Part 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Jego głowa promieniowała z bólu, a suchość w ustach nie znikała pomimo tego, że miał w rękach wodę którą co jakiś czas próbował zapić alfie upokorzenie.
Trzeba być na prawdę słabym by spowodować u siebie kaca. I to jeszcze na tyle, by ledwo chodzić już nie mówiąc o braniu udziału w wychowaniu fizycznym.

Miał głowę lekko spuszczone, wokół szyi obwiązane swój brązowy szal, który chociaż dzisiaj w miarę komponował się z jego czarną bluzą i dżinsami które rano po omacku na siebie założył. Wczoraj się nie umył, jego włosy były trochę tłuste, a wory pod oczami z niewyspania dalej niż zauważalne.
Gdyby bym omegą lub kimkolwiek zwiewałby od siebie samego na kilometr. Teraz to na pewno nie był atrakcyjny.

Niall i Liam stali obok już rozebrani po treningu, gotowi by wejść pod prysznic.
Był wdzięczny, że blondyn go dzisiaj nie zamęczał i nie wypytywał o to, co stało się na imprezie.

Wiedział tyle, że zwariował i czuł się cudownie eksponując się na kolanach Tomlinsona. Ten nie wypuszczał go z rąk i miał wrażenie, że ich ciała się ze sobą dogadują. Brzmiało to komicznie, nawet w jego myślach ale pasowali do siebie w jakiś dziwny sposób i było mu dobrze gdy ten się nim zajmował.
Pociągnął za swoje włosy by się zganić, ale jego ciało się z nim sprzeczało pokazując, że podobało mu się nawet to jak, silne dłonie mężczyzny odepchnęły jego przyjaciela by im nie przerywał. Także to gdy palili wspólnie skręta.

Wzdycha znów upijając soczysty łyk wody. W jego brzuchu burczało. Nic nie jadł ale nie był w stanie zjeść ani kęsa czegokolwiek.
Czuł się tak brzydko. Powinien zostać w domu i nie pokazywać się nikomu w takim stanie.
Nawet jeśli wcześniej źle ocenił  Tomlinsona, to gdy teraz go zobaczy pożałuje, że kiedykolwiek go dotykał. Wygląda jak nędza i rozpacz.

– Sok pomidorowy. Idealny na kaca. – słyszy rozbawiony głos. Mija chwila zanim udaje mu się go zidentyfikować. Unosi wzrok i spod rzęs patrzy na pewną siebie sylwetkę Tomlinsona który rzeczywiście trzyma w rękach mały kartonik z jakimś sokiem. Nie wyglada na zmęczonego. Ani śladu po imprezie która skończyła się, dzisiaj przed piątą rano. Wyglądał jak zwykle. Jak grecki bóg, mający te swoją uwydatnioną szczękę, roztrzepane włosy i malutkie zmarszczki w kącikach oczu. – Proszę kochanie.

Nie odpowiada tylko sili się by bez zachwiania się unieść i być z nim na równym poziomie.

– Skąd pomysł, że mam kaca Tomlinson. – mówi niedbale ale wie, że to błąd bo ten się śmieje. Jego usta wykrzywiają się w drwiącym uśmieszku.

– Widać. – zagryza wargę na te słowa i chce ponownie usiąść udając obrażonego. Wie, że wyglada okropnie i chce schować się przed światem. Widocznie, Tomlinson nie jest aż tak głupi i także to zauważył. Czuje, jak jego żołądek się skręca na tę myśl.

Wie, że Liam i Niall już zniknęli prawdopodobnie w kabinach. Kilka par oczu się im przygląda i on się rumieni. Wie, że niektórzy z nich widzieli ich razem na imprezie. Dopiero teraz do niego to dociera. Myślą, że może ich coś łączyć. Wiele osób mówiło, że nie ma szans by Tomlinson się nim zainteresował. Lubił chłopaków, to jasne. Ale nie takich jak on. Wybierał słodkie jednostki omeg do wypieprzenia. A on był alfą i bądź co bądź co może z tego mieć? Raczej nic.

– Wiem, że nie wyglądam korzystnie. Nie potrzebuje tego słyszeć. – wywraca oczami, a ramiona drugiej alfy go przytrzymują w pionie by nie opadł z porotem na siedzenie.

– Wyglądasz pięknie kaczątko. To ten moment gdy potrzebujesz komplementów, prawda Styles?

– Nie kłam kłamco. I nie, nie potrzebuje. – wywraca oczami.

– Prześliczny. – mężczyzna nadal próbuje nawijając na swój palec jego loka.
On znów przekręca oczami ale jest mu miło.
Od kiedy ktoś tak się stara by dobrze się czuł?
Nie pamiętał czegoś takiego.
To on dowartościowywał swoje omegi.

– Mam brzydkie włosy. Nieumyte i brudne. I spójrz na moją twarz. I pewnie nawet mój zapach cię odrzuca – marudzi opierając dłonie na jego klatce piersiowej, mając nadzieje, że ten zaprzeczy jego słowom.

Wie, że urządza tutaj małe przedstawienie. Katem oka widzi Malika który stara się nie patrzeć ale mu nie wychodzi i mierzy ich zdziwionym i nieco niezadowolonym spojrzeniem. Jest trochę z siebie dumny. Nie potrafi powiedzieć dlaczego. Po prostu myśl, że ktoś uważa go za pięknego w krytycznym momencie jego życia wywołuje, że ma ochotę się uśmiechać. I to, że wszyscy widzą, jak szatyn mówi, że jest piękny.

Opiera się kolanami o nogi szatyna by dodać sobie dramatyzmu.

– Uwielbiam twoje włosy. – potwierdza znów alfa, zbliżając do nich wargi i zostawiajac pocałunek na jego kosmykach. Potem je zakłada za jego ucho. – Nigdy nie widziałem ładniejszej twarzy. A twój zapach jest jak narkotyk tygrysku.

– Nie słodź już. Kompromitujesz się. – mówi, a mężczyzna głupio się uśmiecha zbliżając usta do jego szyi. Wie, że ten chce dotrzeć do jego malinek. Nie może mu pozwolić, ponieważ gdy zdobywa już pierwszą i pieści ją językiem, kolana się pod nim uginają – Zostaw, Tomlinson. – sapie.

– Masz racje, wyglądasz okropnie. – droczy się szatyn gdy zostaje od niego odepchnięty – Przyda ci się pożądny prysznic.

– Wiem, że tak nie myślisz. – mówi pewnie i uśmiecha się arogancko, odwracając się.

Tomlinsona chyba nie obchodzi opinia publiczna, ponieważ chwyta go od tylu za boki i ciągnie w stronę kabin.

– Puszczaj mnie kutasie. Co ty odwalasz no kurwa! – piszczy gdy ten wpycha go do korytarzyka z kabinami zatarasowując swoim ciałem przejście.

Wie, że nikt nie zareaguje na to co się stało, nie chcąc szukać guza. Tym bardziej, że Harry sam poddawał się niektórym jego dotykom. Jedynymi takimi byłby Niall, Liam czy Nick ale nie widział już ich w pobliżu. Zayn zapewne będzie próbował ich znaleźć. Ma taką nadzieje.

Robiło mu się już gorąco na myśl co ten zamierza. Błękitnooki popchnął go na ścianę śmiejąc się nonszalancko.

– Znajdźmy wolną kabinę by umyć ci włoski kotku.

– Pieprz się! – odpowiada nie mogąc powstrzymać jęku, gdy ten gwałtownie pociąga go za włosy. On tak na niego działał. Jakby ból z jego rąk sprawiał, że chce więcej. Pociągało go, gdy ten go źle traktował. Nie wiedział czemu to było, aż tak dobre. Po prostu jego zmysły wariowały, a bolącą głowa stała się drugoplanowa.

– Właśnie znalazłem do tego kompana. – mrugnął, a on się krztusi. Nigdy nawet nie miał takiej myśli. Przecież to było całkowicie niemoralne. Nie może tak bluzgać. Przecież to takie brudne. Dreszcz przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa. Był już wpół twardy. W życiu się do tego nie przyzna.

– Jezu. Nie mów takich rzeczy. – już go nie odpycha i daje się wepchnąć do otwartej łazienki. – Nie próbuj zmoczyć mi ubrań bo cię zabije, obiecuje Louis.

– Jak mnie zabijesz. Będę cierpiał? – próbuje szatyn pociągając za jego bluzę i lekko go unosząc. – Będziesz agresywny?

– Bardzo. Już ci staje, co? – prycha lekko go uderzając by go puścił.

– Zobacz.

– Jesteś popieprzony. Lecz się – mówi widząc ogień w niebieskich tęczówkach. Alfa pociąga go za bluzę w dół i pada na ziemie. Klęczy tuż przed nim.

Przez chwile jest oszołomiony.
Unosi wzrok na mężczyznę, który władczo mu się przypatruje i wplątuje palce w jego włosy. Jest potrzebujący. Jego alfi zmysł to czuje.
Szatyn pachnie jak gdyby chciał by ktoś się nim zajął. Jakby chciał kogoś pieprzyć. Ale o nic nie prosi. Po prostu nachyla się nad nim czekając, aż lokowany coś wymyśli.

Przełyka ciężko ślinę gdy dostrzega swoje położenie w tej sytuacji. Jest na kolanach, przed podnieconą alfą. Powinien czuć się poniżony ale zamiast tego oblizuje wargi. Pod skórą czuł płomień. W jego żyłach gorąco które wysyłały sygnał do jego przyrodzenia, że dzieje się coś przyjemnego. Jego długie palce dotknęły rozporka starszego.
Robił to powoli. Nie był w tym doświadczony.

Mężczyzna obserwuje jego ruchy masując skórę jego głowy. Mruczy na przyjemność którą mu to daje. Jego zmęczone oczy były teraz rozbudzone i właściwie to poczuł nagły przypływ siły i ważkości.

Zmysłowo przejeżdża palcem po dużej erekcji alfy, patrząc na niego z dołu. Nie wiedział właściwie do czego dążył. Nigdy nie kręciły go kutasy. Nie myślał, że mógłby ich dotykać. Tomlinson wypina biodra wprzód i czuje jak jego erekcja uderza go w podbródek.
Krzywi się na to, zaskoczony i wypuszcza z ust niezadowolony jęk, a mężczyzna się śmieje.

– Co, Styles. Nigdy nie dostałeś penisem po twarzy? – mężczyzna schyla się bardziej i chwyta go za szczękę z kpiącym uśmiechem.

– Mój penis mi w zupełności starcza i nie oglądam się za innymi. – sapie czując jak Tomlinson nim kontroluje zaciskając palce na jego policzkach z głupawym uśmieszkiem.

– Nie wątpię. – alfa puszcza jego policzki i chwyta w palce jego wargę, przejeżdżając po niej i ciągnąc – Mógłbyś nimi tak wiele zrobić. Tak ładnie klęczysz przede mną Styles.

Obserwuje jak mężczyzna oblizuje zęby.
Kładzie dłonie na bieliźnie mężczyzny i zszarpuje ją. Nie wie co robi. Jego dłonie drżą. Włosy opadają na twarz, a on czuje przypływ adrenaliny który jako tako zachęca go do posunięcia się dalej. Przesuwa się na kolanach bliżej szatyna. Wie, że wyglada dobrze. Widzi to w oczach alfy która mierzy go wzrokiem.
Kładzie swoją dłoń na jego męskości. Otacza podstawę. Czuł jak ten jest gorący pod jego dłonią. Nie porusza się. Jakby zastyga w niewiedzy bojąc się zrobić coś dalej.

– Chce twoich ust kochanie. – słyszy nonszalancki głos, ale to go nie przeraża. Nie oponuje gdy zostaje pociągnięty za loki do przodu. Rozchyla wargi dotykając językiem czubek przyrodzenia mężczyzny.
Słyszy jak ten głęboko wzdycha i mocniej pociąga jego włosy. Bez ostrzeżenia wsuwa się gwałtownie w jego usta.
Krztusi się i ma ochotę kaszleć ale nie ma takiej możliwości. Alfa bez żadnych oporów trzyma w garści jego loki wsuwając i wysuwając się z jego ust dotykając co chwile kutasem jego migdałków. Czuł jak się dławi i mroczki które pojawiały się przed jego oczami, gdy nie mógł zaczerpnąć powietrza.
Wiedział, że żeby sprawić mu przyjemność musi ssać. I robił to. Był bardziej zdzirowaty niż myślał. Nie miał żadnej kontroli. Ten nie zapytał go o zdanie, a on jeszcze robi wszystko by ten dostał od niego jak najwiecej.

Jego oczy były zaczerwienione. Czuł jak po jego policzkach zaczynają spływać łzy. Nie był przyzwyczajony. Chciał ale chyba jeszcze nie potrafił wytrzymać. Spojrzał w górę na alfę która trzymała go w uścisku. Ich oczy się spotkały i Tomlinson przestał się poruszać unosząc brwi.

– Wszystko dobrze, kochanie? Chyba nie zrobiłem ci krzywdy? – szatyn powoli się z niego wysuwa, a on zaczyna niepohamowanie kaszleć czerpiąc uwolniony powietrze.

– Nie. Wybacz. Nie jestem w tym dobry – mówi ochryple, a druga alfa zciera słone krople z jego policzków.
Szczerze powiedziawszy był zdziwiony, że na Tomlinsona to zadziałało. Że chociaż było mu przyjemnie, przerwał to.
Odsuwa teraz włosy z jego twarzy.

– Twoje gardło jest dla mnie stworzone. – mówi niegrzecznie Tomlinson gładząc jego policzek – Było idealnie.

– Mogę dokończyć. – mówi oblizując wargi i zanim mężczyzna odpowiada sam otwiera szeroko usta, nadziewając się na niego z powrotem i znów kręci mu się w głowie, jednak jest zbyt dumny by nie skończyć tego co zaczął.
Znów palce alfy w jego włosach.
Słyszy nierównomierny oddech szatyna i jego klatka piersiowa także zaczyna szaleć. On cały szaleje, ciesząc się, że ma na niego taki wpływ.

Ssie jego jądra. Językiem robi małe kuleczka, a później znów wsuwa się głęboko. Gdy czuje, że penis starszego drga, wie, że zbliża się punkt kulminacyjny. Sam jęczy czując jak przechodzi go podniecenie. Przez chwile chciał się wysunąć ale nie mógł bo silne ręce go przytrzymały.

– Połknij, Styles. – słyszy rozkaz i znów wydaje z siebie zduszony jęk.

Czuje jak sperma wystrzela do jego gardła. Białego płynu było tyle, że nie zdołał go całego połknąć. Czuł jak strużki spływają w kącikach jego ust. Gdy jego usta są wolne czuje jak boli go szczęka. Gardło też za pewne ma podrażnione. Mężczyzna nad nim śmieje się gorzko zapinając spodnie.

Opada do tylu na tyłek głośno oddychając. Był taki obolały i zużyty. Czuł na języku smak spermy innego alfy. Bał się unieść wzrok by nie zobaczyć przypadkiem w oczach Tomlinsona, że na własne życzenie się zeszmacił.
Ponieważ tak to działa, prawda? Facet tak cię zauroczy, że robisz głupią rzecz, a później żałujesz gdy ten cię przeżuję i wypluje. Nic niewarty. Co mu odwaliło? Przecież to nie tak, że myślał, że sprawi mu przyjemność ssanie czyjegoś penisa. A jednak się zgodził i to zrobił.

Opiera czoło o kolana i czuje dłoń która głaszcze jego mokre już kosmyki.

– Dalej źle się czujesz Harry?

– Trochę. Mam kaca. I chce mi się rzygać od twojej spermy.

Słyszy rozbawiony śmiech i unosi lekko głowę blado się uśmiechając.

– Byłeś bardzo dobry kaczątko. A teraz pozwól, że ja się tobą zajmę i odwiozę cię do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro