Part 32

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Zanim porozmawia z przyjaciółmi, chciałby porozmawiać z Louisem.

Tak zadecydował w czwartkowe południe wychodząc z łazienki i wycierając mokre dłonie w czarne dżinsy które opatulały jego długie nogi.
Widzi mężczyznę na zatłoczonym korytarzu opierającego się o ścianę i rozmawiającego z jakimiś facetami z równoległej klasy. Jego serce bije nieco szybciej. Ta alfa chyba już zawsze będzie powodować, że jego narządy wariują a temperatura ciała się podnosi. Byli razem na tyle sposobów. Nikt nigdy nie miał go tak bardzo jak on. Nigdy nie dawał nad sobą kontroli. Może dlatego jest głupcem mając nadzieje, że jeśli jest coś nie tak to to sobie wyjaśnią.

Złość na jego zachowanie w szatni już mu przeszła, właściwie był nawet zmęczony udawaniem i odpychaniem alfy, twierdząc że jest wciąż wkurzony. Być może to nie było dobre, ale on wyszedł bez szwanku, a Taylor tak na prawdę nic się nie stało. Przecież nie zrobił nic by działa mu się krzywda po prostu przemówiła jego alfą zazdrość i dlatego się tak zachował. Chyba powinien czuć się w jakiś sposób szczęśliwy, tak? Alfa nie chciała by omegi się do niego zbliżały. To mógł być komplement.

Jego beta (Niall) ostatecznie go przekonała, że alfa tak na prawdę zawiniła ale to on się na nią gniewał i utrudniał im dalszą relacje. Lokowany przecież prychał i wywracał oczami gdy tylko szatyn się pojawił obok próbując z nim nadal swoiście flirtować mówiąc, że ma się od niego odwalić.
I po słowach Irlandczyka wystraszył się, że trzy dni złoszczenia się to dużo, a alfa może się w końcu zniechęcić i zacząć mieć go w dupie, w końcu jest jednym z najpopularnieszych facetów w szkole i raczej nie jest zbyt cierpliwy by znosić jego humorki. W końcu nie był połączoną z nim omegą którą musi udobruchać.

Po tych słowach czuł się dziwnie. Chyba poczuł by się źle, gdyby Tomlinson nagle przestał się nim interesować i wybrał sobie kogoś innego, na przykład jakąś piękną niewinną omegę. Alfa flirtujący z kimś innym, a go traktujący jak przeciętniaka z którym się pieprzył.
Nie może do tego dopuścić.

Poprawia włosy odgarniając kosmyki w tył, kiedy podchodzi do nieswojej grupki. Jest tam też Nick wiec och. Nie musi się stresować nawiązywaniem rozmowy z tymi ćpunami. Był nawet zadowolony, że jego bliższy znajomy kręcił się obok jego alfy, ponieważ nie będzie musiał się czuć w towarzystwie jego przyjaciół z tej trochę ciemniejszej sfery tak nieswojo.

– O patrzcie nasze małe ziółko, Harry Styles – słyszy śmiech jakiegoś trzecioklasisty i wywraca oczami. Cóż. Nie przyjaźnił się z nimi i pewnie byli ciut zaskoczeni, że do nich podchodzi, do tego sam bez obstawy. – Co cię do nas sprowadza? Czyżbyś miał ochotę na coś mocniejszego?

– Nie twój interes i nie. Zdecydowanie nie kolego – staje obok Grimmiego uśmiechając się sztucznie do towarzystwa, a blondyn klepie go po ramieniu przyjaźnie i zakłada ramie na jego barki.

– Harry woli inne formy rozrywki, prawda Hazz? — żartuje Grimmy i on znów wywraca oczami ciesząc się, że tamci także się śmieją.

– Spierdalaj Nikki

Tomlinson go zauważa gdy lokowany mówi i w całej swojej nonszalancji, lekko unosi kąciki ust na co on sam reaguje uśmiechem i ukazaniem swoich dołeczków. To jest jak impuls.
Lekko odsuwa się od Grimmiego i ryzykuje robiąc pare pewnych kroków w stronę Tomlinsona. Ten jest niewzruszony i daje mu się oprzeć na swojej klatce piersiowej, kładąc dłonie na jego talii.

Wie, że koledzy szatyna im się przypatrują z rozbawieniem ale nic nie może poradzić na to, że jest zadowolony, objęty przez alfę pierwszy raz od kilku dni. Louis wyglądał jak zwykle najlepiej, z tym zrównoważonym zarostem, lekko niechlujnym i roztrzepanymi włosami. Patrzał na niego jak zwykle z lekką złośliwością, ale już przywykł. Liczyło się to, że wszyscy widzą, że są razem i nie mają się wpieprzać. Nawet Malik i Payne z tymi swoimi wymyślonymi oskarżeniami.
I jeszcze jakiś czas temu wykpił by swoje myślenie w ten sposób, ale teraz wie, że nie chce by ktoś sobie myślał, że może marzyć o jego alfie. Niech są zazdrośni, że to on ujarzmił sobie tego bad boya i ten się jego słucha.

– Co za widowisko. Królowa dramatu się już nie złości widzę, a na dodatek zmieniła nastawienie co to publicznego dotykania– mówi szelmowsko alfa, a on oblizuje wargi.

Chce go uciszyć.
Robi to. Przyciska swoje pluszowe wargi do tych węższych z ochotą, a Tomlinson unosi brwi oddając pocałunek. Sam od razu wpycha język do buzi starszego przejeżdżając po jego podniebieniu. Gdy tylko czuje jak szatyn zaciska dłonie na jego pośladkach przyciskając jego biodra do swoich, jęczy w jego usta.
Jeszcze przez chwile się całują podczas czego jak najlepiej potrafi ssa wargę Tomlinsona obejmując jego kark.

Gdy przestają obaj są zdyszani, ale on chyba bardziej zagryzając swoją opuchniętą od przegryzania wargę. Wie, że są praktycznie ze sobą zlepieni, a on jest wpół twardy ciesząc się z dotyku ciała za którym tęsknił.
Nie obchodzi go co myślą inni. A może jest zachwycony, że alfa chytrze się uśmiecha pocierając kciukiem jego biodro.

– Co za scena. Brawo! – klaszcze Grimshaw, a on lekko obraca głowę czując lekkie zdziwienie, że ten nie wydaje się zaskoczony. Po prostu stoi naprzeciw śmiejąc się z innymi. – No powiedz mu Tomlinson. To jest ta chwila. Lepszej nie będzie! Wszyscy ci uwierzą!

– Nie rozumiem – lokowany marszczy brwi ale po chwili się peszy i rumieni przypominając sobie słowa jego przyjaciół którzy przekonywali go, że Tomlinson go oszukuje i podrywa by wygrać zakład i ośmieszyć. I Nick też był w tej historii. Od razu jego wzrok ląduje na twarzy alfy która jest kamienna i zrównoważona. Uścisk na jego ciele trochę zelżał, a on poczuł jak ciężko mu się nabiera powietrze.
Do ostatniej chwili sadził, że to był ponury dowcip. Ale to jednak prawda. W rzeczywistości alfa wcale nie była nim zainteresowana w ten romantyczny sposób. Pewnie nawet brzydziła się uprawiać z nim seks lub całować. Chodziło tylko o to, by go rozdziewiczyć w ten alfi sposób. Wypieprzyć i zostawić jak dziwkę. – Lou, ten zakład to prawda, tak? Proszę powiedz mi. Nie będę zły. Tylko mi powiedz. – wie, że prawdopodobnie się jeszcze bardziej ośmieszy patrząc na alfę z błaganiem. Alfa przed nim drgnęła, jakby zaskoczona, że wie ale milczała.

– Tego się kurwa nie spodziewałem? To ty wiesz o zakładzie Styles? – prycha Grimshaw i tak będąc szczerze rozbawiony – Zawsze wiedziałem, że jesteś głupi ale, że aż tak by wiedzieć, a dać się przylecieć. – rechocze –Niewtajemniczonym powiem tylko tyle, że Tomlinson miał go wypieprzyć i zostawić. Tak kochani. Harry Styles jest szmatą którą można pieprzyć! I co najlepsze. Jego wszyscy przyjaciele chętnie mi pomogli w wejściem w życie tego zakładu. Stylesa nikt nie szanuje!

On sam nie wierzy swoim uszom. Czy to był jego przyjaciel Nick? Czy on właśnie wyzywa go od najgorszych? Po paru długich sekundach patrzenia na alfę która nie reaguje nawet wtedy kiedy młodszy lekko potrząsa nim, trzymając za jego skórzaną kurtkę, po prostu go puszcza.

Wszyscy wokół się śmieją i przeklinają, rzucając jakimiś obelgami, że Styles jest cholerną pizdą, że daje się ruchać i zawsze dawał chociaż nie miało żadnego pokrycia.

– Mam nadzieje, że było warto Lou. Myślałem, że chociaż powiesz mi dlaczego.– mówi wzdychając i przełyka ciężko ślinę czując jak jego jeszcze opuchnięta od pocałunków warga drży. – jego mięśnie także się trzęsą, a on nie ma siły by odsunąć się z klasą. Jego nogi odmawiają posłuszeństwa. Już chyba nie wie jak odchodzi się z gracją. Był pokonany.

Wszyscy patrzeli na niego z obrzydzeniem i tak bardzo chciało mu się płakać. Jakby już nie był alfą. Zrobili z niego ostatnią zdzirę. Jeszcze nigdy wszyscy nie skupili się przeciwko niemu. I do tego Louis. Przecież oddał mu w jakimś sensie siebie. Swój wstyd i to, że mogą to robić po jego myśli, chociaż też był alfą. Przecież było im dobrze.
Dlaczego nie zrobił tego raz i go nie wykpił. Po co udawał, że lubi to z nim robić. Dlaczego pozwolił mu myśleć, że to możliwe.

I ma ochotę z tamtąd uciec ale wtedy gdy jest już dwa kroki od Tomlinsona który przed sekundą był jakby obojętny, ten się rusza i idzie w stronę Grimshawa który unosi brwi jakby zdziwiony.

I tłumi jęk jak alfa wymierza blondynowi pierwszy cios i chyba w twarz bo mężczyzna się zatacza. Prawie podskakuje i rozchyla lekko wargi jak pięść szatyna spotyka się głową blondyna. I chyba wszyscy zgromadzeni wpadli w lekki szok, ale nie oponują patrząc na dalszy ciąg zdarzeń.
Jakiś kolega Nicka chce krzyknąć i mu pomóc, ale alfa która go biła była w jakimś transie i się nie odważa.

– Mówiłem kurwa, że sam to załatwię. Mówiłem – syczy Tomlinson lekko czerwony na twarzy. Jego ciało było spięte i naprężone. Był bezlitosny.
Grimshaw nawet nie miał jak się bronić. Pięści alfy były wszędzie a on próbował robić uniki. – Mnie się słucha głupia beto. Nie jestem twoim pionkiem. To moja gra!

I drży stojąc w jednym miejscu zakrywając dłonią lekko usta. Jeszcze przed chwilą sam był złamany i upokorzony, a teraz Tomlinson wyżywa się na kimś innym, a nikt nie zwraca na niego uwagi. I to wyżywa się na swoim wspólniku, jednego z jego oprawców.
Dalej czuje się poniżony, a jego alfa upokorzona i nieważna.

Ale zaczyna robić się niebezpiecznie. Tomlinson bije go o wiele za długo, a wszyscy którzy chcą to przerwać są mocno odpychani na ziemię.

Przecież on go zabije.
Jego ciało nadal drżało, a on na swoich długich nogach podchodzi zdeterminowany. Przecież on go pobije na smierć. To nie było śmieszne.
Nawet gdy powinien cierpieć i jednocześnie cieszyć się, że oni obaj będą mieli przechlapane, i dadzą sobie bo mordzie, w końcu go skrzywdzili, podchodzi i próbuje chwycić ramiona Tomlinsona by go zatrzymać.

– Louis, zabijesz go do cholery! – i nikt nawet nie zwraca uwagi, że to on próbuje tylko patrzą jak to się skończy.

Alfa się zatrzymuje sapiąc, że zasłonił jej obiekt. Oddycha z ulgą, że nie zostaje uderzony.

– Uspokój się! Chcesz pójść do pierdla za pobicie ze skutkiem śmiertelnym? – krzyczy pod wpływem emocji, a alfa na niego patrzy nadal mając zaciśnięte pieści – Ogarnij się Tomlinson do cholery. Już dałeś mu wystarczająco

– Zasłużył – mówi chłodno z zaciśniętymi pięściami

– Czyżby tylko on? – mówi już spokojniej wiedząc, że zaraz się rozleci bo na twarz Tomlinsona wpływa wredny uśmiech. Od razu się cofa. Co z tego, że zawsze miał przy nim odwagę i mógł odeprzeć każdy jego atak własnym. Teraz był zerem. Ten mógł go zniszczyć jednym słowem.

– Za to, że byłeś tak łatwy, powinieneś winić tylko siebie Styles.

– Rozumiem – nie wie czy pasuje to do kontekstu, ale chyba jego twarz pokazuje jak bardzo dostał w twarz tym zdaniem. I alfa przed nim oblizuje się niezręcznie po zębach patrząc w dół na swoje dzieło w postaci pobitego Nicka, jakby uciekał od niego spojrzeniem.

Ale Nick mimo tego, że krzywi się z bólu to prycha lekko unosząc głowę.

– Nie wiem czy dostałem za bycie kurwa zdeterminowanym by zniszczyć tę sukę, czy ci odpierdala ale jestem kurwa zadowolony – jego twarz jest posiniaczona, a z wargi sączy się krew ale rechocze.

On już teraz zaciska powieki powstrzymując łzy, a Tomlinson znów wpada w furię pociągając go za włosy i trzęsąc jego głowa z ogromną siłą

– Nigdy nie waż się więcej nazywać go suką jasne? Nigdy kurwa więcej – wycedza Louis i w końcu uderza głową Nicka w ziemie, a on mruga szybko rzęsami nie mogąc uwierzyć co tu się właściwie dzieje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro