9. Piękny ból

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*perspektywa Skyler*

Równo o godzinie siódmej piętnaście do moich uszu dobiegły radosne okrzyki rodzicielki dobiegające z salonu. Podpierając się na łokciach, wyłoniłam swoje ciało z objęć kołdry, poprawiając ją, a także ustawiając zakupionego przez Biersack'a pluszaka w samym rogu posłania. Obróciłam się na pięcie, chcąc zmienić pidżamę na strój codzienny, jednak nie było mi to dane, gdyż do pokoju wbiegła szeroko uśmiechnięta mama.

– Skyler! Kochanie, znaleźli dla ciebie dawcę! – wykrzyczała, zamykając nas w szczelnym uścisku. Mimowolnie po moich policzkach zaczęły spływać łzy radości, serce przyspieszyło rytmu, a w głowie kształtowały się wspomnienia, które w pewnej części zajmował Andrew.

– Nie wierzę – odpowiedziałam ściszonym głosem, kręcąc głową z niedowierzenia. Rodzicielka mocniej mnie do siebie przycisnęła, po czym ruszyła w kierunku szafy, zapewne z zamiarem spakowania walizki. Nie czekając dłużej, chwyciłam za telefon, wybierając numer do Andy'ego oraz czekając na niski, zachrypnięty głos, rozbrzmiewający po drugiej stronie.

Skyler? Coś się stało? – podskoczyłam, słysząc przerażenie w brzmieniu Biersack'a. – Jest dopiero siódma, Sky, o co chodzi?

Przyjedź szybko, proszę – wypowiedziałam, nadal nie mogąc przestać płakać.

Już jadę, daj mi pięć minut.

Odrzuciłam urządzenie na łóżko, podchodząc do mamy oraz pomagając jej w wykonywaniu czynności, przy okazji wybierając ubrania na dzisiejszy dzień.
Bez zastanowienia założyłam wybrane rzeczy, udając się następnie do łazienki w celu związania włosów w wysoki kucyk. Wykonywanie czynności przerwał mi dzwonek do drzwi, przez co, nie zwracając uwagi na połowę nieuczesanych pasm, wybiegłam z pomieszczenia, otwierając drzwi frontowe i rzucając się Andy'emu na szyję. Nie przeszkadzała mi różnica wzrostu. Chciałam mieć go jak najbliżej siebie.

– Skyler, o co chodzi? Powiedz wreszcie, bo już od zmysłów odchodzę – odparł, nadal oplatając nas swoimi wychudzonymi ramionami.

– Znaleźli dla mnie dawcę – wyszeptałam, kolejny raz zaczynając cicho płakać. Chłopak wypuścił nas z uścisku, podnosząc mój podbródek do góry i ustawiając tak, abym patrzyła w jego oczy, które niemal promieniały radością.

– I ty mi dopiero teraz o tym mówisz?! Przecież to jest najcudowniejsza wiadomość na świecie! – niebieskooki uniósł mnie do góry, na co oplotłam jego biodra nogami, chowając twarz w odcinku między szyją, a obojczykiem. Gdyby nie fakt, że moja mama chciała jak najszybciej dotrzeć do szpitala, pewnie stalibyśmy tak przez znacznie dłuższą chwilę.
Odsunęliśmy się od siebie, przechodząc do pokoju oraz pomagając rodzicielce w zgarnianiu rzeczy do walizki. Kiedy wszystko było już przygotowane, spojrzałam wymownie na swoich towarzyszy, w których oczach widniała nieopanowana radość, ale i strach.

– Więc... Chyba jedziemy dalej żyć – chwilowo ulotniłam uśmiech, uważnie przyglądając się twarzy Andy'ego, który włączył się do rozmowy proponując wspólną podróż oraz wysyłając w moją stronę pocieszające spojrzenie. Z szerokim uśmiechem spojrzałam w stronę swojej opiekunki, która gestem zatwierdziła moją niemą prośbę, jednak w jej wyrazie twarzy można było dostrzec, że chwilę później będzie wymagać wyjaśnień. Chcąc cieszyć się chwilą, chwyciłam torby w obie ręce, kierując swoje kroki do auta Biersack'a oraz czekając, aż ten otworzy bagażnik. Wspólnie załadowaliśmy bagaże, wsiadając do wnętrza samochodu i ruszając w drogę. W drogę o życie.

***

Po dotarciu na miejsce zarówno Andy, jak i moja mama zaparkowali samochody obok siebie pod placówką. Niebieskooki jako pierwszy opuścił progi auta, otwierając mi drzwi, a ja, korzystając z okazji, wysiadłam z pojazdu, całując go przelotnie w policzek. Przeszłam do bagażnika, zabierając swoje torby, w czym pomógł mi Andy, po czym całą naszą trójką ruszyliśmy w kierunku szpitala, mocno trzymając się za dłonie.
Dumnie kroczyliśmy przez kręte korytarze o mdłym odcieniu błękitu, spoglądając na siebie ze świadomością, że od teraz zaczynamy lepsze życie.
Ujrzawszy lekarza prowadzącego moją kartę, rodzicielka podeszła do niego, zapewne chcąc zawiadomić jego osobę o naszym przybyciu oraz dowiedzieć się o kolejnych etapach mojego pobytu w placówce. Chwilę później dołączyła do nas, szczerze się uśmiechając.

– Będziesz leżeć w oddzielnej sali, zaraz przyjdzie pielęgniarka i nas zaprowadzi. Będzie dobrze, zobaczysz – mama zaraz po powrocie od lekarza z uśmiechem wyjaśniła nam temat ich rozmowy, żywo gestykulując rękoma.

– Musi być. Chyba, że chcesz, abym się przefarbował na zielono i chodził po mieście, mówiąc, że jestem teletubisiem. Jeszcze kapelusik w zebrę założę, tak dla kontrastu – Andrew skwitował swoją wypowiedź poruszeniem palca wskazującego na znak podkreślenia wartości swoich słów. Cała nasza trójka zaśmiała się szczególnie w momencie, kiedy Andy imitował zakładanie wspomnianego kapelusza.

– Wyglądałbyś całkiem seksownie – szturchnęłam go lekko w ramię, przez co wykonał nieplanowany krok w tył, odsuwając się ode mnie, jednak, mimo wszystko, zachowując równowagę.

– Niewątpliwie. Z workiem na głowie też byłbym seksowny – dodał, a zauważywszy zmierzającą w naszym kierunku pielęgniarkę, poprawił koszulkę oraz przysunął się, kładąc jedną dłoń na mojej talii. Niedługo później zmierzaliśmy za blondynką w stronę przydzielonej mi sali. Zatrzymawszy się pod pokojem numer czterdzieści dwa, pracownica szpitala otworzyła nam drzwi, pokazując ręką, abyśmy weszli do wnętrza pomieszczenia, co uczyniliśmy. Tym razem dość miła kobieta uświadomiła nas, że niebawem lekarz powinien zawitać do progów sali, aby powiadomić o wszystkich czynnościach i procedurach, które będziemy musieli wypełnić przed operacją. Mimo tego, iż bardzo się cieszyłam, moje ciało opanowywał lęk i strach, że coś może pójść nie po myśli, a wtedy nie będzie tak cudownie, jak sobie to wszyscy zaplanowaliśmy.

Cóż, ryzyko jest zawsze, a jak będzie tym razem, czas pokaże.

Aby w jakiś sposób odreagować stres, postanowiłam zagrać z Andy'm w kółko i krzyżyk. Spostrzegłszy po kilku rundach zdenerwowanie niebieskookiego, na mojej twarzy zjawił się szeroki uśmiech, objawiony również radosnym podrygiwaniem nogi. Chłopak zauważywszy chwilę później sylwetkę lekarza w progu drzwi, wyprostował się wypowiadając równocześnie ze mną krótkie "dzień dobry", na co mężczyzna radośnie się uśmiechnął, pytając następnie o moje samopoczucie.

– Bardzo dobrze. Wie pan, przy takim towarzystwie nigdy nie można być smutnym – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, mając w duszy nadzieję na kontynuację gry z piosenkarzem.

– Świetnie. Operację wykonamy jutro, koło południa i tu potrzebuję twojej zgody – wysunął teczkę z długopisem w moją stronę, na co przejęłam ją, uważnie zaczynając czytać linijki tekstu, a na końcu podpisując w prawym, dolnym rogu karki. Po wykonaniu czynności, oddałam lekarzowi kawałek papieru. – Dziękuję. Dzisiaj musimy wykonać podstawowe badania, żeby jutro mieć wszystko gotowe i nie załatwiać nic na szybko.

– Jakie będą te badania? – zapytałam, poprawiając opadający kosmyk włosów, przez co na twarzy Biersack'a zagościł uśmiech. Wsłuchiwałam się w średniej długości mowę mężczyzny, a na jego ostateczne zapytanie odnośnie gotowości odpowiedziałam twierdząco. Brunet uświadomił nas o niedalekim przyjściu pielęgniarki, po czym z kojącym udmiechem opuścił salę, żegnając się.

– Czemu mi się tak przyglądasz? – Andy po chwili ciszy rozpoczął rozmowę, spoglądając na moją lekko rozpromienioną twarz. Z roześmianiem przygotowałam się do odpowiedzi na jego pytanie, jednak przerwał mi odgłos dzwoniącego telefonu mojej mamy. Ta bez zawahania odebrała połączenie, zaczynając dialog oraz wychodząc z sali, a w oczekiwaniu na jej powrót, między mną, a Andy'm panowała niezręczna cisza mimo nieskończonego dialogu. Kiedy rodzicielka dołączyła do naszego towarzystwa, ze smutkiem oświadczyła o przymusie szybkiego zawitania do pracy. Zapewniłam ją, że dam sobie radę, wysyłając w stronę niebieskookiego powietrznego całusa, co w pewnym stopniu bardzo mi się spodobało, gdyż niebieskooki z niemałą radością go przyjął, lekko się rumieniąc.


(Tutaj możecie włączyć piosenkę, znajdującą się tuż na dole, pod tą wspominką. Według mnie dodaje ona charakteru temu fragmentowi. Polecam włączyć dwa razy, aby towarzyszyła do końca.)

Kiedy rodzicielka opuściła progi sali, podniosłam się na łóżku, zmieniając pozycję z leżącej na siedzącą oraz gestem ręki zakomunikowałam swojemu towarzyszowi, aby usiadł obok mnie na łóżku. Dopełnił czynność, bacznie przyglądając się mojej twarzy.

– Przytulisz mnie? – wypaliłam nagle, patrząc wprost w jego marzycielsko błękitne oczy, które za każdym razem oddawały spokój i ukojenie. Chłopak ze śmiechem zarzucił niemądrość moich słów, przywierając następnie do mnie swoim ciałem. Zaciągałam się jego zapachem, który można porównać do mięty pomieszanej z tytoniem, mimo że Andrew niedawno odszedł od nałogu. Ułożyłam głowę na jego obojczyku, chcąc zatracić się w chwili i nie myśleć o niczym innym.

– Dziękuję – powiedziałam chwilę później, klepiąc chłopaka po ramieniu. Automatycznie odsunął się ode mnie, nadal zostając na posłaniu.

– Pomogło? – zapytał, odgarniając niesformy kosmyk potrzebujących farbowania włosów.

– Jak najbardziej. Wiesz co? – spojrzałam w lewą stronę, gdzie znajdowało się okno z widokiem na plac zabaw, lecz zaraz powróciłam wzrokiem na Biersack'a. – Jesteś najlepszym co mnie spotkało w życiu, nigdy o tobie nie zapomnę. Nawet jakbym cię nie spotkała, nie ujrzała na żywo błękitu twoich oczu, nie doświadczyła twojego dotyku ani nie poczuła zapachu, nadal byłbyś kimś, kto zrobił dla mnie bardzo dużo i dzięki komu moje życie wyglądało tak, jak wyglądało – powiedziałam na jednym wydechu, akcentując wszystko szczerym uśmiechem i oczami, z których powoli zaczęły wypływać łzy.

– Ej, ej, nawet tak nie mów. Jeszcze się spotkamy, gwarantuję ci to. Obiecuję, że jak wyjdziesz ze szpitala, to wspólnie urządzimy wielkie przyjęcie, zaprosimy chłopaków z Black Veil Brides i będziemy się bawić do samego rana. Ja przefarbuję włosy na ten zielony albo założę worek na głowę i będę z tobą tańczyć wolnego do piosenek Kiss'u. A teraz trzymaj chusteczki, wytrzyj łzy, przytul się do mnie i zaiwaniaj na badania, bo piguła już na ciebie czeka. Powiem ci jeszcze, że to ta, która wyzywała mnie od tych odprawiających czarne msze – na sformułowane przez chłopaka myśli, na mojej twarzy pojawił się uśmiech rozbawienia. Otrzymanymi kawałkami papieru przywróciłam porządek na swojej twarzy, następnie wstając, przyciskając do siebie chłopaka i kierując się do wyjścia z sali.

– Pójdziesz ze mną? – zapytałam z nadzieją, wystawiając dłoń w stronę niebieskookiego.

– Oczywiście – podszedł do mnie, po czym wspólnie udaliśmy się z pielęgniarką do gabinetu zabiegowego. Jego dziecinny wzrok wraz z charakterystycznym i idywidualnym dla Andy'ego uśmiechem rozbawiał mnie z każdym wykonanym krokiem, co w pewnym stopniu dodało mi otuchy.

***

*perspektywa Andy'ego*

Po powrocie z badań, kiedy Skyler zasnęła, zacząłem wspominać wszystkie spędzone momenty z nią. Poznanie, przyjęcie, porządki, kupno telewizora z szafką, wzgórze, basen... Wszystko w mojej głowie kształtowało idealny obraz jasnowłosej Sky, która tak bardzo kochała i szanowała życie, ale mimo to, zachorowała. Nie mogła dać sobie rady z tym sama, więc ktoś musiał jej pomóc. Pomyśleć, że tym kimś mogłem być ja. Chcąc wyjaśnić jej, co tak naprawdę czeka nas w przyszłości, postanowiłem napisać krótki list, żeby wtedy, jak się obudzi, wiedziała o wszystkim. Odnalazłem w walizce Skyler zeszyt z długopisem, po czym wyrwałem jedną kartkę z jego środka oraz zacząłem sklejać ze sobą poszczególne słowa.

Skyler...

Wiem, że między nami miała być tylko przyjaźń, ale czuję do Ciebie zdecydowanie coś więcej.
Jesteś nieuleczalnie chora...
Lecz mimo wszystko, chcę ci pomóc, być przy Tobie.
Jeżeli się już obudzisz i przeczytasz ten list, będzie po wszystkim...
Moje serce nie bije już dla mnie.
Od teraz jest częścią Ciebie.

Kocham Cię,

Andy.

Podczas ostatecznego czytania swoich bazgrołów, z moich oczu niekontrolowanie zaczęły wypływać łzy. Fakt, że zobaczę ją jeszcze tylko jeden raz, zdecydowanie nie zadziałał na mnie kojąco, a tym bardziej uspokajająco. Miała zostać moją dziewczyną. Miałem dać jej pierścionek. Miałem spędzić z nią resztę życia...
Sam podjąłem się następującego czynu, nie wiedząc, że jego konsekwencje mogą być tak bolesne i trudne do zaakceptowania. Nie docierał do mnie fakt, że prędzej, czy później, to wszystko może się zakończyć.
Wiedząc, że wyglądem bardziej przypominałem rozjechanego szczura niż Andy'ego, którym zwykle bywałem na codzień, zostawiłem list w pierwszej szufladzie etażerki, po czym podnosząc się z krzesła, pocałowałem Skyler w czoło, wychodząc następnie z sali.
Moim marzeniem było posmakować jej ust, tych malinowych ust, na których zawsze widniał szeroki uśmiech. Chciałem powiedzieć jej prosto w oczy, że jest dla mnie wszystkim i nie wyobrażam sobie życia bez jej osoby. Chciałem być jak najbliżej...
Kiedy przed moimi oczami widniały drzwi prowadzące do wyjścia ze szpitala, zatrzymałem się, myśląc nad następnym krokiem. Nie czekając ani chwili dłużej, odwróciłem się na pięcie, wracając do miejsca, z którego jeszcze chwilę temu wyszedłem. Idąc przez ostateczny korytarz, przyspieszyłem nieco tempa, po czym najciszej jak potrafiłem, wszedłem do sali, kolejny raz siadając na obrotowym, obitym czarną skórą krześle. Chwyciłem dłoń dziewczyny w swoją, gładząc ją lekko kciukiem oraz składając na niej krótkie pocałunki. Do moich oczu kolejny raz zaczęły napływać potoki słonej cieczy, ale tym razem nie liczyło się to tak bardzo, jak ostatnio. Niepewnie podniosłem się z fotela, przybliżając swoją twarz do twarzy Skyler i delikatnie muskając jej usta, które wydawały się jeszcze bardziej słodsze niż wtedy, kiedy najzwyczajniej się im przypatrywałem. Opadłem na fotel, kładąc głowę na nogach dziewczyny przykrytych przez kołdrę, po czym zacząłem cicho szlochać.
Kiedy pielęgniarka przez szybę zawiadomiła mnie, że powinienem już opuścić pomieszczenie, podniosłem się, odgarniając kosmyk włosów z twarzy Skyler oraz całując ją przelotnie w czoło. Opuściłem salę, ostatni raz spoglądając na jej blondynkę przez oszklone drzwi, po czym ruszyłem w kierunku wyjścia ze szpitala, nadal nie kontrolując spływających po moich policzkach łez.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro