C H A P T E R S E V E N

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z góry przepraszam za literówki, błędy ortograficzne czy korektę.
Nie zwracajcie uwagi ;)

Przebudziłaś się dosłownie chwilę temu. Obok ciebie siedział Neteyam, który spał. Wyglądał uroczo.
C

hciałaś wstać, ale jego ręka powstrzymała twój nadgarstek.
Dlatego, kiedy wyczuł, że już się przebudziłaś, on również to zrobił.

- Jak się czujesz ?.- zapytał.

- Dobrze, ale boli mnie głowa.

- W takim razie odpoczywaj.- uśmiechnął się do ciebie delikatnie.

- Nikt nie potrzebuje pomocy ? Może będę musiała...

- Spokojnie, na razie nikt nie potrzebuje pomocy.- zapewnił cię.- Śpij, potrzebujesz tego.

- Czuję się dobrze fizycznie, po za bólem głowy, ale przecież nic mi nie będzie.- wstałaś.

- Wszyscy jeszcze śpią.- poinformował cię.- My również powinniśmy.

- To ile ja spałam ?.

- Jakiś...cały dzień i prawie całą noc.

- Musiałam naprawdę źle się czuć.- odparłaś.

- Straciłaś za dużo krwi, nie możesz tego robić za często.- wstał.- To niebezpieczne.

- Muszę, ja...tylko do tego się nadaje.

Nie wiedziałaś, że teraz zdobędziesz się na tak szczerze wyznanie. Zostałaś do tego stworzona. Nie umiałaś posługiwać się łukiem i nie miałam tak zwanego Tsaheylu.

- Nie prawda.- złapał cię za ręce.

- To w takim razie co ja jeszcze potrafię ?.- wyrwałaś się z jego ucisku. Milczał.- No właśnie. To wszystko przez to, że nie jestem Na'vi.- posmutniałaś.

- W takim razie może odkryj, do czego jesteś przydatna.- chciał wyjść z domu, ale szybko się wrócił.- Nie zapomnij, że dzisiaj jest przyjęcie.

- Jakie przyjęcie ?.- zapytałaś zdziwiona.

- No tak, spałaś, więc nic nie wiesz. Dzisiaj wódz wraz z żoną organizują małe przyjęcie powitalne. Dla nas.- i wyszedł.

Ciekawe dokąd tak się śpieszył...

- [T.I]!.

Podniosłaś głowę na drzwi, w których stała Kiri.
Uśmiechnęłaś się na widok dziewczyny.

- Coś się stało, Kiri ?.- wstałaś, aby ją przytulić.

- Chciałabym się zapytać, czy nie chciałabyś popłynąć ze mną na wyspę, o tamtą.- wskazała palcem.- To jak ?.

- Jasne.- wzięłaś ją za rękę i razem poszłyście do ilu, które należało do dziewczyny. Objęłaś ją i ruszyłyście.

- Te zwierzęta są milsze niż ludzie.- stwierdziłaś na głos.

- Lub Na'vi.- dodała Kiri.

- Zgadzam się.

Dopłynęłyście na wyspę, która była mała, ale za to było tu spokojnie. Usiadłaś pod palmą, a Kiri weszła do wody.

- Wiesz...zauważyłam coś ciekawego.- zaczęła.

- Że syn wodza to idiota ?.- zaśmiałaś się.

- To również, ale tu chodzi o ciebie.- przerwała, jakby bała się twojej reakcji.- Widzę, jak Neteyam na ciebie patrzy.

- Kiri...

- Pasujecie do siebie. Nawet mu to powiedziałam.- spojrzałaś się na nią z mordem w oczach.- Jego oczy i mimika mówią same za siebie. Tylko wygląda, jakby się przed czymś bronił, tylko nie wiem, czym...

- Jeżeli to prawda, co mówisz...to jest jedna rzecz, która może przeszkadzać. Jest to fakt, że nie jestem jedną z was. Nie jestem Na'vi.- odparłaś smutno.

- Czyli kochasz mojego brata ? O MÓJ BOŻE.- wyszła z wody i zaczęła się cieszyć.

- Kiri! Spokojnie!.- próbowałaś ją uciszyć, ale zrobił to ktoś inny.

- Patrzcie, dziwak cię cieszy.

Spojrzałaś na osoby idące w waszą stronę. Kiri speszyła się trochę, więc ty wstałaś natychmiast i stanęłaś przed nią.

- Jak ją nazwałeś?.- warknęłaś.

- Dziwakiem.- uśmiechnął się wrednie.- A co? Jesteś tak niska, że nie słyszysz ?.

- Przeproś.- syknęłaś.

- Bo co ?.

- Bo cię, do cholery zmuszę.

Kopnęłaś go w piszczel tak mocno, że aż się zgiął w pół. Do bijatyki dołączyli jego koledzy, którzy próbowali cię złapać, ale zwinnie ich wyminęłaś i również sprowadziłaś do parteru.
Jednak Aonung szybko się ocknął i złapał cię za szyję. Zaczęłaś się dusić, ale skoczyłaś na niego i objęłaś jego kark swoimi nogami. Teraz to on leżał pod tobą. Walnęłaś go w twarz i uśmiechnęłaś się zwycięsko.

- Może jestem niska, ale nie bez powodu musieli zamykać mnie w izolatce.- sapnęłaś.

Kiri, widząc twój stan wzięła cię pod ramię i razem wróciłyście do Awa'atlu.
Dziewczyna chciała opatrzeć twoje rany, ale przeszkodziłaś jej w tym.

- Zagoją się same, proszę. Zostaw.

- [T.I], twoje rany się nie goją. Obroniłaś mnie, więc proszę, pozwól mi się odwzdzięczyć.

- Kiri, proszę cię. Zapomnijmy o tym.- chciałaś szybko zmienić temat.- Słyszałam, że dzisiaj jest jakieś przyjęcie, prawda ?.

- Tak, ale...

- W takim razie trzeba się przyszykować.- uśmiechnęłaś się.

~

Nie wiedziałaś, dokładnie o jakiej porze odbywa się to przyjęcie.
Jednak to nie zmienia faktu, że zrobiłaś Kiri i Neytiri pięknę fryzury. Zrobiłaś parę warkoczy i wplotłaś kwiaty.

- Jesteście tak pięknymi Na'vi, że wiele wam nie potrzeba.- uśmiechnęłaś się do Tuk, która właśnie podziwiała swój mały wianek.
Neytiri złapała cię za rękę. Może to zabrzmi dziwnie, ale poczułaś matczyną miłość, której nigdy nie zaznałaś.

- A ty nie idziesz ?.- zapytała cię Kiri, kiedy wychodziła z domku.

- Nie wiem, czy...

- Ugh, gadasz...- wzięła cię za rękę.- Idziesz ze mną.

Niechętnie złapałaś jej rękę oraz Tuk, która radośnie podskakiwała na rytm muzyki. 

- Jak tutaj jest...ładnie.- sapnęła Kiri.- Tak...kolorowo.

- Prawda, tutaj jest jak w śnię...

- Patrzcie!.- mała Tuk przerwała rozmowę wskazując na prawo na drzewa.
I na sylwetki Na'vi.
Dokładnie mówiąc, na sylwetki Neteyama oraz jakiejś innej dziewczyny.
Nie wiesz, dlaczego, ale twoje serce zaczęło krwawić, z bólu.
Spojrzałaś na Kiri, która zerkała raz na ciebie, raz na parę.

- Może zajmiemy już miejsce przy wielkim stole ?.- starałaś się, aby twój głos nie wyglądał na płacz.

- Jasne!.- Tuk wyrwala się i popędziła do stołu.- Tutaj!.

- [T.I].

Spojrzałaś na wodza, który wyglądał na wkurzonego. Czego się dziwić, w końcu przywaliłaś i prawie udusiłaś jego syna.

- Chciałbym, abyś usiadła obok na.- poinformował cię.

- Oczywiście.

Spojrzałaś smutno na siostry. Ewidentnie te przyjęcie ma drugie dno.

Nie minęło dużo czasu, a wszyscy- łącznie Neteyam i tajemnicza kobieca Na'vi również się pojawili. Byli kilka krzeseł dalej i na przeciwko ciebie, więc miałaś idealny widok na ich dwójkę. Stety lub niestety.

- Zebraliśmy się tutaj, aby powitać rodzinę wielkiego wodza, Toruk Makto. Oraz...- przerwał i s spojrzał ciebie.- Ich przyjaciółkę...

- [T.I].- mruknęłaś zażenowana.

Wódz Tonowari skonczył, na szczęście. Wszyscy zaczęli jeść w ciszy, prawie wszyscy.
Bałaś się jeść "nieludzkie" jedzenie.

- Wszystko dobrze, [T.I] ?.

Spojrzałaś na wodza.

- Tak, wodzu. Tylko...nie jestem głodna.

- Nie jadłaś prawie, że w ogóle.

- Boję się jeść. Skąd mam wiedzieć, czy mi to nie zaszkodzi ?.

- Przysięgam na swoją duszę, że cokolwiek byś nie zjadła, nie zaszkodzi to twojemu organizomowi.

Niepewnie sięgnęłaś po owoc, który przypominał papaję. Skrzywiłaś się nieznacznie i wzięłaś ją do ust.

- To jest...naprawdę pyszne.- uśmiechnęłaś się.

- A jakie jest wasze jedzenie ? Te...ludzkie ?.- zapytała Ronal.

Każdy nasłuchiwał, to dlatego była cisza.

- Nie wiele pamiętam ludzkiego smaku jedzenia. Nie dostawałam go dużo.

Czułaś, że zaraz w twoim ciele wypali się dziura przez spojrzenia klanu.

- Powiedzmy, że niektórzy ludzie rodzą się tylko po to, aby stać się później potworami.- sprostowałaś.- W moim przypadku wyglądało to...trochę inaczej.

- Jeśli mogę spytać, dlaczego ?.

- Jedzenie dostawałam raz na tydzień. Jedno jabłko. Jeżeli byłam nieposłuszna, nie dostawałam nic.

Cisza, której tak bardzo nienawidziłaś.
Mimo tego, że patrzyłaś się na swój owoc, czułaś, że wszyscy się patrzą na ciebie.

- To bardzo okrutne. Co na to twoi rodzice ?.

- Nie mam rodziców.

- W takim razie...skąd się wzięłaś ?.- dociekała Ronal.

- Sama bym to chciała wiedzieć.- zaśmialaś się delikatnie.

- Skoro już mowa o rodzinie.- wódz Tonowari przejął stery rozmowy.- Dzisiaj miała bardzo nieprzyjemna sytuacja, z twoim udziałem.

Nie mogąc się powstrzymać, spojrzałaś na wszystkich w poszukiwaniu spojrzenia Jake'a.
Tak jak podejrzewałaś, nawet Neteyam się na ciebie intensywnie patrzył.

- Chciałabym tylko zaznaczyć, że musiałam dać mu nauczkę.- wskazałaś na Aonung'a.

- Musiałaś ?.

- Obrażał moją przyjaciółkę.

Kiri poruszyła się nerwowo.

- To prawda.- wstała.- [T.I] mnie broniła, ponieważ Aonung wyzywał mnie od dziwaków. Stanęła w mojej obronie i...

- I pobiła mojego syna.

- Ta wariatka prawie mnie udusiła!.- krzyknął, wskazując na mnie palcem chłopak.

- Uważaj, bo zaraz wzbudzisz we mnie wyrzuty sumienia.- odpowiedziałaś sarkastycznie.

- Dość. Musicie się przeprosić. Już.- zarządził Jake.

- Na pewno nie.- Aonung wstał.- Prędzej podpalę tę wioskę, niż pogodzę się z tym wybrykiem natury.

Zamknęłaś oczy, aby powstrzymać łzy. Jednak, kiedy je otworzyłaś, nie byłaś przy stole wraz z klanem.
Byłaś przy Eywie.

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał!
Miłego dnia/nocy!❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro