Part 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Przepuszcza lokowanego w drzwiach do budynku, oblizując wargi na widok tyczkowatych nóg które lekko zahaczają o stopień i Harry się potyka, jednak zaraz odzyskuje równowagę idąc dalej.
On sam trzyma się blisko tej szczuplutkiej, wysokiej alfy zaciągając się ładnym zapachem jego włosów, pachnących brzoskwiniami.

Brunet unosi oczekująco brew, kiedy są juz w garażu, pośród kilku pijanych nastolatków i bardzo głośnej metalowej muzyki oraz zauważa jego postawę gotową do kolejnej konfrontacji. Zawsze miał ostry język i chciał pozostać w centrum uwagi. Widział też tę domniemaną chęć dominacji którą ciężko będzie mu zwalczyć.

A żeby wygrać zakład musi ją zwalczyć. Czas mijał szybko, a piękna alfa nadal nie była zbyt przychylna na jego wdzięki. Szła w zaparte nawet kiedy odwzajemniała jego pewne czułości. Musiał to zrobić inaczej niż z omegami. W połowie ostro tak jak oboje lubią, a w drugiej połowie słodkimi komplementami które widocznie lubi zielonooki.

Popycha niedelikatnie chłopaka na kanapę ,a ten wypuszcza z ust zaskoczony jęk lądując na brzuchu i uderzając lokowatą głową w oparcie.

– Ja cię cholera na prawdę kiedyś zabije! – brunet chce się obrócić ale szatyn klęka na jego nogach go powstrzymując.

– Nie pyskuj Styles. Grzeczniej – trzyma też jego łokcie by Harry nie mógł wykonać żadnego manewru.

Słyszy jak chłopak wściekły sapie i chce się wyrwać ale ciężko mu się nawet ruszyć. Próbuje, też mówiąc, że to go boli i ma z niego zejść ale on tylko parska śmiechem przybliżając się do tylu jego szyi twarzą.

– Wątpię, że to jest bolesne. A nawet jeśli. Chyba lubisz jak cię źle traktuje? – mruczy zasysając miejsce z tylu jego głowy czując jak loki chłopaka dziwnie go łaskotają po twarzy.

Harry się lekko wzdryga będąc mniej wytrwałym w tym, żeby go z siebie zrzucić. Nie rzuca się już tak, a kiedy on sam przechodzi z pocałunkami coraz bliżej jego twarzy i żuchwy prawie przestaje się ruszać tylko wypuszczając z ust miarowe oddechy.

Wypuszcza z mocnego uścisku jego ręce i przechodzi dłońmi na szerokie barki lekko je masując. Styles także nie rusza rękami poprawiając swoją pozycje.

Jego ciało było bardzo męskie. Nie mógł go nazwać drobnym i dziewczęcym jak omeg, które dotychczas posiadał i zaliczał.
Czuł pod palcami napinające się mięśnie przy każdym jego ruchu. Nie mógł zmazać z twarzy kpiącego uśmiechu. To było coś ładnego co mogło mu się podobać. Ciało zbliżone do tego jego. Także w miarę wysportowane z pewnie wyraźnie zarysowanymi mięśniami.

Zakład który go obejmował był niestety o wiele bardziej wymagający. Styles podobnie do niego, mógł lubić takie nonszalanckie pieszczoty które były jeszcze bardziej gorące pod wpływem ich sprzeczek. Takie nagradzanie tych wszystkich brudnych słów. A przespanie się z lokowanym narazie wydawało mu się jakąś cholerną mistyką. Skoro tak dobrze się dotykali to jakim uczuciem byłoby ostre pieprzenie z inną alfą.

Przejeżdża językiem po zębach i przekręca na plecy lokatego który mu w tym pomaga poddając się. Jego policzki są rozgrzane, a oczy błyszczą wyzywająco.
W miejscu którym podwinęła się koszula z siateczki miał znów ochotę zostawić salwę ugryzień przez które będzie mógł słyszeć cierpiętnicze jęki bruneta któremu tak jak mu by się to podobało.

Jednak się powstrzymuje siadając okrakiem między udami młodszego i zaciągając się skrętem który wciąż nie wypalony na niego czekał.
Widzi na twarzy Stylesa kwaśny uśmiech.

– Nie chce cię naćpanego Tomlinson.

– Spróbuj, poczujesz się lepiej. – mówi zawadiacko przybliżając narkotyk do pluszowych warg, które ku jego zdziwieniu nie oponują – Odważny jesteś Styles.

– Zawsze jestem. – widzi jak lokaty podnosi się na łokciach, a po pierwszym zaciągnięciu chwile kaszle.

Uśmiecha się złośliwie jednak nie komentując ponownie samemu czerpiąc pare wdechów ze skręta.

Lokowana głowa przez krótki moment się rozgląda po otoczeniu ale wszyscy są zajęci sobą. A raczej te pare osób bo większość jest na zewnątrz przy ognisku tańcząc, pijąc i jedząc małe przekąski.

– Chyba powinienem iść. To nie jest dobre– słyszy jak Harry wzdycha ale on kręci w zaprzeczeniu głową pochylając się nad nim.

– Nie sądzę kochanie.

– Złaź ze mnie Louis. Jesteś obrzydliwy. Masz narkotyczny oddech i nie zapomnę ci nigdy tego co zrobiłeś tej biednej omedze.

– Tak usilnie się przede mną wzbraniasz, będąc kurewsko uroczym, a dobrze wiem, że ty także masz na to ochotę. – śmieje się i bezczelnie znów pociąga za jego koszule która swoją droga powinna być nielegalna. Odsłaniała o wiele za dużo. Czarny prześwitujący materiał wręcz jeszcze bardziej odznaczał wszystkie mankamenty i atuty ciała bruneta. Doskonale widział jego klatkę piersiową, pępek i sutki które bardzo go podniecały, bo były Harry'ego.

– Nie jestem uroczy. Jestem przystojnym alfą – brunet mruży oczy, a on się szeroko uśmiecha szarpiąc za koszule tak, że ta się rozrywa. Chłopak mruga szybciej oczami zaskoczony lekko odchylając głowę gdy on atakuje go pocałunkami.

– Piekielnie przystojnym Haroldzie – szepcze i wkłada dłonie na odkryte elementy jego klatki piersiowej, badając ja dotykiem, a brunet się pod nim wierci.
Gdy dotyka jego sutków te już są twarde, a młodszy sapie gdy on za nie łapie. Te miejsce było tak wrażliwe. Miał wrażenie, że Styles wije się tylko dlatego, bo przekręca jego odstające sutki.
Bardzo mu się to podoba.
Gdy je całuje i przegryza chłopak jęczy.

– Chryste Lou.

– Mhm? – obdarza go powolnym i nieco figlarnym spojrzeniem słysząc ochrypłe zdrobnienie i czując, że problem w jego spodniach narasta na dźwięk mruczącej z przyjemności i doznań alfy Stylesa. Chłopak nie odpowiada tylko unosi swoje długie nogi i owija wokół jego pasa pociągając za jego skórzaną kurtkę do siebie.

Widzi dołeczki w jego policzkach kiedy Harry się zbliża i wodzi językiem po jego zaroście.
Chwile po prostu nad nim wisi pozwalając mu na to, by owinął dłonie wokół jego karku i wargami krążył po jego twarzy, dając mu bierną manipulacje sytuacją.

To było nawet urocze czuć jego ślinę i mokre pocałunki na swojej twarzy.

Chłopak chyba to lubi, ponieważ nie powstrzymuje go kiedy kładzie dłoń na wypukłości spodni bruneta. Porównywał go do omeg które zawsze zastygały przerażone się zawstydzając wiec to było dobre.

Nawet to, że brunet był o wiele większy pod jego dotykiem niż omegi które miał.  Głośniejsze oddechy bruneta i rozkładanie się bardziej na kanapie, kiedy masował rytmicznie przód jego spodni wręcz napędzały go do działania.

Przylegali tak mocno do siebie, że czuł to porażające gorąco bijące od ich ciał i te złączone zapachy, które o dziwo nie pachniały razem tak źle jak można by było myśleć.

Przejeżdża dłonią po jego udzie kucając na piętach by moc popatrzeć na bałagan który ma przed sobą czyli na rozwartego na całej kanapie Stylesa – alfę którą ma zdobyć. Lokowany ciężko oddychał wiercąc się ponieważ jeszcze przed sekunda on dotykał jego erekcji chcąc by Harry był jeszcze bardziej potrzebujący.

Nogi młodszego dalej oplatały go w pasie ale trochę słabiej bo pewnie jego nogi były teraz jak z waty czekające aż ktoś się nim zajmie.

– Tomlinson nie baw się ze mną. Nie jestem omegą wiem, ale proszę, jakkolwiek żałośnie to brzmi.

Uśmiecha się kokieteryjnie wkładając swój cudowny skręt do ust i nachylając się nad lokowanym, widocznie nie zadowolonym chłopakiem. Wiedział, że ten myśli, że on chciał go tylko sprawdzić czy coś sobie udowodnić. Widział to w jego zielonych lekko pociemniałych tęczówkach które chciały więcej, a nie jego kpiącego śmiechu.

Podzielał jego fascynacje. Też kurwa chciał więcej. Jednak żeby go zdobyć nie mógł posuwać się tak szybko. Alfa nie była taka głupia żeby dać się przylecieć, a on ma ochotę zdjąć z niego ubrania. Nie powstrzyma się. Jeśli chciał kiedykolwiek jakąś omegę nigdy się nie powstrzymał.

Zaciąga się muskając po chwili wolno jego sutki i dmuchając dymem w jego nagą klatkę. Nie mylił się. Była zarysowana i piękna pomimo tego, że nie taka jak ta omeg.

Oblizał wargi, podając swoją fajkę młodszemu który go przyjął wkładając go do ust.

– Na co masz ochotę Styles?

– Na co ja mam ochotę? – chłopak tym razem robi to perfekcyjnie, wypuszczając dym i unosząc się do siadu oraz bez cienia zawstydzenia dając mu widok na siebie z porwaną koszulą i widocznym problemem w spodniach. Brunet znów się zaciąga a on się zastanawia, czy ten nie gardził narkotykami. Przecież, te działały dosyć mocno na organizm i jeśli robi to po raz pierwszy to w takim tempie zaraz odleci. A niby jest taki rozważny.

– Ty tutaj rządzisz.

– Jesteś bardzo złym alfą. Nie powinieneś przerywać mnie dotykać. – słyszy naganę w dosyć kokieteryjnym głosie lokowanego, który pewnie odrzuca swoje kosmyki w tył i lekko się chwieje gdy próbuje ułożyć się tak by górować nad nim.

Potem widzi krótkie zawahanie jakby pytające czy przystaje na tę grę i czy to jest w porządku, a on na to oblizuje wargi zachęcająco. Styles kolejny raz wkłada i wyjmuje z ust jego fajkę, po czym niespodziewanie dotyka jego przyrodzenie wodząc po nim palcami.

– Hazza? – do jego uszu dociera nieśmiały głos Nialla Horana. Z początku tylko na niego kpiąco spogląda ale kiedy Styles widocznie obraca głowę w stronę chłopaka także się unosi.
Młody alfa widocznie jest zdziwiony, że widzi przyjaciela, a on go podtrzymuje rękami by mógł bezpiecznie zsunąć się na kanapę.

– Hazz. – powtórzył blondyn – Czy to są narkotyki? Tomlinson mam nadzieje, że nie podawałeś mu żadnych dragów. – teraz głos bety pomimo strachu jest ostry i głaszcze lekko ramię zamroczonego w tej chwili przyjaciela.

– Wyluzuj Nialler. Mam swój rozum. – macha ręką Styles wyrzucając skręta i zakładając nogę na nogę ale blondyn już chyba widział jego wypukłość w spodniach bo mruga szybciej oczami.

Sam wykorzystuje okazje by przejechać dłonią po udzie lokowanego ale ten prycha na jego gest odsuwając jego dłoń.

– Widzisz. Panuje nad sytuacją. Ja tutaj rządze. Prawda, Lou?

– Zdecydowanie. – mówi z głupim uśmieszkiem uśmiechając się do Nialla, który się lekko wzdryga gdy lokowany opiera się lekko o jego ramie. Jest to na prawdę zabawny widok.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro