6. Życiodajne słowo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wschód słońca dawał się we znaki ledwo po wybiciu piątej nad ranem, przez co czas mojego spoczynku został skrócony ze względu na rozsunięte rolety. Niechętnie wyłoniłam się z objęć kołdry, stając na równych nogach z zamiarem udania się do łazienki. Opuściłam progi swojego pokoju, kierując kroki do pomieszczenia umieszczonego dokładnie naprzeciw mnie.

– Ty już nie śpisz? – podskoczyłam ze strachu, spoglądając w stronę rodzicielki siedzącej w jadalni. Wyjaśniłam sprawę o rozsuniętych roletach i mocnym słońcu w dość szybkim czasie, dodajac następnie, że niebawem zjawię się w pomieszczeniu i porozmawiam z nią. Żwawym krokiem weszłam do toalety, wykonując wszystkie poranne czynności, po czym z uśmiechem na twarzy wróciłam do jadalni, nalewając do szklanki herbatę oraz siadając naprzeciw mamy.

– Ty nie w pracy? – zapytałam, chcąc zacząć rozmowę. Poranna aura zawsze tworzyła w moim przełyku dziwne uczucie, a dodatkowo widok świeżo zrobionych kanapek z wędliną przyprawiał mnie o mdłości. Gestem ręki zaprzeczyłam zachęty rodzicielki co do spożycia śniadania, wyczekując na jej odpowiedź.

– Dzisiaj mam na trzynastą. A ty? Jakieś plany? – posłała w moją stronę uśmiech, odgryzając kawałek chrupiącej bułki.

– Jeszcze nie wiem, ale pewnie spotkam się z Andy'm – chwilowo spojrzałam za okno, zauważywszy pojawiający się na niebie grzmot oraz niebo w kolorze między granatem, a szarością. – Wiesz, mamo, to jest skomplikowane. Pierwszy raz znajduję się w sytuacji, że mam kogoś tak blisko. I to kogoś, kto jeszcze pewien czas temu był dla mnie kompletnie nieosiągalny. Wczoraj myślałam o tym wszystkim i doszłam do wniosku, że chyba zakochałam się w Andy'm. Tym bajecznym niebieskookim o miękkich, kruczoczarnych włosach i, jak to mówisz, satanistycznym ubiorze. Uzależniłam się od jego obecności gorzej niż wcześniej. Kiedyś jego wizerunek był dla mnie jedynie elementem do wzorowania się, ale mam wrażenie, że od czasu spotkania wszystko diametralnie się zmieniło.

– Porozmawiajcie na spokojnie, wyjaśnijcie sobie uczucia i razem dojdziecie do porozumienia. Pamiętaj tylko, że nic samo nie przyjdzie i we wszystko musisz włożyć swoje starania. Jako osoba trzecia mogę ci powiedzieć, że czasem wyglądacie jakbyście byli razem i z mojej perspektywy wszystko idzie ku dobrej stronie, a jedyne od czego teraz zależy wasza relacja to szczera rozmowa. Zjesz coś? – delikatnie pogładziła mnie po ramieniu, następnie wstając oraz zabierając kubek ze stołu, z zamiarem zjawienia się kuchni. Słownie kolejny raz zaprzeczyłam jej propozycji śniadania, tłumacząc, że pójdę do swojego pokoju. Kiedy weszłam do pomieszczenia, zaczęłam szukać pilota z zamiarem włączenia swojego ulubionego kanału muzycznego, przez co chwilę później po lokum rozniosły się pierwsze dźwięki najnowszej piosenki autorstwa Adele. Usiadłam przy biurku, wyjmując z półek kolejno kilka kartek papieru, ołówki oraz kredki, gumkę do ścierania i temperówkę, czego następstwem było rysowanie poszczególnych kresek na szkicowniku.
Moja poważniejsza przygoda z plastyką rozpoczęła się z momentem ukończenia przeze mnie trzech lat, natomiast pierwsze szlaczki tworzyłam już w wieku dwóch. Mało kto wierzył, że zazwyczaj rysowałam do góry nogami, nie widząc w tym nic nadzwyczajnego. Grunt, iż mimo że pracowałam z dodatkowo zaplanowanymi sobie przeszkodami, jak na wiek, w którym się znajdowałam, wychodziło na prawdę dobrze. Wymyślanie i planowanie nowych dzieł zajmowało mi zaledwie kilka sekund, ze względu na dość wybujaną wyobraźnię, a wykonanie w zależności od techniki pracy. Tym razem rysunek zakończyłam równo po upływie trzydziestu minut, sądząc, że jak na tak krótki czas, wyszło naprawdę nieźle.
Odłożyłam niezużyte kartki na swoje miejsce, tak samo jak pozostałe przybory, a rysunek umieściłam przy lewym, górnym rogu biurka. Delikatnie ułożyłam głowę na meblu, patrząc w stronę okna i zauważając widniejący deszczowy krajobraz na obrzeżach Detroit. Pomyśleć, że niedawno było słonecznie.

***
*perspektywa Andy'ego*

Pierwsza myśl po przebudzeniu, która wdarła się do mojej głowy, było skontaktowanie się ze Skyler. Chwyciłem komórkę, logując się do sieci oraz wybierając numer dziewczyny, gdzie, jak na złość, włączyła się sekretarka. Nie czekając ani chwili dłużej, założyłem na siebie pierwsze lepsze ubrania, w których skład wchodziły czarne spodnie z dziurą na kolanie i tego samego koloru koszulka z logiem Alkaine Trio. Schowałem telefon do kieszeni, energicznym krokiem opuszczając pomieszczenie, z zamiarem skierowania się do holu. Założyłem skórzaną kurtkę oraz Vansy, zabierając następnie z komody klucze zarówno od mieszkania, jak i samochodu, po czym, zamykając dom, przebiegłem na podjazd, wsiadając do auta i ruszając w trasę.
Ze względu na niezbyt dogodne warunki pogodowe miałem lekkie opóźnienie, przez co do miejsca zamieszkania dziewczyny dojechałem kilka minut później niż planowałem. Zaparkowałem samochód na podjeździe, wysiadając z niego i kierując się w stronę drzwi frontowych. Palcem wskazującym przywarłem do dzwonka, oczekując na osobę po drugiej stronie.

– Oh, Andy, dzień dobry! – w progu ujrzałem rodzicielkę blondwłosej, trzymającą w dłoni zieloną ściereczkę z mikrofibry. Niecierpliwie zapytałem o możliwość zawitania do mieszkania, czując, że spadające z dachu krople deszczu, wlatują mi za kołnierzyk kurtki. Po otrzymaniu pozwolenia, przekroczyłem próg, zdejmując od razu mokre buty oraz ramoneskę. – Napijesz się czegoś?

– Mógłbym prosić coś gorącego? Może być herbata. Na zewnątrz jest okropnie zimno – na samą myśl o panującej pogodzie wzdrygnąłem się, a nadal zimna i przemoczona przy szyi koszulka utwierdzała mnie w przekonaniu, że wolę pozostać w domu. Mimo wszystkich przeżyć, uśmiechnąłem się do kobiety zaczynającej gotowanie wody na upragniony napój, następnie pukając do pokoju Skyler. Nie usłyszawszy odpowiedzi, ostrożnie wszedłem do pomieszczenia, zauważywszy niebieskooką przy biurku.

– Skyler – przedłużyłem ostatnią samogłoskę jej imienia, przymykając za sobą drzwi oraz podchodząc do mebla po lewej stronie pokoju. Blondwłosa ociągle uniosła swoją głowę, spoglądając na mnie ze zmieszanym wyrazem twarzy.

– Co, która godzina? – dłonią przetarła zaspane powieki, zatrzymując się na lewym policzku, który przyozdobiony był czerwoną odbitką ręki. – Co ty tutaj robisz?

– 12:53 i tak, też miło mi cię widzieć – uniosłem kąciki ust, kucając naprzeciw Sky i delikatnie kładąc dłoń na jej ramieniu. – Spałaś?

– Tak jakby... Przepraszam za mój nieogarnięty wygląd, ale jak widać, mimo że obudziłam się po piątej, to jeszcze przed dwunastą jestem w piżamie. Taki dzień, co poradzisz. Napijesz się czegoś?

– Twoja mama już szykuje herbatę. Sky, nie wyglądasz najlepiej. Wszystko dobrze? – w zapytaniu uniosłem do góry brwi. Cera blondwłosej nadzwyczaj pobladła, a sińce pod oczami nie kryły swojego koloru.

– Jest okey, trochę boli mnie głowa, ale to od leżenia na biurku. Nie martw się, panuję nad wszystkim. Pójdę się przebrać, nie chcę chodzić w piżamie, tym bardziej, że mam gościa. Daj mi dwie minuty – wskazała na mnie palcem, unosząc ciężar swojego ciała z fotela oraz podchodząc do szafy. Po wybraniu odpowiednich na dzisiejszy dzień ubrań, żwawym krokiem opuściła pokój, mijając się ze swoją rodzicielką w progu. – Posłódź mi jedną łyżeczkę! – krzyknęła z holu, mając na myśli "doprawienie" herbaty. Po tym jak pani Hope ustawiła napoje na biurku, wykonałem czynność, otwierając następnie opakowanie czekoladowych ciastek. Chwilę później ubrana w czarne spodnie z licznymi dziurami, biało-bordową bluzę z napisem oraz czapkę Skyler zjawiła się w pomieszczeniu, zaczesując świeżo rozczesane włosy do tyłu.

– Ślicznie wyglądasz i jeżeli chodzi o herbatę to tak, posłodziłem – uśmiechnąłem się szczerze, podając dziewczynie kubek z gorącą cieczą, uprzedzając, aby chwyciła za "uszko". Odwzajemniła radosny grymas twarzy, łapiąc się naczynia oraz dziękując za dopełnienie czynności i pytając o kolejne zajęcie. – Batman? – zapytałem z nutką nadziei, spoglądając na włączony telewizor oraz siadając na wcześniej zajmowanym przez Skyler miejscu. Niebieskooka natomiast ułożyła się w rogu łóżka, opierając głowę o szafę.

– Szczerze? Mam już go serdecznie dosyć, wybacz. Pojechałabym do parku, ale pogoda, jak widać, nas nie rozpieszcza – na jej promienną jak dotąd twarz wdarł się lekki smutek, który dodatkowo ukazał się, kiedy dwudziestolatka spojrzała w okno.

– Zapowiadali, że dzisiaj po południu będzie dwadzieścia siedem stopni i dużo słońca, więc zaraz powinno się rozpogodzić. Poczekajmy – spojrzałem w jej stronę, z radością unosząc kąciki ust.

– Co mi się tak przyglądasz? Mam krem czekoladowy na twarzy, czy coś w tym stylu? – w przerażeniu odłożyła na etażerkę przy łóżku kubek, następnie cholerycznie wycierając twarz dłońmi, co, swoją drogą, wyglądało dość komicznie i z czasem oboje zaczęliśmy się śmiać.

– Nie, nic nie masz. Po prostu chcę się napatrzeć na najlepszą osobę jaką spotkałem w swoim beznadziejnym życiu. Ale wiesz co? Teraz zastanawiam się czy przez cały żywot, czy przez kilka lat. Rozumiesz, lody z dzieciństwa też nie gardziły moją sympatią. Sądzę, że u ciebie było tak samo. Może teraz też. Sama to rysowałaś? – wskazałem na rysunek flaminga, który chwilę temu zwrócił na siebie moją uwagę. Praca była bardzo dopracowana, najmniejsze szczegóły dodawały jej osobistego charakteru, a sam ogół tworzył ciekawą kompozycję na tatuaż.

– Tak. Jeżeli chcesz, możesz go zatrzymać. Nawet zapakuję ci to w teczkę, abyś nie pogiął. Nie dziękuj, bo wiem, że masz to w zamiarze – blondwłosa swoimi długimi palcami zmierzwiła moje włosy, układając następnie dłonie na moich barkach. Do głowy zaczęły wpadać mi myśli o kobiecie pająk bądź kot, gdyż moja towarzyszka niemal bezszelestnie znalazła się tuż za mną.
Z uśmiechem przytaknąłem głową na propozycję dziewczyny, bacznie obserwując wykonywaną przez nią czynność, którą było wyciąganie twardej teczki z górnej półki szafy. Jednak nieporadność niebieskookiej i mściwość koca chwilę później dały się we znaki, przez co w szybkim tempie podniosłem się z krzesła, łapiąc anielicę w swoje ramiona i chwilowo przytrzymując.
Zmieszana atmosfera wirowała między nami, a mózg nie podpowiadał ani jednego, racjonalnego kroku. Pierwszy raz czuliśmy się w swoim towarzystwie niezręcznie, co spostrzegła nawet mama blondwłosej, która, zaniepokojona utworzonym hałasem, wbiegła do pokoju, chcąc zobaczyć, co się wydarzyło. Dopiero przy jej obecności postanowiliśmy odsunąć się od siebie, a ja z czasem wypowiedziałem krótkie i ciche "przepraszam", natomiast dziewczyna obróciła zaistniałą sytuację w żart. Z jednej strony cieszyłem się, że nie ma mi za złe, z drugiej za to nadal czułem się niezręcznie i sam nie wiedziałem, jak powinienem się zachować.
Po chwili ciszy postanowiliśmy jednak obejrzeć coś ciekawego w telewizji, zauważywszy, iż pogoda ulega polepszeniu.

– Jedziemy? Trzynasta dwadzieścia trzy, dwadzieścia cztery stopnie na zewnątrz, zero deszczu, samo słońce – kiedy na szklanym ekranie nie wyświetlano już naszych ulubionych, czy też wystarczająco ciekawych filmów, postanowiłem sprawdzić panującą pogodę, gdyż w mojej pamięci nadal widniały plany odnośnie wypadu do parku.

– Popieram twoje propozycje, Biersack. Chodź, przygotujemy kosz, zrobimy piknik – niebieskooka pociągnęła mnie za rękę, udając się do kuchni oraz wyciągając z półki czerwony koszyk. Zapytania rodzicielki odnośnie naszych zamiarów sprytnie wytłumaczyła, wybiegając następnie na taras, aby sprawdzić, czy trawa nadal była nasiąknięta wodą. Kiedy ustaliliśmy, że zabierzemy ze sobą zarówno koc, jak i leżaki, przystąpiliśmy do przygotowania różnorodnych kanapek oraz sałatek. Spakowaliśmy również napoje, układając je równo po brzegu pojemnika z drewna. Dla akcentu dodaliśmy jeszcze znalezione w mieszkaniu słodkości, po czym przeszliśmy do zbierania rzeczy nie do zjedzenia. W średniej wielkości torbie umieściliśmy wspomniany wcześniej koc, kilka małych poduszek oraz szkicownik i ołówki, bowiem Skyler stwierdziła, że piknik w parku to idealna okazja, aby narysować coś ciekawego, gdyż natura zawsze ją inspirowała. Gdy utwierdziliśmy się w przekonaniu, że wszystko co potrzebne mamy ze sobą, pożegnaliśmy się z mamą blondwłosej, wychodząc z mieszkania oraz ruszając w stronę samochodu. Sprawnie zapakowaliśmy pakunki do bagażnika, wsiadając następnie do wnętrza auta, zapinając pasy i odjeżdżając w trasę. 

***

– Skyler? – wtrąciłem niepewnie, przyglądając się gromadce dzieci ganiających za motylem. Kiedy dziewczyna wydobyła ze swoich ust pomruk zapytania, kontynuowałem monolog. – Jak byłaś w szpitalu, rozmawiałem z twoją mamą. Powiedziała mi, że potrzebujesz przeszczepu. Myślałem o tym ostatnio i stwierdziłem, że... Ja mógłbym zostać twoim dawcą.

– Chcesz mieć nadal nogi w dupie? To lepiej nie wracaj do tego tematu. Inaczej wylądujesz na następnych koncertach bez dolnych kończyn.

– Albo bez dupy, ale z nogami? – zaśmiałem się, chwilowo spoglądając w stronę swojej towarzyszki.

– Albo bez dupy, ale z nogami. Wracając, te ciastka źle na ciebie działają, oddaj mi je – stanowczo chwyciła plastikowe opakowanie ze słodyczą, chowając je do kosza oraz wracając wzrokiem do mnie. – Skąd w ogóle wpadłeś na tak idiotyczny pomysł? – wzruszając ramionami wyjaśniłem, że wszystko wyszło spontanicznie, a z czasem uznałem, iż byłby to całkiem dobry plan. – Jeżeli chcesz wiedzieć, jestem na liście oczekujących na przeszczep, dlatego wszystko będzie w jak najlepszym porządku. Z resztą, siedzę tutaj z tobą, jem halucynogenne ciastka, więc raczej jeszcze żyję i miewam się mniej więcej dobrze – niebieskooka ulotniła delikatny uśmiech, układąc głowę na moich kolanach. – I jak ci to nie przeszkadza, pozwól, że sobie poleżę. Zostańmy tutaj jeszcze chwilę – z radością przystałem na jej propozycję, bowiem również podobał mi się panujący klimat, a słoneczna pogoda dodatkowo polepszała dzisiejszy dzień.
Nadzwyczaj zachwycała mnie determinacja blondwłosej, która nie wspomniała o moich kościstych nogach, wbijających jej się w łopatki. W głowie kolejny raz snułem myśli odnośnie wytrzymałości, upartości, zmienności oraz tajemniczości swojej towarzyszki, również i tym razem przywołując w myślach bohaterów z bajek. Byłem po prostu pełen podziwu.

***

Przed godziną szesnastą odstawiłem dziewczynę do domu, obiecując, że skontaktuję się z nią telefonicznie. Pożegnaliśmy się poprzez przytulenie, po czym odjechałem w kierunku szpitala, ponieważ mimo jej protestów, stwierdziłem, że musiałem zrobić to, co postanowiłem.
Po dotarciu na miejsce, zaparkowałem auto kilka metrów od wejścia, udając się do recepcji. Zapytałem o dyspozycyjność lekarza prowadzącego kartotekę Sky, a po usłyszeniu, że mogę go zastać w gabinecie piętnastym, pokierowałem swoje kroki w tym kierunku. Zapukałem niepewnie do drzwi, a po usłyszeniu stanowczego "proszę", wszedłem do pomieszczenia.

– Dzień dobry – przywitałem się, siadając następnie na krześle naprzeciw lekarza. Po usłyszeniu od mężczyzny zapytania w czym może mi pomóc, kontynuowałem swój monolog. – Kojarzy pan Skyler Hall, prawda?

– Oczywiście. Tych niebieskich oczu i promiennej, radosnej twarzy nie da się nie kojarzyć. Coś się stało? – bacznie przyglądał się mojej twarzy, chcąc zapewne wyczytać z niej wszystkie emocje. W głębi duszy walczyłem ze swoimi decyzjami, starając poukładać wszystko jak najlepiej.

– Chciałbym po prostu zostać jej dawcą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro