13. Nowy ty, nowa ja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy zegarek ścienny rozpoczął wskazywanie godziny trzynastej piętnaście, uniosłam ciężar swojego ciała z łóżka, podchodząc do okna w celu sprawdzenia czy pogoda nie uległa zmianie. Listopadowa aura w Detroit zawsze charakteryzowała się słońcem i lekkimi opadami deszczu, jednak w dniu dzisiejszym na niebie zauważalne było jedynie dające mocne promienie słońce oraz puszyste, równomierne chmury, które układały się niekiedy w zabawne kształty. Szeroko uśmiechnęłam się na ten widok, podchodząc do szafy oraz wybierając zestaw ubrań na dziś. Gdyby nie fakt, że umówiłam się z Andy'm na czternastą, aby porozmawiać na spokojnie o zdarzeniach, które ostatnimi czasy namieszały w naszej relacji, pewnie zostałabym w lekko zbyt dużej koszulce z krótkim rękawem w poziome paski i szarych spodniach jeansowymi, na których zauważalne były lekkie zadrapania. Jednakże ze względu, iż chłopak o marzycielskich tęczówkach koloru niebieskiego postanowił wyciągnąć mnie do restauracji, gdzie – cóż – należy mieć przyzwoity strój, musiałam się przebrać. Zasięgnęłam rękami do szafy, wygrzebując z niej białą, zwiewną i lekko rozkloszowaną sukienkę ozdobioną koronkami przy jej górnej części oraz na ramionach, dobierając do tego czarną ramoneskę, która, prawdę mówiąc, zdobiła większość moich stylizacji. Gotowy zestaw uważnie odłożyłam na łóżko, wychodząc ze swojego pokoju z zamiarem udania się do kuchni.

– Co tutaj tak ładnie pachnie? – skierowałam pytanie do swojej rodzicielki, bacznie obserwując wykonywaną przez nią czynność, którą było mieszanie nieznanej mi dotychczas substancji.

– Obiad. Spaghetti z sosem pomidorowym się nadaje? – wysłała w moją stronę szeroki uśmiech. Przytaknęłam lekko głową na zatwierdzenie jej propozycji obiadu. – Więc cieszę się bardzo. Wiem, że nie jest to za bardzo moja sprawa, ale jak tam z Andy'm? Wczoraj kiedy wróciłaś, od razu poszłaś do siebie i dopiero teraz zamieniłyśmy słowo. Coś nie tak?

– Nie, skądże, wszystko jest w należytym porządku. Umówiliśmy się na czternastą, aby porozmawiać o tym wszystkim. A co do wczoraj to myślałam, że już śpisz. Mówiąc wprost, wróciłam o dość pokaźnej godzinie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, podając mamie przyprawę, którą wskazała ruchem głowy. Wykrzywiłam się lekko, zauważając, że kobieta dosypuje do dania sporą ilość znienawidzonego przeze mnie rozmarynu.

– Nie spałam, ale rozumiem, że wrócicie na obiad? Znaczy się, zaprosisz go do nas, prawda? – zapytała odstawiając do pudełeczka resztkę przyprawy. Przekazałam rodzicielce, iż prawdopodobnie na jej spaghetti wrócimy do domu, następnie pytając o pracę, w której, myślałam, powinna się teraz znajdować. – Dzisiaj mam na noc i obawiam się, że zostawiając cię samą w domu po takim dniu, mogę spodziewać się zostania babcią – stwierdziła, akcentując swoją wypowiedź lekkim śmiechem. Zawtórowałam jej, kręcąc przecząco głową na boki oraz udając się do swojego pokoju, bowiem zostało mi coraz mniej czasu na przygotowanie się.
Odstawiłam przyniesione naczynie z cieczą na biurko, podchodząc kolejny raz do szafy z zamiarem zabrania nowej pary rajtstop. Prędko, lecz uważnie naciągnęłam je na swoje nogi, umiejętnie ustawiając gumkę na brzuchu, gdyż z nią zawsze miałam niemały problem.
Po pokonaniu wszelakich przeciwności losu, które niósł za sobą z pozoru delikatny materiał, odziałam swoje ciało we wspomnianą wcześniej sukienkę, prosząc przy tym mamę o pomoc z zapięciem suwaka. Nasunęłam na swoje stopy białe buty z lekkim podwyższeniem oraz zaakcentowałam całą kreację ramoneską oraz biżuterią z lekkimi zdobieniami. Nie pozostało mi nic więcej, jak czekanie na przybycie czarnowłosego, który zjawił się punktualnie o czternastej.

– I tak jestem wyższy. Szach, mat, cwaniaro – ubrany w białą koszulę, czarne spodnie z widocznymi na wierzchu materiału szelkami oraz skórzaną kurtkę chłopak ze śmiechem poskrobał swój palec wskazujący – Witaj, Promyczku.

W głębi duszy uśmiechnęłam się na to przezwisko, co na zewnątrz ukazało się w postaci lekkich rumieńców zdobiących moje policzki.

– Po prostu jesteś nadzwyczaj wysoki, a ja normalna – zaśmiałam się, zaczesując pasmo włosów za ucho. – I jasne, witaj, bardzo miło cię widzieć, Andy.

– Ja do ciebie z promyczkami, słoneczkami, gwiazdeczkami i innymi duperelami z nieba, a ty po prostu "Andy" – cytując moją wypowiedź, zmienił ton głosu na lekko piskliwy i znudzony. – Trochę serca, bezduszna kobieto. Wracając, idziemy na wojnę czy chowamy się po kątach? – uniósł brew, wyciągając w moim kierunku dłoń. Po chwili dopiero spostrzegłam, że nadal stoimy w progu, a moja mama niemal czai się z kuchni, aby podsłyszeć chociaż kawałek naszej rozmowy. Bez zastanowienia chwyciłam dłoń chłopaka, na co ten lekko zacisnął swoją, tym samym w pewien sposób nas łącząc. Uśmiechnęłam się lekko do swojej rodzicielki, opuszczając mieszkanie oraz wspólnie ze swoim towarzyszem kierując się do jego samochodu.

***

Cały motyw spędzania popołudnia z niebieskookim w takiej atmosferze jaką sobie zafundowaliśmy był dla mnie jednocześnie spełnieniem marzeń, jak i nieopisanym strachem. Nie mogłam spodziewać się kolejnego kroku wykonanego przez chłopaka, gdyż ten był nadzwyczaj nieprzewidywalny i dość pochopny pod każdym znaczeniem tego słowa. Wszystko wyglądało jak sen, idealny sen, który był zarówno zbyt realny, jak i fikcyjny.
Czy istnieją realne sny?
Istnieją.
Niestety.

– Jeżeli ja chcę i ty chcesz, to co nas obchodzi reszta? – z zamyślenia wyrwał mnie niski głos towarzysza. Uniosłam wzrok na jego twarz, uśmiechając się lekko. – Znaczy... Nie wiem do końca, czy chcesz.

– Przepraszam – pokręciłam nieco głową, poprawiając niesforne kosmyki włosów. – Sama już nie wiem czy to prawda, czy może moja chora wyobraźnia. Czy to nie jest sen, z którego zaraz się obudzę. Zwyczajna jawa, która z czasem odejdzie w zapomnienie. Nie jestem pewna niczego, Andy.

– Miałaś kiedyś chłopaka? – wypalił nagle, uważnie obserwując każdy milimetr mojej twarzy. Zgodnie z prawdą, bez wcześniejszego owijania w bawełnę powiedziałam mu, iż żaden młodzieniec nie stanął dotychczas na mojej drodze. – Dziwi mnie to, bo nie jesteś jakoś wybitnie brzydka. Wręcz należysz do rangi tych ładniejszych – skwitował, drapiąc się po karku, co wywołało lekki uśmiech na mojej twarzy, gdyż chłopak przybierał naprawdę dziwne pozycje, aby dostać się do uporczywego miejsca.

– Z grzeczności nie zaprzeczę – zaśmiałam się, upijając łyk bezalkoholowego szampana, gdyż do restauracji dostaliśmy się za pomocą samochodu i w ten sam sposób zamierzaliśmy ją opuścić.

– Zostaniesz moją dziewczyną? - zmarszczyłam lekko brwi, chcąc tym samym pomóc sobie w rozumowaniu wypowiedzianych przez chłopaka słów. – Skyler, powiedz coś, bo nie wiem, jak głupio teraz wyglądam – zasięgnął ręką do wewnętrznej kieszeni swojej kurtki, z której wyjął czarne pudełeczko w kształcie serca, otwierając je i tym samym ukazując mi jego zawartość.

– Szykując się na spotkanie z tobą, w mojej wyobraźni kształtował się między innymi taki właśnie plan, jednak mimo wszystko mnie zaskoczyłeś – wyjaśniłam z lekkimi rumieńcami na policzkach, które pojawiały się zawsze w podobnych sytuacjach. – Posiadanie tak wspaniałego chłopaka jak ty będzie dla mnie ogromnym zaszczytem – uśmiechnęłam się szeroko, patrząc wprost na twarz Andy'ego, której wyraz był nadzwyczaj radosny, co dodatkowo objawiały jego oczy, niemal promieniejąc swoją błękitną głębią. Chłopak powoli wstał ze swojego miejsca, co również uczyniłam ja, podchodząc do niego. – Jeżeli ja chcę i ty chcesz, to co nas obchodzi reszta? – powtórzyłam jego słowa z początku naszego spotkania, uważnie obserwując swojego towarzysza. – Jak najbardziej, Andrew, jak najbardziej – w odpowiedzi na moje słowa, niebieskooki nasunął idealnie dopasowany rozmiar pierścionka na mój palec, szeroko się przy tym uśmiechając.

– Obiecuję, że będę najlepszym mężczyzną na świecie w stosunku do ciebie. Stworzymy swoją własną bajkę. Najcudowniejszą, taką, którą będą opowiadać dzieciom w szkołach – wyszeptał, łącząc nas w uścisku, na co pozostali goście placówki, w której się znajdowaliśmy zaczęli klaskać. Kiedy emocje nieco opadły, ponownie zasiedliśmy na swoich miejscach, a ja dodatkowo wytarłam spływające po moich policzkach drobne łzy – Mam nadzieję, że te potoki to ze szczęścia – zaśmiał się, podając mi chusteczkę, którą prędko przyjęłam, wycierając wilgotne okolice mojej twarzy. – Chyba będziemy się już zbierać czy masz może jeszcze na coś ochotę? – zaprzeczyłam na jego zapytanie, czując już lekki przesyt, przez co wstaliśmy od stolika oraz zabraliśmy wszystkie swoje rzeczy, po czym chwytając się za dłonie, podążyliśmy w kierunku kasy, aby uregulować należność, a następnie do samochodu, skąd mieliśmy wrócić do mieszkania.

***

Po kilku godzinach spędzonych z moją mamą, które opierały się z reguły na rozmowie o tym, dlaczego nie jesteśmy głodni i jak wszystkie sprawy się potoczyły, nadszedł czas, kiedy musiała opuścić progi mieszkania i udać się do pracy. Wspólnie z Andy'm pożegnaliśmy się z nią, obiecując przestrzeganie ciszy nocnej i wielu innych spraw.

– Co robimy? – znudzony siedzeniem na kanapie i patrzeniem w ścianę Andrew rozpoczął rozmowę, przedłużając nieco każdą samogłoskę wypowiedzianych przez niego słów. Z uniesioną brwią spojrzałam w jego stronę, oczekując jakiejś propozycji, bowiem sama nie miałam pomysłu na zajęcie nadchodzących minut – Zjadłbym jajecznicę. Z brokułami.

– Chcesz się ochronić przed rakiem, wrzodami żołądka, anemią, schudnąć, zbudować mięśnie, a także polepszyć swoją sportową sprawność i ochronić swój zmysł wzroku, tym samym regulując poziom cukru we krwi? – odpowiedziałam na jednym wydechu, chwilowo spotykając się wzrokiem ze swoim towarzyszem, którego wtraz twarzy był nadzwyczaj zmieszany oraz wyczekujący wyjaśnień – Wujek Google i Ciocia Wikipedia zawsze służą pomocą, uwierz mi. Jesteśmy jak jedna z nielicznych rodzin – powiedziałam z nadludzkim spokojem, jednak chwilę później dołączyłam do śmiejącego się Andy'ego.

– Chyba odechciało mi się jeść – odparł, starając się unormować swój oddech i nagły napływ endorfin. Chcąc zająć swój czas, oświadczyłam chłopakowi, iż idę wziąć prysznic, więc uniosłam swój ciężar ciała z kanapy, kierując się w stronę wpierw swojego pokoju, aby zabrać lekki strój nocny, a następnie do łazienki, uprzednio starannie zamykając drzwi, aby czarnowłosy nie dostał się do wnętrza pomieszczenia. Sprawnie pozbyłam się swoich ubrań, wchodząc pod ciepły strumień wody oraz namydlając swoje ciało ulubionym żelem pod prysznic. Po wykonaniu tej czynności, utworzyłam na włosach sporą ilość piany, po czym spłukałam mydliny zarówno ze swojego ciała jak i czupryny. Świeżo wykąpana wyszłam z kabiny, wycierając pozostałe krople wody ręcznikiem w kolorze czerwieni, co było mi przydatne do starannego nakremowania swojego ciała. Kiedy balsam wystarczająco się wchłonął, założyłam piżamę, tym samym opuszczając progi nieco nagrzanego pomieszczenia.

– Grzebiesz w moich rzeczach? – zapytałam ze zmieszaniem i lekkim zdziwieniem, zauważając buszującego w szafie Biersack'a.

(Polecam włączyć tutaj piosenkę)

– Ja tylko szukałem skarpetek, przysięgam! – niebieskooki odskoczył z przerażeniem do tyłu, lądując na małym dywaniku oraz unosząc ręce w geście niewinności. Zaśmiałam się na ten widok, włączając w telewizorze stację muzyczną. Po usłyszeniu pierwszych dźwięków piosenki, Andy, nadal leżąc na podłodze, zaczął wymachiwać zarówno rękami, jak i nogami. Nie będąc mu dłużna, również rozpoczęłam nieopanowane bujanie się w rytm melodii, lecz chwilę później, kiedy niebieskooki postanowił podnieść swoje kości z dywanu, wspólnie pląsaliśmy się w zabawny sposób po "parkiecie". Na zakończenie utworu przewróciliśmy się na łóżko z głośnym śmiechem i brakiem sił.

– Chyba serio jesteś nienormalna – odparł zachrypłym głosem, przez co, wciąż śmiejąc się w udo chłopaka, zapytałam o źródło jego podejrzeń. – Jeszcze nie poznałem dziewczyny, która cisnęłaby tak mocnym śmiechem w moją nogę – oznajmił, lekko czochrając moje włosy.

– Ciołek! – zaśmiałam się, zdając sobie również sprawę, iż moja wypowiedź dość, że nie miała sensu, to jeszcze nie wniosła nic ciekawego do naszej konwersacji.

– Matołek! – ciemnowłosy wykrzyczał resztką swoich sił, wskazując na mnie palcem.

– Ciołek i Matołek! – skleciłam w pośpiechu, kompletnie nie myśląc nad znaczeniem wypowiedzianych słów.

– Duet idealny – skwitował, podnosząc się z łóżka, udając w kierunku telewizora oraz wkładając do odtwarzacza kolejną część Batmana. Z rogu etażerki zabrał pilota, wracając na posłanie i kładąc się obok mnie. – Możesz się przytulić – odparł z szerokim uśmiechem, na co położyłam się bliżej niego, opierając głowę o klatkę piersiową niebieskookiego. Towarzysz jednym ruchem puścił film, po czym wspólnie zatraciliśmy się w jego fabule.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro