•Rozdział 11•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                   *Tydzień później*

Przyjęcie było bardzo...Szykowne, musiałaś to przyznać. Większość osób kojarzyłaś jedynie z widzenia, do tego Tendō spóźniał się już pół godziny. Okazało się, że coś mu wypadło i nie dał rady przyjechać z tobą. Nie ukrywałaś, że byłaś zła. Wszystkie dziewczyny kręciły się po przyjęciu w towarzystwie swoich partnerów, a ty jako jedyna siedziałaś na białej sofie i przyglądałaś się z udawanym zaciekawieniem, swoim butom. Wyjęłaś telefon i założyłaś nogę na nogę, zaczynając przeglądać internet.
Miałaś na sobie białą, lekko rozkloszowaną sukienkę, czarne pończochy i białe botki na wysokim obcasie.

Po pewnym czasie oczekiwania na tego idiotę, Yui podeszła do ciebie i starała się zacząć rozmowę. Po chwili jednak zauważyła, że nie jesteś do niej skora i sobie odpuściła. Wstałaś z głośnym westchnieniem i ruszyłaś do wyjścia z lokalu, chciałaś się trochę przewietrzyć, do tego przez głośną muzykę zaczęła boleć cię głowa.

Wyszłaś z dusznego budynku, a fala zimna uderzyła w twoją twarz. Odetchnęłaś z ulgą i podeszłaś do barierki, opierając się o nią przedramionami. Było już ciemno, ale nie przeszkadzało ci to, teraz muzyka była ciszej. Cieszyło cię to. Przymknęłaś powieki, nie będąc nawet świadom tego, że czerwonowłosy stoi tuż za tobą.

Położył swoje duże dłonie na twoich biodrach i schylił się, całując linie twojej szczęki, którą natychmiast zacisnęłaś. Na oślep sięgnęłaś do tyłu dłonią i odepchnęłaś go od siebie.

- Hej, hej, co się stało? - Spytał, patrząc na ciebie badawczo.

Kiedy na niego spojrzałaś, chłopak w jednej sekundzie spoważniał i lekko się speszył. Nie odezwałaś się, jedynie na niego patrzyłaś, co bardzo go zawstydzało. Miał na sobie biały garnitur, oraz białe buty, a z kieszeni spodni wystawały białe rękawiczki. Podniosłaś jedną brew, jeżdżąc spojrzeniem po całym jego stroju.

- Jesteś zła? - Spytał niepewnie, obawiając się twojej odpowiedzi.

- Skądże. - Odparłaś chłodno - Jestem wściekła. - Zacisnęłaś pięści, podchodząc do niego.

Ten cofnął się, gdyż w obecnych butach byłaś jego wzrostu, no może ze dwa centymetry niższa.

- Powinnam dać ci nauczkę, nie wiesz, że chłopak nie powinien się spóźniać? - Twoja twarz ze zdenerwowanej zrobiła się znudzona.

- Ja naprawdę nie chciałem się spóźnić. - Zaczął się tłumaczyć - Po prostu... - Spojrzał nieco zażenowany w bok - Miałem pewien problem.

- Niby jaki?

- To nie jest ważne. - Mruknął sam do siebie.

- Mów głośniej. - Rozkazałaś, opierając dłonie o bokach jego ramion - Nie należę do osób cierpliwych.

- To co robiłem, to moja sprawa! - Powiedział cały czerwony na twarzy.

- Wyglądasz jak pomidor. - Prychnęłaś, odsuwając się od niego.

Szokując chłopaka, jak gdyby nigdy nic, odeszłaś. Znalazłaś się w środku i ponownie zajęłaś miejsce na kanapie, jednak tym razem pojawiło się znacznie więcej osób. Wywołałaś nie małą furorę, przez co wielu siatkarzy próbowało z tobą porozmawiać. Nie byłaś jakoś szczególnie zainteresowana, więc szybko ich odprawiałaś.

- To facet powinien nosić spodnie w związku, nie na odwrót.

Wywróciłaś oczami na słowa Tendō, który usiadł obok ciebie i zarzucił dłoń na twoje odkryte ramiona.

- Po pierwsze, nie jesteśmy w związku i nie będziemy. - Mówiłaś, patrząc przed siebie - Po drugie, to kobieta ma prawo do ostatniego słowa. - Zrobiłaś dosyć dziwną minę, dalej na niego nie patrząc - Po trzecie, weź tę łapę, bo ci ją utne. - Warknęłaś.

Tendō zabrał rękę i spojrzał w sufit. Miał świadomość, że bardzo cię zdenerwował, ale chciał to jakoś naprawić. W końcu jego plan, który sprawił, że się spóźnił i tym samym naraził tobie, nie mógł pójść na marne. Chwile jeszcze myślał nad pewną rzeczą, po czym wstał i stając przed tobą, wyciągnął dłoń.

- Co chcesz? - Spytałaś, krzyżując ramiona pod biustem.

- Zatańczyć.

Spojrzałaś na jego dłoń, a następnie na jego twarz. Nie podobał ci się ten pomysł, zważywszy na to, że byłaś w wysokich butach, co i tak cię spowalniało. Oparłaś dłonie na kolanach i powoli wstałaś, przechodząc obok niego.

- Rusz się, piosenka nie trwa wiecznie.

Stukot obcasów wybił z rytmu siatkarza, który z uśmiechem podążył za tobą. Punkt pierwszy, zaliczony. Starając się być naturalnym, przeczesał swoje włosy palcami, dyskretnie pokazując liczbę trzy. DJ, spojrzał na niego i momentalnie zmienił piosenkę ze skocznej, na powolną.

Jakoś nie bardzo się tym przejęłaś i zarzucając dłonie na kark Tendō, przylgnęłaś do niego. Zaczęliście się powoli kołysać, a chłopak czuł, jakby jego serce miało się zaraz przegrzać od zbyt szybkiej pracy. Widział rozbawione spojrzenie chłopców w jego drużyny, którzy towarzyszyli dziewczyną z twojej drużyny, ale w odpowiedzi pokazał im jedynie język.

Oparłaś brodę o jego ramię i patrzyłaś na inne, otaczające was pary. Byłaś zdziwiona, jak niskie, pomimo wysokich butów, były siatkarki z innych reprezentacji. No bo przecież nie wszystkie musiały być libero, prawda? Potem przyglądałaś się reprezentantom mężczyzn, ci jednak byli wysocy, przez co różnica wzrostów między nimi, a ich partnerami była znacząca.

Taniec nie trwał jakoś bardzo długo, po kilku minutach miałaś zamiar wrócić na kanapę, ale nie pozwolił ci na to twój "Partner". Łapiąc cię za dłoń, pociągnął na balkon.

- Co ty robisz, Bakatori? Puszczaj, kretynie. - Mówiłaś, łapiąc drugą dłonią za jego nadgarstek i próbowałaś uwolnić swoją rękę spod jego uścisku.

- Za cztery dni gramy mecz przeciwko Fukurodani. Przyjdziesz? - Spytał, puszczając cię i przy okazji, blokując ci drogę do wyjścia.

- Przeciwko komu? - Spytałaś, podnosząc jedną brew.

- Kojarzysz może...Kōtarō Bokuto?

- To ten sowopodobny dzieciak, co zachowuje się na boisku gorzej niż kobieta z okresem, tak? - Mruknęłaś drwiąco - Obiło mi się o uszy. - Uśmiechnęłaś się złośliwie.

- Gramy przeciwko jego drużynie. - Wytłumaczył.

Oparłaś się tyłkiem o barierkę, łapiąc nią także dłońmi. Propozycja oglądania meczu wydawała się kusząca, musiałaś to przyznać.

- Zastanowie się. - Odparłaś wymijająco - Ale zgaduję, że nie po to mnie tutaj przywlokłeś. Jaki jest twój prawdziwy powód? - Spytałaś, unosząc brew.

Chłopak momentalnie się spiął, a na jego czele pojawiła się kropla potu. Jego głowę zaprzątały teraz niepotrzebne myśli, ale punkt drugi, zaproszenie cię na mecz, został zaliczony. To już coś.

- Uh...No bo ten... - Potarł jak dłonią, patrząc w bok - Chciałem cię o coś zapytać i w sumie to też przeprosić, że zie spóźniłem.

- Nie ma za co. - Spojrzał na ciebie zdziwiony - Przejdź do rzeczy.

Wziął głęboki wdech i podszedł bliżej ciebie, kładąc dłonie na twoich, które trzymały barierkę. Odchyliłaś głowę nieco do tyłu, lekko się krzywiąc.

- Jest coś takiego jak przestrzeń osobista, którą wiele ludzi sobie ceni. W tym i ja. - Powiedziałaś powoli - Więc z łaski swojej, odsuń się.

- Głupia. - Powiedział, delikatnie się uśmiechając - Jesteś idiotką. - Zaśmiał się.

- Co proszę? - Warknęłaś, robiąc zirytowaną minę.

- I to mi się w tobie podoba. - Czułaś jego oddech na ustach - Chcesz być moją idiotką? - Spytał cicho, sunąc nosem po twojej szyi.

Stanęłaś jak wryta, rozszerzając powieki.

******************************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro