6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Panie Katsuki, nie wydaje mi się, żeby do tej sprawy został Pan wezwany przez burmistrza. - usłyszałem na wstępie od Shina, funkcjonariusza miejskiej policji. Spojrzałem na niego spod czarnych okularów i prychnąłem.

- No bo nie zostałem wezwany. - uśmiechnąłem się do niego uroczo i przeszedłem obok, a za mną mój lokaj.

- A Pan kim jest? Ma Pan jakiś status? - brunet nie dawał za wygraną. Westchnąłem. Spojrzałem na Victor'a i kiwnięciem głowy dałem mu znak, że może mówić.

- Jestem Victor Nikiforov. - ukłonił się nisko na prostych nogach, jedną rękę przykładając do klatki piersiowej, a drugą za plecy. - Służę Panu Katsuki'emu jako lokaj.

Idealna etykieta. Nikt nie mógł się do niego przyczepić. Funkcjonariusz spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem. Wzruszyłem ramionami z obojętnym wyrazem twarzy.

- A co się stało z poprzednikiem? - zapytał ponownie. Zacisnąłem niewidzialnie moje dłonie w pięści. Jak ja mam się rozejrzeć po miejscu zbrodni, jak mam tego szczeniaka nad głową?

- Zrezygnował ze służenia. Z resztą nie był tego godny dla rodu Katsuki. - odpowiedziałem na jednym wydechu. - Nikiforov bardziej nadaje się do tej roboty.

Shin uśmiechnął się przebiegle. Sięgnął do swojego pasa po broń. Chwycił ją i wycelował w moim kierunku. W jednej chwili zauważyłem złoty błysk oczu Victor'a oraz jak trzymana w dłoni broń upada na ziemię pod wpływem wykopu. Brunet zastygł w miejscu z wyciągniętą ręką do przodu. Powoli obrócił swoją głowę w kierunku lokaja, który otrzepał swój czarny płaszcz z niewidzialnego kurzu.

- Następnym razem będę zmuszony użyć przemocy. - powiedział srebrnowłosy prostując się. - Nikt nie ma prawa skrzywdzić mojego Pana, gdy jestem obok.

Wyminął go i stając przy mnie ukłonił się. Spojrzałem z wyższością na Shin'a, który z przerażeniem podniósł broń z ziemi. Nic nie mówiąc kiwnął głową i odwracając się odszedł w kierunku radiowozu. Odetchnąłem z ulgą. Nareszcie mogliśmy wejść do pomieszczenia, a raczej ruin, w które wbiła się ciężarówka.

- Opanuj swój wzrok. - mruknąłem do Victor'a, gdy nie wyczułem nikogo w pobliżu.

- O co chodzi? - spytał zdziwiony. Wywróciłem oczami.

- Taka zagadka. Gdy Demony nadużywają swojej mocy lub ujawniają swe emocje, to na jaki kolor barwią się tęczówki? - spojrzałem na niego wymownym wzrokiem. Zaskoczony moim pytaniem zmarszczył czoło.

- O ile dobrze pamiętam to na czerwono.

- Bingo! - klasnąłem w dłonie rozglądając się po pomieszczeniu. - A Anioły?

- Złoty... Chwilka. Chyba mi się przed chwilą nie zmienił...

- Aż takie emocje Cię targają, gdy może stać mi się krzywda? - przerwałem mu patrząc na niego wymownym wzrokiem. - Po jednym razie ty już mi jesteś oddany?

- Nie wracaj do tego Panie... - warknął zaciskając pięści. Znacznie uwielbiałem go w wersji zadziornej niż poukładanej. Jeśli go trochę podenerwuje to nic się nie stanie, prawda?

- Boisz się mówić o tym głośno? Że współżyłeś ze swoim pracodawcą?

- Ciszej! - krzyknął. Zignorowałem go ciągnąc to dalej.

- W sumie... Jeszcze by pomyśleli, że puszczasz się dla premii...

- Co?!

- A może tak jest? Prawda, Victor?

- Wcale nie! - zaprzeczył podchodząc blisko do mnie. Dzieliło nas tylko kilka centymetrów. Teraz, gdy tak stał przede mną, mogłem zauważyć, że jest wyższy ode mnie. Irytujące.

- I tak Ci nie wie..

- MÓWIĘ, ŻE NIE! - wrzasnął, a jego oczy zaczęły błyszczeć złotem. Chwycił mnie mocno za ramiona. Popatrzył mi głęboko w oczy, po czym uspokajając się poluzował uścisk. Ciężko dysząc oparł głowę o moją klatkę piersiową i zsunął się, opadając na kolana. Jego głowa opierała się chyba o najmniej przystosowane do tego miejsce. Pogładziłem go po srebrnych włosach, by uspokoił się. - Ja.. Chcę.. Chcę Ci służyć!

- Wiem Nikiforov. Nie kompromituj się. Wstań.

Wykonał moje polecenie. Poprawiłem swoje okulary i podszedłem do kabiny kierowcy w ciężarówce. Zmrużyłem oczy widząc coś błyszczącego pod siedzeniem. Sięgnąłem po to ręką. Poczułem delikatne włosie, które muskało moją dłoń. Spojrzałem na przedmiot uśmiechając się pod nosem. Obróciłem się w stronę Victor'a pokazując mu idealnie śnieżnobiałe piórko.

- Masz może pojęcie czyje to pióro? - podałem mu je, a srebrnowłosy zaczął mu się przyglądać. - Wiem, że Anioły maczały w tym palce. Poproszę podkategorie.

- Nie jest to na pewno Anioł Wojny ani z najniższej grupy społecznej. Musiał to być ktoś od Rady... - zmarszczył brwi przejeżdżając palcem po włosiu.

Gdyby mógł tak zajmować się moimi skrzydłami.. Zainwestuje chyba w jakiś szampon najwyższej jakości. Zranić Anioła może wszystko, a szczególnie Demon. Tak samo jest na odwrót. Jednak jeśli Twój własny ród chce Cię zniszczyć, jest to tylko możliwe dzięki metalu najwyższej rangi. Głównie dlatego walczymy mieczami. Nasze skrzydła są najniebezpieczniejszym, a zarazem najdelikatniejszym narzędziem zbrodni. Niestety taki mamy marny los w tym pożal się życiu.

- Panie, czy coś Cię trapi? - Victor położył dłoń na moim ramieniu i spojrzał na mnie zatroskanym wzrokiem.

- Zamyśliłem się tylko. - odwróciłem się od niego by mógł podziwiać moje plecy. - Czyli ktoś wysłał Anioła by zabić mojego podopiecznego, tak? Więc jaki był w tym wszystkim cel?

- Może zemsta? - odwróciłem się w jego stronę oczekując wyjaśnień toku jego rozumowania. - Przecież sam Pan mówił, że teraz będziemy oboje narażeni na ataki.

- To prawa, że tak powiedziałem. - uśmiechnąłem się delikatnie. - Tylko, że zabójstwo odbyło się dnia, w który poznaliśmy się lepiej. 

- Ale wpadliśmy na siebie... Na ulicy.

Spojrzałem na niego zaciekawiony tym, że pamięta ową sytuację. Zapamiętał mnie? Przymknąłem oczy odchylając głowę do tyłu. Odetchnąłem ciężko. Czy to możliwe, że spotkanie tego mężczyzny było największym błędem w moim życiu? Mam tego żałować?

- Idziemy. - mruknąłem wychodząc z pomieszczenia.

Machnąłem tylko do Shina na znak, że opuszczam miejsce zbrodni. Skierowałem się w jedną z uliczek. Skróty zawsze w modzie. Za mną podążał mniej pewnie srebrnowłosy. Przystanąłem i obdarzyłem go swoim zacnym wzrokiem. Spojrzał na mnie wystraszonymi niebieskimi oczami. Przekrzywiłem głowę w bok zadając mu nieme pytanie.

- Nie jestem zbytnio przekonany do tego miejsca Panie. - powiedział podchodząc bliżej.

- Jak jesteśmy sami mów do mnie mniej formalnie. - westchnąłem. - Co masz przez to na myśli?

- Nie jest tu bezpiecznie. - mruknął rozglądając się dookoła. Przekręciłem oczami.

- Mówisz do demona. - prychnąłem.

- Zastanów się czy mu nie wierzyć, Katsuki.. - przełknąłem cicho ślinę słysząc głos za mną. A miałem nadzieję, że odbędzie się dziś bez ofiar...


***

Hey!

Weno nie opuszczaj mnie ;-; jeszcze 3 książki do napisania xD

Dziękuję Wam za wszystko <33

Do napisania,

Sashy ;3

PS/ Znacie jakieś kryminały bym mogła obejrzeć chociaż kawałek? Obojętne czy film czy anime... Potrzebuję trochę grozy by móc dalej to pisać. :P

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro