Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słońce już powoli zachodziło, kiedy usłyszałam obok siebie znajomy głos. Stanęłam na nogach. Moim oczom ukazała się lawendowa klacz.

- Twilight! Nareszcie jesteś! Nawet nie wiesz, co wydarzyło się przez minioną godzinę! – ucieszyłam się, że znajoma twarz znajdowała się tuż przy mnie. Księżniczka podniosła się z ziemi. Wyglądała na zmęczoną.

- Cóż... Wnioskuję, że tutaj czas płynie inaczej. Nie było Cię przez cztery dni – wytłumaczyła. Zbliżyła się do zbocza pagórka. Obserwowała pustynię i zbudowane na niej piramidy wraz z pałacem, jak i małą wioską. – Przekraczając barierę dźwięku i światła dwanaście razy, zagięłaś kontinuum czasoprzestrzenne i przeniosłaś się w okres przed królewskimi siostrami. To znaczy, Celestia i Luna pojawią się tutaj dopiero za około dwa tysiące lat – dokończyła. - Przepraszam, że tak długo, ale próbowałam znaleźć zaklęcie, które pozwoli mi przenieść się tutaj. Niestety, było tak skomplikowane, że tylko ja zdołałam je wykonać. Potrzebuję czasu, by móc je ponowić. Teraz Ty mi powiedz, jak funkcjonuje ten wymiar.

Od razu opowiedziałam o wszystkim mojej przyjaciółce. O planowanej ceremonii, o pegazie, który przeniósł się do tych czasów kilkaset lat temu. Doprawdy, wyraz pyszczka Twilight był komiczny. Jednak musiałyśmy przenieść się do Equestrii jeszcze dzisiaj. Inaczej powrót byłby niemożliwy. Lawendowa księżniczka musiała szybko nabrać sił, by wrócić. Na szczęście znała na pamięć formułę, więc nie było problemu. Liczył się tylko poziom magii i bezpieczne miejsce, w którym faraon nie mógłby nas dostrzec. Zeszłyśmy ze wzgórza, prosto w dolinę rzeki.

Zaczął zapadać zmierzch. Księżyc wychylał się zza horyzontu. Słońce ustępowało mu miejsca. Twilight usnęła po kilku minutach, a ja obserwowałam pojawiające się na niebie gwiazdy. Kiedy wkoło zapanowała ciemność, poczułam, że unoszę się w powietrze. Nie na skrzydłach, ale za pomocą jakiejś niewidzialnej siły. Próbowałam się czegoś złapać, lecieć w przeciwnym kierunku. Na nic się zdały moje wysiłki. Przyjaciółka mogła mi pomóc, lecz nie chciałam jej budzić. Mogłam się łudzić, że domyśli się, gdzie jestem. Jednak zadziwiające było to, jakim sposobem potrafią mnie przenieść do świątyni. Przecież nikt nie był jednorożcem, ani alikornem.

Kiedy dotarłam do pałacu, zauważyłam, że fioletowy pegaz, który był faraonem, dzierży w kopytach długą, złotą laskę. Z jej czubka wypływały turkusowe promienie. To one utrzymywały mnie ponad ziemią.

- Niebywałe, że chciałaś uciec. Każda klacz w Ancient Town wręcz marzy o tym, by zostać moją żoną – powiedział ogier, po czym położył mnie na podłodze i odłożył kij na miejsce. – Pragnę Cię poinformować, że przesunąłem ślub na dzisiaj. Po zawarciu małżeństwa, nie będziesz mogła wrócić do swoich czasów żadnym sposobem. Nawet siła magii będzie znikoma – wytłumaczył i zawołał wezyra, by rozpoczął uroczystość. Czułam, że ostatnia szansa ucieka. Koniec się zbliżał. Twilight spała, więc jakikolwiek ratunek zanikał. Żołnierze zostali rozstawieni w każdym możliwym miejscu. Jednak słowo „poddać się" w moim słowniku nie występowało. Spojrzałam na jedno z ogromnych okien. Strażnik schylił się, by coś podnieść. Uświadomiłam sobie, że albo teraz, albo nigdy. Rozłożyłam skrzydła i w mgnieniu oka poleciałam w stronę przyjaciółki. Po chwili stałam tuż nad nią.

- Przenieś nas do domu! – wykrzyknęłam. Alikorn wstał i nie żądając wyjaśnienia rozjaśnił swój róg jasnym blaskiem. Małe iskry zaczęły krążyć wokół nas. Poświata powiększała się z każdą sekundą. Magia objęła nas i uniosła w powietrze. Spojrzałam w stronę pałacu. Na horyzoncie pojawił się kształt rydwanu.

Księżniczka skoncentrowała się jeszcze bardziej na zaklęciu. Zamknęłam oczy, zmuszona przez śnieżnobiałe światło. Gdy zgasło, uchyliłam powieki. Moim oczom ukazała się biblioteka. Zagrożenie zniknęło.

- Nigdy nie sądziłam, że aż tak bardzo zatęsknię na Equestrią – odetchnęłam. Obok mnie stała piątka klaczy. Ucieszyły się z naszego widoku. Podbiegły do nas i mocno uścisnęły.

- Twój powrót przedłużał się jak nieznośna ciągutka! – ogłosiła Pinkie Pie. – Pobiłaś swój rekord o czterdzieści siedem i pięć setnych sekundy! To naprawdę wielkie osiągnięcie! Gdy Cię nie było, odwiedziłyśmy siedzibę Wonderbolts. Powiedzieli, że to będzie zaszczyt, jeśli zgodzisz się do nich dołączyć!

Moje serce zaczęło łomotać. Cieszyłam się, że nareszcie największe marzenie się spełni. Już nie mogłam się doczekać, kiedy razem z członkami grupy będę latać w przestworzach. Mimo, że miało się to wydarzyć naprawdę, nadal wydawało się niemożliwe.

- Mam nadzieję, że następnym razem moje ostrzeżenie potraktujesz poważnie – dokończyła Twilight. Ciągle była zmęczona po wykonaniu trudnego zaklęcia. W odpowiedzi przytaknęłam. Cieszyłam się, że to już koniec, ale świetnie było, chociaż raz w życiu, przeżyć taką przygodę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro