Part 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Chyba ma deja vu. Już pamięta skądś tę sytuacje. Niesmak gdy przychodzi na imprezę na której nie chce być. Zdołał tylko włosy postawić żelem bardziej niż zwykle, po za tym wszystko było z nim w porządku.
Apartament był niewielki. Właściwie całkiem prosty. Wnętrze nowoczesne, wyraziste, śmiesznie wyglądające z przebranymi nastolatkami dookoła. Dzielnie przepycha się przez wróżki i wampiry które chyba stanowiły najliczniejszą grupę.

Pada na kanapę obok omegi z szerokimi białymi skrzydłami. Pióra wyglądały na przyklejone niechlujnie i niezbyt dokładnie. Mruży oczy próbując po zapachu poznać czy zna tę blondynkę. Szturcha go kilkakrotnie ale nie reaguje obserwując dekoracje, świeczki luźno postawione na szafach, z dwie wycięte dynie i kolorowe serpentyny które nie były w temacie.
Dla niego to błazenada. I te cukierki którymi się obrzucali. Alfy próbowały podkreślić swoją męskość kostiumami w kości. Widział z dwóch batmanów i spidermanów i nie wiedział czy omegi są tak głupie by uznać to za atrakcyjne.
Na szczęście, jest spora grupa takich jak on, nie przebranych w jakieś dziwaczne szmatki. Na pewno nie przeleci dzisiaj omegi w okropnym stroju. To nie na jego siły.

Właściwie to już dawno nie uprawiał seksu. Trzymała go jakaś wstrzemięźliwość, przez fakt, że w szkole podrywanie kogoś innego niż Stylesa byłoby nieco samobójcze, a sam wychodził zwykle w interesach a nie dla pieprzenia. To co chciał dawał mu co jakiś czas lokowany. Tyle, że jak dobrze nie rozegra tych kart, straci go na ponad tydzień i na pewno ich relacja się nieco ochłodzi. A było nieźle. Alfa nieco się do niego przekonała i nawet nie odpychała tak bardzo gdy nie trzymał rąk przy sobie. A mu mogło się to nieco podobać.
Nawet gdy robił ten cały cyrk dla zakładu.

Kącik jego ust się unosi gdy zauważa jednego z wielu wampirów. Ale to nie była omega. To alfa, której nogi sięgały nieba, a peleryna zamiast ciągnąć się po ziemi sięgała jego kostek. Loki miał nie ujarzmione jak zwykle, a na twarzy dużo białego pudru. Policzki miały na sobie grubą warstwę różu, oczy były podkreślone przez czarne grube kreski, a pluszowe usta pomalowane krwisto czerwoną szminką. Oblizuje wargę nawet jeśli to śmieszne, bo jaki alfa się maluje i jest tak komercyjny jak ten chłopak. Przecież tutaj widział już co najmniej dziesięć wampirów.

Wywraca oczami gdy lokowany wpycha sobie do buzi parę kolorowych cukierków, a później podchodzi do zasłonki i poprawia dekoracje która się lekko zsunęła.

Decyduje się wstać, i mimo, że wysoki chłopak stoi tuż przy Zaynie, którego stroju nie potrafi zidentyfikować, jeśli w ogóle to co miał ubrane było przebraniem, idzie w jego kierunku.

Najpierw spotyka spojrzenie mulata który jest chyba zadowolony, że go widzi, ale jego wzrok od razu jest chłodniejszy gdy sam go ignoruje czekając, aż brunet się obróci i go zauważy.

Przywitałby się z ładną omegą. Oczywiście. Zayn był nawet w jego typie. Facet, mroczny, przystojny i o dosyć specyficznym charakterze. Jednak miał ważniejsze rzeczy na głowie niż wiązanie się z kimś na stałe, choćby dla dobrej zabawy. Miał tę alfę, którą musiał sobie przyporządkować.

Brunet pyta żartobliwie przyjaciela czy chce się napić krwi, i oczywiście chodzi mu o zabarwiony na czerwono poncz i nie jest to śmieszne ale się uśmiecha. W tej chwili Styles robi obrót i są bardzo blisko siebie.
Ciało mężczyzny na przeciwko wydaje się chude i długie w tym stroju. Na jego twarzy maluje się zaskoczenie ale nie jest zły jak kiedyś wcześniej na pewno by był, gdyby spotkały ich takie okoliczności.

Jest mu go nieco żal. Chłopak stojący obok niego i będąc prowizorycznie jego przyjacielem praktycznie wepchnął mu go bez wyrzutów sumienia w ramiona, ciesząc się, że chce go tylko wykorzystać. Wie, że ta omega jest bardziej parszywa niż wiele alf. Dusi w sobie emocje i ma w sobie wiele fałszywości. Udowadnia to za każdym razem gdy się z nim spotyka i pozwala dotykać, ale chce pozwolić na coś więcej gdy on zaliczy już jego najlepszego przyjaciela. Wiele w tym tragizmu.

– A ty co tu robisz, Tomlinson? – pyta dumnie lokowany przejeżdżając palcami po włosach. Nie brzmi zbyt złośliwie raczej ciekawie i próbując być nonszalanckim.

– To samo co wszyscy, kochanie. Bawię się. – opowiada zaczepnie i specjalnie wodzi wzrokiem po jego stroju. – Jesteś pierwszym alfą który ubrał coś tak nieodpowiedniego.

– Przecież dużo osób przebrało się za wampira. – złącza usta w dziubek podpierając dłoń na biodrze, a on się śmieje. Wyłapuje jak omega stojąca obok wywraca niedyskretnie oczami.

– Oczywiście. Wiele omeg, doprawdy.

– Och. A co to za różnica. Uwielbiam kolor czerwony. – mówi niewinnie ale od razu odchrząka jakby widząc w swoim zachowaniu jakiś błąd. – Ja przynajmniej nie udaje, że jestem tak zajebisty, że się nie przebiorę.

Znów się śmieje, a chłopak uprzednio kiwając zachęcająco i z czułym uśmiechem do Zayna odchodzi za pewne idąc po napój który wcześniej proponował.

Przez dalszą cześć imprezy Zayn podchodzi do niego raz, dyskretnie i pyta czemu go ignoruje. Odpowiada mu rzeczowo, że póki nie wygra zakładu powinni się nie widywać. Tamten to przyjmuje i znika. Wie, że mulat chce by był zazdrosny. Ale nie jest. Szczerze powiedziawszy ma gdzieś, że omega zabawiała się z dilerami którymi prowadził interesy. Nawet to mu było na rękę, że się tak do niego nie klei. Chłopak chyba tego nie rozumiał.

Oddziela sobie na ręce prochy które chce wciągnąć i to robi popijąc sowicie wódką.  Jednym razem, po kilkuzdaniowej rozmowie z Nickiem i ładnym chłopakiem w kruczoczarnych włosach którego chciał przylecieć, czuje na kolanie dłoń. Przygotowuje się do uwodząco obrzydliwej gadki ale to nikt inny jak uroczy wampir alfa który słodko się do niego uśmiecha.

– I jak się pan bawi, panie Tomlinson?– pyta przysiadając się i dotykając swoimi nogami tych jego. Widzi, że alfa jest niezdecydowany jakby długo myślał nad tym, czy rzeczywiście do niego podejść.
Co prawda, to on miał dzisiaj go podrywać, jednak nie uśmiechało mu się latanie za jakimś alfą w beznadziejnym stroju. Właściwie do teraz nie wiedział po co tu przyszedł. Mógł kontynuować staranie się o wygranie zakładu w szkole a nie się tu męczyć. – Jesteś naćpany – wdycha – Mogłem się spodziewać – chce wstać ale mu nie pozwala chwytając za dłoń i ciągnąc na swoje kolana.

– Tylko trochę. – mówi z głupim uśmiechem. Alfa patrzy w jego tęczówki i pewnie widzi te rozszerzone źrenice i nienaturalne ruchy.
Muzyka jest głośna i rockowa. To jest nawet straszne i pasuje do tego klimatu. – Jestem alfą, zaraz się zregeneruje.

– No nie wiem. – mówi poprawiając włosy. On sam oblizuje wargi, a te chłopaka na przeciwko  są nadal mocno czerwone. Pomadka trochę zeszła, ale kontury były nienaruszone i nie wiadomo czemu to nawet go pociągało. Teraz wszystko go pociągało. A najbardziej ta seksowna alfa.

– A jednak po coś tu przyszedłeś. Znów zaproponujesz mi obciąganie? – jest zgryźliwy i widzi, że alfa na jego kolanach jest zawstydzona ale też wkurzona. Prycha i chce wstać ale on znów ją zatrzymuje.

– No wybacz. Kiepski żart.

– Wątpię, że kiedykolwiek rzucasz dobrymi – odgryza się ale trochę rozluźnia.

– Pięknie wyglądasz. – zakłada niesforny kosmyk za ucho lokowanego, a ten się uśmiecha z politowaniem kręcąc głową.

– Niedość niezwykle.

– Wystarczająco.

– Hmm. Nadal mnie to zastanawia. – mówi przejeżdżając kokieteryjnie palcem po jego zaroście. – Nadal próbujesz mnie uwodzić, chociaż w teorii jestem po za twoim zasięgiem. Już nie mówiąc o tym, że masz dla mnie ten najbardziej odpychający rodzaj charakteru i dużo razy powtarzałem jak cię nienawidzę. – chwile się zastanawia a on ma już żartobliwą odpowiedź na końcu języka, jednak ten dodaje – Jakbyś nie chciał z jakiegoś powodu przestać. Tylko jakiego?

– Jesteś najładniejszą alfą jaką znam. – mówi niezbyt siląc by znaleźć coś lepszego. Harry się śmieje.

– Jasne.

– Nikt nie wyglada tak obłędnie w czerwonym, kochanie. I nie pachnie tak zniewalająco – wykorzystuje ich bliskość i muska wargami szyje drugiej alfy która w wampirzym kołnierzu wyglada na prawdę dobrze.
Ta wzdycha czując przyjemność i odchyla głowę.

– Ta odpowiedź mnie zadowala. Tylko szkoda, że to nie jest prawda. Inaczej nie pieprzyłbyś Zayna – wzrusza uroczo ramionami jakby chcąc coś pokazać – Chciałbyś mnie – wychodzi drżąco z jego ust i chyba sam nie wierzy, że drażni się z nim w taki sposób.

– Chce ciebie. I nie pieprzyłem Zayna. – parska i wyciąga skręta. Młodszy na to mruży oczy ale nie komentuje.

– Nigdy?

– Nigdy.

– Och. – wychodzi z jego ust i przegryza wargę tak, że w tym miejscu nie ma już pomadki. Teraz zaróżowione są także jego zęby.
Zaciąga się i widzi, że Harry nad czymś myśli.

– Zapytaj. – pyta złośliwiej niż tego chciał. Alfa unosi brwi i wbija palec w jego klatkę piersiową.

– Niby w jaki sposób byś mnie chciał? Przecież to nie jest możliwe, a ja nie jestem głupią omegą która będzie ci uległa. Wiec jak ty to sobie właściwie wyobrażasz Louis?

Wie, że nie powinien tak bezczelnie się uśmiechać, alfa przed nim jest niezarażona i czeka niecierpliwie na odpowiedź. Klęczała już przed nim prosząc by pieprzył jej usta, wiec to pewnie nie jest aż tak wielkim wyczynem.

– Jest tyle sposobów. – gdy to mówi alfa się soczyście rumieni i prycha jakby próbowała to sobie wyobrazić.

– Krzywdzisz omegi, ćpasz więcej niż oddychasz, jesteś chamski i wredny. Niby dlaczego miałbym się na to zgodzić. I jeszcze tak bardzo działasz mi na nerwy. Jezu.

– Nie jestem taki zły. A może ty jesteś na tyle perwersyjny, że lubisz tę wersje– jego ręce już go świerzbią i dotyka lokowanego. Ten jęczy w jego usta gdy je ze sobą nagle łączy jednocześnie kładąc rękę między jego udami. Próbuje zaprzeczać jednak to tłumi pocałunkami które są pożądliwe i gorące. Jego ręka pracuje masując wnętrze jego ud. Brunet sapie ale jest na tyle przyzwoity by się rozejrzeć dookoła. Nic mu to nie daje, bo nawet jeśli ktoś patrzy to on nie przestanie sprawiać, że lokowany stęka i się zatraca.

– Louis. – słyszy między ich gorącymi oddechami i na chwilę przestaje. Gdy patrzy na rozpaloną twarz, widzi jak szminka rozmazana jest na szczęce i szyi lokowanego. Pewnie wyglada tak samo i sam ten fakt jest śmieszny.

– Tak? Wyglądasz w tym makijażu paskudnie Styles.

– Błagam cię. Ty też nie wyglądasz zbyt poważnie z czerwonymi śladami na zaroście.

– Trochę to obrzydliwe. – przystawia dłoń do twarzy na ślepo próbując się wyczyścić, a Harry się przysuwa i mu pomaga.

– Nie wiem czy zauważyłeś, ale zbliża mi się..no wiesz. I jeśli będziesz się tak zachowywać przyspieszysz to i musisz przestać. – mówi nie patrząc mu w oczy, a on kolejny raz kpiąco wybucha śmiechem.

– Poważnie? Jesteś jedynym alfą co nazywa rują „tym czymś" Ile ty masz lat Harry. Pięć? – prycha, a on go odpycha niezadowolony.

– Mam klasę. Nie to co ty.

– Jesteś miękki. Cholernie miękki – słyszy lokowany i czuje jak ten przyciąga go do siebie z powrotem za włosy. To sprawia mu ból.

Nie wie jeszcze, że ból jest tym co Harry lubi.

– Nie jestem. Jestem męski. Twardy. – mówi przez zęby i jęczy gdy ten masuje skore jego głowy.

– Tak szybko? – szatyn znów wrednie się uśmiecha, a brunet przez chwile nie rozumie.
Gdy sobie uświadamia wywraca oczami i patrzy na niego spod rzęs obrażony.

– Wiesz co mam na myśli. I nie traktuj mnie jak jakiejś głupiej laski.

– Trochę tak wyglądasz. – zaciąga się skrętem po raz kolejny. Jego wzrok jest zamglony ale mimo tego, że Harry nie ma już szminki, nadal jest gorący. – Głupia zdzirowata laska.

– Podobno nie lubisz kobiet. Tylko mężczyzn. – mówi ciszej kładąc się na nim dłonie, a po chwili dodaje – Spałeś z Taylor?

– Tak.

– Dlaczego?

– A dlaczego się z kimś uprawia seks? Bo ma się taki kaprys. Chyba nie muszę tego tłumaczyć alfie.

– Nie lubię jednorazowego seksu.

– Nasz może być więcej niż jednorazowy. Możemy to robić gdy tylko będziesz tego chciał. Będę miły– mówi z głupim uśmiechem wyciągając skręta z ust i rzucając na ziemie. Harry się krzywi ale jest zbyt zaabsorbowany jego słowami.

– Nie sądzę, że to jest dobry pomysł. Pewnie wiele osób tak bajerowałeś. – wzdycha ale na jego twarzy rozkwitł radosny uśmiech. – Yhm. Chyba pójdę potańczyć. Muszę się rozruszać i potańczyć z przyjaciółmi.

– Nie zabieraj Taylor do siebie na ruję – ściska mocno jego nadgarstek z poważną miną. Jest dobitny. Ma być dobitny. Wie, że trzyma go mocno. Bardzo mocno i że zapewne zostawi mu ślad. Harry'ego usta wykrzywiają się w grymas bólu ale się nie wyrywa. – Jest słaba. Jeśli nie chcesz mnie przy sobie to wole byś był sam. Doskonale sobie poradzisz.


I jak myślicie? Koniec sporów tej dwójki i wreszcie stanie się coś więcej? Pytanie co na to biedny Zayn, ślepo zakochany. I czy spędzą ruję razem i Louis wygra zakład? Kto będzie dominował w ich relacji?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro