Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło 6 dni odkąd Duncan przyleciał na naszą planetę. Według niego jutro ma przybyć Książę Leto wraz ze swoim synem i żoną.
Wtedy z nimi porozmawiamy.

- Hej Luna. Czemu nie jesz? – spytała mnie Chani patrząc na pełną miskę ryżu

- E... Nie mam apetytu... – skłamałam

Dziewczyna od razu to wyczuła i spojrzała na mnie jak na debila.

- Naprawdę myślisz że mnie okłamiesz? Za długo cię znam Lu. – tak, to było moje przezwisko w dzieciństwie, lubiłam je bo kojarzyło mi się z kosmosem

Przewróciłam oczami i powiedziałam.

- Stresuje się tym przyjazdem „Księcia", co jeśli okaże się okrutny tak jak poprzednicy? – spojrzałam wymownie na Duncana zajadającego kolacje

- Spokojnie. Pójdziesz spać i jutro będzie lepiej. Nie musisz się stresować. Wykąp się i połóż. – poradziła

- Masz racje. Dzięki Chi. – przytuliłam ją i odeszłam

————
Umyłam się i poszłam do swojego pokoju po czym położyłam się na łóżku.

- Wreszcie sen.. – wymamrotałam i zamknęłam powoli powieki

——————————————.........
Płomienie.
Odurzający zapach krwi.
Popiół.
Palące się ciała.
Chaos.

- Lisan Al Gaib! Lisan Al Gaib! – krzyczały tłumy ludzi wypatrujących się w jeden punkt

Odwróciłam się i ujrzałam chłopaka w średnim wieku, miał rozłożone ręce i strój taki jak nasz.
Uśmiechał się, stał na jakiejś górze... węgla... zaraz.... Przyjrzałam się dokładniej, chłopak nie stał na górze węgla... to była górę zwęglonych zwłok.....

Przerażona zaczęłam odsuwać się od tego dziwnego miejsca. Chciałam uciec jak najdalej. Wstałam i próbowałam biec lecz jakaś siła mnie powstrzymała. Wróciłam na swoje miejsce, chłopak nagle odwrócił głowę i z ogromnym uśmiechem spojrzał na mnie.

- Nie! Zostaw mnie! – krzyczałam próbując czołgać się po piasku, lecz ślizgałam się po nim jak po lodzie

Chłopak zaczął schodzić na dół był już coraz bliżej, krzyki ludzi nagłaśniały się, a ogień nasilał. Nie mogłam nic zrobić, wrosłam w ziemie i nie mogłam się ruszyć. Nagle wszystko ustało.
————————.........
Krzyki ucichły, a chłopak i przerażajace zwłoki zniknęły. Obudziłam się cała spocona, wokół mnie stali Chani, Moon, Jamis, Duncan i wiele innych osób. Musiałam krzyczeć przez sen.

- Gdzie on jest?! Gdzie on jest?! – spytałam przerażona

- Kto? – odpowiedziała Chani

- Ten.. Lisan Al Gaib czy jakoś tak...

Moon i Jamis wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

- C-o się.. stało? – zwróciłam ja nich wzrok

- Lisan Al Gaib to według legend nasz mesjasz, zbawiciel który ma wyzwolić naszą planetę.

- W moim śnie robił co innego. (Jezu to źle zabrzmiało ale mam nadzieje że wiecie o co chodzi :p )

- Co dokładnie? – dopytała Moon

Opowiedziałam im swój sen, wszyscy słuchali w milczeniu. Skończyłam i akurat wtedy pierwsze promienie słońca wkradły się do siczy.
Potem jeszcze Jamis zadał mi pare pytań i pozwolili mi wyjść z sypialni.

- Ej Duncan! – zawołałam mężczyznę

- Hm? – brunet od razu do mnie podszedł

- Kiedy przylatuje twój pan?

- Wydaje mi się.... że niedługo, powinienem polecieć na lądowisko i sprawdzić czy już tam jest. Chcesz lecieć ze mną? – spytał

- Czemu nie? – uśmiechnięta poszłam za nim oczywiście wcześniej zawiadamiając innych

- Poczekaj Luna! – usłyszałam krzyk Chani

Odwróciłam się, a dziewczyna zaciągnęła mnie z powrotem do środka.

- Nie ufamy im. – wyjaśniła Moon

- Dlatego wysyłam was obie.... – Jamis wskazał na mnie i na staruszkę – Na misję zwiadowczą

- Mamy ich szpiegować? Tylko jak? – spytałam podekscytowana

- Będziecie udawać służące, będziecie sprzątać, przynosić im różne rzeczy.... Zyskacie ich zaufanie i zdobędziecie cenne informacje o tym jakie mają zamiary. – wytłumaczyła Jen czyli jedna z najmądrzejszych, to zwykle ona wszystko planowała

Zgodziłam się na ten plan i przebrałam w długą sukienkę z chustą zasłaniającą twarz.
Gdy byłam gotowa spięłam swoje złote/blond, długie do łokci włosy w koka i wyszłam razem z Moon na zewnątrz.

- No co tak długo? – spytał Duncan po czym wsiedliśmy do statku

Po jakiś 15 minutach dotarliśmy na lądowisko, tak jak myślałam na twardej nawierzchni stało już z dziesięć ogromnych statków.
Książę Leto już dotarł.

Ujrzałam trzy osoby wychodzące powoli ze statków, pewnie jego rodzina. Wylądowaliśmy, a ja i Moon na polecenie Duncana zostałyśmy w środku.

Chwile czekałyśmy po czym mężczyzna wrócił z jakimś chłopakiem. Miał około 17 lat (niech będzie że 17, na potrzeby książki😌), brązowe, kręcone włosy do ramion, śliczne zielono żółte oczy i był dosyć wysoki.

- Już możecie iść, Pani Jessika czeka na was. – powiedział do nas Duncan

Wyszłam z samolotu, a Moon za mną.
Usłyszałam nagle przerażajace krzyki kobiet które stały na obrzeżach lotniska.
Krzyczały „Lisan Al Gaib", przerażona spojrzałam na chłopaka, wydawał się znajomy...

- Krzyczą do ciebie Paul. – zwrócił się Duncan do chłopaka

Więc nazywa się Paul.
Całkiem słodkie imię.

- Jak chcesz wiedzieć, Lisan Al Gaib znaczy-

- Mesjasz, zbawca Arrakis – przerwałam Duncanowi

Chłopak od razu na mnie spojrzał, kąciki jego ust wygięły się w lekkim uśmiechu. Chociaż ledwo było widać moją twarz odwzajemniłam uśmiech i ruszyłam za jakąś kobietą która powiedziała że zaprowadzi mnie do jej pani.
Starałam się nie myśleć o przerażających krzykach i po prostu zapomnieć o tym całym dziwnym śnie.
Przecież sny to sny nie?
Nic nie znaczą...

Odwróciłam się jeszcze i na pożegnanie utkwiłam spojrzenie w zielono żółtych oczach Paula. Były takie piękne...
Nie!
Stop!
Nie możesz o nim myśleć!
Luna ogarnij się!
Jesteś tu na misji zwiadowczej.
Nie przyszłam tu by marzyć o chłopakach.
Mam jeden, ważny cel.
Uzyskać informacje.
Nic innego się nie liczy.
Nie zawiodę Jamisa, nie zawiodę Chani, nie zawiodę ludzi z moje siczy, nie zawiodę Arrakis.

———————————
Siemas!

U mn jest godzina 22:36, powinnam już spać ale chcieliście rozdział to macie shhsh

Piszcie jaka jest u was godzina, czy czytacie to o 24? Czy może o 7?
Piszcie w kom.!

Bajo!🌑

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro