Part 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Postanowił nie wracać już na lekcje. Niewątpliwie pachniał seksem.
Przeszedł spocony parę kroków by oprzeć się dłońmi o lustro, czuł jak jego nogi plątają się pod nim, uda ocierają o siebie, a nieprzyjemna wilgoć w bokserkach przypomina, o całym przyjemnym incydencie.  Nie chciał teraz analizować wad tego zajścia. Niewątpliwie nie było to czymś dobrym jednak sprawiło, że jego zmysły zaczęły szaleć. Może powinien po prostu poszukać omeg w innym środowisku niż tym spokojnym. Może lubi po prostu partnerki z większą pikanterią.

Szatyn jeszcze tam był, mając odkręcony kurek i pocierając wodą niechlujnie twarz.
On stanął za nim zerkając w lustro.

Wyglądał niezbyt korzystnie. Jego policzki były zarumienione, a jego warga opuchnięta nie tyle co od pocałunków, co przez przegryzienie jej przez starszego. Poprawił nieco pogniecioną koszulkę i podszedł bliżej także zamaczając w płynącej wodzie swoje dłonie, ignorując myśl w której Tomlinson neguje jego całowanie się jednocześnie zaznaczając, że mu się podoba.

Mężczyzna spojrzał na niego wyciągając papierowy ręcznik i wycierając nim twarz. Ten już był prawie ogarnięty i teraz obserwował jego powolne ruchy.

Brunet starał się poprawić włosy które sterczały  we wszystkie strony ale ostatecznie się poddał też lekko ochlapując rozgrzaną twarz . Gdy skończył i z półprzymkniętymi powiekami próbował dosięgnąć pojemnika z papierem, ponieważ do oczu wleciała mu woda zaczynajac nieprzyjemnie szczypać, usłyszał kpiące „proszę kochanie" dostając do rąk upragnioną rzecz.

Kiedy otworzył oczy szatyna już nie było, a został po nim tylko zapach nowego rozpoczętego Malboro. Westchnął wiedząc, że teraz zaczyna się wszystko od początku.

Musiał znaleźć kogoś kto go zawiezie do domu. Po cichu wyszedł z łazienki na pusty korytarz.
Jego warga pulsowała. Lekko jej dotknął i się skrzywił. Wiedział, że wyglada to raczej słabo.
Zsunął się na plecach po ścianie przy ich obecnej sali czekając na dzwonek. Wiedział, że Zayn przyjechał dziś samochodem i zapewne mu nie odmówi. W końcu kto by śmiał odmawiać swojemu najlepszemu przyjacielowi alfie.

Gdy z klasy zaczynają wychodzić trzecioklasiści on się podnosi szukając wzrokiem mulata. Prawie od razu dołączył do niego Payne a później Horan który na jego widok tylko wytrzeszczył oczy.

– Ktoś cię uderzył? – pyta zatroskany Horan chwytając za jego podbródek. On sam chce szybko zaprzeczyć ale widzi intensywnie wpatrującego się w niego Liama który nie patrzy tylko na jego rozciętą przez zęby Tomlinsona wargę, ale też jego wzrok zjeżdża niżej na jego szyje i obojczyki. – Chyba zgubiłeś chustę – dodaje Niall drapiąc się po głowie.

I wtedy sobie przypomina jak Tomlinson ją prawie z niego zdarł. Pewnie została gdzieś w łazience na podłodze.

– Erm, właściwie poszarpałem się z jednym kolesiem. Nic wielkiego – kłamie zakrywając się lekko dłonią wiedząc, że te siniaki ewidentnie wyglądały na świeże, a Payne unosi jedną brew jakby się nad czymś zastanawiając.

– Jak ja go znajdę! – krzyczy niezadowolony blondyn kręcąc głową – Jak tak można. Najpierw ktoś kradnie ci ubrania, a teraz to. To się robi powoli niebezpieczne. Musimy się zebrać i jakoś zacząć działać.

– Pieprzyłeś się w kiblu z jakąś omegą? – przerywa im brązowooki uśmiechając się szeroko jakby jego wszystkie wątpliwości wyparowały– Myśle, że Styles znalazł sobie jakąś ostrą laskę i nie trzeba się wtrącać – klaszcze w dłonie zadowolony – Opowiadaj.

– Nie ma o czym – mówi niezbyt wiedząc co mógłby im powiedzieć. Oni nie uwierzyliby mu, że to co się stało w łazience i to z kim to się stało, było zwykłym zaspokojeniem potrzeb, dawaniem przyjemności, a po za tym nic się nie zmieniło. Oni zaczęliby gadać, że tamten go wykorzystuje czy coś w tym stylu. Ale on do cholery miał swój rozum i jego uczucia co do alfy się nie zmieniły.

Sam jako alfa wie, że to żadne emocjonalne zaangażowanie po prostu puściły im hamulce.

Pewnie mężczyzna także dawno nie robił nic ostrego i szybkiego, dlatego wyżyli się na sobie nie słowami tylko czynami.

Właściwie to była jego wersja.

– Zwykła, trochę gwałtowna omega – wzrusza ramionami.

– Trochę? Wyglada to jakby ona chciała cię zjeść, przeżuć i kurwa nie wiem co jeszcze. Kurde – usta Nialla się otwierają – Czasami wam trochę zazdroszczę tych podwójnych doznań.

– Yhm. Chciałem się co prawda trochę ogarnąć. Widzieliście Zayna? – pyta chcąc odwrócić uwagę od siebie i chyba skutecznie bo oboje zaprzeczają.

– Właściwie rzadko go widuje ostatnio – przyznaje Payne. – Na lekcji go nie było.

– A ja myśle, że kogoś ma – na twarzy Nialla tworzy się zadowolony z siebie uśmiech – Ostatnio jak z nim gadałem to wydawał się jakiś milczący, a gdy zapytałem o co chodzi to podał mi ideał swojej alfy.

– Coś w tym jest – mówi lokowaty mrugając trochę szybciej oczami. Nie mógł sobie wyobrazić, by jego ukochany przyjaciel znalazł sobie jakiegoś żywiciela. Bo wiadome było, że omegi miały na prawdę czasem przechlapane. Alfy były różne. Lepsze i gorsze. On raczej kwalifikował się do tych lepszych, a i tak nie lubił zobowiązań.

Po prostu alfy w ich czasach są okrutne i lubią wykorzystywać. Nie chciałby żeby ktoś wykorzystał jego przyjaciela.

– Jeśli coś mu zrobi, zabije – mówi poważnie zaciskając usta – To może ktoś inny mnie podwiezie? Tak trochę brzydko pachnę.

– Ma kogoś? – dopytuje Liam trochę bardziej przybity ale zaraz się opanowuje. – Pachniesz trochę seksem ale bez przesady. Można ten zapach nawet nazwać słodkim – marszczy nos – Ja cię zabiorę. I tak nie mam już ochoty siedzieć na lekcjach.

– To może, najpierw Harry się przebierze, a potem piwo? – proponuje Horan, a oni obydwoje się zgadzają.



Wspólne wyjście do knajpki były na prawdę niezłym pomysłem. Od wakacji tak beztrosko nie siedzieli w loży, popijąc przez rurki bezalkoholowe piwo. Brakowało tylko mulata który jak się upije gada jak najęty i razem z nim rzuca się po wchodzących i wychodzących wzbudzając kontrowersje, zachwyt, a czasami dostając po twarzy za głupie zachowanie.

Miał już na sobie czyste rurki obciskające przyjemnie jego nogi. Opierał głowę o ramię swojej bety która próbowała ułożyć wieże z solonych orzeszków.

– Z kim ja kurwa spędzam czas – narzeka, a blondyn chichocze wkładając mu jednego do ust.

– Żeby patrzeć na to! – odpowiada po chwili i rzuca orzeszka w zdezorientowanego Liama który siedział na przeciwko i obserwował już chwile jakąś omegę siedzącą z inną przy stoliku.

– Ej! Co to ma być – jęczy mężczyzna wyjmując sobie z włosów jedzenie.

– Bawimy się – celuje jednego w stronę Stylesa.

– Tylko spróbuj mała blond pizdo.

– Spokojnie. To nie boli. Masz taki cięty język, a tak dajesz się traktować jakiejś omedze – Horan klepie go w policzek, a on wzburzony prycha.

– Harold lubi na ostro – śmieje się Payne w końcu się do nich maksymalnie odwracając.

– A żebyście wiedzieli. Lubię czuć, że coś się dzieje, a nie całować taką sztywną deskę która leży, raz na jakiś czas wydając z siebie dźwięk, żebym nie myślał iż umarła – prycha zakładając ręce na piersi.

– Rozumiem cię – klepie go po ramieniu Horan ale dalej się ciesząc.

Przewraca oczami widząc, że tamci mają z niego ubaw. Właściwie im się nie dziwił bo nigdy się nie żalił na swoje kłopoty łóżkowe, a szczerze powiedziawszy zawsze trudno było zdobyć mu dobrą omegę. Zawsze coś mu nie pasowało. Wolał te romantyczne części i pokazywanie się publiczne zamiast seksu.

Było za mało adrenaliny, urozmaiceń, czegokolwiek.

– A powie mi ktoś czy to prawda, że Nick pozwolił dojść do naszej drużyny, pieprzonemu Tomlinsonowi? – gdy jego nazwisko przechodzi mu przez gardło musi odkaszlnąć i je oczyścić czując, że jego głos stał się bardziej ochrypły.

– Też o tym słyszałem – potakuje blondyn – Niewiarygodne. Ale dowiemy się jutro na treningu bo Nikki mnie zbywał i kazał pytać Liama – marszczy czoło.

– Ciebie? Dlaczego? – Harry unosi swoje zielone tęczówki na drugiego z przyjaciół, a tamten sztywnieje.

– Ee. Nie mam pojęcia o co mu chodziło..

– Często plecie bzdury by się wykręcić – zgadza się Niall.

– Być może – wzrusza ramionami ostatni raz na niego patrząc.




Zayn Malik nie był łatwym typem.

Od zawsze odpychał od siebie wszystkie nachalne alfy jak i te które powoli i ostrożnie się do niego przybliżały chcąc zdobyć jego uwagę. Ale te także, nie miały u niego szans. Właściwie nikt nie miał.

Czuł się bezpiecznie tylko i wyłącznie w gronie trójki swoich przyjaciół, a złożyło się tak, że dwoje z nich to alfy a jeden to beta. Także ich mechanizmy myślowe były zupełnie inne, a on czasami miał serdecznie dość tego przekonania, że omegi są słabe i gorsze. Jego przyjaciele choć nie chcieli i tak czasami traktowali go z góry lub byli tak nadopiekuńczy, że chciało mu się żygać.

Jednak od dwóch tygodni się coś zmieniło.
Ten sam ubierający się na czarno i mający kolczyka w wardze Zayn Malik się zauroczył.

Ta alfa była dla niego idealna. Groźna i sarkastyczna nie mająca ochoty piąć się po szczeblach popularności liżąc dupę Stylesowi i Paynowi. Do tego mająca bardzo zbliżony gust do tego jego. Wręcz się rozpływał widząc te wzory na jego ciele. Polubił wuef tylko ze względu na niego. Mógł patrzeć godzinami na tę wyrzeźbioną klatkę piersiową oraz zarysowaną szczękę.

Oraz ten zapach. On przepadł dla tego zapachu. Ostrego zapachu pewnej siebie alfy.

Przeszkodą nie było nawet, że jego przyjaciele wręcz go nienawidzili. To nawet lepiej, bo gdyby się zaprzyjaźnili, byłoby mu trudniej się przemóc by z nim pogadać. Przecież w kręgu jego przyjaciół on jest tylko tłem, a w centrum zainteresowania zawsze jest Harry.

Nie był na niego o to zły. To kwestia charakteru, ale wiedział, że ten jest na tyle rozpieszczony, że jedynym powodem dla którego nienawidzi szatyna jest poczucie zagrożenia.

Znał go dobrze. Może i najbardziej ze wszystkich.

Co jakiś czas próbował się kręcić przy wymarzonym szatynie i na początku tygodnia w którym ten przyszedł nawet mu się to udawało. Później wszystko jak puzzle się rozsypało jak szatyn zamiast zaproponować coś mu, zaciągnął Taylor do łazienki. Wtedy trochę się złamał jednak dzień później, gdy dostał od niego ten szelmowski uśmiech znów postanowił starać się o te zauroczenie.

Ale historia się powtórzyła. Na imprezie zamiast tańczyć przy nim alfa zakręciła się przy Harry'm cholernym alfie. I tańczyli tak jak on powinien z nim tańczyć. Później również. Wręcz zeszmacał Harry'ego spojrzeniem gdy ten wsiadał na motor jego wymarzonego faceta. On musiał mieć wszystko. Nawet tę jedyną alfę która mu się podoba.

Popalał papierosa czekając, aż szatyn wyjdzie ze szkoły. Wiedział, że po ostatniej lekcji został chwile dłużej by zapewne rozmówić się z matematyczką która miała do niego problemy odnośnie lekcji matematyki.

Jego omega się stresowała ale rozluźniła się gdy szatyn przeszedł obok niego ale lekko się uśmiechnął mrużąc oczy.

– Czekasz na mnie widzę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro