Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otworzyłam oczy. Nie miałam pojęcia, jak długo byłam nieprzytomna. Nawet miejsce, w którym się znajdowałam, było dla mnie z początku obce. Szare ściany, jak się później okazało, szpitala w Ponyville, przyprawiały mnie o dreszcze. Przyozdobione jedynie pajęczynami były puste jak moje myśli. Rarytasem okazały się pojedyncze pęknięcia przy sklepieniu. W pomieszczeniu przebywałam sama. Żaden inny pacjent nie leżał obok mnie.

Po chwili nad moją głową pojawiły się dobrze mi znane twarze. Jedyna rozrywka samotnego dnia. Pinkie Pie z Twilight stały obok skrzypiącego, starego łóżka.

- Witaj Rainbow! Tak długo Cię nie widziałam! – wykrzyknęła różowa klacz. Podskakiwała, trzymając moją kolekcję książek o Dzielnej Do. – Pomyślałam, że przyniosę Ci je. Już nie będziesz się nudzić – ogłosiła, po czym położyła tomik na szafce nocnej. Podziękowałam jej, choć z trudem. Po porażeniu nie mogłam swobodnie ukazywać emocji.

- Długo... Długo spałam? – zapytałam szeptem. Księżniczka zmieszała się. Widocznie musiała powiedzieć mi o czymś ważnym. Po jej wyrazie twarzy wywnioskowałam, że tego nie chciała.

- Dokładnie dziesięć dni – zdobyła się w końcu na odwagę. Przeraziłam się gdy usłyszałam te słowa. Już wiedziałam, z czym moja przyjaciółka miała problem. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ominął mnie test do Akademii Wonderbolts. Niestety, nie mogłam tego powtórzyć. Musiałam czekać na kolejną szansę, która zapewne nie nadejdzie zbyt szybko.

Spojrzałam na kucyki, tak bliskie mojemu sercu, martwiące się o mnie w każdej sytuacji. Kilka minut minęło w przeszywającej umysły ciszy. Atmosferę przerwał lekarz, który przyniósł wyniki badań.

- Miałaś ogromne szczęście. To cud, że jeszcze żyjesz. Gdyby nie Twoje przyjaciółki, prawdopodobnie nie zobaczyłabyś już więcej słońca – oznajmił ogier. Przejrzał karty i powiesił je na poręczy łoża. Skierował się do drzwi. – Zostaniesz jeszcze na tygodniowej obserwacji. Później pomówimy o wypisie – rzekł i wyszedł z sali. Twilight w tym momencie odchrząknęła i zwróciła wzrok ku zegarowi.

- Pójdziemy już. Musisz dużo wypoczywać. Szybciej dojdziesz do zdrowia – zaczęła.

- Nie martw się! Jutro wrócimy! – zapewniła Pinkie i poklepała mnie po głowie. Nagle odskoczyła jak oparzona. Jej grzywa skierowała się natychmiast ku górze. Księżniczka była zszokowana tym wydarzeniem. Od razu pojęła, o co chodzi.

- Przecież Ty jesteś żywym źródłem energii! Jak to... - lawendowa klacz zbliżyła się do mnie i uważnie przyjrzała. – Energia elektryczna zawarta w błyskawicy musiała przejść na Ciebie! To takie niezwykłe! – wykrzyknęła zachwycona. – Prąd na pewno przyspieszył Twoje funkcje życiowe, a szczególnie latanie! Jak Cię wypuszczą przyjdź do zamku. Chodź Pinkie! Przeprowadzimy wstępne badania!

Moje odwiedziny skończyły się. Znów zostałam sama. Ekscytujące było to, że zaraz po wyjściu mogłam przetestować nowe umiejętności. Jednak musiało minąć jeszcze siedem dni. Na szczęście z książkami czas mijał bardzo szybko. Zaczęłam czytać od tej samej strony, na której skończyłam przed feralnym wypadkiem. Chociaż nie mogłam powiedzieć, że było aż tak źle. Dzięki temu umiałam latać znacznie szybciej. Chciałam sprawdzić to od razu, ale siły mi nie pozwalały.

Nim się spostrzegłam minęło kilka dni. Za każdym razem zaskakiwało mnie to, że czytanie może zajmować tyle godzin, które upływały jak minuty. Codziennie odwiedzały mnie przyjaciółki. Przynosiły różne gry planszowe. Dostawałam również ciasta, których nie pozwalano mi jeść. Dni, ku mojemu zaskoczeniu, przemijały jak zimowe słońce.

Tydzień później przygotowano wypis. Drzwi otworzyły się przede mną. Przy wyjściu czekały klacze. Powitały mnie uściskiem tak, jak zawsze.

- Napięcie Cię już opuściło? – zapytała Rarity. Chciałam jej odpowiedzieć, ale Twilight mnie uprzedziła.

- Możemy się o tym przekonać tylko w jeden sposób.

W tym momencie miałam nadzieję na pierwszą próbę lotu, jednak reakcja księżniczki była całkiem odmienna. Zmierzyła moje napięcie elektryczne woltomierzem.

- Wygląda na to, że nadal masz w sobie energię... Zapraszam Cię do mojego laboratorium – powiedział lawendowy kucyk. Jednak nie miałam teraz nastroju na eksperymenty. Wolałam wznieść się w powietrze. Tak też zrobiłam.

- Teraz... nie mam czasu! – wykrzyknęłam, będąc już kilka metrów dalej. Rozłożyłam skrzydła i odbiłam się od ziemi z ogromną siłą. Gleba tuż za mną uniosła się w górę i po chwili opadła. Dopiero po jakimś czasie spostrzegłam, że lecę z prędkością światła. Sekundy zajmowało mi dostanie się z jednej części Equestrii do drugiej. W mgnieniu oka zwiedziłam Baltimare, Manehattan, Kryształowe Imperium i Appleloosę. Kucyki zadzierały głowy ku niebu i podziwiały tęczę, którą zostawiałam za sobą na terytorium całej magicznej krainy. Otoczyłam kilkanaście razy moją ojczyznę, zanim powtórnie wylądowałam w Ponyville. Na szczęście szybko zahamowałam. Na ziemi pojawiły się ogromne kłęby brązowego dymu. – Nie ma to jak wysoki poziom adrenaliny po długim wypoczynku! – ogłosiłam z zadowoleniem.

Skierowałam się do mojego domu. Lot zajął mi niespełna sekundę. Tyle, ile alikorn wykonywał zaklęcie teleportacji. Na chwilę obecną nie chciałam tracić nabytych umiejętności. Niestety, nie wiedziałam przez ile czasu jeszcze przez moje ciało będzie przepływała energia elektryczna. Postanowiłam więc złożyć wizytę mojej drogiej przyjaciółce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro