17. Dziki szał

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*perspektywa Andy'ego*

Proponując Skyler dzisiejsze wyjście na koncert, w głębi duszy żywiłem nadzieję, że dziewczyna z ogromną radością przystoi na propozycję, niemiłosiernie drążąc temat wyjścia. Jednak tak się nie stało – blondwłosa wcześniej zaplanowała każdą godzinę dzisiejszego dnia, nie znajdując w nim ani wolnej chwili. Ten fakt zdecydowanie mnie nie pocieszał, gdyż pierwszy raz od czasu poznania musiałem spędzić kilkanaście godzin bez Sky, będąc zdanym na swoich umysłowo chorych przyjaciół, których, mimo wszystko, lubiłem.
Zostając w nawet dobrym stanie emocjonalnym, zarzuciłem prawą nogą na podłogę, wstając, a następnie starannie ścieląc łóżko, które wbrew pierwszemu wrażeniu było bardzo wygodne. Na ślepo chwyciłem z szafy ubrania, sądząc, że przed wyjściem do centrum i tak zmienię swoje odzienie na nieco odpowiedniejsze, wygodniejsze czy też klimatyczniejsze.

– Wreszcie wstałeś! Andrew, jest po pierwszej w południe, obiad gotowy, mama jest na ciebie zła! No już, zbieraj się i nie zapomnij spodni zmienić. Kto to widział dziecko w dziurawych jeansach, Boże, miej nad nim opiekę, na złą stronę chłopak zbiega – Nathan z entuzjazmem zawitał w progi wynajmowanego przeze mnie pokoju, bokiem ciała opierając się o futrynę oraz uważnie obserwując wykonywane przeze mnie zajęcie, którym było uruchamianie telefonu. – Żartowałem, lodówka świeci pustkami i ani tobie, ani mnie nie widzi się iść do sklepu. Ja też nie chcę bawić się w twoją mamę, bo nie potrafię nawet ugotować makaronu, a twój Beaux już jest w salonie. Miły gość, nadal masz gust, brawo.

Ignorując wszelakie wibracje małego urządzenia pozwalającego na kontakt ze światem, włożyłem smartfon do tylnej kieszeni spodni, prędko udając się do salonu, aby zobaczyć czy blondyn nie przekroczył nieustalonych jeszcze zasad.

– Miałeś być o trzynastej – palcem wskazującym nakierowałem na zegar ścienny, orientując się chwilę później, że perkusista przyszedł o czasie. – Wczoraj poszedłem późno spać... Znaczy dzisiaj... Jeszcze nie kontaktuję do końca, jakby.

– Zakochany! Ej, a tamten pierścionek co wybieraliśmy go razem, spodobał jej się? Młody, połowę mojej wypłaty na niego wydałeś bez najmniejszych ociągnięć, jesteś serio wariat.

– Myślę, że jej się spodobał, bo nosi go do tej pory, a jeżeli chodzi o pieniądze, płaciłem ze swoich – wykonałem zamaszysty ruch ręką, strzepując z blatu okruszki po krojeniu chleba, które zgrabnie wylądowały na podłodze. Przesunąłem je odzianą w skarpetę stopą w kąt, następnie otwierając lodówkę i przekonując się, że Nathan miał całkowitą rację z pustkami. – Ej, co jemy?

Po chwili kłótni, która spowodowana była wyborem rodzaju pizzy, doszliśmy do wniosku, że zamówimy lubianą przeze mnie oraz Nathan'a Vegetarianę, aby równocześnie zaprezentować Beaux'owi nowe smaki. Właściciel mieszkania złożył zamówienie przez telefon, uwzględniając w nim sosy oraz napój gazowany, który nie gościł w naszych progach. W oczekiwaniu na danie rozpoczęliśmy konwersację dotyczącą samego wyjścia na koncert.

– Czyli tak. Jemy obiad, Andy śniadanie, przebieramy się, pakujemy najpotrzebniejsze rzeczy i wychodzimy. Jesteśmy na miejscu dwie godziny przed, trochę rozglądamy się za busem, aby dostać autograf, ewentualnie zdjęcie, a potem idziemy na halę. Po koncercie idziemy do klubu, bawiąc się najlepiej na świecie. Zrozumiano? – wspólnie z Beaux'em twierdząco odpowiedzieliśmy na zapytanie Nathan'a, słysząc następnie natarczywy dźwięk dzwonka do drzwi. Brunet skierował się w stronę wejścia do mieszkania, odbierając od dostawcy zamówiony posiłek oraz regulując jego należność. Po lekkich przygotowaniach wspólnie przystąpiliśmy do jedzenia, smarując kawałki ciasta swoim ulubionym sosem.

*perspektywa Skyler*

Przy spożywaniu śniadania, wspólnie z mamą ustaliłyśmy, że do centrum wyruszymy koło południa, rozglądając się kilka godzin, a następnie wybierając miejsce, które byłoby idealne na zamówienie obiadu. Przygotowanie do wyjścia zajęło nam maksymalnie pół godziny, bowiem ubrania wybrałyśmy przy pobudce i jedyną, pozostałą rzeczą było ułożenie włosów w wygodną fryzurę. Po wykonaniu czynności, zabrałyśmy ze sobą odpowiednią ilość gotówki, wychodząc z mieszkania oraz udając się w kierunku samochodu. W między czasie napisałam wiadomość do Andy'ego, życząc mu dobrej zabawy zaakcentowanej uśmiechniętą emotką, po czym wysłałam tekst na numer niebieskookiego.
Podczas drogi wspólnie z mamą śpiewałyśmy nasze ulubione piosenki, bujając się do granic możliwości, co w pewnym stopniu urozmaiciło naszą podróż. Jej pierwszym celem, który zamierzałyśmy osiągnąć było centrum handlowe, gdzie znalazłyśmy się po zaledwie dwunastu minutach trasy. Rodzicielka zaparkowała samochód dość blisko wejścia, po czym udałyśmy się do wnętrza, rozpoczynając bieganie po różnorodnych sklepach. Zakup, z którego byłam najbardziej zadowolona należał do kategorii obuwniczej. W obniżonej cenie kupiłam bordowe trampki pod pretekstem wyrzucenia starych, lekko obdartych po bokach. Do naszej listy wpisane zostały również zapachowe świeczki, nowe ręczniki, pojedyncze bluzki oraz przydatne akcesoria kuchenne. Obciążone plastikowymi torbami, udałyśmy się na parking, umieszczając zakupione rzeczy w bagażniku oraz ruszając w dalszą trasę, której celem tym razem stał się salon fryzjerski, bowiem zarówno ja, jak i mama postanowiłyśmy skrócić nieco swoje włosy oraz wykonać zabieg polepszający ich kondycję.
Do wspomnianego miejsca dotarłyśmy po upływie około dziesięciu minut, uprzejmie witając się z pracownicami, którym przekazałyśmy swoje zamiary. Miłe kobiety doradziły nam w sprawie lepszych zmian, które radośnie zaakceptowałyśmy, zmierzając następnie na wskazane fotele. Z czasem nasze włosy przybierały całkiem nowy kształt obcięcia, a także strukturę za sprawą używanych preparatów. Co do koloru, wspólnie z mamą postanowiłyśmy nadal pozostać przy naturalnym odcieniu, nie obciążając dodatkowo cienkich pasm.
Po uprzednim zapłaceniu odpowiedniej kwoty za wizytę, stwierdziłyśmy, że nastał czas, aby odwiedzić sklep spożywczy. Lodówka i szafki w powolnym tempie zaczynały świecić pustkami, a wizja braku jedzenia zmotywowała nas na tyle, że kolejne dwie godziny spędziłyśmy w hipermarkecie.

– Ty byłaś w restauracjach z Andy'm, zaproponuj coś – siedząc w aucie i sprawdzając po kolei wiersze paragonu, starałyśmy się dojść do wniosku, które miejsce na obiad powinnyśmy wybrać. Rzucałyśmy naprzemian propozycjami, jednak te należały albo do rangi zbyt drogich, albo zbyt przesyconych tłuszczem.

– Może po prostu pizza? – wydęłam usta zmęczona natłokiem myśli z brakiem rozwiązań, wzruszając ramionami. Rodzicielka odłożywszy kawałek sklepowego papieru, poparła mój pomysł, co dopełniła jadąc w kierunku wspomnianego miejsca.

Podczas drogi dodatkowo stwierdziłyśmy, że w internecie sprawdzimy menu restauracji, aby nie stracić zbyt dużo czasu. Po kolejnych perswazjach doszłyśmy do porozumienia, uznając zakup Carbonary, która w przeszłości smakowała nam obu.
Będąc na miejscu po upływie kilkunastu minut, złożyłyśmy zamówienie, następnie oczekując na danie oraz zawiązując w tym czasie dialog.

– Czyli mówisz, że zaprosił cię na koncert, ale wolałaś iść ze mną? – rodzicielka przyniesionym widelcem zataczała okręgi na talerzu, uważnie na mnie przy tym patrząc.

– Wiesz, nie chcę, aby w jakiś sposób nasza relacja się pogorszyła. Racja, Andy jest dla mnie ważniejszy niż wcześniej, ale spędzam z nim praktycznie cały dzień i myślę, że odpuszczając mu jeden na koszt spędzenia go z tobą, wyjdzie nam wszystkim na dobre. Od niego odpocznę, a z tobą szczerze porozmawiam o wszystkich rzeczach – wyjaśniłam, obdarowując mamę miłym uśmiechem. – Nadal jesteś dla mnie najważniejsza, bo dzięki tobie jestem tutaj, gdzie jestem. Bez twojego wsparcia, czasem pomocy, poddałabym się. Dałaś mi siłę, mamo. I tobie zawdzięczam to wszystko, co teraz mam ze sobą.

– Masz może chusteczki? Oh, poczekaj, tutaj są – kobieta starannie otarła spływające po policzkach pojedyncze łzy serwetką z logiem miejsca, w którym się znajdowałyśmy, następnie przymierzając się do rozpoczęcia swojej wypowiedzi. – Kocham cię, Skyler, wiesz? Mówiłam ci to już okropnie wiele razy, ale powiem jeszcze tyle, ile będzie trzeba. Jesteś moim największym skarbem, dzięki któremu wiem, że mam dla kogo żyć. Dzięki któremu codzień się uśmiecham, przykrywając wszystkie przykrości. Dzięki któremu czuję się cudownie, bo mam kogoś z kim zawsze mogę porozmawiać albo zwyczajnie pomilczeć. Mogę pośmiać się z żartów, obejrzeć seriale, wyjść na miasto. Mam swoją wiecznie małą kruszynkę, która, mimo stosunku lat, nie zmienia się.

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, mając tak cudowną mamę. Jestem największą szczęściarą. Spójrz, która rodzina rozmawia o emocjach w pizzeri? – zaśmiałam się, doprowadzając wzrokiem kelnerkę z naszym daniem do stolika. Z uśmiechem podziękowałyśmy za posiłek, następnie przystępując do jego spożywania.

***

Powróciwszy najedzone, z lekka zmęczone i szczęśliwe do domu, przystąpiłhśmy do rozpakowywania zakupionych towarów, z początku biorąc pod uwagę te z kategorii spożywczej. Sprawnie umieściłyśmy artykuły to w szafkach, to w lodówce lub na ścianach, następnie zajmując się zakupami z galerii handlowej. Znalazłszy wieszaki, powiesiłam w szafie ubrania według kolorów, zanosząc później do przedpokoju nowe buty oraz wieszając w łazience ręczniki. Wspólnie z mamą w każdej części domu ustawiłyśmy świeczki, na koniec z uśmiechem sądząc o niesamowitym przystrojeniu.
Kiedy na dzisiejszy dzień zakończyłyśmy wykonywanie obowiązkowych zajęć, postanowiłyśmy obejrzeć film reżyserii Lasse Hallström "Mój przyjaciel Hachiko", którego fabuła, jak i umiejętność odgrywania ról chwyciły nas za serce.

– Wiesz co? Ja pójdę pograć do ogrodu na gitarze – stwierdziłam, przysłuchując się nowej piosence angielskiego wokalisty goszczącej na kanale muzycznym. Po miłym uśmiechu rodzicielki, udałam się do pokoju, a zabrawszy gitarę, notes z długopisem oraz potrzebne akcesoria, przeszłam do ogrodu, siadając wygodnie w bujanej kuli na stojaku ustawionej naprzeciw stolika, który posłużył mi do trzymania przyborów.
Zacząwszy grać pierwsze dźwięki, które przychodziły mi do głowy i które obierałam w odpowiednie chwyty, przypominał mi się dzień, w którym jednocześnie płakałam ze szczęścia, jak i smutku.

And what if I never kiss your lips again 

Przypominał mi się umoczony od łez niebieskookiego list, z lekko rozmazanym tuszem, jednak możliwym do odczytania.

Or feel the touch of your sweet embrace 

Świadomość, że nigdy więcej nie będę mogła go dotknąć.

How would I ever go on 

Przytulić.

Without you there's no place to belong 

Ale jednak będę mieć go na zawsze przy sobie.

Well someday love is gonna lead you back to me 

Jednak nie w taki sposób, który oboje chcieliśmy.

But 'till it does I'll have an empty heart 

Nigdy więcej nie poczuję jego miękkiego, kojącego dotyku.

So I'll just have to believe 

Nigdy więcej nie zobaczę wzburzonego morza w jego niemal błękitnych tęczówkach.

Somewhere out there you thinking of me 

Nigdy więcej nie zatopię palców w delikatnych, nieskazitelnie czarnych włosach.

Until the day I'll let you go 
Until we say your next hello 
It's not goodbye 
'Til I see you again 
I'll be right here rememberin' when 
And if time is on our side 
There will be no tears to cry 
On down the road 
There is one thing I can't deny 
It's not goodbye 

W końcu zostanę sama ze swoimi niespełnionymi uczuciami, żałując, że nie powiedziałam mu o czasie dwóch najważniejszych dla mnie słów. Dla nas.

You'd think I'd be strong enough to make it through 
And rise above when the rain falls down 
But it's so hard to be strong 
When you've been missin' somebody so long 
It's just a matter of time I'm sure 
But time takes time and I can't hold on 
So won't you try as hard as you can 
To put my broken heart together again 

Będę winna do końca.

Until the day I'll let you go 
Until we say your next hello 
It's not goodbye 
'Til I see you again 
I'll be right here rememberin' when 
And if time is on our side 
There will be no tears to cry 
On down the road 
There is one thing I can't deny 
It's not goodbye 

It's not goodbye
Until the day I'll let you go 
Until we say your next hello 
It's not goodbye 
'Til I see you again 
I'll be right here rememberin' when 
And if time is on our side 
There will be no tears to cry 
On down the road 
And I can't deny
It's not goodbye

It's not goodbye
'Till I see you
I'll be right here rememberin' when
Time is on our side
No more tears to cry
And I can't deny
It's not goodbye
Goodbye

Po kilkakrotnym zagraniu i zaśpiewaniu poszczególnie stworzonych wersów, z nadal mokrymi oczami postanowiłam ukazać rodzicielce swoje dzieło. Podniósłszy się z bujanego fotela, razem z zeszytem i gitarą pobiegłam do domu, siadając następnie na kanapie i zwracając na siebie uwagę będącej w kuchni mamy.

– Słuchaj – poleciłam, ustawiając przed sobą notes oraz wygodnie chwytając kostkę. Sprawnie zagrałam kompozycję, uważając przy tym na wszelakiego rodzaju potyczki, następnie wymownie spoglądając na stojacą przede mną kobietę. – Nic nie musisz mówić. Ja myślę, że to po prostu kolejna piosenka, która dla mnie ma ważne podłoże, jednak niezrozumiałe dla innych ludzi. Tych, którzy mnie nie znają.

– Ja za to myślę, że kolejny raz stworzyłaś coś cudownego i jak najbardziej powinnaś to pokazać Andy'emu. Zobaczysz, on też będzie pełen podziwu, o ile z początku chusteczki nie wejdą w grę. Na wszelki wypadek musisz jakieś mieć pod ręką. Swoją drogą, bijesz rekordy w czasie ze swoją wyobraźnią.

– Idę wziąć prysznic, mam kompletnie zbyt dużo energii w sobie. Potem pomyślę nad tym wszystkim i pójdę spać. Dobranoc – złożyłam przelotny pocałunek na jej policzku, zabierając później z pokoju strój nocny oraz udając się do łazienki. Sprawnie i szybko dopełniłam zamierzaną czynność, umieszczając w koszu na pranie ubrania wątpliwej czystości oraz zakładając na siebie lekką piżamę. Myjąc zęby, prędko przeczesałam włosy, następnie opuszczając toaletę i udając się do swojego pokoju.
Zmęczona dzisiejszymi wydarzeniami bezwładnie opadłam na łóżko, kolejny raz analizując w głowie zarówno napisany tekst, jak i wszystkie swoje uczucia.
Kiedy dowiadujemy się, że osoba, którą kochamy martwi się o nas tak samo, jak my o nią, zaczynamy czuć się niesamowicie. To dopiero wtedy dociera do nas fakt, że życie mimo wielokrotnych szarości nadal jest kolorowe i otwarte na wszelakie szaleństwa. Wtedy okazujemy swoje prawdziwe, radosne oblicze, otwieramy się przed tą wybraną, drugą osobą, chcąc ją niemal zaciągnąć do Nibylandii i zaszyć się pośród obwitujących w cukier drzew. Stworzyć bezpieczną oazę, do której z przyjemnością będziemy wracać. Być po prostu szczęśliwym.
Spojrzawszy na zegar, zdałam sobie sprawę, że zdecydowanie wszystko zabrnęło za daleko. Dodatkowo niemal wibrujący w tych samych odstępach czasu telefon dawał się we znaki, poruszając całą etażerką. Zgrabnie chwyciłam po urządzenie, ujrzawszy następnie wiadomości w swojej skrzynce odbiorczej.

23:38
ANDY:
Hej

00:42
ANDY:
Hej

01:18
ANDY:
Hej

Ze śmiechem odczytałam wszystkie wiadomości, rozumiejąc przy tym tupet i upartość złowieszczego cukierka o niebieskich tęczówkach.

01:25
JA:
Sokoły! Omijajcie góry! Lasy! Doły!

01:25
ANDY:
Dobra, cicho, muszę ci coś powiedzieć. Tylko weź to na poważnie, okey? Nie wyśmiej mnie, bo znowu będę zagubionym dzieckiem z garczkiem na głowie.

01:26
JA:
Jest pierwsza nad ranem, mów szybko, chcę iść spać.

01:26
ANDY:
Jestem Batmanem.

01:26
JA:
Jesteś pijany?

01:27
ANDY:
Ta... Tak wyszło...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro