~18~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Promienie słońca, przerywane żelaznymi kratami w oknach, padły na twarz powierniczki Elementu Magii. Obudziła się, spostrzegając, iż znajduje się w zimnej celi. Sen się skończył, a razem z nim ten horror i niedorzeczna zabawa w sąd.

To wszystko dawało jej nadzieję, że nic podobnego wcale nie miało miejsca. A to znaczy, że nie została skazana żadnym wyrokiem. Zadowoliło ją to.

Kiedy emocje ją opuściły, zorientowała się, że bardzo zgłodniała. W końcu od kilku ładnych godzin nie miała nic w pyszczku. Nagle za zakratowanymi drzwiami pojawiła się jakaś postać i wsunęła tacę z jedzeniem do małego wnętrza. Światło było słabe, więc księżniczka musiała bliżej podejść, by przyjrzeć się jej. Miała na głowie kowbojski kapelusz, którym zakrywała sobie twarz. Spod niego wysuwała się blond grzywa, związana czerwoną wstążką na końcach. Jej sierść była koloru pomarańczowego. Więźniarka nie miała wątpliwości, iż o żelazne pręty opiera się Applejack.

- Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że cię widzę! Sombra was wypuścił? Gdzie reszta dziewczyn? Nic wam nie jest? Wszystko w... - zaczęła zadawać pytania, ale nagły gość przystawił kopytko do jej pyszczka, tamując wylew słów.

- Oszczędzaj siły, cukiereczku. Nie chcesz chyba zbyt szybko się zmęczyć, prawda? – powiedziała farmerka w dość tajemniczy sposób.

Twilight spowiło milczenie, a Applejack oddaliła się, nie pokazując choć na chwilę wyrazu swojego oblicza. Zakrywała się kapeluszem, jakby chcąc uniknąć spotkania twarzą w twarz z niewolnicą. A ona zaczęła się zastanawiać, o co chodziło jej przyjaciółce. Tyle pytań cisnęło jej się na język, zarówno do niej, jak i do króla.

Dlaczego wczorajsze spotkanie z Nim było takie niejasne, wręcz zagadkowe? Podobnie jej sen, ale też i kilkuzdaniowa wymiana obaw z przedstawicielką szczerości. Ku czemu to wszystko prowadziło? Miała w głowie hipotezy, lecz wydawały jej się być absurdalne. Najlepszym wyjściem z labiryntu dociekań, było po prostu oczekiwanie.

Podeszła do tacy z rzekomym jedzeniem, którą dostała od gościa. Poczuła rozczarowanie widząc suchy chleb z mikroskopijną ilością wody w misce. Jednak i to było zbawieniem w jej stanie.

Kilka godzin później usłyszała cichy szum. Myśląc, że to głośniejszy podmuch wiatru, nie przejmowała się. Jednak niespodziewanie coś przepłynęło przez jej ciało i uformowało się w sylwetkę ogiera. Alikorn krzyknęła z bólu. Próbowała złapać oddech, nie zważając na oprawcę, który pojawił się tuż obok niej.

- Dobrze spałaś? – zapytał podając jej kopyto, by łatwiej stanęła na nogi. Zaś ona odepchnęła je i dalej leżąc spojrzała Mu głęboko w oczy.

- Nie wiem dlaczego, ale ty byłeś w moim śnie – rzekła półszeptem, nie spuszczając wzroku z oprawcy. A On, odwzajemniając jej gest, zaśmiał się ochrypłym głosem.

- A, tak. Masz rację. Prawie zapomniałem, jak postawiłaś mnie na wyżynach equestriańskiej władzy – odpowiedział.

- Zaraz, skąd to wiesz?

- Nie tylko Luna potrafi przenikać do czyichś snów.... Lecz ja zawsze zmieniam je w koszmary – wytłumaczył i pojawił się za księżniczką. – A to znaczy, że wyrok jest wciąż prawomocny.

Serce niewolnicy zaczęło bić znacznie szybciej. Słowa władcy właśnie uświadomiły jej wszystko. Została skazana na tortury za pozbawienie życia swoich przyjaciółek. Ale one nadal żyły. Więc tak naprawdę nie może ponieść kary za coś, co nigdy się nie wydarzyło. Miała to Mu powiedzieć, jednak On ją uprzedził.

- Zapewniam cię, że możesz. Teraz to ja jestem najwyższą instytucją i dla ciebie nie ma już ratunku. W najbliższym czasie umrzesz w męczarniach.

Twilight uświadomiła sobie, że On umie czytać w myślach. Musiała powstrzymywać się od mimowolnych idei w głowie w Jego obecności. Nie odezwała się już ani jednym słowem, a król zmienił materię i ulotnił się z więzienia.

Od tej chwili jej przypuszczenia rozjaśniały się i torowały sobie drogę do nieuniknionej śmierci. Była wręcz pewna, że teraz liczba oprawców powiększy się o aż pięć kucyków, co wiązało się z nowymi pomysłami na uprzykrzanie jej życia. Już zaczęła się bać ich zamiarów, bo wiedziała, że nie będzie to należało do najprzyjemniejszych spotkań. Te przemyślenia przerwały jej czyjeś kroki. Nadstawiła uszu i była przekonana, że idą po nią.

Cień, rzucany przez klacz w kapeluszu, pojawił się na kamiennej, zimnej ścianie. Jej znaczek przedstawiający trzy czerwone jabłka błyszczał w południowym słońcu. Farmerka uchyliła kraty i weszła do celi księżniczki. Wokół jej skrzydeł zapięła żelazny pas, a na róg założyła pierścień. Bez słowa weszła z nią na schody.

- Applejack, co to wszystko ma znaczyć?! – zapytała rozgorzała więźniarka.

- Dziewczyny chcą się z tobą zobaczyć, a król kazał założyć ci te zabezpieczenia – wytłumaczyła.

Dalsza droga przebiegała w zupełnej ciszy. Kiedy doszły do sali tronowej, pierwszy w oczy rzucał się Sombra, siedzący na pokrytym czarnymi kryształami tronie. Powierniczka Elementu Szczerości oparła się o kolumnę, przysłoniwszy swoją twarz brązowym kapeluszem.

- Zostawiam cię w kopytach twoich przyjaciółek. Nareszcie masz szansę z nimi porozmawiać... - powiedział władca jak zwykle z szerokim uśmiechem i wyszedł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro