Part 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Jego perfumy były o wiele słodsze niż zazwyczaj.

Poprosił o trochę siostrę, która miała bardzo zróżnicowany gust jeśli chodzi o zapachy, a on nigdy nie przywiązywał do nich większej wagi.

Zawsze lubił pachnieć swoją alfą. To przyciągało omegi, które uwielbiały zapach silnego, pewnego siebie mężczyzny. A on zazwyczaj lubił się takim czuć, lecz teraz zaczął się zastanawiać czym tak na prawdę jego alfa pachnie i jak mógłby ten zapach uatrakcyjnić.

Teraz czuł woń zielonego jabłka połączonego z jaśminem. Nie był krytyczny. Ten zapach był ładny lecz chciałby pójść bardziej w stronę kwiatów, najlepiej róż. Jednak jego męskość zdecydowała, że narazie się powstrzyma przed większymi szaleństwami.

Gdy przekraczał próg szkoły jeszcze raz się nim zaciągnął zastanawiając się czy nie przesadził i nie zagłuszył nimi swojej prawdziwej natury. Nie widział jakiś natrętnych spojrzeń, tylko te zawsze miłe witające go machnięciem lub cichym przywitaniem, wiec uznał, że nie zrobiło to na szczęście zbyt wielkich kontrowersji.

Na szyi miał owinięty beżową chustę mając na celu zakryć arcydzieło które zostawił mu Tomlinson. Miał nadzieje, że nikt nie dostrzeże potężnych siniaków które zrobiła mu alfa, bo chociaż czuł, że są ładne, nie miał zamiaru się nikomu chwalić o chwilach przyjemności z szatynem. I tak nie miał zamiaru tego powtarzać.

– Stary, co tu tak pachnie tęczą – marszczy nos Horan, pokazując swoją blond czuprynę zza jego szafki. On wywraca oczami wyciągając podręcznik od matematyki i mierzwiąc lekko swoje włosy. – To serio ty?

– Chciałem spróbować czegoś nowego – wzrusza ramionami, a przyjaciel chwyta go lekko za ramię.

– Jeśli jesteśmy w temacie nowych rzeczy, to co to miało wczoraj być? Tak odjeżdżać bez pożegnania? Z Tomlinsonem? Broniłem cię jak umiałem ale sam nie ogarniam co się dzieje, wytłumacz mi co to miało być. Przecież go nie znosisz. – mówi błagalnie stając obok.

– Zgadza się. Z każdym dniem nie cierpię tego jego bezczelnego uśmiechu jeszcze bardziej – zaciska zęby.

– Wiec?

– On tak jakby mnie obronił, a ja zgodziłem się z nim jechać. Właściwie tyle. Później okazał się strasznym dupkiem wiec się nie martw, nadal go nienawidzę.

– Chciał ci wcisnąć prochy? – pyta Horan podejrzliwie obserwując jak brunet skraca całą historie niezbyt chętnie dzieląc się szczegółami.

– Nie! Coś ty. On już wie jakby oberwał proponując mi takie gówno. – mówi na swoich długich nogach ruszając w stronę klasy. Horan go dogania mówiąc:

– Ten Tomlinson jest trochę dziwny. Popularny alfa, który niby zalicza omegi, ale jak dotąd widziałem go z trzema i tylko płci męskiej – podciąga trochę spodnie kontynuując – A na imprezie właściwie tylko do ciebie się kleił, a omegi zlewał nawet te chętne.

– Wydawało ci się. Kleił się do mnie. Ciekawe co by było gdyby to usłyszał – śmieje się rozbawiony słuchając jego insynuacji – Jakie niedorzeczne.

– Na pewno nie. Najpierw się zakręcił przy tobie w tańcu, a później upijałeś się praktycznie na jego oczach, a on podawał ci alkohol, a jak nie mogłeś złapać równowagi wstawał i kładł cię z powrotem na dupie. No na kanapie w sensie.

– Tego akurat nie pamietam – zastanawia się chwile – Może raz podał mi dłoń gdy oblałem się drinkiem.

– Czekam tylko na to, aż zaczniecie się całować i pieprzyć po kątach– przerywa mu blondyn śmiejąc się z własnego żartu, a on gromi go spojrzeniem lekko się zawstydzając, gdy przypomina sobie obraz z zeszłego popołudnia.

– Sory Niall, ale tak jakby nie mielibyśmy jak to robić, bo obaj jesteśmy na górze, wiec popraw trochę swoje wizje. – fuknął mając zamiar zakończyć temat.

– A co to jest? Chyba nie nosisz szalików – ciągnie za jego apaszkę Horan odkrywając jego malinki – Tylko nie mów, że to też on ci zrobił. Wiedziałem po prostu!

Brunet znów wzruszył ramionami wyrywając mu materiał i z powrotem zwijając go na szyi.

Wiedział, że wyglądało to trochę dziwnie, jakby ten zajął się nim, jak swoim mężczyzną ale odgonił od siebie te myśli samemu sobie zaprzeczając.

– Być może i on. Ale to nie seks tylko malinki wiec nie róbmy z tego wielkiego czegoś. Właściwie to nic.

– To wyglada jakby się w ciebie wgryzał. To ma być nic? – mówi zaskoczony unosząc brwi.

– Sam tego chciałem. To nic wielkiego. Gdybyś był alfą byś rozumiał, że taki ból sprawia przyjemność.

Horan wzdycha w niezrozumieniu i podąża za brunetem.

– Taa. Ale raczej nie jest normalne, że chcesz by przyjemność sprawiał ci ktoś kogo nie trawisz – mruczy ale lokowany chyba go nie słyszy bo nie komentuje.

Gdy wchodzą do środka, Harry widzi w swojej ławce Jenner, która stuka paznokciami o ich stolik. Zaciska lekko powieki, nie mając ochoty z nią siadać. Po tym co o nim rozpuściła i tym, że to Tomlinson musiał to odkręcać czuł do niej większa niechęć.

Siada sam do pustej ławki uśmiechając się do Zayna którego się w niego tajemniczo wpatrywał. Nie wiedział co ostatnio z nim było.

Otwiera podręcznik na ostatnim przerabianym temacie zaczynajac przypominać sobie formułki których miał się nauczyć.

Po dzwonku jeszcze chwile nie było profesorki, a on nadal w niezbyt dobrym humorze, próbował bezbłędnie rozwiązać zadanie które ostatnio robili. Uśmiechnął się tylko lekko ukazując dołeczki do dziewczyn, które skomentowały, że pachnie słodko i wrócił do czytania ignorując całe otoczenie.

– Rzeczywiście słodko. Można dostać cukrzycy.– usłyszał nad sobą nonszalancki głos przez co uniósł wzrok znad książki i podniósł w niezrozumieniu brwi. – Pachniesz słodkościami – wyjaśnia mężczyzna odsuwając sobie krzesło i opadając na nim.

Przez chwile obserwuje jak ten odchyla się niechlujnie na krześle. Jego zarysowana szczęka pod tym kątem wyglądała wprost porażająco, a lekki zarost jeszcze dodaje mu uroku.
Dzisiaj miał na sobie czarną koszulę odpiętą na tyle, że zauważył już na skrawku jego ciała czarny tusz. Wiedział, że tamten ma tatuaże bo tamten nie miał problemu z tym by zrzucić z siebie koszulkę na wuefie, jednak zazwyczaj w trakcie lekcji miał je zakryte pod czarną skórzaną kurtką i nie miał okazji z tak bliska przyglądać się wzorom.

Spojrzał spod rzęs na szatyna, gdy ten uśmiecha się głupawo kładąc mu dłoń na udzie.

– Nie sądzisz, że na za dużo sobie pozwalasz? – pyta z kpiną – Idź do swojej ławki Tomlinson.

– Tak się składa, że właśnie przy niej siedzę. – odpowiada i przesuwa po nim palcami.

Brunet zapatrza się na niego analizując sytuacje i stwierdza, że ma racje. Szatyn faktycznie tutaj siedział od kiedy dołączył do ich klasy, a to on się wprosił uciekając od Kendall.

– To ja się przesiądę – mówi z niezadowoleniem odpychając jego dłoń, a mężczyzna się śmieje.

Gdy nauczycielka matematyki przekroczyła próg klasy, automatycznie się spiął rezygnując ze zmiany miejsca i już nie interesując się towarzyszem. Po prostu znów spojrzał w notatki czytając w myślach wszystko co tam było. Czarnowłosa usiadła w fotelu ganiąc za hałas i przystąpiła do sprawdzenia obecności.

– Wydzielasz nieprzyjemne endorfiny. Wyczuwam to pomimo tej warstwy piękniutkich perfumików, które swoją drogą pasują do ciebie. Czyż byś był zestresowany? – słyszy obok swojego ucha i wyczuwa zarost który delikatnie kłuje jego policzek.

– Nie lubię matematyki i to nie twoja sprawa.

Mimo komplementu odsuwa się od niego do końca ławki, chcąc skupić się na wzorach.

– Tomlinson nogi z krzesła – jego wzrok na pare sekund opuścił zeszyt, zerkając na mężczyznę który miał niechlujnie położone nogi na krześle przed sobą.
Louis uśmiechnął się bezczelnie do nauczycielki.

– Bardzo proszę, beto.

– Panie Tomlinson, myślałam, że pan wie, że to bardzo niekulturalne mówić do osób rasami, a co więcej do swojej nauczycielki.

– Jasne, że wiem beto, to bety są głupie nie alfy.

Mówi nawet się nie zastanawiając. Może mieć problemy. Harry widzi jak ta się czerwieni ze wstydu i z gniewu unosząc się i mówiąc z jadem.

– Bardzo dobrze się składa, że nie masz jeszcze ocen. Do odpowiedzi dzisiaj przyjdzie pan, panie Tomlinson. Proszę mi rozwiązać to równanie. – powiedziała ciesząc się ze swojego pomysłu i patrząc na niego z wyższością.

Lokowany odetchnął z ulgą zamykając zeszyt i opierając się łokciem o ławkę. Nie powie mu tego ale był mu cholernie wdzięczny.

Wiedział, że kobieta nie ma w zwyczaju przepytywać więcej niż jednej osoby i jest bezpieczny. Obserwował jak Tomlinson leniwie wstaje i z głupim uśmiechem w kącikach ust podchodzi do tablicy.

On sam był przekonany, że ten to zignoruje zostając na miejscu i zarabiając sobie ocenę nieodpowiednią, jednak ten zaczął śmiało przymierzać do rozwiązania równania.
Zrobił to spokojnie i bezbłędnie z jednym zawahaniem.

Nauczycielka westchnęła milcząc i odsyłając go na miejsce mówiąc, że i tak sobie z nim porozmawia.

On sam zagryzł wargi przepisując przykład uznając, że skoro ta nie zmazuje jest wykonany poprawnie.
Gdy szatyn zajmuje z powrotem miejsce obok niego, on na niego spogląda i stara się powiedzieć obojętnie.

– Ty i matma? Nie pomyślałbym.

– Powtarzam tę klasę drugi raz, ciężko byłoby wciąż tego nie potrafić.

Jego brwi się unoszą gdy patrzy w twarz starszego. Nie miał pojęcia, że ten nie jest w ich wieku. Nikt nigdy nie wspominał, że ten nie ma dziewiętnastu lat jak oni. Może wyglądał ciut starzej i zachowywał się mimo swojej głupoty dojrzalej ale każdy w ich wieku mógł mieć takie przebłyski.

– Mhm. Rozumiem. – odgarnia lekko włosy patrząc z powrotem na profesorkę która niezbyt zadowolona przystąpiła do prowadzenia lekcji.

Mężczyzna nie umieścił z powrotem nóg na krześle. Jednym razem poczuł jak kolano Tomlinsona dotyka jego łydki i zostaje już w takiej pozycji. Nie zwraca na to uwagi czując jak prąd przechodzi po jego skórze.

Szatyn miał zamknięte oczy znudzony imitując spanie, a on próbował skupić się na lekcji co jakiś czas na niego zerkając by dostrzec czy ten też czuje to dziwne spięcie.

Po dzwonku gdy wpakowywał zeszyt do brązowej torby, poczuł jak ktoś tuli się do jego ramienia. To była Taylor, jego była dziewczyna wraz z Katy. Uśmiechnął się do omeg pytająco, a jego była zacisnęła paznokcie na jego bicepsie i pokazała gestami, że ma milczeć.

On zmrużył oczy, a po kilku sekundach ona nasunęła jego pojedynczego loka na palec.

– Czy Tomlinson z tobą kręci? – pyta prawie piszcząc, a on prawie się krztusi powietrzem.

– Słucham? – pyta próbując wyczytać z twarzy blondynki i czarnowłosej jakie mają intencje.

– Podobno tańczyliście razem na imprezie. A teraz siedzicie razem w ławce – jej oczy się świecą

– Wolę dziewczyny – mówi sucho – Muszę iść do łazienki Tay.

– Poczekaj – mówi i patrzy porozumiewawczo w stronę Katy – Ja nikomu nie powiem. I nie jestem zazdrosna. Już się pogodziłam, że wolałeś Kendall.

– Między mną i Jenner nic już nie ma. Tym bardziej między mną i Tomlinsonem. Przecież to są jakieś żarty – unosi ręce w górę nie wiedząc jak się bronić – Nienawidzę go, a on mnie.

– No dobrze, dobrze – mówi zmieszana.

– Zaraz dzwonek i chciałbym skorzystać z tej łazienki – mówi szczerze nie mając ochoty z nią rozmawiać.

– To do zobaczenia później – chichocze łapiąc pod ramie Katy – A właśnie Hazza! Czy to prawda, że Louis zapisał się do waszej drużyny futbolowej?

– Nic o tym nie wiem. – wzrusza ramionami machając do nich. Czuł, że jest cały rozgrzany ze stresu i tych całych plotek. Przecież on i Tomlinson byli wrogami. Przecież wszyscy to wiedzieli. Przez całe dwa tygodnie tylko na siebie warczeli. Dlaczego teraz tak nagle po dwóch jakiś przypadkowych sytuacjach, wszyscy na niego naskakują.

Chwyta się lekko za koszulkę chcąc się ochłodzić i wpuścić do niej trochę powietrza.

Zastanowiło go, czemu Nick nie powiedział mu, że szatyn zapisał się do drużyny. Przecież wszyscy go nie znosili, a on był kapitanem i mógł jakoś temu zaradzić. A on choć nie przepadał za futbolem lubił się czuć jego częścią, czasami chodząc na treningi i będąc rezerwowym w jakiś krytycznych sytuacjach, bo jak trener mówił, był całkiem niezły.

Gdy wszedł do środka, było tam niemal pusto. Obszedł wychodzącą sylwetkę i prawie się potykając wszedł do jednej z kabin. Usiadł na zamkniętej toalecie i zaczął miarowo oddychać. Musiał się ogarnąć i zacząć wymyślać lepsze wymówki. Traci kontrole nad tym co mówią o nim. Nie chciał tych bezsensownych spekulacji. Musiał także pogadać z tym pieprzonym Nickiem. Lubił go ale nie zdziwiłoby go zupełnie, gdyby ten chciał się droczyć i przez to nie powiedział trenerowi, że Tomlinson się nie nadaje.

Jeśli to prawda, skopie tyłek tej głupiej becie i każe zmienić zdanie i wyrzucić szatyna. Nie ma zamiaru z nim spędzać czasu więcej niż jest taka potrzeba.

– Puk, puk, puk – usłyszał dosyć kokieteryjne przeciągane słowa. Wziął głęboki oddech bo wiedział kto stoi za drzwiami.
Cholernemu Louisowi Tomlinsonowi zebrało się na żarty i ma ochotę go powkurzać gdy on czuje potrzebę bycia przez chwile samemu.

– Czego chcesz?

– Wiedziałem, że czuje ciebie. Twój alfi zapach razi aż z korytarza.

– Nie mam nastroju na ciebie

– Ja przeciwnie – otwiera drzwi jakby wiedząc, że nie są zamknięte na zamek i zatrzaskuje je za sobą stając przed nim.

On marszczy brwi widząc jak ten niebezpiecznie się pochyla, a potem niespodziewanie uwalnia jego szyje z apaszki.

– O kotku jakie piękne – mówi oblizując językiem wargi.

Na początku gdy czuje powietrze na swojej szyi nie bardzo rozumie o co tamtemu chodzi, jednak gdy zerka w dół w zasięgu wzroku na jednego siniaka który ten mu zrobił, czuje jak się rumieni.

Nie miał ochoty oglądać tego zadowolonego z siebie uśmieszku. Prycha, a ten odsuwa jego kosmyk z twarzy dotykając opuszkami palców sinych śladów.

Lekko rozchyla usta ale nie daje opuścić sobie żadnego dźwięku. Zaciska dłonie starając w sobie wypędzić jakąkolwiek przyjemność.

– Miło prawda? – pyta mężczyzna siadając na niego okrakiem. – Zrobimy coś bardziej miłego.

– Co ty odpierdalasz? – pyta zaskoczony chcąc go zrzucić. Nie ma zamiaru uczestniczyć w tej szopce. – Złaź

Tamten chwyta za jego ramiona powstrzymując go od wstania, kręcąc głową.

– Jesteś niegrzeczny kotku.

– Nie rób z siebie bałwana. Nie jestem żadnym kotem.

– Nie umiesz się bawić. Omegi kochają być kotkami – mruczy szatyn kładąc ręce na jego bokach koszulki od razu wślizgujac je pod nią i ociera się ustami o jego wargi – Co powiesz na tygrysa, Styles. Będziesz tygryskiem.

– Lepiej – odpowiada teraz już dając się popchnąć o oparcie toalety. Jego brzuch się lekko spina gdy starszy błądzi po nim dłońmi. Jego nogi były unieruchomione, a głowa pochylona lekko do tyłu gdy tamten lizał jego wrażliwe miejsca na szyi.

Słyszał dzwonek oznajmujący im o tym, że powinni iść już na historię, jednak ten chyba nie miał w planach go puszczać.

Jęknął przeciągle gdy tamten zassał opuchnięte miejsce. Tak przyjemnie bolało, że zaczął się wiercić,a tamten zapewne uśmiechać dumny ze swoich poczyniań.
Ale on nie miał ochoty tak się bawić. Gdy ten próbuje znów zanurzyć zęby w jego skórze on uwalnia nadgarstek szarpiąc go lekko za włosy.

Mężczyzna widocznie był zaskoczony, że brunet go trzyma wrednie się uśmiechając. Sam zepchnął go ze swoich kolan tak, że ten stanął na równe nogi, opierając się ciałem o drzwi, a on podążył za nim wciąż nie puszczając jego karmelowych włosów.

Dotknął palcami mocno zaczerwienionych miejsc na swojej szyi i szarpnął jeszcze raz za włosy zaskoczonego mężczyzny oraz przyciągnął jego twarz do swoich ust, napierając niechlujnie na nie.

Mężczyzna uśmiechnął się kpiąco w pocałunku dotykając jego dłoni, by przestał go ciągnąć i stał dokładnie w tak jak on sobie życzył. Mógł się o niego teraz opierać całym ciałem liżąc i muskając swoimi jego wąskie wargi.

Wiedział iż to on zmusił ich do takiej pozycji ale i tak czuł się jakoś zdominowany, choć mężczyzna przed nim praktycznie się nie ruszał pozwalając mu na chwilę kontroli.

W jednym momencie gdy tak opierał kolana i ramiona o jego ciało czuł, że przestaje być tak namiętnie, a on tylko muska swoimi wargami te mężczyzny. On odsunął głowę, oblizując wargi, a tamten uniósł brwi w chytrym uśmieszku powoli wyswobadzając swoje ręce jakby w zapytaniu czy już może i czy brunet się zgadza.

On nie protestował, tylko patrzał na alfę która przeniosła dłonie na jego biodra i z powrotem przyciągnęła jego głowę do swojej, tylko tym razem od razu wpychając się językiem do jego buzi.
Oczywiście rozchylił wargi dając mu dostęp i jęczał w jego usta, gdy ten zaciska ręce na jego udach ściska jego tyłek, a później bez większych ceregieli ręką głaszcze przód jego dżinsów.

Właściwie nie wiedział co robili i co to wszystko ma znaczyć. Wiedział tylko, że nigdy pocałunki nie były tak ostre i pełne pożądania. Jego alfa wręcz szalała gdy ten otarł się o niego swoją erekcją. Czuł jak mu gorąco gdy ich przody nierównomiernie dawały sobie tarcie.

Szatyn miał pociemniałe tęczówki, a gdy ich zęby co jakiś czas się spotykały bo Styles rzadko dochodził ze swoimi omegami do namiętnych pocałunków zawsze będąc delikatnym i tylko co jakiś czas wygrywając małe pieprzenie od tyłu, będąc po prostu niezbyt dobry w tym całym obijaniem o siebie języków, widział jego bezczelne uśmiechy i mocniejsze zasysanie warg w rytm tarcia.

– Boże – jęknął gdy szatyn pociągnął za jego kosmyk oraz przycisnął dłoń jeszcze bardziej do jego biodra by móc przyciągnąć go jeszcze bliżej.

– Jak będziesz taki głośny cała szkoła się tu zejdzie tygrysku – kpi zjeżdżając pocałunkami znów na jego szyje jednocześnie obracając ich i popychając lokowanego na drzwi.

On nie odpowiada czując, że wyjdzie z tego niezbyt zrozumiały bełkot i krzywi się z bólu gdy jego plecy odbijają się od twardej powierzchni.

– Delikatniej idioto – mówi, a ten się śmieje znów go całując w kąciki, a później bardziej namiętnie, a on znów nieprzygotowany ociera się o niego zębami.

– Powiedziałbym, że okropnie całujesz, ale zajebiście mi się podoba ta twoja nieporadność – prycha i obaj już wzdychając na chwile przestając robić wszystko oprócz wzajemnego tarcia. Są już spoceni i obaj nie mają nierównomierne oddechy które się ze sobą mieszają.

Kładzie ramiona na karku mężczyzny lekko się na nim wieszając, kiedy czuje, że jego podbrzusze wręcz parzy, a on zaraz kurwa dojdzie. Tak dojdzie od dotykania erekcją, erekcji innej alfy.

Jego alfa go nie zawiodła i po chwili jego ciałem przeszedł potężny orgazm. Czuł jak nogi stają się miękkie i niezdolne do stania. Było mu tak przyjemnie, że nie powstrzymywał się od westchnień i pojedynczych mruknięć.
Szatyn przeciągał jego przyjemność zapewne również dochodząc bo złapał go w dłonie, posadził na toalecie i sam kucnął chowając swoją głowę w jego kolanach.

– Kurwa – sapie szatyn i się śmieje ocierając spocone włosy w tył i unosząc wzrok na lokowanego. Harry tez był bałaganem z lekko rozchylonymi wargami, rozjuszoną fryzurą, wypuszczając miarowe oddechy i się w niego wpatrując.

– Alfa nie kurwa – odpowiada nakładając ciężko nogę na nogę – Cały się lepie – mówi niezadowolony nadal czując gorąco płynące w jego żyłach. Nie mógł się uspokoić ale nie chciał zbytnio tego pokazywać. Alfa uśmiechnęła się do niego znacząco wstając i przejeżdżając dłoniami po jego nogach.

– Więc przypudruj nosek tygrysku. – wykrzywia usta w łobuzerskim uśmiechu i wstaje lekko się rozciągając

– Nie mów tak do mnie bo oberwiesz Tomlinson.

– Widzę, że po dobrym orgaźmie humorek ci wraca Styles. Muszę zaliczyć historie H, a to nie będzie tak szybkie jak to.

– Aż się prosisz – brunet się prostuje ciągnąc za jego włosy, a szatyn pierwszy znów napiera na jego usta, zasysając a później przegryzając wargę młodszego.

Po czym wstaje i puszcza mu oczko, a on wywraca oczami dotykając krwawiącej wargi.

______________________________

A ja i tak się nie cieszę z powrotu do szkoły. Dwa miesiące to stanowczo za mało tym bardziej, że było się w pracy cały lipiec ;v
Mam nadzieje, że ten rozdział poprawi komuś humor ☺️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro