Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Twilight Sparkle złożyła skrzydła i spojrzała na rozgwieżdżone niebo. Odetchnęła głęboko, gdy znów miała za sobą swój codzienny obowiązek. Mimo upływu tysiąca lat, nadal nie mogła przyzwyczaić się do ciągłego podnoszenia słońca i księżyca. Męczyło ją to, a wręcz przyprawiało o głęboki ból.

Odwróciła się i skierowała w stronę okna tarasowego. Dzisiaj Flurry Heart zagalopowała się w swoich umiejętnościach. Wyczarowała Kryształowe Serce. Prawdziwe Kryształowe Serce. Lawendowa klacz próbowała sprawdzić czy rzeczywiście ma do czynienia z artefaktem. Lecz tak. Istotnie niebieski diament pokazał wszystkie zdarzenia Wielkiej Wojny. Widziała siebie, Cadance, Lunę i Celestię. I raz jeszcze upamiętniła swoje błędy. Jednak tym razem nie to zajmowało jej myśli. Tajemnicą było to, jakim cudem jej bratanica wyczarowała serce. Pamiętała przecież, że Gorgon je zniszczył. Rozpadło się na maleńkie kawałki, które rozsypały się po całym Kryształowym Pałacu. Już później nie mogła ich odszukać i nie udało jej się odtworzyć legendarnego kryształu… Ale mniejsza z tym. Teraz miała na głowie większe zmartwienia niż przeszłość. Musiała jakimś sposobem kontrolować umiejętności Flurry. Te niespodziewane zaklęcia mogą pogorszyć relacje między nimi. Jak tak dalej pójdzie to szybko straci panowanie nad sytuacją i ani się obejrzy zniknie wszystko. Na zawsze. Tak jak kiedyś.

Zamknęła ogromne okno i przymknęła powieki. Powinna z kimś podzielić się tymi przemyśleniami. Discorda nie chciała wołać, bo potem by się nie odczepił. Musiała więc zasięgnąć rady u Spike’a, ale jako stworzenie niezdolne do używania magii, na wiele jej się nie nada. Westchnęła i wyszła na korytarz.

- Spike! – krzyknęła.

Postawiła przed siebie kilka kroków. Znów się zatrzymała. Gdzie on teraz mógłby być? Może w drukarni albo w swojej komnacie…

Księżniczka Przyjaźni szybko się tam przeteleportowała. Znalazła się nagle w zupełnych ciemnościach. Nic nie widziała. Rozświetliła swój róg jasną aurą. Sala była pusta. Czyli musiał być gdzieś indziej.

Po kilku minutach bezowocnych poszukiwań postanowiła przejść się po Ponyville. Coraz częściej to robiła. Aż dziwne, że wcześniej nie miała na to czasu, ale zaledwie cztery dni temu siedziała zakopana w stosach papierów do wypełnienia. Tak, to pewnie dlatego.

Zarzuciła na grzbiet błękitny płaszcz. Podczas spaceru przemyśli to wszystko i może wpadnie na jakiś pomysł. W tym momencie o jej uszy obił się głośny dźwięk. Ktoś dobijał się do drzwi. Uchyliła je pospiesznie.

- To ty, Spike? – zapytała, ale jej oczom ukazał się błękitny ogier. Jęknęła z niezadowoleniem. – Co ty tu robisz?

- Jak to co? Zgodnie z obietnicą przyszedłem po ciebie, Twilight – zaczął, spoglądając na zdziwioną klacz z szerokim uśmiechem.

- Wybacz, ale nie mam czasu. Służba wzywa – próbowała się jakoś wykręcić. – Właśnie szukałam smoka księżniczki. Widziałeś go po drodze?

- Niestety nie – odparł. – Ale zapraszam cię na spacer. Nie daj się prosić.

Alikorn spojrzała na niego, zastanawiając się nad propozycją. Prawdę mówiąc, nie miała czasu na takie wyjścia, ale lepiej poznać zachowania kucyków przed Wielką Galą.

- Niech będzie. Masz tylko godzinę.

- Oczywiście, Twilight – powiedział spokojnie. Aż za spokojnie jak na niego. Pociągnął ją zdecydowanym ruchem, czego też u niego by się nie spodziewała. Gdzieś we wnętrzu czuła, że lepiej porozmawiać z asystentem niż chodzić bez celu z nowym przyjacielem. Lecz się zgodziła. A miała w planach taki spokojny wieczór…

Oboje szli powoli, mijając mieszkańców Ponyville. Było ich wokół bardzo dużo, jak na tę porę. W końcu księżyc wzniósł się już wysoko, a miasteczko wrzało gwarem i głośnymi rozmowami. Lawendowa księżniczka zastanawiała się, co jest powodem tej sytuacji.

Minęli jeszcze kilka budynków i znaleźli się na głównym rynku. Wszędzie było mnóstwo kucyków. Na dachach domów wisiały kolorowe wstęgi, latarnie jasno się paliły, a wszyscy poddani bawili się w najlepsze przy dźwiękach skocznej muzyki.

Twilight stanęła jak wryta. Nie spodziewała się tutaj takiego zbiorowiska. W końcu nic o tym nie wiedziała. Przecież najpierw powinni z nią to ustalić. To właśnie ona musi wydać zgodę na coś takiego.

- Co tu się dzieje? – zapytała bardziej siebie niż swojego towarzysza.

- Nie mów, że nigdy nie byłaś na jarmarku z okazji pierwszego dnia lata.

- Ale… Od kiedy? I kto to organizuje?

- Och, Twilight – zaczął błękitny ogier. – Ty naprawdę rzadko wyłaniasz się z pałacu, prawda? – rzucił, a klacz pokiwała lekko głową. – Jarmark jest pomysłem tutejszego piekarza. Obchodzimy go już odkąd pamiętam. A ty nic o nim nie wiesz. Jesteś naprawdę zabawna.

- Zaraz, co masz na myśli? – zadała pytanie, ale nie doczekała się odpowiedzi, bo Crystal Legend zobaczył kogoś znajomego.

- Archer! Dobrze cię widzieć, stary – przywitał się prawdopodobnie ze swoim przyjacielem.

- Miałeś być dzisiaj bardzo zajęty, Legend. Co ty tu robisz?

- Po prostu szybciej się wyrobiłem. A, właśnie. Miałem ci kogoś przedstawić. To jest Twilight – stwierdził, wskazując na lawendową księżniczkę. – Wczoraj ją poznałem. Bardzo fajna z niej klaczka, serio – powiedział i puścił do niej oko.

Brązowy kucyk głośno zagwizdał i poprawił swoje nakrycie głowy. Jego kapelusz był bardzo podobny do kapelusza Applejack. Znowu…

- Miło mi poznać – odparł i ucałował ją w kopytko. – No, no, nabywasz trochę znajomości, Legend.

- Raczej. Twilight pracuje w zamku – dopowiedział przyciszonym głosem, jednak władczyni i tak wszystko słyszała.

- Ty wiesz, jak się ustawić – rzekł Archer. – Nie będę już wam przeszkadzał. Bawcie się dobrze – polecił i oddalił się.

Crystal poszedł przodem, a za nim ze spuszczoną głową maszerowała Twilight. Pośród tych wszystkich kucyków powróciły wspomnienia. Może wcale nie powinna przywracać gali? Może lepiej siedzieć w pałacu i nigdy nie wychodzić? Przynajmniej zaoszczędziłaby sobie zbędnych myśli. I wątpliwości.

- Twilight! Co ty taka przygaszona? Chodź, rozerwij się – zawołał towarzyszący jej ogier.

- Chciałabym pobyć w samotności – wyszeptała. Była pewna, że Crystal nic nie słyszał. Poszła dalej z przymkniętymi powiekami gdy natknęła się na przeszkodę. Uniosła wzrok i zatrzymała go na błękitnym jednorożcu.

- Skoro tak... to znam idealne miejsce. Na pewno ci się spodoba.

Skręcił w jedną z uliczek, równając się z Księżniczką Przyjaźni. Wyminęli wszystkie domy i wyszli na polanę. Byli tak blisko lasu Everfree. Właśnie tam rozegrała się ostateczna walka. Całe tysiąc lat temu. Aż dziwne, że ten gaj tyle wytrzymał.

Twilight rozejrzała się dookoła, szukając Legend’a. Wystarczyła tylko chwila nieuwagi, a on znowu zniknął jej z oczu. Dopiero po chwili zauważyła go siedzącego na skarpie. Podeszła do niego i zajęła miejsce obok. Spojrzała przed siebie. Nie mogła uwierzyć w to, co widzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro