Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przed nią rozciągało się ogromne jezioro. W jego gładkiej, nie zakłócanej przez żadną falę, tafli odbijały się tysiące gwiazd. Na środku błyszczał srebrzysty księżyc. Twilight nigdy wcześniej nie orientowała się, że tuż za jej miasteczkiem znajduje się tak ogromny zbiornik wodny. Pewnie musiał powstać, kiedy zajmowała się bieżącymi sprawami. Chyba błędem było siedzenie w pałacu przez całe milenium. Nawet nie przyszło jej do głowy, że aż tyle ją ominie.

- Skąd wiesz o tym jeziorze? - zapytała, spoglądając jednorożcowi prosto w oczy. On odwzajemnił gest i przybrawszy monotonny wyraz pyszczka, skierował wzrok na linię horyzontu.

- W Ponyville nazywają je Skarbem Księżniczki. Powiadają, że przychodziła tu, aby porozmawiać z przyjaciółkami, które niegdyś utraciła. Przez tęsknotę wypłakała łzy, które wypełniły je całe - wyjaśnił, nie odwracając się do niej.

Twilight spuściła głowę i utkwiła spojrzenie w poruszanej przez chłodny wiatr trawie. Może faktycznie rozpaczała za przyjaciółkami, ale skąd w miasteczku informacje o tym, że tu przychodziła? I jeszcze wiedzą o niej wszyscy mieszkańcy? Ktoś zaczął, a później kucyki były obeznane z kłamstwem. Plotka za szybko się rozchodzi.

- Kto tak powiedział?

- Właściciel piekarni kiedyś ogłosił, że widział księżniczkę nad brzegiem – wyjaśnił. – Miała fioletową sierść i granatową, falującą grzywę... - mówił, choć dało się słyszeć w jego głosie nutę rozmarzenia. – Wiesz co, Twilight? Chciałbym ją kiedyś poznać, zaprzyjaźnić się... Ale nawet nie wiem, jak ma na imię.

- O tym nikt nie wspominał? – dociekała dalej. Zabawne, że ten piekarz aż tyle zrobił. Nie dość, że z jego inicjatywy powstało nowe święto, o którym nie wiedziała, to jeszcze powiedział, że ją tutaj widział. Wyraźnie chciał być bardzo popularny.

- Akurat nie. Dużo kucyków kojarzy jej bratanicę, Flurry Heart, lecz samej księżniczki nikt. Mówią, iż nigdy nie pokazała się w Ponyville. To naprawdę dziwne. Przecież jest władczynią całej Equestrii! Powinna dbać o swoich poddanych, nie uważasz?

- Możliwe – westchnęła i spojrzała przed siebie. Było tutaj naprawdę pięknie. Zwłaszcza w nocy. Prawdopodobnie zaczęła rozumieć, dlaczego córka Cadance tak uwielbia obserwować nocne niebo.

Nagle lawendowa alikorn poczuła bardzo zimny podmuch powietrza. Jak na pierwszy dzień lata było chłodno. Mimo pięknych widoków, pogoda dawała o sobie znać. Lodowaty poryw wiatru raz jeszcze uderzył w nią. Przez jej ciało przeszedł silny dreszcz i nawet nie zorientowała się kiedy przylgnęła do ogiera. Musiała przyznać, że biło od niego cudowne ciepło. Crystal uśmiechnął się, choć księżniczka nie mogła tego widzieć. Oparł podbródek na jej głowie i spojrzał w księżyc.

Trwali tak razem przez jakiś czas, póki Twilight Sparkle nie usnęła.

To był najlepszy wieczór, jaki przeżyła od czasu spotkań z przyjaciółkami. Niby powróciły wspomnienia, ale miała kogoś przy sobie. Jednak nie oddanego asystenta. Przy nowopoznanym czuła się zadziwiająco dobrze. I to jej bardzo odpowiadało. Swoją drogą, dziwiła się sobie. Ostatnio wręcz nie poznawała. Za dużo przemian zaistniało w ciągu tych dwóch dni. Jeszcze wczoraj po raz pierwszy postawiła kopytko poza granicami pałacu. A już dzisiaj wiedziała o większości wydarzeń w Ponyville.

Otworzyła oczy. Było jeszcze ciemno, ale przecież to właśnie ona miała wznieść słońce. Zaspana rozejrzała się dookoła. Nic nie widziała. Nagle zatopiła ją fala zimnego powietrza. Kiedy jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności, spostrzegła, że znajduje się w swojej komnacie. Spojrzała na otwarte na oścież okno, z którego napływały lodowate wręcz podmuchy wiatru. Chciała je zamknąć, ale dostrzegła tam zarysy jakiejś postaci. Gdy postanowiła podejść do niej, ogier, jak się później okazało, odwrócił się pierwszy w jej stronę.

- Crystal Legend? - klacz nie mogła ukryć swojego zdziwienia. Jakim cudem on się tu znalazł? I, co najważniejsze, kto go wpuścił?

- Nigdy nie spodziewałbym się po tobie, że tak mnie okłamiesz - stwierdził i rozświetlił swój róg granatową aurą. Księżniczka zmrużyła oczy, bo światło ją oślepiło. Po chwili udało jej się zobaczyć przedmiot, który unosił się nad podłogą. Był to jej błękitny płaszcz maskujący skrzydła. O nie...

- To... To nie tak jak myślisz.

- Ach, tak? Z chęcią posłucham jak było. Czy ty naprawdę chciałaś przede mną ukryć to, kim jesteś? Otworzyłem się przed tobą, Twilight. Traktowałem jak przyjaciółkę. A ty nawet nie powiedziałaś mi, że jesteś tą całą księżniczką Equestrii... - mówił. – Jednak jedno mnie ciekawi, po co? Po co to robiłaś?

- Chciałam, byś poznał mnie taką, jaką jestem. Byś spoglądał na mnie, widząc normalną klacz. A nie władczynię, przed którą należy czuć respekt. Proszę, cię... nadal możemy być przyjaciółmi. Moja pozycja niczego tu nie zmienia - tłumaczyła.

- Masz rację. Nie zmienia - odparł i upuścił nakrycie wierzchnie. - Ale kłamstwo owszem – stwierdził i zaczął iść w jej stronę, patrząc prosto na nią. – Czy nie jest tak, że w przyjaźni najważniejsze są szczerość i zaufanie? Nie jest? Bo mi się wydaje, że tak... Sądziłem, iż królewski tytuł Waszej Wysokości brzmi właśnie Księżniczka Przyjaźni. Po twoim zachowaniu wnioskuję inaczej.

- Oczywiście, że zaufanie stanowi podstawę wszystkiego, lecz... - zaczęła, jednak nie było jej dane dokończyć. Widocznie wplątała się w coś, z czego trudno było jej wyjść.

- Lecz? Masz jakieś usprawiedliwienie? - zapytał z pokładami ironii w głosie. – No, jasne. Tobie jest potrzebny ogrom usprawiedliwień!

- O czym ty mówisz?

- Nie udawaj, że nie wiesz. Legendarne dwie siostry zginęły przez ciebie, prawda? - kontynuował ku zdziwieniu klaczy. - Śmieszne, iż przez aż tak długi czas udało ci się utrzymać to w sekrecie. Ale teraz możesz przeprosić je osobiście - powiedział i stanął obok niej, wskazując kopytem na wielkie okno. Za jego taflą pojawiły się trzy kule światła: złota, srebrna i błękitna. Twilight wyszła na taras z niedowierzaniem wpatrując się w nocne niebo rozświetlone tajemniczym światłem. To niemożliwe. To nie może być prawdą!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro