Part 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Przed pierwszą już szumiało mu w głowię na tyle, że ledwo trzymał się na nogach. Już nie zwracał uwagi, na czerwone kubeczki które walały się po całym pomieszczeniu ani na to, że ktoś zbił jakieś szkło, którego i tak nikt nie miał zamiaru sprzątać. Opierał swoje ramiona na Kendall która chyba nie była zachwycona, cały czas pytając, czy nie czuje za bardzo jej zapachu bo ona czuje, że jest na początku gorączki. Szczerze powiedziawszy był chyba za bardzo pijany, żeby zwracać uwagę na jakikolwiek intensywne zapachy wiec olewał to.

Niby jego alfa czuła jakąś przyjemność zaciągając się powietrzem ale później maskował to, co kolejny shot. Wolał się bawić i tańczyć. Przecież wyglądał ładnie na parkiecie wiec po co miałaby z niego schodzić.

– Przestań do cholery pić. Masz słabą głowę Harry, a ja już mam gorączkę. Jak możesz tego nie czuć. Przecież sobie tego nie wymyśliłam. Czuje się już gotowa, drżą mi nogi, a nasi znajomi patrzą na mnie jak zwierzęta.

– Nie mogę opuścić własnej imprezy – mówi z lekką chrypką prawie się zataczając jednak chwyta się w porę jej ramienia– A po za tym nie moja wina, że akurat na imprezie zachciało ci się mieć gorączkę– dodaje uśmiechając się słodko ale nieco sztucznie.

– Przecież mówiłam, że w tych dniach – mówi z lekka poirytowana ale chyba na tyle podniecona, że nie uraziły jej słowa alfy – Hazzuś, twoja siostra też tu jest. Będzie pilnować. Nigdy nie spędzaliśmy mojej gorączki razem.

– Moja siostra – powtarza pijacko się uśmiechając – W ogóle jak ona się bawi? – pyta rozglądając się z zainteresowaniem dookoła na co omega przytrzymuje go mocniej za ramię.

– Harry, muszę sobie ulżyć. Albo idziesz ze mną albo nie – mówi już nieco pewniej ale on gromi ją spojrzeniem wyrywając się jej.

– Poszukajmy Gemms. – idzie w stronę stołów zostawiajac na parkiecie zawiedzioną dziewczynę. Czuje się lekki i wolny jednak unosi lekko ręce na boki, by nie upaść albo w razie zbyt chwiejnego kroku przytrzymać się czegoś. Jego kosmyki wpadają mu na oczy a on nawet nie trudzi by próbować odgarnąć je z twarzy.

Widzi Malika i Payna którzy ze sobą z półuśmiechami rozmawiają, jednak jest obrażony na tego drugiego i nie ma zamiaru nawet do niego podchodzić. Zrobił taką głupią rzecz, że musi na to zapłacić. On nie będzie zawsze kochany i wyrozumiały. Przecież tamten wiedział, jak on bardzo nienawidzi Tomlinsona i nie chciał go tutaj. Chwyta się rogu kanapy spuszczając lekko głowę, czując się zmęczony przez koncentracje, którą musiał włożyć w to, by dotrzeć prawie na drugi koniec pokoju.

Impreza była na prawdę udana. Przynajmniej z jego perspektywy. Wszyscy nieźle się bawili. Miał wystarczająco alkoholu i przekąsek, dobrą muzykę oraz pomimo tego, że jego znienawidzony wróg tu był, nie słyszał o żadnej słabej akcji z jego strony.
Może nawet widział, przez parokrotne spoglądanie w jego stronę, że ten trzyma łapy przy sobie i jedyne co robi to momentami tańczy, a większość czasu siedzi gdzieś pijąc, paląc i rozmawiając z różnymi ludźmi.

Zastanawiał się tylko, co miał znaczyć ten taniec z nim. Pewnie lubił przechodzenie do rzeczy od razu, a nie bawienie się z omegami w podchody. A może nawet podobnie jak on go, niezauważył?
Takie rozwiązanie byłoby najbardziej prawdopodobne. Przecież tamten bez oporów zabawiał się z omegami płci męskiej, wiec pewnie pośród mieszanki tych wszystkich zapachów nie wyczuł, że dotyka alfę.

Zaczął się zastanawiać gdzie się podziała Kendall. Przecież stała cały czas obok niego.

Mrugał szybciej oczami, gdy poczuł, że te zaczynają się kleić. Czuł, że na głowie ma bałagan i pewnie wyglada na nieco podpitego, a jego miękkie nogi nie ułatwiały mu zadnia. Musiał usiąść.
Ale bez przesady. Miał kontrole nad sytuacją, od razu wiedział, że coś jest nie tak i musi odpocząć.

Obszedł kanapę i wtedy potknął się o swoje nogi upadając na ludzi na niej siedzących.
Usłyszał śmiech i komentarze o tym, że upadł jak ryba i zaburzonej równowadze.
Sam uśmiechał się widząc nad sobą siostrę i Nicka. Z trzeciej osoby, na którego kolanach miał nogi nie był już aż tak zadowolony.

Tomlinson zdawał się z bezczelnym uśmiechem patrzeć na niego, popalając papierosa i obejmując jego siostrę.

– Młody, nieźle się załatwiłeś. Wyglądasz jak mieszanka alkoholu i dobrej zabawy – wychodzi z ust jego siostry która mierzwi jego włosy. On sam zdejmuje nogi z towarzyszy i wciska się między nią, a Grimmiego który też jak głupi się szczerzy.

– Bo dobrze się bawię – stara się powiedzieć to nieco groźnie patrząc na szatyna by pokazać mu, że nie podoba mu się ta dłoń na ramieniu Gemmy jednak wychodzi z tego uroczy bełkot.

– Taa, i całą sobotę przeleżysz jęcząc, że masz kaca i chcesz jedzenie do łóżka – mówi a on się niewinnie uśmiecha opierając o jej ramię i całą swoją siłą jaka mu pozostała po prostu zaczął niezdarnie odpychać rękę Tomlinsona z niej.
Nawet się nie przejął, że ona w jakiś sposób go kompromituje opowiadając te historyjki o jego przeżyciach po imprezach, nawet gdy Nick wybuchał co jakiś czas śmiechem.

Ona raczej nie zauważyła, lecz szatyn na początku uniósł brwi, po czym uśmiechnął się kpiąco chwytając za jego nadgarstek jakby odmawiając wzięcia dłoni.

– Musi być nieznośny – odpowiada Gemmie, zaciągając się i uśmiechając wyzywająco do Harry'ego.

– Jest. A właściwie Harruś co tak pachnie gorączką? Czy to nie twoja Kendall czy jak ona tam miała? – pyta szczerze zainteresowana lekko odgarniając mu włosy z czoła.

– Tak. Chyba. Nie wiem. – mówi pocierając dłonią twarz – Jestem zmęczony.

– Słabo – mówi Grimshaw – Ale w sumie zeszłą też spędzili osobno.

Patrzy na nich z pod rzęs, nie będąc pewien już o czym mówili. Po prostu zgubił się w temacie, nie można go było o to winić.
Opiera się wygodnie plecami o kanapę próbując wytrzeźwieć. Przymyka oczy.

Gdy je z powrotem otwiera, na kanapie jest już sam. A właściwie jest niemal pewien, że osoba w skórzanej kurtce przed nim to nowy mężczyzna który daje coś jakiejś lasce z klasy niżej, po czym dostaje od niej pare banknotów.
Poprawia się lekko w miejscu, a ten ponownie opada na miejsce przy nim, nawet na niego nie patrząc, tylko biorąc pare łyków czystej i się lekko krzywiąc.

– Długo spałem? – pyta próbując się unieść.
Ten niechętnie na niego zerka.

– Z dwa lub trzy kwadranse.

– Chyba nie sprzedajesz dragów na mojej imprezie kutasie – mówi przy tym ziewając. Tamten nie bierze jego słów na poważnie tylko oblizuje wargi siadając wygodniej. – Dlaczego tu siedzisz? – pyta próbując wstać i chwycić coś do picia ale Tomlinson widząc jego trud podaje mu swoją butelkę wódki.

Patrzy na nią, przejmując ją od mężczyzny.
Tamten nigdy nie jest miły. To musiała być próba podpuszczenia go. Wszystkich traktuje z góry, sądząc, że i tak reszta to idioci. Dlatego od początku nie chciał z nim rozmawiać z obawy, że zacznie sobie z niego i jego przyjaciół kpić, a na dodatek przejmie role najpopularniejszej alfy w szkole. Nie chciał tego. Tym bardziej, że ten traktował nawet omegi jak nic nie warte kochanki a do czego by się posunął by poniżyć alfę. Był ostrożny. Nawet kiedy Payne czy inny jego przyjaciel tego nie rozumieli, to kiedyś będą mu dziękować.

– Pije drinki – mówi choć w rzeczywiści nie miał nic przeciwko paru shotom. Czekał na jakiś akt zirytowania i pokazania prawdziwych intencji.

Mężczyzna jednak unosi kąciki ust ze złośliwym uśmiechem i z powrotem zabiera butelkę, powoli wstając i nachylając się nad stołem.

– Sok pomarańczowy może być, Styles?

On sam zakłada nogę na nogę, widząc jak mężczyzna specjalnie wstał by spełnić jego życzenie. Nie wie jak na to powinien zareagować. Przyzwyczaił się, że mama lub siostra robiły takie rzeczy, jednak w myśleniu większości to powinno się uszczęśliwiać omegę, a nie wyręczać alfę wiec coś takiego było na prawdę miłe tym bardziej, że był mężczyzną.

– Tak sądzę – odpowiada, a po chwili szatyn siada tuż przy nim, podając mu plastikowy kubeczek i znów swoim zwyczajem zaczynajac palić tylko tym razem intensywnie go obserwując.

On trzyma w dłoniach drinka niezbyt wiedząc jak się zachować. W końcu opiera się o kanapę, sącząc powoli napój, mając nadzieje, że wódka nieco uśmierzy jego pulsującą z bólu głowę.

Znów do głowy przyszła mu Jenner. Przypomniał sobie moment gdy zostawił ją potrzebująca z gorączką. Pewnie znalazła sobie jakiegoś alfę by jej pomógł. Na szczęście nie Louisa, bo nigdy więcej by jej nie dotknął. Czułby się brudny i upokorzony gdyby chodził obok niej wiedząc, że z nim spała i widząc w jego oczach tę kpinę.

Gdy znów spojrzał na alfę ten nadal nie przestawał wgapiać się w tańczących. On sam odłożył kubek na kanapę próbując się unieść ale gdy tylko spróbował zsunąć się z kanapy chociażby na podłogę , szturchnął drinka i wylał na siebie. To musiał być żałosny widok.
Znów zaczął pocierać twarz, a gdy uniósł wzrok mężczyzna patrzył na niego z zauważalną drwiną i podał mu dłoń.

– Jesteś dzisiaj taki bezużyteczny – mówi szatyn, gdy lokowany podciąga się dzięki jego dłoni i opada dosłownie pare milimetrów od niego.

– Mam spodnie mokre od wódki i soku pomarańczowego – mówi z żalem dotykając mokrego uda – A ja po prostu nie chciałem tu siedzieć z tobą.

– Aż tak ci ze mną źle kochanie? – pyta mężczyzna z błąkającym się uśmieszkiem na ustach i dotyka mokrej plamy na jego dżinsach– Wyschnie

Jednak jej nie zdejmuje, a on był zbyt pijany by zwrócić mu na to uwagę.

– Wkurwiasz mnie. Drażni mnie twój za ostry zapach, i ta pewność  siebie i patrzenie na wszystko z góry. Ale ten zapach alfy jest najgorszy.

– Twój zapach też mnie odstręcza Styles. Nie mogę się przyzwyczaić do twojej alfy tak blisko mnie – śmieje się Tomlinson głaszcząc jego mokre miejsce na co jego ciało lekko się wzdryga.

– Cześć Harry – słyszy głos Payna nad sobą, który już tak na prawdę próbował się z nim dzisiaj witać ale bezskutecznie. Teraz on zmarszczył czoło tak, że między jego brwiami pojawiła się zdenerwowana zmarszczka.
Obok niego stał Malik i jakby nie czując się dość swobodnie został praktycznie za Liamem.

– Ja z tobą nie gadam – kręci zdecydowanie głową, a jego loki w akompaniamencie jego słów latają na boki. Nie miał się do niego w ogóle zamiaru odzywać ale alkohol działał na niego dziwnie i nie potrafił milczeć. – Zi? Coś się stało?

Tomlinson śmieje się widząc te sytuacje kolejny raz się zaciągając. Liam wiedząc, że przyjaciel jest na niego zły, pociąga Zayna bliżej, by ten się odezwał. Niestety jego wzrok ląduje na nodze bruneta. I tam widzi luźno spoczywającą dłoń Louisa. Przechodzi go zimny dreszcz.

Niby wiedział, że to nic takiego. Styles nie jest głupi i łatwo nie zmienia zdania, a teraz jest pijany, jednak wiedział, że zrobił złą rzecz. To w porównaniu do ich obecnej sprzeczki było bombą. Powinien mu powiedzieć. Ale wtedy Tomlinson go wyśmieje. Dużo lepsza opcja byłoby gdyby szatanowi się nie udało i dzięki temu nic by się nie wydało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro