący się z życia, pracujący dla demona, któremu jest niesamowicie poddany. 

Będąc na miejscu zeskoczyłem niezauważalnie z dachu. Spojrzałem na kawiarnię. Przez szybę zauważyłem tego mężczyznę. Siedział i spokojnie pił kawę patrząc gdzieś w dal przed siebie. Zdecydowanie rozmarzona dusza anioła. Wiem jakie są Anioły. Jeśli zrobisz dla nich coś cennego uczynią wszystko by należycie Ci się odwdzięczyć. Taką mają już naturę.

Srebrnowłosy wstał i skierował się do wyjścia. Z rękami w kieszeniach swojego czarnego, długiego płaszcza zaczął iść bez celu w wzdłuż ulicy. To moja szansa. Zacząłem iść za nim. Ktoś by mógł pomyśleć, że jestem prześladowcą, a w najgorszym przypadku psychopatą. Psychopata Yuri śledzi srebrnowłosą piękność. - ten nagłówek byłby cudowny na pierwszych stronach gazet.

- Możesz mnie nie śledzić? - usłyszałem cichy i nieśmiały głos. Stanąłem jak wryty wpatrując się w hipnotyzujące niebieskie tęczówki mężczyzny. Był piękny.

- Nie śledzę Cię. Po prostu idę w tym samym kierunku. - ładnie wybrnąłem z sytuacji. Srebrnowłosy zarumienił się.

- W takim razie źle Cię oceniłem. - westchnął. Patrząc w swoje buty zaczął przechodzić przez ulicę. 

W jego stronę jechała rozpędzona ciężarówka. Rozszerzyłem oczy i niewiele myśląc rzuciłem się na niego.

- Uważaj! - krzyknąłem łapiąc go w tali. Ciężarówka zaczęła hamować, a ja przeturlałem się parę metrów w uścisku z mężczyzną. Spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem. Po chwili usłyszeliśmy huk. Rozpędzona ciężarówka wbiła się w budynek. 

- Uratowałeś mnie. - szepnął srebrnowłosy.

- Ta, mam pomysł jak mi podziękujesz. - kaszlnąłem w dłoń.

- Tu leży chłopak! Zadzwońcie po karetkę! Nie rusza się! - usłyszałem głosy przerażonych ludzi.

Wstałem szybko i pobiegłem w miejsce tamtego wydarzenia. Przedzierałem się przez tłum ludzi bym tylko mógł znaleźć się na przodzie. To co zobaczyłem spowodowało, że moje kolana zmiękły. W kałuży krwi leżał Willy. Podbiegłem do jego ciała. Jedną ręką podniosłem go za plecy, a drugą odgarnąłem mu blond włosy z czoła.

- Willy! Willy! Słyszysz mnie?! - krzyczałem coraz głośniej przy okazji klepiąc go delikatnie w policzek. - Obudź się! Obudź!!!

Przyłożyłem palce do jego szyi w celu znalezienia pulsu. Gdy go nie znalazłem przybliżyłem ucho do jego serca. Opuściłem jego bezwładne ciało na zakrwawiony chodnik. Oparłem się łokciami o jego klatkę piersiową.

- Willy... - szepnąłem by po chwili głośno krzyknąć. - TY DEBILU! DLACZEGO?!

Zaszklonym wzrokiem spojrzałem w tłum ludzi, który wpatrywał się we mnie współczującym wzrokiem. Zacisnąłem zęby.

- I NA CO SIĘ GAPICIE TYMI ŚLEPIAMI?! TO NIE ZWRÓCI MU ŻYCIA! WASZE MARNE UCZUCIA SĄ GÓWNO WARTE!

Na czele tych ludzi stał on. Wpatrywał się we mnie, ale jego wzrok był pusty. Opadłem bezwładnie na ciało Willy'ego. Nie pamiętam bym kiedykolwiek czuł ból. Ale teraz odczuwałem go. Willy był kimś naprawdę bliskim dla mnie. Jako jeden z przyszłych potężnych demonów zostałem poddany próbie. Próbie samotności. Dopóki nie przydzielono mi nad nim opieki byłem całkiem jak głaz. Ale po tym, miałem kogo chronić i o kogo się martwić. Miał mi kto zawracać dupę i pomagać jednocześnie...



Obudziłem się w swoim pokoju w rezydencji. Przetarłem oczy i rozejrzałem się dookoła. Wciąż byłem w swoich ubraniach, tylko nieco zakrwawiony płaszcz był powieszony na oparciu krzesła.

- Czyli to się wydarzyło... - szepnąłem do siebie przeczesując włosy.

- Panie. - spojrzałem na drzwi, w których stała pokojówka. - Ktoś bardzo chce się z panem zobaczyć... Czeka w biurze.

- Nie jestem w stanie załatwić jakichkolwiek formalności. - burknąłem wstając z łóżka.

- Ale on nalegał.

- Kim on w ogóle jest, że muszę być na jego rozkazy?! - warknąłem patrząc w złote oczy dziewczyny.

- N-nie w-wiem. - powiedziała przestraszona. - A-a-ale ma.. piękny kolor włosów. - zmarszczyłem czoło zaciekawiony.

- Jaki kolor? - zapytałem podchodząc bliżej niej.

- Srebrny..


Biegnąc korytarzem potykałem się o własne nogi. Czy to możliwe, że ktoś kogo szukałem sam mnie znalazł? Będąc przed drzwiami do mojego biura kopnąłem je mocno by się otworzyły. Przy biurku siedział on. Nienagannie ubrany patrząc na mnie intensywnymi niebieskimi oczami.

- To ty... - szepnąłem. Wstał i podszedł naprzeciw mnie.

- Chciałem podziękować Ci za uratowanie mi życia, ale i też złożyć kondolencje...

- Rozumiem, to wszystko? - zapytałem podchodząc do biurka. Jego anielskie serce zrobi to co musi.

- Chciałbym Ci się odwdzięczyć. - powiedział nagle opierając się rękoma o kant biurka. Spojrzałem zaciekawionym wzrokiem na jego twarz. - Muszę po prostu! Życie mi uratowałeś! I czuję się winny śmierci tej osoby!

Prychnąłem pod nosem czym zbiłem mężczyznę z tropu. Spojrzał na mnie z odrobiną niepewności. Otworzyłem szufladę i wyjąłem z niej plik dokumentów. Położyłem go przed srebrnowłosym.

- A więc jesteś gotowy na wszystko? - pokiwał ochotniczo głową. - Nawet by mi służyć? - nie sprzeciwił się. Uśmiechnąłem się chytrze.

- Zrobię wszystko! - rzekł patrząc głęboko w moje oczy.

- Zawrzyjmy kontrakt. Kontrakt pomiędzy Demonem, a Aniołem.

Spojrzał na mnie wystraszonym wzrokiem. Nie odsunął się, zastygł w miejscu. Relacje pomiędzy Aniołami i Demonami są zakazane. Jest to na naszą niekorzyść, ponieważ ich energia jest sto razy cenniejsza niż ludzi, a co najlepsze... Nigdy się nie kończy.

- Zgadzam się. - powiedział pewnie schylając swoją głowę.

- Pfhm. - prychnąłem. - Znasz zasady, a mimo to... Twoje życie musi być cenne, a serce honorowe. - przejechałem dłonią po jego włosach. Były miękkie, a na dłoni pozostał mi zapach jego szamponu. - Zapoznaj się z kontraktem.... Mój Aniołku.



***

Hey!

Opowiadanie się przyjęło xD Yeeey <3

Oto kolejny DRUGI rozdział ^^ DŁUŻSZY JEST! XD

Mam nadzieję, że się spodobał ;-;

Dziękuję Wam za wszystko <3

Wprowadziłam "CENNIK" tego rozdziału. Od 30 🌟 kolejny rozdział ^^

Jeszcze raz dziękuję i lecę :D

Miłego dnia, popołudnia, nocy, wieczoru czy co wy tam macie xD

Do napisania,

Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro