Part 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Apartament do którego dotarł Louis był całkiem ładny. Duży i przestronny na obrzeżach miasta. Tak jak się domyśl posesja była pełna samochodów, więc sam zaparkował po drugiej stronie chodnika. Podrzucał nonszalancko kluczykami idąc w stronę dobiegającej muzyki.
Okna były duże i odsłonięte. Z łatwością mógł dostrzec ciała podrygujące w rytm muzyki lub nastolatków którzy wznosili toasty i upijali się
wódką.

Stanął na schodach, zaciągając się papierosem i z kpiącym uśmiechem przypatrując się temu szaleństwu wewnątrz. Był spóźniony. Niedługo była jedenasta a zabawa trwała już od dwudziestej. Właściwie zrobił to specjalnie. Nie przepadał za takimi szczeniackimi imprezami z osiemnastolatkami. Gdy chciał się zabawiać robił to w klubach, jednak na myśl o tym, że będą tu wszyscy, nawet niewinne męskie omegi, zachęciła go do tego by sie chwile pokręcić. Do tego, mógłby sprzedać trochę towaru. Ale nie tej majestatycznej trójce popularnych chłopaków, ich chciał wkręcić na tyle by myśleli, że niczym nie handluje, a to wszystko to taka felerna płotka. Dobrze wiedział, że ktoś analizując jego wygląd coś takiego rozpuścił i się przyjęło. Jednak gdy Payne i  Grimshaw chcieli od niego towar, on wyśmiał im się, w twarz mówiąc, że powinni poszukać gdzie indziej.

Wiedział, że gospodarz nie będzie zachwycony, widząc go w swoim budynku, jednak miał pewność, że ten go nie wyrzuci. Całkiem ładnie to rozegrał mówiąc mu o tym, że jego kolega nie wahał się go zaprosić. Lokowany alfa wyglądał na osobę która nie za bardzo przepada za jakimikolwiek używkami i taka szczerość sprawiła, że nieco złagodniał.

Obserwował go, od kiedy dołączył do nowej klasy i od razu widział, że ten alfa jest jakiś inny, dziwaczny ale na swój sposób piękny. Gdyby jego męska omega miała taki charakterek, po prostu nigdy więcej nie wypuściłby jej z rąk.

Bo on rzeczywiście wiedział od dawna, iż dziewczęta nie są dla niego. Te puste lale wywoływały u niego co najwyżej salwy śmiechu lub irytacji. Gdy Taylor powiedziała mu, że jest byłą Harry'ego po prostu musiał odciąć się raz od tej zasady. Jednak spotkało go ponure rozczarowanie. W kwestii dziewczyn się u niego nic nie zmieniło.

Gdy przekracza próg domu jest zabawniej niż myślał. Alfy bezczelnie ocierają się w tańcu o omegi już od drzwi.
Wewnątrz teź było nieźle urządzone. Salon połączony z korytarzem i jadalnią tworzył na prawdę duży parkiet do imprezowania.
Sam chwycił z jakiegoś stolika wódkę czerpiąc z niej łyka.

Widział tutaj twarze z całej szkoły. Alfy, omegi, bety. Od pierwszych do trzecich klas.
Dużo osób także nie znał i mógłby przysiądź, że są z poza szkoły.

Dostrzegł także mulata i blondyna którzy stojąc przy alkoholach o czymś zawzięcie dyskutowali.  Nie można było go winić, że szukał pośród nich bruneta, niestety nie był w zasięgu jego wzroku.

Sam znów się napił czując się zbyt trzeźwy. Gdy następnym razem się rozejrzał Grimshaw, mężczyzna z równoległej klasy, stojąc obok jakiegoś faceta przywołał go ręką.

Był to jeden z nielicznych alf z wyższego kręgu popularności, dogadujący się z kimś pokroju Stylesa, który bez ogródek chętnie z nim rozmawiał. Nie, żeby specjalnie mu na tym zależało, przeciwnie był podirytowany gdy ten chciał widzieć w nim kumpla bo nie szukał znajomości, jednak był ciekaw czy lokaty będzie miał coś przeciwko ich relacji.
Od początku bardzo dziwiła, a jednocześnie bawiła go ta niechęć od strony chłopaka. Nie miał ku temu powodów, a zachowywał się jak pyskata dziewczynka.

– Coś się stało panowie? – pyta z szelmowskim uśmiechem podchodząc do towarzystwa. Nick od razu przywitał się z nim podając mu rękę.

– Chcieliśmy się upewnić czy dobrze się bawisz, stary – mówi szczerząc się. On czuje jego zapach potu który miesza się z tym jego indywidualnym bety i bawi go to. Ten jest nieco spięty w jego towarzystwie i próbuje rzucać jakimiś słabymi dowcipami. Nie robi zbyt dobrego wrażenia, pomimo tego, że jest w miarę przystojny. Jednak ta gadka skutecznie go zniechęcała.

On tylko stoi upatrując na parkiecie kogoś wartego zainteresowania, co jakiś czas jednym słowem odpowiadając na jakieś pytania.

– Mamy do ciebie biznes. – obok nich zaczaja się Payn mówiąc przyciszonym głosem.

– Wy? Do mnie? – śmieje się oblizując wargi. Będzie ciekawie, jeśli znów mają na myśli dragi.

Ten także pachniał stresem. Pocierał dłonie o siebie i cofnął się bardziej w kąt. Stali tam we troje zapalając skręty, które dał im Nick.
Podparł się o ścianę uśmiechając się niecierpliwie do Liama.

– Pewnie wiesz kto to Harry Styles. – zaczyna Payn wspominając przyjaciela i lekko się czerwieniąc.

– Nieźle się zaczyna – zaciąga się unosząc szarmancko brwi.

– Jasne, że wie – przewraca oczami Grimshaw i klepie go lekko w bok. – Ostatnimi czasy sądzimy, że chodzi nieco spięty. Właściwie od początku roku jakiś jest nieswój.

– I? – pyta szczerze zainteresowany.

– Chcielibyśmy, by trochę wyluzował.

– No bądźmy szczerzy, mniej imprezuje, ma mniej dziewczyn i kiedyś byłby pozytywnie nastawiony do trawki, a teraz robi aferę – mówi na wydechu Payne.

– A co ja mam wspólnego z waszym przyjacielem i czemu tego słucham?– prycha śmiejąc się złośliwie. Bawiło go, że ci wylewają mu swoje żale na temat bruneta z którym w pewnym sensie był w konflikcie i swego rodzaju nienawiści.

Tamci przez chwile milczą. On kończy palić i zaczyna otrzepywać skórzaną kurtkę z niewidzialnego kurzu.

– Skoro to wszystko to idę tańczyć i się schlać koledzy – mówi z kpiną. Irytowali go. Ma w dupie takie dziecinne zagrywki.

– Chcielibyśmy żebyś przestał, no wiesz, na przykład zabierać mu bieliznę z kabiny. I żebyś był trochę milszy, i nie spał z jego byłą dziewczyną..może wtedy znów byłoby jak dawniej.

On sam wybucha śmiechem lekko wycierając oczy z niewidzialnych łez.

– Powiem wam, wy durne dzieciaki – poważnieje, a jego ton robi się srogi i gniewny – Będę robił to co mi się podoba. I nie radzę stawać mi na drodze, bo to nie skończy się dobrze.

– My nie chcemy absolutnie niczego ci zabraniać! – zaczyna bronić się Payne nie chcąc by taki szkolny autorytet zaczął teraz im robić pod górkę. Wiedział dobrze, że ten mimo niewielu znajomości i krótkiego stażu w szkole ma swoją charyzmę i Harry słusznie go osądzał.

Był niebezpieczny i nieprzewidywalny i najlepiej nie stawać mu na drodze. Jednak go tak kusiło by z nim się zakolegować, że to było silniejsze od niego.

– Myślimy, po prostu, że nie jesteście w stanie się zaprzyjaźnić wiec chcemy złagodzić konflikt, bo Harry to na prawdę miły, szalony facet. – kontynuuje łagodnie.

– Jeśli bym chciał, Styles nie chciałby wychodzić z mojego łóżka moi drodzy. – mówi szarmancko znów sięgając po wódkę.

– No co ty gadasz, nie ma szans! – tym razem Grimshaw śmieje się nagle, już pewnie. – Nawet się mogę o to założyć, stary.

– Tak sądzisz? – Tomlinson unosi kąciki ust, lekko się do niego przybliżając – Uwiódłbym nawet najbardziej opornego faceta.

– Być może, ale Harry to co innego – mówi Payn czując jak dłonie mu drżą. Nie tego chciał. Nie taki był plan.

– Więc? – szatyn ignoruje bruneta i zwraca się do Nicka – Do świąt ta alfa z loczkami będzie moja, w zamian za to, chce słyszeć jak Nick Grimshaw zrzeka się stanowiska kapitana w drużynie futbolowej. – mówi bezczelnie się uśmiechając.

– Jak go choćby przelecisz, to z chęcią nawet rzucę futbol – odpowiada Grimshaw – Ale będzie jazda – śmieje się patrząc na szatyna który wyciąga następną fajkę i odchodzi puszczając im oczko.

– Oszalałeś?! To będzie katastrofa jak się to wyda. Harry nas znienawidzi! – mówi Payne łapiąc się za włosy.

– Wyluzuj. Nie jest powiedziane, że mu się uda. Przecież Harry nigdy nawet nie chciał być z facetem. A Tomlinsona nienawidzi. Nawet gdyby jakimś cudem się pocałowali to na seks nie ma szans. Dwie alfy? No daj spokój. Przecież gdybym nie był spokojny, że to mu się nie uda nie zakładałbym się – mówi pocieszająco beta – No chodź. Napijemy się. Będzie śmiesznie patrzeć jak próbuje.

– Obyś miał racje.


Louis bawi się sam. Lubił bawić się sam na parkiecie z papierosem między wargami, gdy większość omeg po paru shotach odpływała w krainę szaleństwa i przestaje martwić się o swoją niewinność aż tak jak zwykle, a ta swoją drogą mało go obchodziła.
Zazwyczaj z pijaną omegą kończyło się dobrym numerkiem, a nie słabym obciąganiem jak wtedy gdy omega jest niepewna, trzeba ją komplementować i traci to cały smaczek.

Ze zmrużonymi powiekami bez żadnych ograniczeń ocierał się o te śliczniejsze, bardziej rozruszane, mające w sobie trochę życia czy werwy. Nie lubił tych ciał stających się przy alfie sztywne, badające każdy swój ruch. Pytające spojrzenia czy tak jest dobrze.

Oblizał wargi gdy poczuł znajomą, intensywną, znienawidzoną woń, która tańczyła zaledwie kilka cali od niego, z jedną z damskich omeg. Pięknego ciała nie można było mu odmówić, jednak co mu po dosyć ładnym ciele alfy.

Normalnie by wyśmiał te biodra które prawie dotknęły tych jego bez obaw, nie zwracając uwagi z kim się styka albo to długonogi by wywrócił oczami odchodząc jak najdalej, jednak teraz jego gęste rzęsy delikatnie dotykały policzków, ręce uniesione do góry, robiące zgrabne balanse wokół jego osi, jakby niewidzące niczego niebezpiecznego w okolicy. Jakby nie możliwością było, by zjawił się on i popsuł całą atmosferę.

Miał grację. Był słodki i nawet apetyczny. Bawiło go, że alfa może kreować się na taką słodycz. Z drugiej strony widział jak kobiety lgnęły w jego ramiona zauroczone jego ciepłą osobowością.

Ten nie był świadom jego obecności. Wiedział to już w chwili, gdy złapał go, przyciągając do siebie,  a ten się nie oparł tylko zmniejszył odległość przylegając swoimi plecami do jego torsu.

I to mu pasowało, bo pomyślał o Nicku i tym zakładzie który musi wygrać. Nie chciał się specjalnie spieszyć ale skoro była szansa to czemu nie miałby jej wykorzystać. Zawsze wierzył w swoje umiejętności i osiągał swoje cele.

Harry nie wiercił się nieśmiałe tylko rześko. Bawiło go to i podniecało jednocześnie. Opierająca się wszystkim alfa jest zamknięta w jego ramionach. Na dodatek sprawia wrażenie zadowolonej z tego, że ktoś nią kieruje.

Czuł od niego alkohol.

Prychnąłby gdyby nie miał fajki w ustach. Zabrał z uda alfy jedną dłoń, wyciągając papierosa i nachylając  lekko głowę musnął ustami kawałek jego szyi, jednocześnie trącając kilkudniowym zarostem policzek. Lokaty nic sobie z tego nie zrobił kontynuując wyraźnie taniec i muskając dłonią przechodzącą omegę.

A jego ręce zachwycone takim splotem wypadków, oczywiście powędrowały znów w dół badając jego szczupłe ciało, wracając do bioder i zaciskając na nich palce. Jego alfa czuła się podekscytowana możliwością panowania nad inną osobą jego pokroju. Nigdy nawet o tym nie myślał, bo pomimo, że lubił tylko facetów nigdy nie oglądał się za innymi alfami.

Lecz nie trwało to długo. Chwilowe zaćmienie umysłu przez alkohol w jego żyłach to jedno, a natura drugie.

Lokaty odchylił lekko głowę jakby wyczuwając pewien niepokój i czując się nieswój w tej pozycji.

Położył dłonie na tych jego.

– Skończyły ci się zabawki Tomlinson, że zarzucasz swoje łapska na mnie? Na alfę?– podkreślił drugie z nadmierną słodyczą w głosie, jednak widocznie zaskoczony sytuacją, próbujący się opanować.
Ma zmarszczone brwi ale i tak wyglada ładnie.
Nadal się go podtrzymuje.

Jego buzia była rozpalona przez alkohol a loki trochę poplątane.

– To tylko taniec Styles, nie rób scen – mówi z lekkim uśmieszkiem w kącikach ust.

– Ale ja nie chcę z tobą tańczyć – mówi mu tamten, a on go lekko puszcza podśmiewając się i gryząc w język by mu nie powiedzieć, że to on zaczął się o niego ocierać.

– To nie pij już więcej kochanie bo twoje ciało cię zdradza. Nie wiedziałem, że alfy potrafią być takie gibkie.

– Nie zdradza mnie. – zaprzecza brunet – To źle?

– Bardzo dobrze Styles.

Chłopak przewraca oczami i odwraca się wracając do omeg ale sam nie zauważa, że gdy tańczy to czuje się bardziej wyluzowany bo ktoś to pochwalił i czuje się dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro