Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wiedziałem! Po prostu byłem tego pewny! - krzyknął Discord, budząc przy tym śpiącą obok niego Lunę. Granatowa klacz przetarła kopytkami oczy i niemrawo spojrzała na draconequus'a. Biła od niego taka radość, że nawet by tego nie podejrzewała. No, przynajmniej nie z samego rana.

Podniosła się powoli z łóżka. Nałożyła srebrne buty, koronę i ryngraf, przy okazji rozczesując grzywę.

- To był pierwszy i ostatni raz, Discord. Byłam ci winna przysługę. Ale więcej już do mnie nie przychodź, dobrze? - zapytała. Obserwowała jego odbicie w stojącym obok zwierciadle. On zaś spojrzał na nią z uśmiechem i podleciał, kładąc łapy na jej ramionach.

- Och, Luno, skądże znowu - powiedział, zbliżając twarz do jej ucha. - Właściwie to nie sądziłem, że się na to zgodzisz. To była gra w otwarte karty. Jak na ciebie, poszło za szybko.

Pani Nocy jedynie westchnęła i odwróciła się przodem do Władcy Chaosu. Patrzyła mu przez moment prosto w oczy. Próbowała zrozumieć, jaki miał cel w tym wszystkim. Wczoraj przed północą przyszedł do niej i wprost błagał, by go wysłuchała. Co prawda, niechętnie to zrobiła, ale miała u niego niespłacony dług z młodości. Szczęście, że pozbyła się już tego.

- Powiedz... po co w ogóle chciałeś zajrzeć do snu Fluttershy? - spytała, gdy milczenie między nimi przedłużało się. Draconequus machnął lekceważąco łapą w powietrzu i przyłożył ją do jej pyszczka.

- Co jest nieważne, niech takim pozostanie, zgoda? - posłał jej nieznoszące sprzeciwu spojrzenie i odsunął się, rozciągając z lekka po efektywnej nocy. - Ja już będę leciał. Muszę jeszcze coś załatwić - rzekł. Kiedy chciał pstryknąć, by przenieść się gdzieś, jakiś ogier mu w tym przeszkodził.

Wpadł do komnaty granatowej klaczy. Zawahał się przez moment, uważnie badając otoczenie. Przecież dziwnym widokiem byli stojący obok siebie dawni wrogowie z niezaścielonym łożem w tle. Już miał wyciągać wnioski, gdy draconequus przeteleportował się do niego, objął go za szyję i przyjacielskim tonem powiedział:

- Słuchaj, co jest tak ważne, że nam przerwałeś? - uśmiechnął się półgębkiem.

- Ja... Znaczy, mam przesyłkę dla... - zatrzymał się. Sięgnął do jednej z juk umiejscowionych na swoim grzbiecie. Szukał tam czegoś przez dłuższą chwilę, irytując hybrydę oplatającą jego kark coraz bardziej. Po kilku minutach zupełnej ciszy w pomieszczeniu, wyciągnął list, a z nim kartkę prawie całą zapisaną wyjątkowo starannym pismem. Przysunął ją pod nos i kontynuował: - ...dla Pana Chaosu, Władcy Dysharmonii, Króla Anarchii, dawnego Rządcy całej Equestrii, niepowtarzalnego Discorda - przeczytał wszystko na jednym wdechu i szybkim ruchem wręczył kopertę dumnemu draconequus'owi.

- Słyszałaś, Luno? Całkiem przekonujący opis mnie. Jednak dodałbym tam jeszcze 'wkrótce prawowitego i jedynego Cesarza Znanego Świata' - powiedział.

- Gdzie? - zapytał pegaz.

Pan Chaosu wskazał pazurem na kończący zapowiedź wyraz.

- O, tutaj - rzekł.

Księżniczka Nocy, która przyglądała się tym wygłupom z miarowym spokojem, powoli zaczynała tracić cierpliwość. Pomasowała pulsującą delikatnie skroń i przeniosła wzrok na posłańca.

- Czy to wszystko, Royal Letter?

- Tak jest, Wasza Wysokość! - zasalutował, gdy zapisał podpowiedziany przez Discorda tytuł. Schował kartkę do torby i wycofał się z komnaty, kłaniając alikornowi.

- Stój - rozkazał draconequus, bawiąc się dostarczoną kopertą. Rozdarł ją pazurem i podleciał powoli do ogiera. - Mógłbyś przeczytać to raz jeszcze? - zapytał z szerokim uśmiechem samozadowolenia.

- Dosyć tego! - przerwała mu Luna. - Royal, wracaj do swoich obowiązków. A ty, Discord... zdaje się, że miałeś już iść - wycedziła przez zęby.

- Dobrze, dobrze - odparła hybryda. - Już mnie nie ma, Wasza Miłość.

Pstryknął palcami i w mgnieniu oka zniknął z pokoju granatowej władczyni. To samo zrobił pegaz, zostawiając ją zupełnie samą. Klacz westchnęła z dezaprobatą na zachowanie gości. Dlaczego ona w ogóle obracała się w towarzystwie takich idiotów? Czasami chciała odizolować się od zewnętrznego świata. Ciekawe było to, że podobne pragnienia nachodziły ją akurat w towarzystwie Discorda. Jakie to szczęście, że nareszcie się stąd usunął.

Pani Nocy uśmiechnęła się do siebie i zaścieliła łóżko. Sięgnęła po swoją ulubioną książkę, kładąc się na miękkim dywanie w kształcie półksiężyca. W końcu mogła zająć się sobą.

Ale nie na długo. Kwestią czasu było, aż ktoś będzie czegoś od niej chciał. Tym razem nie było inaczej. Drzwi z hukiem otworzyły się na oścież, a w nich stanęła rozgorączkowana Celestia. To nie mogło znaczyć nic dobrego.

- Luna! Musimy porozmawiać - zdecydowała od razu, nie pozwalając dojść siostrze do głosu. Pani Nocy spojrzała na nią podejrzliwie. Miała się bać?

- Co się stało, Tia? - spytała cicho i spokojnie w nadziei, iż uda jej się załagodzić nieco sytuację. Jednak Księżniczka Słońca była tak podburzona, że gniew i poboczne emocje po prostu się z niej wylewały.

- Rozumiem, że lubisz bawić się moimi snami. I jeszcze znoszę te pojedyncze żarty z twojej strony. Z trudem, lecz znoszę. Ale uciekające ciasta i goniące mnie banany to już przesada - wytłumaczyła, a Luna zachichotała cicho. Musiała przyznać, że to było zabawne. Nawet bardzo. Nawet już domyślała się, kto za tym stoi.

- Discord... - wyszeptała cicho.

- Co tam mamroczesz? Zresztą, nieważne - machnęła niedbale kopytkiem w powietrzu. - Obiecuję ci, że jak jeszcze raz zrobisz mi coś podobnego, to nie ręczę za siebie, Luna. A póki co, mamy spotkanie.

- Spotkanie? - powtórzyła po siostrze z dezorientacją. - Nie, proszę, nie teraz. To miał być taki spokojny dzień...

- Pospiesz się, prezydent republiki Tapirus'u czeka już na nas w sali tronowej - rzekła i przybierając królewską pozę, wycofała się z atramentowej komnaty. - Ale wrócimy do tej rozmowy. Na za dużo sobie pozwalasz.

Pani Nocy westchnęła z rezygnacją. Znowu coś jej przeszkodziło w zrelaksowaniu się. Jeśli tak dalej pójdzie, to w końcu zapomni, co tak naprawdę kryje się pod wdzięcznym wyrazem 'odpoczynek'. A najgorsze było to, że musiała jeszcze załatwić kwestię snu z Discordem, co na pewno nie będzie łatwe. Czy on zawsze musiał wyjść poza schematy? Prychnęła pod nosem. Miała go już dość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro