》7《
Szła powoli, stukając żelaznymi podkowami po kamiennych płytach. Cały czas myślała nad tym, co stało się przed momentem. Jakim cudem On zakochał się w niej? Nie mogła tego zrozumieć.
Przełknęła głośno ślinę, kiedy stanęła przed drzwiami do komnaty, w której zwykle nocowała, odwiedzając Canterlot. Pchnęła kopytkiem wrota i jej oczom ukazała się idealnie urządzona komnata. Zmieniła się, odkąd ostatni raz ją widziała. Ściany były w jej ulubionych kolorach – granatowym i purpurowym, a na suficie jasno błyszczały gwiazdy. Łóżko stało w rogu pomieszczenia nakryte niebieską pościelą. Resztę pokoju zajmowały półki na książki, toaletka i obszerne biurko.
- Podoba ci się? – zapytał doskonale znany jej głos. Księżniczka aż odskoczyła, słysząc króla. Chciała się odwrócić w Jego stronę, ale w tym momencie poczuła delikatny dotyk, który przemieszczał się po jej grzbiecie, by w końcu dotrzeć do szyi. Tam owe doznanie zniknęło, jednak Twilight widziała Jego rubinowe oczy tuż przed sobą. – Boisz się mnie?
Lawendowa alikorn zmieszała się. Nie wiedziała, co Mu odpowiedzieć. Król pewnie wywnioskował to z jej znacznie przyspieszonego pulsu. Prawda, jej serce biło szybciej niż powinno. Ale czy na pewno ze strachu...?
- Nie, Sombra. Już nie – przyznała szeptem. Skierowała wzrok w głąb Jego źrenic.
Nagle odczuła niepokojące ciepło na policzkach. Chciała jakoś zareagować, ale On podparł jej pyszczek swoim kopytem i uniósł lekko w górę, uśmiechając się.
- Pięknie ci w rumieńcach – stwierdził. – Wiesz o tym?
- Wiem – odparła pospiesznie.
Po chwili pozbyła się Jego spojrzenia i podeszła do toaletki, która stała obok. Wyczarowała śnieżnobiały bandaż wraz ze srebrną klamrą. Z trudem wyprostowała skrzydło, zaciskając przy tym zęby. Rozwinęła opatrunek i zaczęła okrążać nim złamaną kończynę.
Zerknęła w lustro. Natychmiast ujrzała w nim Władcę Cieni, który najpierw przyglądał się jej z ciekawością, a potem zaczął iść powoli w jej kierunku. Przechwycił swoją magią bandaż i sprawił, by zniknął. Użył jednego zaklęcia, a księżniczka poczuła jak wszelki ból od niej odchodzi. Po niedługim momencie mogła swobodnie poruszać skrzydłem. Spojrzała na Niego pytającym wzrokiem.
- Jak ty to...? Przecież to niemożliwe. Zaklęcia uzdrawiania są wręcz niewykonalne! – mówiła z niemałą ekscytacją.
- Czekając na uwolnienie miałem bardzo dużo wolnego czasu. Nuda mnie do tego zmusiła, Wasza Wysokość.
Król w tym momencie zmienił materię w fioletową mgłę i wyleciał przez drzwi. Alikorn patrzyła się jeszcze przez chwilę w punkt, gdzie zniknął On.
Po jakimś czasie zwróciła głowę w kierunku nieskazitelnie czystej tafli. Chwyciła amarantową poświatą szczotkę leżącą obok. Zaczęła rozczesywać granatową grzywę, nieuchronnie myśląc właśnie o Nim. Czuła wypieki na pyszczku, gdy przywołała pamięcią ich pierwsze na tyle bliskie spotkanie. Westchnęła z rozmarzeniem, odkładając srebrzysty przedmiot na miejsce. Podniosła się z pufy i podeszła do łoża, na które bezsilnie opadła.
Kiedy zatopiła się w ciepłej i miękkiej pościeli, powieki same jej się zamknęły. W końcu nie spała całą minioną noc. Szybko znalazła się w Krainie Snów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro