Part 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


W piątkę stali na podjeździe, wymieniając się odczuciami po miniętej imprezie. Jego złość na przyjaciela już nieco opadała. Liam stał przy nim, zawieszając rękę na jego ramieniu i co chwile przepraszał mówiąc, że już nigdy nie będzie knuł za jego plecami.

On sam uśmiechał się do nich chwaląc tym jakie przeprosiny dostał od dziewczyny, a Grimmy klepnął go w tyłek mówiąc, że to nie było potrzebne bo i tak każdy wie, że jest świetny.

On się rumieni na słowa alfy, przypominając sobie to, że dla Tomlinsona jej słowa też były bez znaczenia. Cały czas jego myśli zawracał fakt, czy to na pewno on kazał Jenner go błagać o przebaczenie. Niby podała jego nazwisko. To by było w jego stylu. Nie popierał tego ale wiedział też, że byłoby mu bardzo miło gdyby ten faktycznie się tym zajął.

Miał założone ręce na klatce piersiowej otulając się bardziej w bluzę, przez chłodny wrześniowy wiatr. Jego wzrok wędrował co jakiś czas na milczącego Zayna, który od jakiegoś czasu rzadko udzielał się w ich konwersacjach.

Obrócił głowę w stronę w którą ten patrzał i zlokalizował szatyna który akurat wchodzi na motocykl odpalając fajkę i trzyma w ręce kask.
Jego kąciki lekko się unoszą widząc znienawidzonego faceta. Już nawet nie myślał o mulacie który wgapiał się w alfę tylko krzyknął nieme „Muszę iść" i zaczął przejeżdżać dłońmi po swoich czarnych rurkach z dziurami, strzepując z nich niewidzialny kurz.

Nie szedł zbyt szybko, raczej normalnie poprawiając swoim zwyczajem włosy i odgarniając je w tył. Mężczyzna go
Zauważył bo obserwował jego ruchy gdy podchodził.
On sam oparł się biodrem o motocykl alfy robiąc neutralny wyraz twarzy. Ten uniósł brwi w oczekiwaniu.

– Co cię tu przywiało Styles? – jego ton był normalny, potem się zaciąga i wypuszcza dym w jego stronę.

– Nie musiałeś gadać z Kendall. Na pewno nie zrobiłeś tego zbyt miło – ryzykuje nawilżając językiem swoje wargi. Tamten obserwuje jego twarz kpiąco się uśmiechając.

– A co innego miałem zrobić Styles? Twoje zaczerwienione ze smutku oczka, dogłębnie mnie przekonały, że ten kto zrobił ci przykrość zasłużył na karę.

– Nie mów tak.

– Prawdy? – śmieje się, a on się lekko spina. Wie, że ten ma racje ale się do tego nie przyzna.
Nie może tracić swojej reputacji przez
chwilowe załamanie które widział akurat on.

Wysyła mu złowrogie spojrzenie i chce odejść jednak ten chwyta skrawka jego bluzy i przyciąga go do siebie.

– Puszczaj – syczy przez zęby, jednak nic z tym nie robi. Szatyn także niezbyt się stara jedną dłonią trzymając za materiał, a drugą mając oparte łokciem o pojazd, jedocześnie trzymając w dłoni kask.

– Zasłużyłem na nagrodę. Kolejny raz. – mówi alfa głupio się uśmiechając. On sam marszczy czoło w niezrozumieniu – Daj mi się podwieźć do domu Styles.

– To ma być ta nagroda? – śmieje się lokowany kręcąc głową czując powiew wiatru na nagiej skórze– Coś mi tu kręcisz Tomlinson.

– Bo chce podwieźć przystojnego mężczyznę do domu? – tamten wyrzuca peta dodając nonszalancko – Chyba, że się boisz kochanie. Nie każdy potrafi się przemóc i wsiąść na motocykl.

– Jasne, że się nie boje – prycha wyrywając mu z rąk bluzę i znów się zakrywając po czym podchodzi do niego bliżej – Niedorzeczne.

Tomlinson podaje mu kask, a lokowany obraca się do przyjaciół. Widzi tylko palący wzrok Zayna na swoich plecach i Liama co jakiś czas chcącego zobaczyć co jest grane. Reszta była zajęta pogawędką nie bardzo się interesując, sądząc, że zaraz wróci.

On sam przekłada nogę przez motocykl i próbuje znaleźć sobie miejsce. W rzeczywistości nigdy nie miał okazji jeździć na czymś takim. Jego rodzice nie pochwalali takich maszyn, a żaden z przyjaciół nigdy sobie nie kupił.

Znów zerknął w ich stronę. Teraz patrzyli wszyscy, a on czuł swego rodzaju podniecenie i zażenowanie w jednym. Z jednej strony wiedział, iż wyglada to dobrze. Szatyn zaprosił go na przejażdżkę i zapewne wiele omeg patrzy z zazdrością wiedząc, że nigdy nie dostąpi do tego zaszczytu, bo pomimo iż ten lubił zaliczać nigdy się z nimi za bardzo nie afiszował. A z drugiej jego sympatia a raczej jej brak do mężczyzny się nie zmieniła. Ten był od początku nieprzewidywalny i nie zdziwiłby się gdyby chciał go wygryźć z jego obecnego statusu, czyli chciał mu zaszkodzić.

Szatyn był lekko obrócony w jego stronę obserwując jak ten nieporadnie zakłada kask.

Wiedział, że dał się w jakiś sposób zmanipulować wsiadając tutaj z nim, jednak nie wiedział jak inaczej się obronić. A z drugiej strony, co z tego, że jako alfy się nienawidzili. Przecież to nie znaczy, że ma sobie odmawiać tego podziwu innych.

– Trzymaj się Styles. – powiedział odpalając pojazd. On sam poczuł ciarki przechodzące po całym jego ciele. Może troszkę się bał i teraz całkowicie zapomniał czego pasażer powinien się chwytać.

– Kurwa, czego mam się chwycić? – mówi czując jak powoli ruszają i owija ręce wokół ciała szatyna przylegając głową do jego pleców.

Musi to wyglądać komicznie, jak odjeżdżają, dwie alfy przyczepione do siebie, jednak on czuł się zagrożony. Jego długie nogi prawie się zasuwały wiec lekko kolana złączył ze sobą oddychając ciężko w plecy Tomlinsona.

Ten poruszył się lekko pewnie czując dyskomfort przez to, że ten się go trzyma, jednak nic nie mówił albo po prostu nie było słychać przez silnik. Miał tylko nadzieje, że ten jest dobrym kierowcą.

Gdy byli już na drodze poczuł jak wiatr na nich wieje i jak balansują po powierzchni. Prawie nie słyszał silnika przez kask, który miał na głowie. Zastanawiał się jak się czuje mężczyzna przed nim bez niego. Powoli przyspieszali, a on zaciskał coraz bardziej dłonie na bokach tamtego.

Wyczuł doskonale moment w którym stanęli i jeszcze w tej samej sekundzie zczołgał się z siedzenia, próbując utrzymać równowagę na nogach ale kiedy czuł, że te są miękkie z nadmiaru emocji przytrzymał się z powrotem motocykla.

– Chciałeś nas zabić kurwa – mówi, a jego wargi drżą. Tak na prawdę nie był zły. Nawet się uśmiechał czując jeszcze w żyłach te adrenalinę. Nie wiedział, że ten kawałek z alfą wywoła w jego ciele takie szaleństwo.

– Ze mną byłeś bezpieczny – odpowiada kokieteryjnie szatyn także schodząc i ustawiając bezpiecznie motocykl na posesji lokowanego.

Ten nie wydawał się ani trochę poruszony. Szatyn obserwował jego rozwiane włosy i zaróżowione policzki gdy zaczął zdejmować kask. 

– Jasne. Pędziłeś jak po jakimś torze wyścigowym!– prycha śmiejąc się i nadal zaciągając się w uldze powietrzem mając nadzieje, że nie wyglada na taki bałagan jakim się czuje.

– Cóż, wątpię. Widzę, że brak doświadczenia daje o sobie znać. Tak mnie tuliłeś Styles, że prawie  mi złamałeś żebra. Wtedy już na pewno skończyłoby się to katastrofą – mówi prześmiewczo.

– Nieprawda – wywraca oczami próbując się nie uśmiechać ale kiepsko mu to wychodziło. Nie powinen mu pokazywać mu aż tyle emocji bo będzie dla niego łatwiejszym celem.

Jego alfa była niemądra, miała ochotę zaprosić drugą alfę do siebie i zaproponować herbatę.

Była głupia ponieważ, to był Tomlinson. Typowy bad boy którego nie interesują przyjaźnie, herbata za pewne tez. Jedyne na czym mu zależy to prochy, bycie w centrum zainteresowania bez żadnych poświęceń i zaliczanie jak najwiecej omeg. Nie zdziwiłby się gdyby ta podwózka byka jednorazowa by się z nim pokazać a gdyby on na przykład się z nim przywitał jutrzejszego ranka, ten by go wyśmiał.

– Ładny apartamencik. Masz może jakąś ładną siostrunie omegę z którą mógłbym się pobawić? – pyta wrednie kładąc dłonie na biodrach i udając, że ogląda okolice. Ten lekko rozchyla usta i prycha.

– Wynocha. Już dostałeś swoją nagrodę. Spieprzaj Tomlinson! – wycedza, lekko go popychając w stronę pojazdu, a tego to najwyraźniej bawi bo chwyta go za ramiona

– Przecież żartowałem kochanie. Wole ciebie. Co jesteś taki sztywny – mówi pociągając go za bicepsy do siebie, na co on znów prycha próbując nic sobie z tego nie robić, że obydwoje  kolejny raz w ciągu kilku minut przylegają do siebie ciałami tylko tym razem przodem mocno napierając na siebie nawzajem.

– Nie jestem jakąś durną omegą którą możesz tak łatwo zbajerować – mówi z wyczuwalnym jadem Styles górując nad Tomlinsonem wzrostem jednak dalej czując się niepewnie i kładąc ręce na jego klatce by w razie czego go odepchnąć. – Wiem jaki jesteś i co próbujesz.

– Czyżby? – mężczyzna uśmiechnął się ironicznie, zjeżdżając po jego ramionach w dół na co lekko się wzdrygnął w jego obięciach – Właściwie wiesz tak niewiele, Styles. Odpychasz mnie bo czujesz zagrożenie i boisz się, że może ci się to spodobać.

– Tak, czuje zagrożenie. Jesteś napaloną alfą która nie cofnie się przed niczym by mieć każdą omegę i uwagę innych. – nie odpycha jego rąk. Boi się, że tak może przyznać mu racje i tylko wzdycha ciężej gdy ten specjalnie się o niego ociera. – Taa. Spodobać. Wole omegi, do tego dziewczyny jak zdążyłeś zauważyć. – dodaje przyciszonym głosem by przez przypadek nie wydać z siebie niechcianego jęku gdy usta tamtego muskają delikatnie jego odkrytej szyi

Tamten najpierw się kpiąco śmieje również nie odrywając ust od jego karku, a później mówi

– I kto z nas szuka uwagi Styles pomyśl. Jeśli o to chodzi, uwielbiam cię w centrum uwagi. – alfa szatyna kładzie ręce na biodrach lokowanego i znów ociera ich w jednym rytmie jednocześnie zagryzając skórę na karku mężczyzny.

Brunet jęczy wbijając paznokcie w jego klatkę.

– Co to kurwa ma być – mówi ochryple gdy ten uśmiecha się bezczelnie błądząc rękami po jego nogach. Słowa, że tamten nie ma nic przeciwko temu, że to Harry jest królem szkoły i przeciwnie, podoba mu się to, sprawiły że poddał się na chwile jego dotykowi odchylając lekko głowę.

Czuł przyjemność i fale gorąca które przeszło przez jego ciało w momencie gdy przez ciasne spodnie czuje przyrodzenie innej alfy i tę niedelikatność jaką traktował jego skórę. Wiedział, że zostaną mu duże wrażliwe ślady które jeszcze bardziej będą potęgować jego doznania.

Zawsze wiedział, że tamten jest gorący pomimo tego, że jest alfą. To było niezaprzeczalne i tego się najbardziej zawsze obawiał, że wykorzysta to w taki sposób by mu zaszkodzić. A teraz gdy agresywnie dotyka jego ciała sam przez moment jest gotów by mu ulec, jednak nie jest głupi. Zawsze panuje nad sytuacją.

– Dziewczyny mówisz. Twoje ciało się z tobą nie zgadza – Tomlinson szepcze mu w kark lekko się odsuwając i wsuwając rękę pomiędzy ich nogi – Zdecydowanie nie zgadza – czuje palce tamtego na wypukłości swoich dżinsów ale nie czuje wstydu tylko wypycha biodra bardziej w jego dłoń.

– Chciałeś mnie zawstydzić czy coś w tym stylu? Takie rzeczy mnie mnie nie ruszają. Jak już mówiłem, nie jestem naiwną omegą i wiem co robię – mówi zarumieniony z podniecenia brunet gdy Tomlinson się odsuwa ręce z jego ciała.

– Nie chciałem – śmieje się rozbawiony szatyn robiąc pare kroków w stronę swojego motocyklu.

On jednak czuje swojego rodzaju wewnętrzne zawstydzenie, ponieważ panował nad sytuacją i to on chciał w dowolnym momencie to przerwać. Nie przewidywał scenariusza, że to alfa szatyna uzna, że ma dosyć i nie chce jej się bawić z inną alfą. Niby wiadome. Zazwyczaj alfy alfom się nie podobały i nie było nic w tym dziwnego. Jednak ta sama myśl, że ten to robił z przymusu nie była dla jego ego zadowalająca.

– Wiec chciałeś mnie tak zostawić. No proszę. Wiec się nie myliłem – mówi zakładając ręce na piersi, lekko zakrywając jedną nogę druga by okryć problem jaki utworzył mu się w spodniach. Był świadom, że dosyć szybko to się stało, ale wiedział, że nie bez przyczyny. To co robił alfa było agresywne i dobre. A on zawsze u swoich partnerek szukał tej gwałtowności ale nigdy nie mógł znaleść przez co gra wstępna musiała być na prawdę dobra, by do czegoś doszło.

– Chciałem być dżentelmenem – mężczyzna unosi brwi lustrując wzrokiem młodszego chłopaka który stoi patrząc na niego złowrogo.

– A po co mi kurwa jakiś dżentelmen. Jak coś się zaczyna to się kończy – mówi brunet odgarniając włosy.

– Oj Styles – oblizuje wargi idąc w jego stronę a tamten prycha.

– Teraz to spierdalaj głupi alfo. Niby taki bezuczuciowy diler, a nie może mi sprawić przyjemności tylko bawi się w szarmanckiego kolesia

Tomlinson się śmieje obserwując Stylesa idącego na swoich długich nogach do domu. Uśmiecha się chytrze wiedząc, że ten zakład będzie poniekąd przyjemnością. Ten młody alfa nie był jakimś staroświeckim chłopaczkiem pielęgnującym zawiłości rodzinne. Jest rozpieszczony i robi co mu się podoba jednocześnie będąc przy tym bardzo uroczym.

Jeszcze zapala papierosa po czym odjeżdża.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro