~23~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zanim zielona polana rozpłynęła się w ciemnościach, Twilight spostrzegła, że ma identyczny talent. Ten sam kształt, ale w innym kolorze. Czy to możliwe, by... nie. Z całą pewnością to nie mogło być prawdą. Spojrzała na Sombrę. Ignorował ją, co jeszcze bardziej utwierdzało ją w przekonaniu do swojej tezy. Nie mogli być spokrewnieni w jakikolwiek sposób. Po tym, co jej zrobił... Musiała się mylić!

Król skierował na nią pełen dumy wzrok. Jednak westchnął tylko i rozpoczął nowe wspomnienie.

Przy długim, prostokątnym stole krzątał się Dark Shade. Co raz poprawiał wszystkie krzesła i nakrycia z porcelany. Obawiał się wizyty, która za chwilę miała nastąpić. Jego matka cały czas uświadamiała mu wagę tego bliskiego wydarzenia, więc obawa o każdy, choćby najmniejszy szczegół, narastała.

Do ogromnej komnaty weszła nagle śnieżnobiała klacz. Rzuciła okiem na misternie ułożone naczynia i uśmiechnęła się ciepło.

- Idealnie, synu – powiedziała, przytulając go.

- Skoro aż tak bardzo zależy ci na pozbyciu się ich, to dlaczego tu przybędą? – zapytał, mając nadzieję, że tym razem usłyszy oczekiwaną odpowiedź. Przez moment panowała zupełna cisza.

- Co kilka lat, gdy Wybraniec Rodu zdobędzie znaczek, wszystkie alikorny spotykają się z przedstawicielami dynastii Platinum – odezwała się po kilku minutach milczenia.

Źrebak chciał kontynuować, lecz wrota otworzyły się na oścież, a wokoło rozległy się dźwięki pochodzące od królewskich trębaczy. Odegrali hymn królestwa. Kiedy instrumenty ucichły, między nimi stanął herold i zaczerpnąwszy powietrza ogłosił:

- Księżniczki zdecydowały zaszczycić swą obecnością ten skromny dom. Bijcie pokłony przed ich najjaśniejszym majestatem.

Po tych słowach klacz zniżyła się, dając znak synowi, by postąpił tak jak ona. Wtem do pomieszczenia weszły trzy wysokie alikorny. Dygnęły i najwyższa z nich podeszła do matki Shade'a.

- White Glow, jak dobrze znów cię widzieć – rzekła alabastrowa władczyni, pozwalając jej powstać.

Podczas gdy Celestia uśmiechała się szczerze, śnieżnobiały kucyk próbował zdobyć się na wymuszony uśmiech.

- Ciebie też, Wasza Wysokość. Zapraszam do stołu – odparła i zbliżyła się do dębowego blatu.

Mimo że próbowała zachowywać się naturalnie, musiała przyznać, że było to dość trudne. Wobec niechęci, którą żywiła do postaci królewskich sióstr i księżniczki Amory, nie mogła powstrzymać się od obojętnego wyrazu pyszczka.

Dark przez cały wieczór ani razu nie zabierał głosu. Siedział tylko ze spuszczoną głową i przysłuchiwał się prowadzonej rozmowie. Wbrew wszystkim uwagom rodzicielki nie dostrzegał w alikornach dumy, zawiści i bezwzględnej powagi. Wręcz przeciwnie. Władczynie wydawały się być niezwykle serdeczne i przystępne dla nich. Zupełnie nie mógł zrozumieć zdania matki na ich temat.

Kiedy nastała późna godzina, goście opuścili salę. Drzwi zamknęły się z powrotem. Szary źrebak podszedł do śnieżnobiałej klaczy.

- Dlaczego ich nienawidzisz? – zadał pytanie, patrząc matce prosto w oczy. Zaś ona rozjaśniła swoje oblicze tajemniczym uśmiechem. Objęła go i odpowiedziała:

- Zrozumiesz, synu. Jeszcze masz czas.

Wszystkie przedmioty i postaci nagle zlały się ze sobą. Lecz po chwili zmieniły swoje położenie, formując całkiem nowe pomieszczenie.

Dorosły już Dark Shade przemierzał długie, zamkowe korytarze wypełnione gwarem. Rozbrzmiewała głośna muzyka, nieznośnie docierając do jego uszu. Chociaż było to jego przyjęcie urodzinowe, coś innego zajmowało jego myśli. Nie pozwalało mu się w ogóle skupić.

Słowa własnej matki, które usłyszał kilka lat wcześniej od samego rana dźwięczały mu w głowie. Miał zrozumieć. Lecz nie wiedział co. Nie wiedział kiedy. Mógł się jedynie domyślać. Zapewne znacznie pomogłoby mu zapytanie klaczy. Ale nie było jej nigdzie. W całym domu nie dopatrzył się kucyka. Zupełnie jakby zniknęła.

W tym momencie jego myśli przerwał głośny dźwięk, roztrzaskując wszystkie postawione tezy. Ogier przystawił kopyto do skroni, próbując rozmasować bolące miejsce, ale niemiłosiernie kłujący ból rozprzestrzeniał się, zmuszając go do jak najszybszego zaszycia się w odosobnione miejsce. Zacisnął zęby i próbował dojść do swojej komnaty, jednak zatrzymała go błękitna klacz z hebanową grzywą. Ogier jak przez mgłę rozpoznał w niej Azure Dust, jedną ze swoich dalszych kuzynek. Uśmiechała się ciepło, niosąc srebrne pudło przewiązane niebieską wstążką.

- Witaj, Dark. Chodź, zabaw się z nami! – zawołała, zanosząc się śmiechem.

- Nie teraz! – warknął w odpowiedzi, bezceremonialnie odwołując się do magii. Przesunął kucyka, by móc przejść. Usłyszał jeszcze pełne oburzenia słowa, ale nie zwrócił na nie większej uwagi.

Pospiesznie uchylił drzwi prowadzące do swojego pokoju i czym prędzej odciął się od głośnych melodii. Lecz ból nie ustąpił. Z każdą minutą nasilał się. Gnębiony przez wyżerającą umysł boleść osunął się na podłogę.

Nagle usłyszał cichy szept. Zignorował go, myśląc, że to wymysł jego wyobraźni. Jednakże ów głos powtórzył się znacznie głośniej. Jednorożec podniósł z trudem głowę i próbował zlokalizować źródło brzmienia. Niezrozumiały szmer niewątpliwie pochodził od zwierciadła stojącego zaledwie kilka kroków od niego. Ociężale podniósł się i zbliżył do tafli lustra. Jednak nie ujrzał w nim swojego odbicia.

Po drugiej stronie pojawiła się sylwetka szarego ogiera z falującą, kruczoczarną grzywą. Miał na sobie elementy zbroi zwieńczone srebrną koroną na głowie i czerwoną pelerynę. Jego róg był wykrzywiony i oblany szkarłatem na końcu. Bordowe oczy okrążone przez fioletowy dym przyprawiały o dreszcze Shade'a. Przyjrzał mu się dokładnie. Każde, nawet najmniejsze poruszenie, było idealnie odwzorowane przez tajemniczą postać.

- Kim ja jestem...? – zapytał samego siebie. Mimo że nie oczekiwał odpowiedzi, bezzwłocznie ją otrzymał:

- Tylko cieniem...

Jednorożec zastygł w bezruchu. Jego odbicie nagle stało się samoistnym ciałem. To musiała być jego podświadomość, lecz był zbyt osłabiony, by myśleć logicznie, a bolesne kłucie wciąż się nasilało.

- Cieniem...? – powtórzył, jakby nie do końca rozumiejąc wcześniejsze słowa.

- Tak – kontynuowało odbicie. – Jesteś tylko cieniem – powiedziało, uśmiechając się szyderczo. – Nikim. Bez celu, bez przeznaczenia, bez zrozumienia.

- Mam zrozumieć. Mam jeszcze czas! – zacytował słowa matki, przykładając pysk do zwierciadła. Sylwetka roześmiała się upiornie, wywołując kakofoniczne echo w głowie ogiera. Skrzywił się i jeszcze mocniej zacisnął zęby.

- Twój czas się kończy, Dark Shade. Ból w końcu sięgnie zenitu i poprowadzi cię do kresu – uprzedziła postać i wyszczerzyła się w nienawistnym uśmiechu. Wpatrywała się głęboko w oczy swej ofiary. Wykończonym jednorożcem wstrząsnął przejmujący dreszcz. Czuł, jakby nieskończoność ostrych szpikulców przeszywała jego umysł na wskroś, poddając ogromnemu cierpieniu. Miał też nieodparte wrażenie, że jest wystawiany na próbę. Ale w swoim stanie nie mógł zastanowić się choć przez chwilę. Musiał działać. Jakiś podświadomy głos jednocześnie chciał mu uświadomić powagę konsekwencji, które później się pojawią. Lecz nie potrafił zgodzić się na śmierć. – Aczkolwiek istnieje coś, co możesz zrobić, żeby ocalić swój marny żywot. – W oczach ogiera pojawiła się iskra nadziei. Podniósł wzrok i był zdecydowany zgodzić się na wszystko, co enigmatyczna postać zaproponuje.

- Mów! – rozkazał ostatkami sił.

- Wystarczy, że w odpowiedni sposób zajmiesz się alikornami – zasugerowała sylwetka wyczarowując ostry sztylet, który odbił się w źrenicach Dark'a.

Od razu domyślił się, jakie zadanie jest mu powierzane. Mimo że zawsze matka uczyła go, co musi zrobić z władczyniami, teraz sumienie nie pozwalało mu wyrazić zgody na ten niegodziwy czyn.

- Ja... nie mogę – odparł zrezygnowany, ale w tym momencie boleść rozpoczęła ostateczny już proceder. Napierała na jego głowę całą swą żelazną siłą. Jednorożec zwijał się z bólu. Jego emocje wypełnił natychmiast niepohamowany gniew. On, Wybraniec Rodu, postanowił oddać własne życie za księżniczki? Tak nie może dalej być! Nic, ale to nic nie odwiedzie go od wcześniejszych planów! Dokona tego! Strąci z tronu alikorny i wypełni swoje przeznaczenie! Teraz był już tego pewny. - Zgadzam się – odrzekł, a tajemnicza postać przymrużyła oczy i wtargnęła do jego umysłu.

Ból ustał tak szybko jak się pojawił. Dark Shade przyjrzał się swemu odbiciu. Nie był już tym samym bezbronnym i uległym źrebakiem. Od tej pory swoją rolę odegra jako Król Sombra. Władca wszystkiego, co żyje.

Kolejne wspomnienie spowiła mgła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro