Part 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Dziesięć minut po ósmej zaparkował swój motocykl, na podjeździe, tuż przed wejściem do budynku i odpalił papierosa. Już powoli zaczął przyzwyczajać się do licealnego stylu życia. Na dobrą sprawę zawsze wystarczało mu włóczenie się nocami po klubach, sprzedając towar który akurat wpadnie mu w ręce, bez zbędnej edukacji. Dniami i tak spał i przebywał z matką która nie była podejrzliwa.
Teraz było inaczej. Biznes który rozkręcał był na tyle wymagający, że musiał być na każde wezwanie szefa. Prochy już były tylko przeżytkiem, czymś w rodzaju przyzwyczajenia, lubił handlować a potem brać bez ograniczeń.
Teraz musiał dokończyć naukę, by mieć wyjaśnienie znikania z domu. Nie chciał martwić i tak już chorej matki.

Do tego dochodził ten cały śmieszny zakład sprzed weekendu. Nigdy nie interesowały go alfy, a teraz ma sobie jedną owinąć wokół palca. Musiał wymyślić porządną strategie na tego lokowanego chłopca.

Zgasił peta o murek i ruszył w stronę szatni gimnastycznych.
Była już pusta, czyli wszyscy się przebrali i zapewne trwa teraz rozgrzewka. Usiadł leniwie na ławce odgarniając włosy. Gdy uniósł ręce przez głowę ściągając czarną koszulkę usłyszał jak ktoś gwałtownie otwiera drzwi.

Był to w całym swoim wdzięku Harry Styles, który trzasnął drzwiami, a po chwili chwycił w ręce pierwsze z brzegu rzeczy i rzucił przed siebie.

On sam uniósł brwi widząc jak brunet się wścieka i nawet nie zwraca uwagi na jego obecność. Po prostu kopie to co staje mu ja drodze i powtarza głośne przekleństwa, kierowane w niewiadomym kierunku.

– Twoi koledzy napewno nie będą zachwyceni widząc burdel jaki urządziłeś – mówi z lekką kpiną, a wtedy spotyka zielone tęczówki, które są lekko załzawione ale widać w nich gniew. Ciało chłopaka jakby się spina się bardziej gdy go dostrzega, dłonie zaciska w pieści i robi w jego stronę dwa kroki. – No dalej, wylej na mnie swoją frustracje Styles. – mówi śmiało wciąż z rozciągającym się na twarzy aroganckim uśmiechem.

Brunet podchodzi do niego bliżej z zaciśniętymi zębami i uderza go w klatkę piersiową.

On sam jest lekko zaskoczony, że mężczyzna faktycznie korzysta z jego propozycji i podpiera się dłonią ściany, biorąc głęboki wdech po czym się opamiętuje i kiwa głową do lokatego.

– Śmiało. Ulżyj sobie – i chłopak ponownie go uderza tym razem łagodniej i z obu pięści, pociągając przy tym lekko nosem. I wtedy widzi, że wyższy powstrzymuje się od płaczu, a on sam wyciąga ramiona w jego stronę, przyciągając go do uścisku.

Bardzo dobrze wykorzystał tę sytuacje. Styles się chwile broni, uderzając go raz po raz w plecy jednak po chwili przestaje chowając twarz na jego ramieniu i oddając mocny, ciasny uścisk. Coś nowego. Męskie omegi były delikatne i kruche.

Zawsze nie znosił faktu, iż ta alfa jest od niego wyższa, tym bardziej na imprezie gdy te nogi były wszędzie, jednak teraz gdy te długie nogi były lekko zgięte i opierały się o te jego, więcej widział w tym pożytku.
Sam delikatnie gładził jego plecy zastanawiając się jaka głupota sprawiła, że ten się tak rozpada i sam naraża się na pożywkę takich jak on.
Przecież to nie tak, że w jego ramionach mógł czuć się bezpiecznie. Co innego impreza, gdzie wokoło byli inni ludzie, a ten był pijany.
Wtedy to było wytłumaczalne.

– Ta dziwka powiedziała, że nie jestem wstanie zaspokoić jej w gorączce, dlatego przygruchała sobie innego. A ja byłem pijany. Nic nie pamietam. I powiedziała tak wszystkim. Nie mi, wszystkim. – szeptał w jego nagi kark z drżącym głosem jednocześnie wbijając niedelikatnie paznokcie w jego plecy. – A byłem dla niej dobry. Jestem dobry dla wszystkich omeg.

On unosi brwi mając ochotę śmiać się z tego jak przejął się tym mężczyzna.

Przecież zdążył zauważyć, że nikt nie zwraca większej uwagi na to co mówią o Stylesie. On był po prostu szkolną, urokliwą, idealną gwizdką i nie zmieniłyby to słowa nawet stu takich niewdzięcznych omeg.

– To nie ma znaczenia Styles.

– Nie ma znaczenia? – unosi głowę potrząsając lokami w niezgodzie – Ja pierdole nikt mi nie może mówić takich rzeczy. Jestem bardzo dobry we wszystkim – podkreśla mówiąc ze złością pomieszaną z frustracją i ociera jedną łzę spływającą mu po policzku.

On ma ochotę przewrócić oczami na gadkę tego rozpieszczonego chłopaka. Zrobił katastrofę z tego, że dziewczyna powiedziała mu parę niemiłych słów za pewne z poczucia zranienia czy innych emocji. A on na emocje zareagował większymi emocjami, płacząc i czując się urażonym.

Ale nie mógł zignorować tych łez które uwalniały się z pod jego opuchniętych oczu. Był niezadowolony, a on zdolny do tego by go zadowolić. Przecież niecodziennie będzie miał taką szanse by zbliżyć się do chłopaka.

Sam dotknął jeden z jego kosmyków zakrywających jego buzie i założył za ucho.

– Dobrze Styles. Zajmę się tym.

– Jak to zajmiesz? – pyta podejrzliwie chłopak znów pociągając nosem.

– Wracaj na zajęcia, a tym się już nie martw – klepie go w ramie gdy ten się lekko odsuwa analizując jego słowa. Mężczyzna stał jeszcze chwile przed nim patrząc jak on zakłada na siebie sportową koszulkę po czym sam uspokajając się poprawił lekko włosy.

– Mam nadzieje, że zajmiesz – rzuca na odchodne bardziej świadomy, co jest z lekka zabawne bo mówi to takim tonem jakby domyślał się już, że absurdalne było wyżalenie się mu i pokazanie swoich smutków.


Brunetkę z nieco przy krótkawą miniówką i obcisłym topie zauważył dopiero na stołówce w kolejce do otrzymania obiadu.

Właściwie to on nie jadał tylko Nick zaprosił go na przerwie do stolika w  związku z tym, że on zapisał się do ich drużyny futbolowej i mieli omówić niektóre praktyczne podmioty treningów, jednak wyszła z tego czysto kumpelska pogadanka z jaraniem facetów z drużyny.

Nie było z nimi tego całego przyjaciela Stylesa Payna, w związku z czym podzielił się z towarzyszami ekstazy. Tamci byli szczerze zadowoleni z takiego obrotu spraw. Jednak w oczach Nicka widział nadal te ciekawość i pytanie czy sprawa z Harry'm idzie do przodu.

I właśnie w tym momencie w którym dziewczyna zmierzała do swojego stolika on uniósł się z miejsca, stając omedze na drodze.

Ta oczywiście spojrzała na niego przestraszona ale może tez nieco podekscytowana.

– Pogadamy sobie mała – mówi wykrzywiając usta w złośliwym uśmiechu. Ta nawet nie zareagowała gdy uścisnął jej nadgarstek i posłusznie szła za nim. Wywrócił oczami gdy Grimmy pokazał mu kciuk w górę.

On sam gdy znaleźli się na korytarzu przed stołówką, popchnął nieco dziewczynę na ścianę.

Nigdy nie posiadał tego szacunku do omeg. Były rasą słabszą, czyli swego rodzaju gorszą wiec dlaczego miałby traktować je lepiej. Absurd. Tym bardziej, że w jego pracy właśnie takie wykorzystano. Biedne, słodkie omegi. Posłuszeństwo z ich strony i robienie dla niego wszystkiego.

– Teraz ładnie powiedz dlaczego powiedziałaś Stylesowi, że nie jest dobry w sprawach łóżkowych – pyta bez żadnych podchodów w prost opierając jedną rękę o ścianę. Ta drży z przerażenia widząc, że jego alfa w tym momencie nie jest obliczalna – Nie mamy całego dnia koleżanko. Gadaj

– Ja..

– Tak ty kurwa – śmieje się nieco podirytowany – Mów

– On..no bo koleżanki się ze mnie śmiały, że znów mnie wystawił w gorączce..i musiałam trochę na zmyślać.

– Wystawił? – pyta z kpiącym uśmiechem – Ale niezłe ziółko.

– Ja nie chciałam..

– Oczywiście, że nie chciałaś kochanie. Odwołasz to teraz, przeprosisz go i na zawsze się będziesz trzymać z daleka, jasne? – uśmiecha się wrednie, a ona się zgadza energicznie kiwając głową. 

– Dobra dziewczynka – mówi przesłodzenie – No już kurwa! Dalej. On nie będzie czekał wieczności.

Gdy ta ucieka jak oparzona on się śmieje. Tak cholernie go to bawiło.



Harry nie byłby Harry'm gdyby nie podzielił płaszczeniem się przed Louisem z Niallem.

Blondyn nie przejął się tym tak bardzo jednak on czuł się przegrany wiedząc, że szatyn, jego najgorszy wróg widział jego chwile słabości. Jednak nic nie mógł poradzić na to, że chociaż był alfą i powinien trzymać zawsze te górne granice męskości, to gdy ktoś go obrazi po prostu frustracje pokonuje płaczem.

I dokładnie taka sytuacja zaistaniała. On chciał płakać sam, jednak napatoczył się jego wróg i zachowywał się w taki sposób, że on sam wręcz przylgnął do jego nagiego torsu mówiąc co mu leży na sercu.

– Niall on powiedział, że załatwi to.

– Widzisz? Tomlinson się troszczy – zachichotał Niall biorąc do ust ciastko i podsuwając mu resztę opakowania.

On tylko podziękował kręcąc głową.

– Nie chce by coś załatwiał – mówi zagryzając wargę – Diler skłonny do przemocy – prycha mówiąc gorzko – Nie dziękuje

– Mówiłeś, że ty go biłeś. – mówi Horan z szerokim uśmiechem, a Styles wywraca oczami.

– To była jednorazowa akcja. Nawet nie wiesz jak potem czułem się niezręcznie. Wszędzie jego zapach. Zapach ostry jego alfy – mówi lekko się krzywiąc

– Taka natura. Alfy ciągnie go omeg i odwrotnie. Nie dziwi mnie to, że nie podoba ci się jego zapach– wzrusza ramionami Horan – My bety nie mamy takich problemów.

– Ta idiotka tu idzie – mówi przyciszonym głosem Styles złączając usta w cienką linie.

– Ciekawe czego od ciebie chce – mówi blondyn patrząc na zbliżająca się dziewczynę.

Po chwili Kendall staje przed nimi.
Lokowany wyczuwał jej strach już z daleka. Nigdy nie czuł tak zdenerwowanej woni omegi..

– Przepraszam Harry..nie chciałam..poniosła
mnie zazdrość, że cię nie mam..i moje koleżanki się ze mnie śmiały. Przepraszam cię.
Nigdy więcej  je będę kłamać na twój temat. I się nie będę zbliżać jak kazał Tomlinson. Proszę wybacz mi.

Po chwili ona odchodzi, można powiedzieć, że prawie biegnie chcąc uciec z zasięgu ich wzroku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro