C H A P T E R E I G H T

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki lub korektę.
Nie zwracajcie uwagi ;)

- Co się dzieje ?.- zapytałaś bardziej samą siebie niż kogokolwiek. Byłaś sama, z Eywą.

Stałaś idealnie przed jej pięknem. Nie rozumiałaś dlaczego. Jeszcze chwilę temu siedziałaś i rozmawiałaś przy stole, a teraz ?

Chciałaś krzyczeć i wołać o pomoc, jednak przed tobą pojawiła się kobieta.
Była młoda i bardzo piękna.

- Kim pani jest ?.- zapytałaś powoli do niej podchodząc. Wyglądała na zmartwioną.

- Oh...[T.I].- zaczęła płakać.- Tak bardzo cię przepraszam, że nie byłam przy tobie...

- Chwila...mama ?.- zapytałaś.- Ale jak tak możliwe ?.

- Najwidoczniej Eywa zlitowała się nad tymi, którzy zginęli.- pogłaskała twój policzek.
Chciałaś coś powiedzieć, ale w tym momencie kobieta krzykneła i zniknęła.

Ty w tym czasie odzyskałaś trzeźwość umysłu.

- Mamo!.- krzyknęłaś upadając z tyłu na podłogę. Ronal podbiegła do ciebie i złapała za nadal trzęsące się ramiona. Wyrywałaś się tak bardzo, że omal nie skaleczyłaś Jake'a, który również przybył na ratunek.
Dopiero kiedy Neytiri spojrzała ci w oczy, uspokoiłaś się.

- [T.I].- powoli się uśmiechała w twoją stronę.- Wszystko dobrze, patrz na mnie.

- Mama...- zaczęłaś płakać.- Widziałam ją.

- Jak wyglądała ?.- Jake również kucnął.

- Miała...biały podkoszulek, czarne włosy i...ciemne oczy.- spojrzałaś na niego. Na jego twarzy malowało się przerażenie.

- Trudy...

- Tak ma na imię ?.- natychmiast wstałaś.- Jaka ona była ? Jak umarła ? Jak to możliwe, że była w ciąży ?.

- [T.I], mówiła coś ?.

- Że "Najwidoczniej Eywa zlitowała się nad tymi, którzy zginęli".- powtórzyłaś.

- Nie dziwię się, że chcą cię dopaść.- również wstał.- Wychodzi na to, że jesteś dzieckiem Eywy.

Zapadła cisza.
Teraz wszystko byłoby miało sens.
Poczułaś, jak serce znowu biję ci niewyobrażalnie szybko.

- To nie jest normalne...

- To jak wyjaśnisz tą "wizję" ?.- Ronal się wtrąciła.

- Przeczenie?.- zapytałaś jakby z nadzieją.

- To wszystko jednak wyjaśnia. Twoja krew leczy, miałaś wizję...to może...

- Na razie chce zostać sama, proszę.- powoli wstawałaś, ponieważ byłaś za bardzo przytłoczona informacjami, jakie każdy zdążył ci przekazać. Oddalałaś się od "przyjęcia", z nadzieją, że nie zemdlejesz poraz setny przed wszystkimi.
Dlatego podeszłaś na mostek, gdzie zaczęłaś patrzeć w wodę i rozmyślać o swojej mamie.
Nie na długo, ponieważ obok ciebie pojawił się Jake Sully.

- Twoja matka była naprawdę silną kobietą, broniła nas, kiedy ZPZ chcieli nas zniszczyć.- zaczął.- Bałem się trochę jej helikoptera.

- Była pilotem helikoptera ?.- spojrzałaś na niego?.

- Była zawodowcem.- uśmiechnął się deliktanie.- To należało do niej.- podał ci bordowy materiał.

Niepewnie po niego sięgnęłaś i rozpakowałaś. Zamarłaś.

- Jej naszyjnik oraz broń.

Spojrzałaś się w jego stronę i zaczęłaś płakać. Nie wiedziałaś, co powiedzieć. Tak bardzo odczuwałaś brak matki.
Z drżącymi rękoma założyłaś naszyjnik. Był piękny. Spojrzałaś na broń. Była ciężka, ale za to poręczna.

- Przypominasz ją trochę.- zaśmiał się Jake.

- Przynajmniej wiem, dlaczego tak bardzo jestem ważna dla tych sukinsynów z ZPZ.- wstałaś i wycelowałaś w Jake'a.- Spokojnie, nie zabije cię.

- Jesteś przezabawna.- zaśmiał się.

Zdjęłaś bluzę i owinęłaś ją sobie wokół pasa. Broń schowałaś do jednej z dużych kieszeni, mieściła się idealnie.

- Jak było...na wojnie ?.

- Nie było lekko, jak zawsze. Zginęło miliony. Sam prawie umarłem.- spojrzałaś się na niego.

- Czy...czy to porucznik Miles zabił moją mamę ?.- zapytałaś.

- Tak, to on.

Zamknęłaś oczy, licząc do dziesięciu. Na nic to się nie zdało. Powstrzymując się od kolejnego płaczu spojrzałaś przed siebie.

- W takim razie zabijmy go najbrutalniej, jak się da.- stwierdziłaś agresywnie.- Niech ten sukinsyn ginie w męczarniach.

- Jeżeli będziemy musieli znowu rozpętać wojnę, ty nie możesz płynąć z nami.

Twój entuzjazm opadł.

- Mogę nauczyć się latania helikopterem.- uśmiechnęłaś się.- Wystarczy, że ktoś tutaj przyleci i mi pomoże.

- Jesteś tego pewna ?.- Również wstał.

- Jak niczego innego.- powiedziałaś.

Chciałaś jeszcze coś dodać, ale czyjaś postać ci przeszkodziła. To był Neteyam, osoba, której już dzisiaj nie chciałaś widzieć. Niech sobie pójdzie do tej swojej nowej dziewczyny.

- Możemy pogadać ?.- zwrócił się w twoją stronę.
Westchnęłaś i poszłaś razem z nim do lasu. Było w nim pełno kolorowych kwiatów, które oświecały drogę.

- O czym chciałeś porozmawiać?.- starałaś się brzmieć ostro, ale za każdym razem, kiedy na niego patrzyłaś przypominał Ci się widok jego i innej pięknej Na'vi.

- Chciałem zobaczyć jak się czujesz, po tym co...

- Jak widzisz mam się świetnie. To wszystko ?.- chciałaś go wyminąć, ale złapał cię mocno za rękę.

- O co ci tak właściwie chodzi ?.- zapytał wściekły.

- Po co marnujesz na mnie czas, Neteyam ?.- również odpowiedziałaś niemiłym tonem.- Wracaj do swojej dziewczyny.

Dopiero teraz zdałaś sobie sprawę, jak to zabrzmiało. Jakbyś była zazdrosna.
Bo w sumie byłaś.
Teraz chciałaś znaleźć się pod ziemią.
Znowu chciałaś uciec, ale chłopak ciągle cię trzymał, po twoim "wyznaniu" tylko wzmocnił ucisk.

- Jesteś zazdrosna ?.- zapytał z jakimś śmiechem w głosie.
Odwróciłaś głowę w inną stronę, aby na niego nie patrzeć.

- Pokazałeś mi czym jest dobro, uratowałeś mnie, pomagałeś mi...- zaczęłaś wymieniać.- Ja...ja po prostu...

-Oh, [T.I]...

- Wiem, że nie mogę...

- Co ?.- bardziej się zaśmiał.- To właśnie próbuję ci powiedzieć.

- Huh ?.- podniosłaś wzrok na Na'vi.

- Widzę cię, [T.I]...- powiedział ciszej.
Chciałaś sobie przypomnieć, co to dokładnie ma znaczyć. Nie mogłaś.- Ja ciebie też, [T.I].

Każdy to powtarzał, że widzą na kilometr, co jest między tobą, a Neteyamem. Cieszyłaś się, że on również czuję to co ty, ale był jeden problem.
To jest nierealne.

- Neteyam, ja...my nie możemy być razem.- powiedziałaś trochę pewniej.

- Dlaczego?.- Jego głos się załamał.

- Nie jestem Na'vi, nie mam Tsaheylu i warunków do przetrwania.- łza spłynęła po twoim policzku.- Znajdziesz kogoś bardziej odpowiedniego, przepraszam...

- Nie chce nikogo innego. Chcę ciebie, czego nie rozumiesz ?.- Jego głos bardziej się załamywał.- Pamiętasz, jak byliśmy przy Eywie ? W tamtym momencie poczułem, że...jesteś mi przeznaczona.

Wyznanie Neteyama tylko pogorszyło tą rozmowę. Kochałaś go i chciałaś dla niego jak najlepiej.

- Przepraszam...- zerwałaś się do ucieczki.
Uciekałaś nie wiadomo gdzie. Po prostu, biegłaś przed siebie. Nie chciałaś spędzić nocy w domku Sullych, więc usiadłaś na korze, i zaczęłaś płakać.

Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał i że teraz nie idziecie mnie szukać z nożem.
Miłego dnia/nocy!❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro