16. Masz wysoką samoocenę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Koło godziny jedenastej czyli w momencie, kiedy postanowiłam powrócić do swojego dzieciństwa i obejrzeć kilka odcinków Austin&Ally, po mieszkaniu rozniósł się dźwięk mojego telefonu. Wzdychając, podniosłam się z kanapy, spoglądając na mamę wzrokiem pełnym rozpaczy oraz kierując swoje kroki do pokoju. Zasięgnęłam ręką na etażerkę, zabierając natarczywe urządzenie, a także przeciągając zieloną słuchawkę w celu odebrania połączenia.

Wreszcie! Ile można czekać?! – Andrew niemal krzyczał do mojego ucha. – W ogóle, hej.

Wybacz, ale przeszkodziłeś mi w oglądaniu bardzo życiowego filmu – odparłam poważnym głosem, siadając na łóżku, które tymczasowo stało się miejscem adorowanym przez moją osobę, czego nie można było nie powiedzieć o kołdrze, bowiem bawiłam się jednym z jej końców.

Oh, przepraszam, ale i tak mam przymus ci to przerwać. Ubieraj się, jestem w drodze do ciebie, będę za pięć minut – urwał połączenie, co wywnioskowałam z charakterystycznego pikania.

– Czy ty rozumiesz, jaki on jest głupi? – energicznie wyszłam z pokoju, podchodząc do swojej rodzicielki. – Dzwoni sobie bezwstydnie i oznajmia, że mam się ubierać, bo zaraz będzie. Masakra, mówię ci! – zaśmiałam się, kolejny raz siadając na kanapie.

– I tak wiem, że się cieszysz. Leć zmienić ubrania, a ja ci to zastopuję – chwyciła czarne urządzenie, które zwykło się nazywać pilotem, kierując jego sygnał na telewizor. Sprawnie zapisała film, na co znów podniosłam się z posłania, wchodząc do swojego pokoju oraz decydując się na ubranie jasnoniebieskiej koszuli jeansowej, czarnych spodni z licznymi przetarciami oraz ramoneski. Gotowa zerknęłam na swój wizerunek w lustrze, poprawiając lekko włosy. Schowałam telefon do kieszeni kurtki, wychodząc z pomieszczenia z zamiarem założenia butów, jednak przerwał mi to wizerunek stojącego w progu drzwi Andy'ego, który niemal promieniował wypełniającą go radością.

– Powróciłem. Twoje życie od tego momentu stało się lepsze – odparł pewnym głosem, składając lekki pocałunek na moich ustach. – Hej, Promyczku, dzień dobry! – rodzicielka w odzewie na powitanie chłopaka przyjaźnie pomachała dłonią, powracając następnie do wykonywania obiadu.

– Tłumacz się, co takiego ważnego masz mi do przekazania, że aż rozkazujesz przerwanie oglądania filmów z dzieciństwa – uniosłam pytająco brew, opierając się o komodę, która w dniu dzisiejszym była zdecydowanie wyższa niż dotychczas.

– Zabieram cię na spacer, a na trzynastą mamy zaklepany seans "Narzeczony mimo woli". Potem pójdziemy coś zjeść i końcówkę się wymyśli z czasem – wyjaśnił, zaczesując kosmyk moich włosów na plecy. – Jeden z bohaterów ma na imię Andrew, więc myślę, że przypadnie nam do gustu. Dramatyczny romans podobno.

– Brzmi ciekawie i gdyby nie fakt, iż zaproponowałeś mi to ty, istny, chodzący ideał, zostałabym w domu, oglądając Austin&Ally – zaśmiałam się, poprawiając ramiączko biustonosza, które uległo lekkiemu poluźnieniu. – Czuj się zaszczycony.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem dumny z twojego poświęcenia i mojej pozycji w głowie najcudowniejszej kobiety na ziemi – uśmiechnął się, robiąc chwilę przerwy i tym samym kierując wzrok na moją mamę. – Nie będzie miała pani nic przeciwko, jeżeli skradnę Sky? Wrócimy przed północą, obiecuję! – wspólnie zaśmialiśmy się na sformułowaną przez chłopaka wypowiedź. Kobieta uświadomiwszy nas o swoim niedalekim wyjściu do pracy i zostawieniu obiadu na ostatniej półce lodówki zgodziła się, akcentując wszystko szerokim uśmiechem. Z nieukrywaną radością nałożyłam na stopy swoje ulubione tenisówki o czarnym kolorze, dając Andy'emu znak o swojej gotowości, który uprzejmie chwycił mnie pod rękę, po czym pożegnawszy się z mamą, wyszliśmy z mieszkania. Naszym celem było skierowanie się spokojnym krokiem do parku, co ułatwiła nam dróżka zajmująca prawą stronę ulicy. Dodatkowo fakt, że po jej bokach rozciągały się drzewa z koronami umieszczonymi przynajmniej kilkadziesiąt metrów nad nami, zdecydowanie nas ucieszył, bowiem słońce w dniu dzisiejszym świeciło wyjątkowo mocno, a także wizualność spaceru zyskała sporo punktów w randze romantycznych miejsc. Z czasem wspaniałym planem Andrew'a okazało się zmierzanie alejką w ciągłym, prawostronnym uścisku, jednak nieco później uznał, że pomysł nie wiedzie się po jego myśli za sprawą zbyt dużych kroków Biersack'a. Sprawie zaradziliśmy dość banalnie, postanowiwszy zwyczajnie trzymać się za ręce.

– Przestań! To jest naprawdę chore! – wykrzyczałam nieopanowanie, śmiejąc się z chłopaka, który chwilę temu opowiadał historię rodu "dzień, który zmienił moje postrzeganie na świat". W salwach rozbawienia uderzyłam niebieskookiego trzymaną w dłoni kurtką, co miało potwierdzić jego przekonanie, że ujęty temat niezupełnie wygląda wystarczająco dobrze, aby ujrzał szersze światło dzienne. Jednak spryt Biersack'a nie równał się z moją determinacją, której poziom opadł zaraz po tym, kiedy towarzysz wykorzystał przeciwko mnie idealny unik, nie obrywając suwakiem.

– Miałem wtedy na myśli ozdobione jajka w koszyku, ale nie moja wina, że Nathan odebrał to inaczej! – niebieskooki bronił się przed prawdą wszelakimi siłami, nadzwyczaj akcentując każde wyrażenie swawolnym tańcem rąk, który zupełnie nie współgrał z jego emocjami, choć był równie żywiołowy jak one.

– Ale w końcu pokazałeś mu te pisanki? – lekko zaciekawiona postanowiłam wstąpić na cienki lód i zadać Biersack'owi pytanie, które cisnęło mi się na usta od początku tematu. Jego odpowiedź mogłaby wnieść wiele ciekawych rzeczy do naszego życia.

– Co z tego, że wtedy był środek października, a mnie zachciało się malować jajka. Mówiąc wprost, byłem przygotowany na nadchodzące święta, posiadając w zanadrzu biały koszyk z czerwoną wstążką i czarne pisanki. A, kurczaka też miałem, takiego małego, żółtego z pomarańczowym dzióbkiem.

– Zapytałam o twój negliż przed kolegą – uświadomiłam go o zignorowaniu pytania, jednak wszelakie starania poszły na marne, bowiem czarnowłosy dostrzegł w oddali jaskrawą budkę z lodami, goframi i wszelkiego rodzaju słodką rozkoszą. Bez zastanowienia przystąpił do biegu, mrucząc pod nosem, że świąteczne kurczaki dały mu znak z niebios i wreszcie nie będzie chodził z martwą duszą od braku cukru. Nie chcąc zgubić swojego towarzysza, nieco spokojniejszym truchtem skierowałam się do wózka, gdzie Andrew zamawiał już wybuchową mieszankę, składającą się z czterech gałek lodów o smakach czekolady, mięty, mango oraz kokosa, a także dwóch gofrów – jednego z bitą śmietaną i przesłodkimi czereśniami, natomiast drugi miał pozostać jedynie pokryty cukrem pudrem, co wywołało na mojej twarzy niemałe zdziwienie. Czyżby Andy ograniczył swoje granice rozkoszy, cukrowego upojenia, mlaskających orgii, zwinnego języka, kalorii oraz refleksu przy spływającej śmietanie?

– Oh, nie zastanawiaj się tak długo! Przecież możesz wziąć wszystkie smaki, Skyler, naprawdę! – zrezygnowany po walce ze zbyt małą ilością rąk usiadł przy stoliku, kładąc na nim jeszcze ciepłe kawałki ciasta z dodatkami oraz w zupełności oddając się radości płynącej ze słodkiego, kolorowego i zupełnie nie pasującego do siebie w smakach loda. Z rozbawieniem zamówiłam mrożony deser, łącząc smak wanilii z czekoladą, dosiadając się następnie do niebieskookiego i naśladując wykonywane przez niego czynności.

– No co tak patrzysz? Jedz, ten jest dla ciebie – skończywszy spożywanie swojego loda, Andrew wskazał palcem na gofra z cukrem pudrem, natomiast w tym ze śmietaną zatopił swoje uzębienie, wydając odgłos rozkoszy. Doskonale wiedział, że niemal puste ciasto z budki było najbardziej lubianym przeze mnie przysmakiem, bowiem tego typu desery najlepiej smakowały bez zbędnej zawartości cukru. Z radością przejęłam od chłopaka kawałek ciasta, dziękując oraz zaczynając się napawać cudownym smakiem idealnie wyrobionej masy.
Kiedy chwilę później gofry spokojnie wędrowały po odcinkach naszych przewodów pokarmowych, Andy postanowił odznaczyć kolejny punkt swoich zadań na dziś, którym, tym razem, okazał się spacer do kina. Życząc miłego dnia przyjaznemu blondynowi z budki na kółkach, udaliśmy się kamienną dróżką w lewo, krocząc do pasażu z różnorodnymi atrakcjami.

***

Kiedy seans filmowy dobiegł końca, nadszedł czas na odwiedzenie wybranej przez Andy'ego restauracji, w której – jak się okazało – niebieskooki założył rezerwację dla dwóch osób. Stolik umieszczony był na końcu dużej, przepełnionej ludźmi sali, która z wyglądu mogła być postrzegana za jedną z wyższych klas.
Andrew uprzejmym ruchem dłoni odsunął mi krzesło, a następnie lekko wsunął, siadając później naprzeciw mnie.

– Albo ta akcja z telefonem! To był naprawdę dobry film – nawzajem wymienialiśmy się swoimi postrzeganiami na temat obejrzanej ekranizacji. Niektóre momenty naprawdę potrafiły nas rozbawić do łez, jednak kolejne należały do rangi przygnębiających i nieprzewidywalnych

– Wylądowali nago w pokoju, Skyler! I to jeszcze wpadli na siebie! Najlepsza scena wszech czasów! – rozmarzony chłopak pchał swoje długie nogi niemal pod moje krzesełko, wierzgając nimi z ogromną radością.

– Twoje nogi zabierają mi tlen - skwitowałam krótko, szturchając go lewą nogą, na co cofnął swoje do odpowiednego miejsca.

– A ty mi kradniesz serce. Chyba poważniejsza sprawa – niebieskooki zaakcentował swoją wypowiedź tonem, który nadał jej nadzwyczajnej normalności. Gdyby kradzież serca była czymś występującym na porządku dziennym.

– Wiesz, bez tlenu długo nie wytrzymasz, a serce można przeszczepić. Na logikę, oboje jesteśmy w czarnej dupie – wzruszyłam ramionami, zauważywszy zmierzającego w naszą stronę kelnera.

– Mówił ci ktoś, że gadasz jak nakręcona? – chłopak, spojrzawszy na przyniesione przez pracownika danie, szeroko się uśmiechnął, również pobudzając swoje zmysły węchu.

– Tak, ale zbytnio się tym nie przejmuję, bo po co. Dziękuję – przyjaźnie uśmiechnęłam się do mężczyzny w czarnym kitlu, chwilowo ilustrując wzrokiem swój posiłek. – Jestem jaka jestem i możliwe, że czasem mam zwyczajny napływ mądrości literackiej. Z resztą, też ci chyba kiedyś tak mówiłam. Tylko ty dodatkowo kaleczysz język.

– Przynajmniej wychodzę z tego z twarzą – wskazał na mnie opróżnionym z jedzenia widelcem, lekko ruszając nim w powietrzu. – W ogóle, masz ochotę wybrać się jutro na koncert Kiss'u? Mam dodatkowe dwa bilety i zamierzałem zabrać ciebie i Nathan'a. A, smacznego, oczywiście.

– Dziękuję, tobie również smacznego, a jeżeli chodzi o koncert to przepraszam, niezbyt pasuje mi jutrzejsza data. Mama ma wolne i chciałyśmy razem spędzić typowy "babski dzień". Z przyjemnością poszłabym z tobą, bo sama też lubię ich muzykę, jednak mam już plany, przepraszam – powiedziałam spokojnie, zachowując wstrzemięźliwość od spożywania dania.

– Nie ma sprawy. Widzę, że oboje spędzimy świetnie dzień. I to bez siebie! – niebieskooki skwitował swoją wypowiedź lekkim śmiechem, po czym oboje przystąpiliśmy do jedzenia zamówionych posiłków.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro