Part 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Po wewnętrznej walce samemu z sobą stwierdził, że powinien się wycofać.
Nie jego interes co robi tam jego przyjaciel.
Jeszcze uzna go są jakiegoś debila który za nim łazi.

Kopnął jeden z kamieni, przeczesując palcami włosy, robiąc pare mozolnych kroków na przód.

Jak na końcówkę września była bardzo ładna pogoda. Słońce nadal prażyło, a on chwile stanął sobie przy drzewie by poobserwować osoby które w tym roku przyszły do pierwszej klasy. Czas najwyższy rozglądać za kimś innym i przestać myśleć o omedze która nawet nie wie, że istnieje. Dla niej przecież istniał tylko jako „Harry i reszta paczki", a teraz być może jest jeszcze jakaś alfa, którą będzie nazywał swoim chłopakiem.

Zapewne tam się spotykają. Jego wzrok znów powędrował w stronę gdzie znikła smukła sylwetka czarnookiego.

Po chwili opierania się o pień zauważył jak ze szkoły wychodzi sam Louis Tomlinson.
Znów przeszło go pewne rozradowanie i swego rodzaju zazdrość. Ten był idealny. Słyszał jak dziewczyny mówiły, że robi im się mokro na sam jego widok.
Pewnie gdyby był nim, te wszystkie byłyby jego na skinienie palcem.
Bo oczywiście mógł sobie pozwolić na wielką swobodę. Popularność zobowiązuje jednak czuł, że jest jej coraz mniej i jego czas wkrótce się skończy.

Może Harry'ego też obchodziła popularność. Ale on nie musiał nic robić i dziwiły go jego pomysły by pokazać się bardziej, bo miał taki charakter, że czego by nie zrobił wszyscy do niego lgnęli.

A on? Potrzebował w swoim otoczeniu takich jak Tomlinson żeby się wybić na jego sławie i wciąż być na podium.

Teraz może tego żałować. Louis nadal mało kiedy z nim rozmawia, a jeśli już to z kpiną i średnim zainteresowaniem. Więc z nim nie ma szans.

A Harry? Gdy się dowie to nie wybaczy. Miał obsesje na swoim punkcie i zdradzenie go w taki obłudny sposób jest po prostu końcem wszystkiego. Powinien się przyznać. Był takim tchórzem.

Gdy znów skupił się na sylwetce szatyna ten już prawie zniknął w miejscu gdzie wcześniej zobaczył ostatni raz Zayna. Spiął się zdenerwowany nie wiedząc co o tym myśleć.
Mógł być to oczywiście przypadek w końcu mulat lubił znikać, a Tomlinsonowi towarzystwo było niepotrzebne.

Jednak jego ciało nie przyjęło takiej wersji. Nogi same poniosły za budynek, a on spięty stanął koło murka próbując dostrzec dwie sylwetki.

Nie było to zbyt trudne. Alfa i omega byli przyczepieni do siebie. Co więcej Tomlinson zapewne go całował gdy Malik obejmował jego kark.

Włoski zjeżyły mu się na plecach, a on przylgnął do ściany. Miał ochotę iść i zrobić im awanturę. Tylko kurwa, o co?
Przecież popularny mężczyzna zalicza pełno omeg i przecież Malik o tym wie. Wielokrotnie o tym mówili, a Styles dosadnie rozkazał by żadna z przyjaznych im omeg nie miała z nim nic do czynienia bo na kilometr widać jego próżność i brak choćby odłamka szacunku.

Poczerwieniał gdy do tego wszystkiego dołączył zakład. Przecież to było chore. Tomlinson rzuca się łapami na mulata, a w tym samym czasie próbuje bajerować Stylesa.
Przecież nie mógł pisnąć słówka. Gdy coś powie tamten go oskarży o słabe zagrania i utrudnianie wygrania zakładu. A wtedy lokowany go zabije i będą z tego same szkody.

Przynajmniej dla niego.

Musiał uratować Zayna. Nie może biernie się temu przypatrywać. Przecież ta omega nigdy nikogo nie miała. Przecież ten sam mówił, że czeka na kogoś wyjątkowego.
Musi sprawić by wszyscy przejrzeli na oczy.
Wtedy szatyn przegra zakład ale nikt nie będzie o tym mówił. I Harry się nigdy nie dowie. A Zayn będzie bezpieczny.



Uśmiechnął się słodko, ukazując dołeczki, kiedy Katy wręczyła mu bladoróżową kopertę zapraszającą na ostatnią tegoroczną osiemnastkę w ich klasie, a zaraz potem szybko uciekła z męskiej szatni.

Koperta pachniała pięknie i gdyby nie to, że w końcu skusił się na delikatny różany perfum, zmienił by go właśnie na ten liliowy.

Położył ją obok siebie na ławeczce, odpinając dżinsy i próbując je zsunąć ze swoich bioder.
Ostatnimi czasy przerażało go, że idzie mu to co raz mozolniej.

– Pomóc? – zażartował Nick przechodząc z głupim uśmieszkiem rozciągającym się na jego twarzy.

On pokazał mu środkowy palec prychając i w końcu siadając gdy rurki zostają uwolnione z jego długich nóg.

– Może zacznij kupować swoje rozmiary? – proponuje Niall już dawno ubrany wcinając jakieś chrupki. On nie przejmował się swoją figurą. Wyglądał dobrze w swojej ,a on czasami czuł się zbyt wielki. Zbyt wysoki, zbyt gruby, zbyt wyróżniający się nie tak jak powinien. Chciał wyglądać jak alfa, zwyczajnie, a nie jakaś mieszanka przerośniętej alfy i omegi.

– Moje rozmiary sprawiają, że moje nogi są grube – odpowiada niezadowolony zakładając białą koszulkę i szukając jakiejś gumki do włosów.

– Jasne kurwa, twoje żyrafie nogi to giganty. Przejdź na dietę najlepiej – kpi szatyn gasząc fajkę, a on wysyła mu zdegustowane spojrzenie.

Słyszał w tym ironię ale nie mógł odeprzeć myśli, że to prawda. Nie był jakimś zakompleksionym kolesiem widzącym w sobie głównie wady, jednak chciałby, żeby kiedyś ktoś go skomplementował i utwierdził chociaż odrobinę w przekonaniu, że jest przystojny. Omegi średnio to robiły. Zazwyczaj on to robił im a one się zachwycały. Byłby zadowolony gdyby ktoś mu mówił, że jest piękny. Może przestałby wtedy aż tak wątpić w siebie.

Mulat wchodzi do szatni i wtedy Tomlinson zahacza o niego wzrokiem. Widzi to wyraźnie i w tej właśnie chwili spina włosy w luźnego koka.

Nie wiedział czemu ale poczuł się jakoś dziwnie. Nie powinno go dziwić, że alfie podoba się jego przyjaciel. Na całe szczęście u Malika nikt nie miał szans i chyba nie musiał się martwić.

Na wszelki wypadek jednak udawał, że coś robi dopóki wszyscy nie opuścili przebieralni. Po ostatnim doświadczeniu był bardziej ostrożny. To co się stało na zawsze pozostanie w jego pamięci.
Przedostatni był Zayn który spojrzał na niego dziwnie ale się uśmiechnął gdy wychodził.

On sam przestał po raz tysięczny zawiązywać sznurowadła i sam skierował swoje kroki do wyjścia.

– To twoje? – usłyszał znienawidzony głos.

Od razu się odwrócił mrużąc oczy i widząc w dłoniach szatyna kopertę którą luźno obracał w palcach.

Jego uczucia co do mężczyzny się zmieniły. To prawda. Już sam przed sobą potrafił przyznać iż według niego także jest gorący. Ma w sobie taką ikrę która potrafi go rozpalić i nawet sprawić, że ma ochotę robić z nim różne dziwne rzeczy. Jednak zmieniło się także w innym sensie. Kiedyś sadził, że ten jest zły i bezczelny oraz wykorzystuje omegi. Teraz był tego pewien plus to, że potrafi je zmusić do robienia tego co on chce i śmieszy go to.
To co ostatnio zrobili jego koledzy tej omedze było okropieństwem.

– Zostaw to. Idę na wuef – mówi udając obojętność ale trochę się już w nim gotowało. Nie wiedział czemu temu aż tak zależy by go zirytować. Cokolwiek chciał był na przegranej pozycji.

– Och Styles – słyszy – Przecież wiesz, że pociągają mnie twoje nogi. Nie ma o co się gniewać – opiera się znów o parapet czekając na jego reakcje.

– Co ty pierdolisz? – marszczy brwi i patrzy na niego. – Myślisz, że mi chodzi o jakieś twoje głupie komentarze? To się mylisz.

– A o co? Przecież uwielbiasz jak cię podrywam ptysiu – mówi łobuzersko, a on szybciej mruga.

– Podrywasz mnie?

On się tylko śmieje bezczelnie zbliżając się do niego.

– Myślisz, że robi na mnie wrażenie, że pieprzysz wszystkie omegi a potem chcesz czegoś odemnie?

– Myśle, że to lubisz. Umniejszam omegom, a tobie nie, piękny – chwyta za jego wypadający z koka kosmyk i go niedelikatnie pociąga a on się krzywi. – Po za tym jesteś jedyną alfą która jest taka śliczna.

– Proszę cię. To takie naciągane. Wymyśl coś lepszego. – wywraca oczami oblizując swoje wargi. Tamten chwyta za jego upięcie i rozpuszcza jego włosy.

– Może gdzieś razem wyskoczymy? – pyta lekko przeczesując palcami włosy drugiej alfy. Starał się nie przybierać na twarz aroganckiego uśmiechu ale on go widział.
Szatyn nie potrafił aż tak nad sobą panować. Cała jego osoba krzyczała, że jest niebezpieczny ale to bycie „bad" tak niesamowicie ekscytujące.
Każdy miał marzenie w dzieciństwie by mieć własnego bad boya.

On też poczuł się doceniony gdy ten szkolny zły chłopiec gdzieś go zapraszał. Przecież nie robił tak z nikim innym. Jednak coś tu było nietak. Jaki miałby niby w tym interes. Przecież on jest zwykłą alfą. Tak na prawdę nie może nic mu dać, najwyżej kilka dobrych pocałunków.
Unosi brwi w odmowie.

– Nie prowadzam się z gwałcicielami Tomlinson. I po raz kolejny powtarzam, że nie jestem głupią omegą która przed tobą rozwiera nogi jak jakaś dziwka. Och i właśnie. Patrz co twoi koledzy mi zrobili – wskazuje na lekko opuchnięte miejsce zakryte małą warstwą pudru.

– Ja się podobam tobie, a ty mi – mówi rozbawiony Tomlinson kładąc mu dłoń na biodrze – Możesz nadal mnie nienawidzić, ale wyjdźmy gdzieś razem. Klub czy coś luźnego Styles.

– Oboje wolimy omegi.

– Miałeś zrobić dla mnie wszystko kochanie. Miałem ochotę popatrzeć jak ta omega się słania ale twój urok mnie uwiódł po raz kolejny. Nie każe ci się ze mną lizać tylko zapraszam cię na randkę. Twoja alfa nawet zaczęła ładniej pachnieć. – mówi z uniesionym jednym kącikiem jednocześnie zahaczając o gumkę jego dresów palcem.

– Nie sądzę by to był dobry pomysł – mówi niezbyt rozumiejąc co tamten chce osiągnąć. Co z tego, że się nawzajem pociągali. Mieli zupełnie inne spojrzenie na świat. Tomlinson był kimś kogo w prost nienawidził przez to jak się zachowuje i jak traktuje innych. Co z tego, że teraz jest miły jak później najwyraźniej go wykpi.

– Ja sądzę, że jednak tak – wkłada dłoń pod materiał jego dresów, a on lekko wzdycha opierając się o ścianę.
Czuł jak ten go głaszcze przez bieliznę. Poczuł dreszcze idące wzdłuż jego kręgosłupa.
Nie chcąc czuć się gorszym kładzie swoje długie palce na spodniach tamtego, a ten zawadiacko się uśmiecha.

Chwyta za jego dłoń zabierając ją z siebie, a brunet chce się zawstydzić ale nie zdąża, bo czuje jak szorstka dłoń bawi się teraz materiałem bielizny.

– Co chcesz zrobić? – pyta nie powstrzymując jego dłoni i lekko zamykając oczy ale tamten się cicho śmieje.

– Nic. Przemyśl moją ofertę. Obiecuje, że dobrze się tobą zajmę.

– Sam się sobą zajmę – odpowiada nieprzekonująco, a szatyn znów się śmieje.

– Albo ty zajmiesz się mną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro