1. Nowa nadzieja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*perspektywa Hope - mamy Skyler*

Z każdym kolejnym razem było tak samo.
Znajome uczucie, szpital, niekiedy operacja, ciągły strach.
Z każdą sekundą szanse na stratę swojej jedynej, ukochanej córki były coraz większe. Z każdym zabiegiem stawała się coraz słabsza, wykończona.
Kiedyś jej organizm możliwe nie wytrzyma natłoku rzeczy, które z pozoru mają mu pomagać. Zbuntuje się, pozostawiając po sobie nikły ślad i brak odwrotu. Może to być za kilkadziesiąt, kilkanaście lub kilka lat. Nawet dziś.
Mimo to, praktycznie żadna ludzka istota nie może dopuścić do siebie myśli, że każda ingerencja w ciało kogoś bliskiego dla serca może mieć opłakane skutki. Nikt na poważnie nie bierze ryzyka, tak samo, jak każdy w głębi duszy modli się o idealne zakończenie.
Bowiem z jednej strony niosą pomoc, z drugiej natomiast niszczą. Wyniszczają po kolei żywe tkanki organizmu niewinnej dziewczyny. Serce w końcu od zawsze było najważniejszym organem, nieprawdaż? Bez niego nie ma życia, a jeden najmniejszy, nieświadomy nawet błąd oznacza koniec. Koniec marzeń, pasji, upodobań, radości...

– Pani Hall, tak? – w głębi korytarzu o mdłym odcieniu błękitu ujrzałam odzianego w również niebieski strój operacyjny lekarza, który zazwyczaj towarzyszył przy tego typu wydarzeniach. Energicznie podniosłam się z niewygodnego krzesła, czując przeszywający ból w dolnym odcinku kręgosłupa, po czym odpowiedziałam twierdząco na zapytanie mężczyzny, oczekując kontynuacji jego monologu. – Pańska córka potrzebuje przeszczepu serca, niemalże w tempie natychmiastowym. Jednak dawców narządów z tak rzadką grupą krwi, którą posiada Skyler jest stosunkowo mało. Mimo wszystko, nie możemy tracić nadziei – urwał na chwilę, co spotkało się z moim natłokiem myśli. Po głowie nadal krążyło zapytanie, co tak naprawdę się wydarzyło. – Dzisiejsza operacja polegała na pobraniu naczynia krwionośnego z innej części ciała, po czym dzięki niemu została ukształtowana nowa droga przepływu krwi. Wygląda to skomplikowanie zarówno w teorii, jak i praktyce, jednakże zabieg przebiegł pomyślnie, z czego bardzo się cieszę. Proszę za mną, zaprowadzę panią na salę, aby mogła pani zobaczyć swoją córkę – przy każdym wypowiedzianym zdaniu dodawał jeden, choćby najmniejszy gest ręką, chcąc zapewne w ten sposób rozluźnić nieco atmosferę. Zmusiłam się na lekki uśmiech, wyrażając podziękę również słownie oraz ruszając spokojnym krokiem za tupiącym lekarzem, który po pewnym czasie wędrowania według zakamarków szpitala dotarł pod Oddział Intensywnej Terapii Medycznej zwykły nazywać jako OIOM, zatrzymując się pod oszklonymi drzwiami i, zawiadomiwszy mnie o procedurach, zdjął z wieszaka niemalże przeźroczystą część materiału o lekkiej, błękitnej poświacie, pomagając przy tym w jego założeniu. Będąc w pełni gotową na odwiedziny, ostatni raz podziękowałam lekarzowi, delikatnie rozsuwając drzwi oraz wchodząc wgłąb pomieszczenia. Zasiadłam przy łóżku Skyler, oplatając swoimi dłońmi jej szczupłą, lekko pobladłą rączkę.

– Kocham cię, wiesz? Jesteś moją najdroższą perełką, pamiątką po tacie, najcenniejszym skarbem, radością, ostoją, codziennym uśmiechem, kruszynką. Przepraszam, nie powinnam do ciebie tak mówić. Kruszynka szybko się rozpada, ty taka nie jesteś. Jesteś o wiele bardziej dzielna, odważna, walczysz o wszystko do końca, nie biorąc pod uwagę trudu, który będzie ci towarzyszył. Spełniasz swoje marzenia, szalenie stąpając po granicy rozsądku i zabawy, nie patrząc wstecz. Nie potrafię wyobrazić sobie momentu, w którym mogłabym cię stracić i za nic nie chciałabym tego doświadczyć na własnej skórze. Zostań tutaj ze mną na zawsze, wspólnie pokonujmy wszelakie przeciwności losu, okropnie się przy tym śmiejąc. Bo w tym rzecz, prawda? Żeby być jak najbardziej innym, kimś, kto wyróżnia się od reszty zarówno charakterem, podejściem do życia, jak i często wyglądem – otarłam samotną łzę spodnią częścią dłoni, robiąc tym samym chwilową przerwę, co dało mi moment na zastanowienie się nad dalszą częścią monologu. – Zawsze będziesz dla mnie najważniejsza, zawsze będę cię wspierać i nic tego nie zmieni, nie pozwolę na to. Kocham cię, Sky. Moja mała gwiazdo na pochmurnym niebie.

Poczuwszy na swoim ramieniu delikatne muśnięcie, uniosłam głowę ku górze, przez co zauważyłam dość niską blondynkę ubraną w biały kitel, która spokojnym i opanowanym głosem oświadczyła mi, abym powoli kończyła spotkanie ze swoją córką. Bez sprzeciwu zastosowałam się do jej słów, składając pocałunek na nieskazitelnym czole Skyler, po czym z ukrywanym smutkiem opuściłam pomieszczenie. Dość szybkim krokiem zaczęłam kierować się na parking, bowiem w zamiarze miałam pojechać do domu, w celu zabrania kilku najpotrzebniejszych rzeczy. Bez problemu odnalazłam swoją czarną Hondę Canadę, a otworzywszy ją, wsiadłam do przestronnego wnętrza, w którym tak bardzo było czuć dobrze mi znane perfumy Skyler, co od razu przypominało wspólnie spędzone z nią chwile. Liczne wycieczki, śpiew, machanie rękami w rytm muzyki, zajadanie się słodyczami... Orzeźwiająca i soczysta woń mgiełki idealnie kontrastowała z charakterem, temperamentem i niepozornym wyglądem Skyler.
Powracając do świata żywych, włożyłam kluczyk do stacyjki, odpalając przy tym auto i ruszając w stronę mieszkania na obrzeżach słonecznego w dniu dzisiejszym Detroit.
Po około dwudziestu minutach podróży przez centrum miasta dotarłam do miejsca zamieszkania, parkując samochód przed furtką, bowiem zostawienie go w garażu dość, że zajęłoby mi więcej czasu, to jeszcze byłoby całkiem bezsensowne, gdyż miałam wstąpić do mieszkania tylko na krótką chwilę. Wysiadłam z pojazdu, czego następstwem było jego zamknięcie, po czym pewnym krokiem udałam się do wnętrza posiadłości. Wiele osób twierdziło, że, jak na dwuosobową rodzinę, nasze lokum wyglądało dość bogato i wyniośle, jednak zarówno ja, jak i Skyler upierałyśmy się, że to po prostu zwykłe, jednopiętrowe, urządzone w jasnych kolorach, przytulne, pełne miłości mieszkanie.
Długi, przestronny korytarz okryty beżowym kolorem ścian dawał przejście do kuchni połączonej zarówno z jadalnią, jak i salonem, które również urządzone były w jasnej tonacji z delikatnymi akcentami szarości oraz zieleni. Na ścianie rozpościerało się dużych rozmiarów okno, które również pełniło funkcję przejścia na taras, a następnie do ogrodu. Było ono z jednej strony przykryte lekko prześwitującą zasłoną, co w dzień chroniło przed gorącymi promieniami słońca, a nocą tłumiło blask księżyca. Po równoległej stronie szyby znajdował się mój pokój, którego jedynym wystrojem było łóżko, szafa oraz komoda ustawiona przy ścianie z kolejnym źrodłem porannego światła. Ze względu na przewagę koloru zielonego, pomieszczenie to zwykłyśmy nazywać oazą spokoju, w której myśli zaczynają działać z nadzwyczajnym pobudzeniem. Wychodząc z lokum i kierując się w stronę prawą, czyli do miejsca, w którym kształtował się hol, można było zauważyć jeszcze dwa pomieszczenia znajdujące się przy drzwiach frontowych. Tym na prawo była przestronna łazienka z kabiną prysznicową obok wejścia, toaletą, zlewem z małą półką u dołu oraz lustrem, pralką, a także kilkoma szafkami na ręczniki i potrzebne akcesoria. Natomiast pokojem znajdującym się po stronie lewej był azyl Skyler. Mimo iż jej gust muzyczny opierał się na utworach o cięższym brzmieniu, wnętrze przedstawiało coś odmiennego. Ściany o jasnym odcieniu szarości idealnie komponowały się z przenikliwym, ciemnym brązem podłoża oraz meblami w podobnej tonacji. Szafa, która zajmowała prawą część pokoju złożona była z dwóch części - jednej z lustrem, która skrywała drążek na wieszaki i drugiej, podzielonej na półki. Obok garderoby mieściło się sporych rozmiarów łóżko okryte czarnym kocem z nazwami miast oraz liczną ilością poduszek. Dodatkowy wystrój stanowiło biurko z laptopem, gitarą u prawego boku i kilkoma szufladami na przydatne akcesoria, bowiem pasją Skyler było rysowanie, a z czasem również pisanie piosenek. W akompaniamencie tego cudownego instrumentu, który - odkąd pamiętam - był jej największym marzeniem, potrafiła stworzyć cudowne słowa, niekiedy opisujące jej życie, a czasem będące plątaniną cytatów, tworzących spójną, pochwytującą serca całość. Naprzeciw szafy, a obok drewnianego blatu swoje miejsce znalazło akwarium przepełnione różnymi roślinkami morskimi oraz wszelakimi gatunkami ryb, co nadawało pomieszczeniu spokoju i odprężającego charakteru. Na ścianie zawieszona była tablica korkowa pokryta rysunkami, zdjęciami oraz ulubionymi cytatami, okno ozdobione zostało czerwoną zasłoną po obu jego stronach, a nad łóżkiem wisiał plakat ulubionego zespołu blondwłosej, który najbardziej ją inspirował i wspierał w walce.
Tak prezentujące się pomieszczenie było absolutnym odzwierciedleniem spokojnego charakteru Skyler, która czasem z żartami i dużym poczuciem humoru potrafiła roześmiać nawet człowieka o rzekomym stalowym sercu.
Z lekkim uśmiechem kształtującym się na twarzy z powodu wielu cudownych wspomnień, sięgnęłam ręką po czarną, sztywną walizkę, która po chwili stała otworem, ukazując swoje puste wnętrze. Bez zastanowienia zaczęłam ją zapełniać, zmierzając się z niemałym stresem, bowiem zawsze mogłam czegoś zapomnieć, co nie należało do najbardziej lubianych przeze mnie i moją córkę rzeczy. Skończywszy pakowanie, zasunęłam torbę na kółkach, a łapiąc za umieszczony u samej góry uchwyt, pociągnęłam ją za sobą w stronę wyjścia wpierw z pokoju, a następnie mieszkania. Starannie zamknęłam za sobą drzwi, następnie podążając w kierunku samochodu i wkładając walizkę do bagażnika, po czego zakończeniu zapełniłam wnętrze pojazdu swoją osobą, ruszając w kierunku szpitala.

***

Pokonując długi korytarz placówki z trzeszczącym już ekwipunkiem, spostrzegłam lekarza, który z radością na twarzy zawiadomił mnie o przeniesieniu Skyler do zwyczajnej sali oraz dzisiejszej próbie obudzenia jej. Z uśmiechem podziękowałam za troskę, po czym według wskazówek mężczyzny udałam się do pomieszczenia, chcąc zawiadomić córkę o targających moimi myślami planach nieodległych w czasie czynów. Będąc na miejscu, zasiadłam na obitym czarną skórą krzesełku, które mimo wszystko dawało wrażenie niewygodnego, jednak w żadnym stopniu mnie nie zniechęcało do przebywania z najważniejszą osobą w moim życiu.

– Już jestem, skarbie – zaczęłam spokojnym, lekko ściszonym głosem, odgarniając z czoła śpiącej Skyler pasemka włosów o ciemnym odcieniu blondu. – Stojąc na parkingu, odnalazłam w internecie adres do rodziców Andy'ego, o których ostatnio mi mówiłaś, pamiętasz? Chciałaś im wysłać list i dołączyć do niego jeden ze swoich rysunków – wspomniałam chwilowo następujące wydarzenie, uśmiechając się w duszy. – Pojadę do nich. Zostawiam ci walizkę z rzeczami spakowanymi w podobny sposób jak ostatnim razem. Gdybyś się obudziła, zadzwoń do mnie. Kocham cię, Kruszynko – delikatnie musnęłam blady nos Skyler, po czym patrząc na nią chwilę, opuściłam salę, niemal biegnąc w kierunku samochodu.

Po przejechaniu mniej niż pięciuset kilometrów, byłam u kresu swojej wycieczki krajoznawczej. Zatrzymałam się na krawężniku, niepewnie spoglądając w kierunku małego, skromnego domku, wokół którego znajdowało się bardzo dużo zieleni. Pierwsze wrażenie nie wskazywało na miejsce zamieszkania dość popularnej gwiazdy rocka, wręcz przeciwnie. Posiadłość dawała wrażenie nadzwyczaj spokojnej i przeciętnej chatki.
Wyjęłam kluczyk ze stacyjki, wysiadając z samochodu, zamykając go oraz udając się do drzwi frontowych. Drgającym palcem przywarłam do dzwonka, oczekując na znajomy zgrzyt zamków i osobę po drugiej stronie.

– Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – z zamyślenia wyrwał mnie łagodny głos średniego wzrostu blondynki ubranej w zwiewną sukienkę ozdobioną rozmaitymi wzorkami, okulary oraz naszyjnik. Na jej twarzy malował się szeroki uśmiech, który emanował nadzwyczajną energią, wigorem i chęcią do życia.

– Dzień dobry, pani Amy Biersack, tak? – zapytałam niepewnie, nerwowo drapiąc się po karku, aby w jakiś sposób ukoić swój niepokój. Unosząc lekko brwi, kobieta twierdząco odpowiedziała na moje pytanie, a ja zdałam sobie sprawę, że od początku uchodziła za kobietę bardzo wyrozumiałą i miłą. Dodatkowo jej spokojny wygląd pobudzał w człowieku impulsy, które podpowiadały, że można jej ufać. – Chciałabym z panią porozmawiać o... dość ważnej sprawie – plątałam słowa, karcąc się w myśli, że wcześniej nie przemyślałam, co tak naprawdę zamierzałam przekazać pani Biersack. Pochopne czyny zdecydowanie mnie nie określały, bowiem wolałam wszystko zawsze wcześniej zaplanować.
Jednak rodzicielka Andy'ego, uśmiechnąwszy się przyjaźnie, otworzyła szerzej drzwi, zapraszając mnie do swojego domu, gdyż nie chciała rozmawiać w progu. Niepewnym krokiem weszłam do mieszkania, udając się za blondynką oraz podziwiając ozdobione fotografiami ściany, co wywołało na mojej twarzy lekki uśmiech stłumiony stresem postępującej sytuacji.
Wylądowawszy w salonie przywitałam się radośnie, kierując swoją wypowiedź do trzech osób siedzących na kanapie, którymi byli Andy z partnerką oraz jego tata, noszący według mej pamięci mię Chris. Mężczyźni zgranie odpowiedzieli na powitanie, jedynie dziewczyna o zielonych oczach pozostawiła po sobie niemy ślad, bacznie przyglądając się mojej sylwetce.
Rodzicielka czarnowłosego, zauważywszy moje zmieszanie sytuacją, wskazała dłonią na fotel wykonany z brązowej skóry, na którym w efekcie usiadłam, spoglądając następnie na zgromadzone w pomieszczeniu osoby.

– Na wstępie przepraszam, że zabieram państwu czas, ale stwierdziłam, że muszę tutaj przyjechać – zrobiłam chwilową przerwę, myśląc nad dalszym ciągiem i sensem swojej wypowiedzi. – Chodzi o moją córkę. Cierpi na niewydolność serca i nie, nie chcę się państwu żalić ani nic w tym stylu, ponieważ gdybym tego chciała, zwyczajnie poszłabym do kogoś mniej znanego, że tak ujmę. Ma na imię Skyler, skończyła niedawno dwadzieścia lat i jest fanką zespołu należącego do państwa syna. Gdyby mogła, przyjechałaby tutaj ze mną, ale aktualnie jest po kolejnej operacji. Tak naprawdę nie wiem, dlaczego to robię, dlaczego jestem tutaj i zwierzam się całkiem nieznajomym mi osobom, ale myślę, że chcę po prostu spełnić marzenia swojej córki, zanim może być za późno.

– Andy, kochanie, daj pani autograf – rozmowę rozpoczęła partnerka niebieskookiego, nadal przeszywając mnie swoim zimnym, nieprzyjemnym wzrokiem.

– Bądź łaskawie cicho, chociaż chwilę. Póki co, ja jestem kimś, kogo ta dziewczyna uważa za wzór, jeżeli mogę tak stwierdzić, więc to uszanuj i pozwól, że sam zadecyduję, co zrobię – wycedził nieprzyjemnym głosem prosto w twarz kobiety, nie zwracając uwagi na obecność pozostałych osób. Po chwili z całkowitym spokojem zapytał o miejsce pobytu Skyler, odwracając się od brązowowłosej i skupiając całą swoją uwagę na rozmowie. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam na pytanie, po czym niebieskooki wstał z kanapy, kierując się do jakiegoś pomieszczenia oraz krzycząc, że wraz ze mną wyruszy w trasę powrotną. Oświadczył również, że niebawem miał wyjeżdżać z rodzinnego miasta, przez co walizka była gotowa do zmiany otoczenia. – Zastanawiam się tylko, czy pojedziemy razem, czy każdy osobnym samochodem. Jak pani woli – uśmiechnął się, stając w progu pomieszczenia z bagażem u boku.

– Możemy jechać razem – odwzajemniłam uśmiech, zaczesując opadające pasemko włosów za ucho. – Z resztą, niech pan podejmie decyzję, nie chcę się narzucać.

– Wcale się pani nie narzuca – kolejny raz do rozmowy wkroczyła brunetka, bawiąc się końcówkami swoich sztucznych, różowych paznokci.

– Mówiłem już, abyś nie wtrącała się w moje sprawy? Więc to uszanuj i wreszcie się przymknij – lekko podniósł ton głosu, patrząc nieprzyjemnie w stronę naburmuszonej dziewczyny, która żywo gestykulowała rękami, chcąc zapewne w ten sposób przekonać chłopaka do swoich racji. Prawda była taka, że zielonooka miała podstawy, przez które mogła się tak zachowywać, bowiem nieznajoma kobieta, którą byłam ja, przerywa nagle spokojną, rodzinną rozmowę. Jednak oczy syna państwa Biersack przybrały niemal granatowy kolor, grymas twarzy zmienił się na zdenerwowany, może zirytowany, przez co miałam pewność, że nie skończył on rozmowy z dziewczyną. – Nie jesteś nawet kimś, komu mogę zaufać! Jedyne na czym nasz związek się opierał, to twoja sława, promocja w mediach! A teraz, kiedy wreszcie nastał dobry moment, wynoś się z mojego życia, bo mam cię już serdecznie dość – pewnym krokiem zbliżył się do kobiety, unosząc ją do góry za ramię, przez co musiała podporządkować się używanej przez niego sile. Bez zastanowienia otworzył drzwi frontowe, niemal wypychając pozorną miłość swojego życia poza progi mieszkania. Bez wzruszenia pożegnał się z brunetką, zamykając dom oraz powracając do salonu. – Przepraszam, od dawna zamierzałem to zrobić. W takim razie, jeżeli mamy już wszystko wyjaśnione, możemy jechać, bo im wcześniej wyruszymy, tym szybciej będziemy na miejscu – twarz czarnowłosego kolejny raz zdobił szeroki uśmiech, a oczy niemal promieniały radością. – Nie będę wracał w najbliższym czasie do domu. Pomieszkam u znajomego z tamtej okolicy, potem znajdę sobie jakieś małe mieszkanie, a jak będzie dalej, zobaczymy. Zadzwonię do was jeszcze jakoś w tym tygodniu – wyjaśnił, na co państwo Biersack z lekkim uśmiechem pozytywnie rozpatrzyli plany swojego syna. Po chwili ciszy wspólnie z Andy'm uznaliśmy, że będziemy się zbierać, więc zgranie przeszliśmy do wyjścia z mieszkania, uprzednio życzliwie żegnając się z rodzicami niebieskookiego, po czym podeszliśmy do zaparkowanego na poboczu samochodu. – Proszę mi mówić Andy. Po prostu Andy, nie żaden pan – przerwał panującą między nami ciszę, ostrożnie umieszczając walizkę w bagażniku.

– W takim razie, ja jestem Hope – przyjaźnie uniosłam kąciki ust, bacznie przyglądając się wykonywanej przez chłopaka czynności.

– Oj nie, nie, nie. Dla mnie, pani Hope – odparł poważnym głosem. – Szacunek musi być – z lekkim śmiechem zajęliśmy miejsca we wnętrzu samochodu, po czym ostrożnie włączyliśmy się do ruchu, jadąc spełniać może i największe marzenia.

*Tata Skyler, a zarazem mąż Hope zmarł w wyniku wypadku samochodowego, kiedy Sky miała dziesięć lat.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro