Part 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




W weekendy gdy jego rodzice wyjeżdżali, a Gemma była już w swoim akademiku, razem z Niallem robili sobie wieczory w których grali w Fife. Tak, oczywiście. Gdy Gemma wyjeżdżała. Bo tak się składa, że jedną z rzeczy których ona nienawidziła był to jego najlepszy przyjaciel. Nigdy nie mógł zrozumieć dlaczego. Po prostu tak było i już. Nie miała powodu, ale gdy tylko go widziała stawała się oschła i ostentacyjnie trzaskała drzwiami.

Mimo iż był w fifę całkiem niezły to Niall zawsze zakładał się z nim, że wygra i zawsze przegrywał. Lubił to. To było takie ich.

Tym razem zamówili pizzę i pili czerwone wino, rozłożeni na dużej kanapie w salonie.
Swoje szkło miał między nogami. Jego bose stopy wychodziły spod koca, a on próbował się nie rozjuszać w grze przez procenty w swoim organizmie. Niall piszczał gdy przegrywał. A on się śmiał.

Przy kolejnym meczu butelka była cała opróżniona. On był trochę bardziej niż bardzo nawalony bo nie jadł pizzy. Niall nawet nie zauważył, a on był szczęśliwy, że bez konsekwencji może dbać o figurę. Jego głowa była lekka. Ciało też. Czuł się jak ptaszek, a jego przyjaciel wiwatował gdy któryś raz z kolei stracił piłkę.

– Wygodne masz to łóżko. – mówi Niall kładąc się na nim z buciorami i kładąc bezceremonialnie na pościeli popcorn. – Jezu, jak w raju – napełnia usta słoną przekąską, a on trudzi się by nie przejechać otwartą dłonią po twarzy. Mógłby tez mu przywalić by się opamiętał ale on się nie bije. Nie potrafi sobie wyobrazić sobie by móc kogoś uderzyć. To okropne. Jego pijany mózg myślał nieco wolniej więc nawet go nie skarcił

Siada na krańcu łóżka kładąc jedna noga na drugiej. Musi z nim porozmawiać. Nie planował tego. Ale tak bardzo tego pragnie.

– Błagam Ni, przestań tak mlaskać i mnie posłuchaaaj – mówi powoli i z westchnieniem. Blondyn unosi się na łokciach i przeszywa go spojrzeniem.

– Jesteś w ciąży? Nie wolno pić w ciąży.

– Ja cię kurwa zabije. – rzuca poduszką, którą miał pod ręką ale trafia prawie metr od niego na pościel – Nie mogę mieć dzieci – mówi smutniej chcąc odciągając uwagę od jego pijanego nietrafienia, a Niall niszczy jego fryzurę głaszcząc po głowie.

– No problemo. Twoja żona ci da. A tak by the way. Hazzuś. Nie mam pojęcia jak można tak się nawalić w tak krótkim czasie i tak małą ilością alkoholu. Ja nawet nie czuje żebym coś pił. Uch.

– A jeśli. A jeśli chciałbym mieć chłopaka? – pyta trochę rozkojarzony, nie odpowiadając na zaczepkę przyjaciela, a Niall się nie przejmując jakby się spodziewał wzrusza ramionami.

– To mąż.

– A jakby tym mężem. A jakby tym mężem miała być alfa? – pyta trochę nieśmiało i czka, a jego przyjaciel mruga niezrozumiale.

– Hazz. Wszystko w porządku?

– Właśnie nie. O tym chciałbym porozmawiać!– Niall zaoferowany by pomoc wpakowuje do ust kolejną porcje słonego popcornu i patrzy na niego ponaglająco.

– Bo Tomlinson. Hm. Tak jakby całował mnie przedwczoraj. Przedczoraj i wcześniej też. Ale wczoraj zostawił dla mnie omegę. I myśle, że mogę się mu podobać. Co o tym myślisz?

Niall wypluwa wszystko co miał w ustach i na jego twarzy pojawia się grymas. On sam czuje niesmak ale się uśmiecha. Wie, że blondyn jest bezinteresowny i mu pomoże.

– Sam mówiłeś, że to playboy. Wszyscy o tym wiemy. Ty wiedziałeś od początku. – niebieskooki drapie się po karku – Harry. Nie sądzę, że to dobry pomysł. Dwie alfy. To raczej niezbyt możliwe. A po za tym jesteś najebany w chuj i pleciesz bzdury,

– Ale dlaczego. Między nami jest chemia. Gdybyś wiedział jak mnie całował wczoraj na pożegnanie. I chciał bym zaproponował mu by wszedł do środka. I mówił o nas i o łóżku. Jezu. Ty nawet nie wiesz jaki on jest gorący, Ni. Może to wkurwiajacy dupek którym gardzę ale co to zmienia. Chce się z nim pieprzyć. Chce go pieprzyć.

– Harry. Ty przecież wiesz jaki on jest. Zalicza. I zostawia. Do tego jest dilerem. Hazz. Przecież on się nie nadaje do niczego. I wątpię, że traktuje wasz „romans" poważnie. Chce po prostu się zabawić z najpopularniejszym chłopakiem w szkole. Ot, co. Pomyśl kochanie. Pieprzyć go? Weeź

– Dzięki za pomoc. Przecież wiem, że to cham i prostak.– kładzie poduszkę na twarzy i niezadowolony się w nią wtula.

– No proszę, jest tyle ładnych omeg. Znajdziemy ci innego chłopaka skoro nie chcesz już dziewczyny – Niall go szturcha, a on jęczy naburmuszony.

– Nie chce innego. Lubię Louisa. On jest taki seksowny i niebezpieczny. I jest między nami takie napięcie. Boże, mam wrażenie, że nasz seks zmiecie wszystko z powierzchni ziemi.

– Ja pierdole. Potrzebujesz po prostu kutasa Harold. Nigdy go nie miałeś i dlatego go pragniesz. Weź tego z osiemnastki. Będzie najlepszy. Popróbuj sobie. Na przykład ssij. To na początek. Póki jesteś pijany.

– Po co mi sztuczny penis. – mówi ochryple – Nie chce. Ssałem już.

– Co?

– Jezu. – czerwieni się i znów zakrywa się poduszką. – Nie zwracaj uwagi. Jestem pijany.

– Jak to? O MÓJ BOŻE. Nie mów, że jego. Błagam cię.

Nadal czuje ciepło na policzkach, a Niall opada na poduszkę.

– Nie wierzę. Ja po prostu nie wierze.

– Ma zajebistego kutasa Niiii

Gdy pożegnał się z przyjacielem który kilkakrotnie mu insynuował, że ma się zabawić póki jest nawalony i nawet włożył mu gumowego penisa pod łóżko, położył się w śnieżnobiałej pościeli próbując zasnąć. Mieli jutro szkołę wiec nie mógł z nim zostać i zmusić do obcowania z penisem. Jasne, że wiedział, że Tomlinson to kretyn. Piątek tylko był tego potwierdzeniem. Lizał się z jego przyjacielem omegą jednocześnie uwodząc go. Nawet go nienawidził. Ale to chyba nie jego wina, że ten go pociągał. Całowanie z nim było takie łatwe. Z omegami było inaczej. Trudniej. Mniej naturalnie.
Przytula się bardziej do poduszki. Wszystko go boli. Jego mięśnie nie chcą współpracować a kości strzelają z przemęczenia. Każda pozycja jest niewygodna. Naciąga na siebie cienkie prześcieradło.

Ma przymknięte oczy już jakiś czas ale nie może spać. Boli go brzuch. Wstaje i robi sobie herbatę. Nawet się nie chwieje. Przypomina sobie jak miał kaca i dostał od Tomlinsona sok pomidorowy. Oczywiście to był pretekst by go zaciągnąć do łazienki ale jednak. Może sobie wmawiać, że ten jest czarujący.

Jest sam w domu wiec może pozwolić sobie by trochę pohałasować i wolno zwlec się z blatu gdy słyszy dźwięk czajnika. Szkoda tylko, że zamiast „wolno zwlec" po prostu spada i tłucze sobie tyłek. Nawet nie boli. Ale czuje, że będzie miał siniaka. Zalewa sobie miętową herbatę i opiera się o szafkę.

Nie wie co w niego wstępuje ale ociera się tyłkiem o szufladkę. Jest trochę zawstydzony. To w końcu kuchnia. Nie jest aż tak perwersyjny. Tutaj przewija się każdy.
Kiedy znów to robi jego tyłek trafia na rączkę od szufladki. Syczy z bólu. To było zbyt gwałtowne. Ponownie to robi. Wolniej i bardziej głęboko. Jest taki zboczony. Obrzydliwy. Musi się ogarnąć.

Odsuwa się ze wstrętem i wraca do łóżka. Herbata jest zbyt gorąca więc czeka. Przypomina sobie jak klękał przed szatynem. Jak ten kazał mu patrzeć sobie prosto w oczy, jak używał bezlitośnie jego gardła. Jak nie pozwolił się odsunąć przy końcu.
Wierci się. Musi sie rozproszyć bo się podnieci.

Decyduje się odłożyć herbatę i wyjąć zabawkę spod łóżka. Śmieje się. Jest taki dziecinny. Jaka normalna alfa śmieje się z penisa. Pozuje z nią i robi głupie miny. Później się przytula i kładzie na poduszce. Gumowy kutas nie wydaje się sympatyczny. Nazywa go Louis.


Budzi się gdy herbata jest już całkiem zimna, a jego budzik dzwoni przeraźliwie.
Kutas Louis wbija się w jego policzek. W pierwszym odruchu odrzuca go na dywan z krzykiem.

– Louis, Louis. Przestraszyleś mnie. Jesteś taki wielki. – mówi śmiejąc się. – Ja pierdole, jestem takim debilem.

Unosi się na swoich długich nogach mimo pulsującej z bólu głowy i podnosi Louisa. Kładą się z powrotem na łóżku. Herbata oprócz tego, że jest zimna jest też gorzka.

– Nawet twoja sperma smakowała lepiej Louis. Przysięgam.

Idzie zrobić siku. Kiedy wraca siada na łóżku. Siada na Louisie.

– Ojjj. Biedactwo ty moje. Zgniotłem cię? Co ja gadam. Ty chyba do tego służysz nie? By na tobie siadać?

Harry rozciąga usta w uśmiechu i wstaje. Dotyka swoich dołeczków.

– Uważasz, że jestem słodki Lou? Co myślisz o tym, bym usiadł na twoim penisie? Boże. To na pewno nie brzmi elokwentnie. – zagryza wargę i się śmieje.

Gdy się rozbiera i decyduje zmienić bieliznę chowa Louisa do szafy by nie podglądał.

Mija dzisiaj Tomlinsona na korytarzu kilka razy. Nie stają przy sobie. Nie rozmawiają. On nawet na niego nie patrzy. Jak zwykle.

Jest z lekka skacowany ale nie chce by było po nim to widać. Dlatego przypudrował sobie wory pod oczami i chyba wyglądał nawet promiennie oprócz tego, że oczy samoistnie mu się zamykały. Ubrał swoją flanelową, fioletową koszulę i pokazuje za każdym razem Niallowi kciuki w górę gdy patrzy na niego z politowaniem.

Rozmawia z nim normalnie. Wydaje się zapomnieć, że insynuował coś między nim a Louisem. O gumowym kutasie którego nazwał Louis też nie wspominają. Był głupcem, że zaczął ten temat. On przecież nawet nie chce być z Louisem. Lubi dobrych ludzi, a nie złych. Dlatego jest dzisiaj dla Taylor wyjątkowo miły. Nawet całuje jej policzki a ona jest zachwycona.



– Jejku Hazz, za kogo się przybierzesz? – mówi podekscytowana dziewczyna już nawet nie próbując biec. Po prostu się poddała i teraz idzie szybkim marszem tuż obok lokowanego chłopaka. – Harry? Harry! – powtarza głośniej – Harold no!

– Mówiłaś coś? – pyta z lekka zdezorientowany i uśmiecha się przepraszająco.

– Pytam co założysz na imprezę halloweenową. – mówi nieprzejęta Taylor i ciągnie go za dłoń do przodu – Szybciej, zostały nam trzy kółka.

– Nie mam pojęcia. – wzrusza ramionami i idzie na przód znów jej nie słuchając. Był bardziej niż trochę zmęczony. Wie, że niedługo ma ruję. Może temu był tak wczoraj napalony. To już ten czas. Nienawidził go. To jest kwestia kilku dni i boi się. Może zaprosi do siebie na ten czas Taylor? Na pewno by zgodziła. Ucieszyła nawet. Lubią się. Co z tego, że są byłą parą. Musi zapomnieć o Louisie bo zwariuje. Nienawidzi go przecież.

Przeciera zmęczone oczy i oddaje uśmiech Tomlinsonowi który do niego mruga wyprzedzając po raz kolejny. Tylko teraz nie był już tak naburmuszony jak na początku roku. Raczej jak reszta klasy podziwiał jego szybkość i wytrzymałość. Co nie zmienia faktu, że pokazuje mu środkowy palec gdy ten go nie widzi, a Taylor się śmieje.

Tuli się do swojej bluzy gdy kończy. Jest późna jesień wiec jest zimno. Jego włosy od wilgoci pewnie wyglądają śmiesznie ale pozwala na dotykanie ich przez omegi. Taylor jest zachwycona i chce zrobić mu warkocze.


Grimshaw biegnie za nim. Wywraca oczami. Wie, że ten chce do niego dołączyć. Przez większość czasu nie zwraca na niego uwagi mając w dupie co ten od niego chce. Jednak blondyn jest zdeterminowany. W końcu zwalnia, a mężczyzna wypowiada jego imię.

– Uch. Ciężko cię dogonić Tommo.

– Lata praktyki. – mówi z kpiną, ale tamten zdaje się nie zwracać uwagi na jego niechętny ton.

– Zapraszam cię do siebie na Halloween.

– Nie obchodzę. – biegnie nadal i śmieje się pod nosem gdy facet się potyka. Tylko jedna alfa robi to rozbrajająco. Harry. Tylko mu wybaczy ten brak koordynacji.

– Będzie Styles.

– Zastanowię się w takim razie.

– Jak ci idzie Tommo?

– Nieźle. – mówi szczerze zwalniając i biorąc pare łyków wody.

– Hmmm. Rozumiem, że wiesz o tym, że Harry chce spędzić ruję z Taylor.

On marszczy czoło spoglądając na twarz Nicka który ma uśmiech od ucha do ucha.

– Ruję?

– Harry nadal jest alfą, nie? – facet się śmieje, a on się krzywi. Ma dość tego kolesia. Jest nudny. I wkurza go, jego głos.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro