Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Trzy księżniczki stały tuż przed Twilight Sparkle. Lawendowa alikorn przełknęła głośno ślinę, gdy tylko rozpoznała w nich dawne władczynie Equestrii. Nie miała pojęcia, jakim cudem one ożyły, ale jedno zrozumiała. Jej wcześniejszy sen faktycznie był proroczy. I to bardziej niż jej się wydawało.

Niepewnie uniosła na nie wzrok i zaczęła się powoli cofać. Jednak one z każdym krokiem zbliżały się do niej. Księżniczka nie wiedziała, co zrobić. Jej serce znacznie przyspieszyło rytm, gdy odezwała się najwyższa z istot.

- Tyle lat... Całe tysiąc lat, a ty nic się nie zmieniłaś! – stwierdziła z widocznym obłędem w spojrzeniu. Twilight bała się tego, co za chwilę się stanie. Nie wiedziała, czego mogą chcieć od niej władczynie. Ale sądząc po swoim śnie i po tym, co się wydarzyło do tej pory, mogła spodziewać się najgorszego.

- Nie zbliżajcie się – zastrzegła i rozświetliła róg. Strzeliła w nie pociskiem, jednak Luna złapała go w locie i sprawiła, by rozpadł się na kawałki. – Jak to...

- Och, proszę cię. Stanowczo za dużo czasu miałyśmy, by wyszlifować wszystkie zaklęcia. Więc teraz to ty zobaczysz, co znaczy prawdziwa śmierć – zaśmiała się postać przypominająca Lunę. Jedynie była do niej podobna, ale jej całe ciało i grzywa były zrobione jakby z galaktyki. Planety, gwiazdy, drogi mleczne i komety unosiły się wokół jej postaci, która nie wiadomo jak egzystowała.

Reszta też tylko była podobna do swoich sylwetek za życia. Celestia, jak myślała Twilight, miała żywy ogień zamiast grzywy, a jej sierść błyszczała jasno niczym słońce. Może dlatego w sali tronowej było jak w dzień, pomimo nocy. Za to Cadance... była cała z wody. Miała lekko błękitny kolor, ale głównie była przezroczysta.

- A-ale... Jak udało wam się wrócić? – zapytała.

- Twoja uczennica nam pomogła. Wiedziała, że zrzucisz z niej Amulet Alikorna, a wtedy wrota Świata Umarłych się otworzą i powrócimy. Udało ci się ją bardzo dobrze wyszkolić. Nie miała nawet potrzebnych ksiąg, a stworzyłaś z niej magiczną potęgę. Jestem pod niemałym wrażeniem – powiedziała Celestia.

- Miło mi – powiedziała wspomniana klacz. Ukłoniła się trzem kucykom. – A teraz my cię pokonamy i zdobędziemy władzę nad Equestrią! Nareszcie... – stwierdziła Shadow, wychodząc naprzeciw Twilight. Uśmiechnęła się przebiegle. Przecież miała po swojej stronie najpotężniejsze alikorny. Wszystko więc powinno pójść zgodnie z jej wcześniejszym planem.

- Zaraz, jakie my...? – zapytała Pani Słońca.

- No... Uwolniłam was. Chyba coś mi się za to należy, prawda? – użyła magii i podniosła z podłogi słynny artefakt, upuszczony przez lawendową księżniczkę. – Poza tym, właśnie ja mam władzę, by powtórnie zamknąć was w Krainie Umarłych – odparła, bawiąc się szarym naszyjnikiem.

Na te słowa wszystkie księżniczki skrzywiły się jednoznacznie. Niezbyt podobał im się pomysł znajdowania się pod czyimś rozkazem. Za życia były najważniejszymi klaczami w całym państwie. A teraz? To bez sensu, by jakiś kucyk mówił im, co mają robić. Raczej ta mała Curse, czy jakoś tak, powinna być posłuszna ich majestatowi. Celestia odetchnęła pełną piersią. Potem się tym zajmie. Póki co, ma misję do wykonania.

- Oczywiście. Jesteśmy ci wdzięczne za uwolnienie, em, Shadow – uśmiechnęła się Cadance, która najpewniej załapała plan ognistej władczyni.

- Jasne – prychnęła cicho Luna i odwróciła głowę. Poczuła dość mocne uderzenie w bok od starszej siostry. Syknęła, gdy zabolało ją to bardziej niż powinno. W końcu dotknął ją ogień.

- Jaki jest więc plan...? – zadała pytanie Celestia.

- Zajmijcie się nią – oznajmiła, wskazując kopytkiem na lawendową księżniczkę. – Ja sprawię, by każdy mieszkaniec był posłuszny tylko mnie – zaśmiała się szyderczo i wyszła.

Gdy pozostałe kucyki usłyszały trzaśnięcie głównymi wrotami, alikorny zwróciły się w stronę Twilight. Teraźniejsza władczyni Equestrii próbowała już wcześniej uciec, ale odcięcie każdej, możliwej drogi, strach i, co najważniejsze, brak umiejętności czarowania, zmusił ją do przysłuchania się prowadzonej rozmowie. Wyraźnie widziała niezadowolenie księżniczek ze współpracy z Curse. I świetnie wiedziała, że nie będą tego kontynuować na dłuższą metę. Skoro one teraz stały się złe, a Twilight znała na pamięć sposób postępowania złych charakterów, była pewna, że ją najpierw wykorzystają, a potem pozbawią władzy. Jednak nie to było najważniejsze w tym momencie. Istotne było to, że tuż przed nią stoją potężniejsze od niej klacze. I niezbyt jej się to podobało. Nie miała pojęcia, co dalej się stanie, ale jednego była wręcz pewna. Nie chciała się przekonać o dalszym ciągu historii.

Przełknęła głośno ślinę, kiedy Celestia, Luna i Cadance wreszcie skupiły na niej całą swoją uwagę. Zbliżyły się do niej na tyle blisko, by nie miała czym oddychać. Frustrujące było jeszcze to, że napotkała ścianę na swojej drodze cofania się. Dużym utrudnieniem okazał się brak magii. Od czasu wymierzenia zaklęcia w stronę księżniczek, nie była w stanie zmusić do czarów własnego rogu. Widocznie rozbicie pocisku wessało całą jej magię. Więc była tak jakby na... straconej pozycji.

- Jakże się cieszę, droga Twilight, że wreszcie możemy nadrobić stracone milenium – uśmiechnęła się szeroko Luna. – Nie dałaś nam tej możliwości wcześniej. Szkoda.

- W każdym razie zawdzięczamy ci to – powiedziała Cadance.

Zapanowała cisza, która była przerywana przez głośny oddech Księżniczki Przyjaźni. Jej szybkie bicie serca rozbrzmiewało wśród milczenia sali tronowej.

- C-co? – ośmieliła się w końcu przerwać ciszę. Jednak odpowiedzią stały się szydercze uśmiechy i mrożący krew w żyłach rechot alikornów.

- Och, kochanie. Wiadomo, iż nasza śmierć została spowodowana przez Gorgona. Ale kto nie zwrócił się do nas z pomocnym kopytem? Prosiłyśmy cię o to, lecz po prostu się od nas odwróciłaś. A szczególnie ode mnie – rzekła Pani Miłości.

Twilight Sparkle poczuła jak grunt pod jej nogami osuwa się. Wiedziała, że już po niej. Te słowa może niewiele zdradzały, ale mogła coś wywnioskować. I przewidywana przyszłość niezbyt jej się uśmiechała.

Co by oddała w tym momencie, by mieć przy sobie kogoś bliskiego. Spike'a i Flurry skutecznie zraziła do siebie przez wydanie się tylko połowy kłamstw. A co się stanie, jeśli na jaw wyjdzie cała reszta? Nie chciała na razie o tym myśleć, ale najpewniej nie będzie zbyt kolorowo. Zupełnie nie mogła zrozumieć, co ostatnio się z nią działo. Przez całe tysiąc lat udawało jej się utrzymać to w tajemnicy, a wobec zeszłego tygodnia wydało się prawie wszystko. Było z nią gorzej niż przypuszczała.

Nagle w jej głowie pojawił się Discord. Nie mogła uwierzyć w to, o czym właśnie myślała. Czy ona chciała, by draconequus pomógł jej teraz? Naprawdę nie poznawała siebie. Poza tym, jego też dosięgnęło zaklęcie, więc nie mogła nic zdziałać. Szczerze mówiąc, była zdana tylko na władczynie.

Uniosła na nie wzrok, widząc ich szydercze wyrazy pyszczków. Stały pochylone nad nią. Nie wiedziała i nie chciała się domyślać, na co czekają. Cisza przedłużała się. W głowie Twilight pojawiało się na raz kilkaset myśli.

- To twój koniec – stwierdziła w końcu Celestia, rozświetlając róg.

W jej ślady poszła reszta magicznych istot. Gdy generowały zaklęcia, przerwał im głos. Głos, który lawendowa klacz dobrze znała. Wysłuchał jej próśb. Spod władzy Shadow Curse wyrwał się Pan Chaosu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro