ROZDZIAŁ.12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Popatrzałem na Martyne, która obudziła Margaret z informacją o zapięciu pasów, oraz zapieła Dakote. Po czym zwróciła uwagę na moje poczynania, i sama zapieła pasy. Nawet nie zwróciłem uwagi, iż tak szybko minoł nam lot. Gdzie te trzy godziny się podziały. Po piętnastu minutach, tak jak informowała stewardessa, odczuwaliśmy turbulencje. Margaret z wybauszonymi oczami, przygryzała warge ze strachu. A, Daki i Martyna...no nie, nie wierze one...one się śmieją w najlepsze. Patrzałem na nie z nie dowierzaniem. I usłyszałem słowa Martyny. " Były sobie świnki trzy, świnki trzy,świnki trzy. Były sobie świnki trzy, świnki trzy, świnki trzy i zły wilki. Jedna świnka domek ma, domek ma, domek ma. Zbudowała go z siana, trzcinowy dom. Druga świnka domek ma, domek ma, domek ma. Zbudowała go z drewna, dębowy dom. Trzecia świnka domek ma, domek ma, domek ma. Zbudowała go z cegły, murowany dom...." Na co, Daki zapytała się, a co z tym wilkiem. Martyna wyjaśniła jej. " A zły wilk na świnkę chętke miał, chętke miał, chętke miał. Lecz tylko mógł, pomarzyć se, pomarzyć se, pomarzyc se. Bo cegłom w łep dostał, łep dostał, łep dostał. I pognał tam gdzie miał, tam gdzie miał, tam gdzie miał. A uciekł w siną dal, w siną dal, w siną dal. Bo żadnej świnki nie dostał, nie dostał, nie dostał..."

DAKI
-No i dobrze, temu wilkowi...obeszedł się smakiem i nie zjadł świnek. Mamo a czy dziadek, odwiedzi nas z Kariną?

ZAHARY
- Na pewno córeczko. Tylko się urządzimy a dziadek pozałatwia swoje sprawy.

Po dziesięciu minutach wylądowaliśmy, odebraliśmy swoje bagaże i ruszyliśmy w stronę taksówek. Znaleźliśmy jedną wolną. Martyna podeszła, przywitała się z taksówkarzem, który wyszedł by pomóc w pakowaniu naszych bagarzy. Kiedy już byliśmy w pojeździe, podałem adres kierowcy. Kiwnoł tylko głową, w geście zrozumienia.

KIEROWCA
-Jak minoł państwu lot?

ZAHARY
- Dziękujemy, dobrze. Długo jeszcze? Bo wie Pan, dziewczyny pewno, padają ze zmęczenia.

KIEROWCA
-Jeżeli, nie będzie korków. To jakieś dwadzieścia minut. Przepraszam że tak pytam, ale czy ta młoda dziewczyna z tyłu, co siedzi ze swoją młodszą siostrą. To jest panienka Martyna? Która zafundowała, oddział w szpitalu dziecięcym?

ZAHARY
-Tak, to ona. Ale, to jie jest jej siostra, a nasza córka...Proszę, niech Pan nas, nie ocenia. Po prostu Martyna ją zaadoptowała, a ja...kocham ją całym sercem, więc nie zostało mi nic innego. Jak być, przy niej i wspierać, ukochaną kobiete. A, dlaczego Pan pyta?

KIEROWCA
-Ponieważ, podziwiam ją. Od kont widziałem wywiad, z tą panienkom, zaczołem wierzyć w młodych ludzi. Moja córka, postanowiła przeznaczyć swoje stypendium, o który tak walczyła, na cele dobroczynne. Przekazując fundusze, na sierociniec sióstr prezbiterjanek, które trzymają pieczę, nad dziećmi. Jesteśmy z niej dumni, wraz z żoną. Ale ubolewamy trochę nad tym, iż nie poszła na wymarzone studia medyczne, na które tak bardzo pracowała. Chciała zostać lekarzem, a teraz....- przykro mi się zrobiło. Ale dumny jestem z mojej kobiety, z której inni biorą przykład. I że rzeczywiście, inni biorą ją na poważnie, a nie...jako rozkapryszoną, bogatą dziewuche.

MARTYNA
- Przepraszam że przerywam, słyszałam Pana. I jeżeli mogłabym, pomóc w spełnieniu marzeń pańskiej córki. To proszę, oto moje namiary, postaram się pomóc. Po nie kąd, to moja wina i...tak szcytne marzenia, należy spełniać. Skoro Ona chce iść na medycyne, to pójdzie...a ja, opłace jej nauke.

KIEROWCA
-Nie!...To, za dużo,... Proszę nie zawracać sobie tym głowę. Panienka, napewno musi sama opłacać, swoją naukę. Naprawde...przepraszam...nie chciałem by tak wyszło.

MMARTYNA
-Proszę się nie martwić. Nie myślę o Panu jako naciągaczu, który chcr wyssać ze mnie pieniądze.

KIEROWCA
-Skąd...skąd panienka wie, że o sobie tak pomyślałem. Teraz, tak to wygląda.

MARTYNA
- Głów... Nie prawda! Ja widzę mężczyzne, w średnim wieku, głowę rodziny który pracuje 12h na dobę. Dumnego ojca, który kocha swoje dziecko, które chce spełnić marzenia. A w przyszłości pomagać innym, być może ratować życie. A, na to nie pozwole, by przez moje poczynania ucierpiała dziewczyna. I, ostrzegam! Ja nie przyjmuję odmowy.

Uśmiechnołem się z mojej bojowej "Billy". Jak zwykle, pękam z dumy. Ta dziewczyna, zadziwia mnie, każdego dnia. Patrzę na taksówkarza, który ma łzy w oczach i patrzy z bie dowierzaniem.

KIEROWCA
- I Pan, na to pozwoli. Że ciężko zarobione pien...- przestałem mu, bo choć troche beszczelnie to było, no ale cóż.

ZAHARY
-Pan wybaczy że przerywam. Ale to nie moje pieniądze, a jej. I proszę mi uwierzyć, że z tą nieprzewidywalna i upartą kobietą, nie należy walczyć. Bo zawsze, jest się przegranym, a o pieniądzach...lepiej z nią nie rozmawiać. I jeżeli Martyna chce pomóc, Proszę przyjac jej pomoc, bo Ona nie odpuści. Szczególnie iż wie, że robi to w dobrej sprawie.- no i super, kierowca zaczął płakać. Tego nam jeszcze brakowało.

KIEROWCA
-Ma Pan, anioła a nie kobiete. Aż dziw bierze, że istnieją jeszcze takie bezinteresowne osoby. Dziękuję, naprawde nie wiem jak...

MARTYNA
- Nawet, niech nie waży się Pan, kończyć tego zdania.

KIEROWCA
-Dominik. Proszę zwracać się do mnie, po imieniu.

ZAHARY
- Więc, miło mi Dominiku.-podałem mężczyźnie dłoń.- Ja, nazywam się Zahary. Martyne poznałeś sam, druga starsza z panien to, Margaret. Najlepsza przyjaciółka mojej kobiety, a ta mała urocza panienka to, nasza adoptowana córka. A teraz Dominiku, ale czy możesz nas odwieść do domu.

DOMINIK
- Nie muszę, bo od dobrych dziesieciu minut, stoimy przed nim.

Wyciągnęłem zatem banknot stu dolarowy i wręczyłem znajomemu taksówkarzowi, mówiąc że bez reszty. Podziękował za spory napiwek, gdy wsiadłem z Margaret i wziołem małą na ręce, Martyna omawiała termin spotkania. Wyszło na to, iż po jutrze będziemy mieli gości na kolacji.

MARTYNA
-Tylko proszę, nie mówić o niczym córce.

Dominik skinął głową iż zrozumiał. Otworzył bagażnik i pomógł nam z bagarzami. Najpierw Magnum otworzyła drzwi od naszego nowego domu, a ja zaniosłem moją córcie do jej pokoju, i ułożyłem na jej nowym dwuosobowym łóżku.

POV.MARTYNA

Nie wiem czy " Tax" jest na mnie zły, czy jak? Ale niestety, musi pogodzić się z moją decyzją. Innego wyjścia nie ma, On wie że jestem uparta, i tak szybko nie odpuszczam. Kiedy pożegnałam się z tym starszym mężczyzną i podziekowałam za wniesienie walizek, zamknełam drzwi od naszego nowego domu, i oparłam się o nie. Margaret podeszła do mnie i popatrzała prosto w moje oczy, potem raptem mnie wyściskała.

MARGARET
-Nawet nie wiesz,...nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo jestem z Ciebie dumna. Twój staruszek byłby z Ciebie dumny, gdyby się dowiedział. Ale " Billy", powic mi jedno. Skąd ty,masz tyle pieniędzy? Wiesz, nie żeby coś. Bie interesuje mnie to, czy okradłaś bank...-naszą rozmowe przerwał Zahary, który schodził z piętra.

Wyraz jego twarzy był " tajemniczy" niczego konkretnego nie wyczytałam. Zaczełam się obawiać że " Tax", będzie się na mnie gniewał. Margaret popatrzała na niego a później na mnie. Z czego stwierdziła, że ulotni się i da nam na spokojnie porozmawiać.

ZABARY
-Margaret, stój! I chodźmy wszyscy do kuchni, zapazymy kawy, usiadziemy i porozmawiamy.

No, okej. To troche dziwne, ale i...przydatne. Ja z Margaret, usiadłyśmy przy wyspie kuchennej i wpatrywałyśmy się w mężczyznę. Jego pewne ruchy, oraz praca jego mięśni, wyprowadziła mnie z rzeczywistości i prowadziła we wspomnienia, tak samo jak w marzę ia. Przypomniało mi się, kiedy ostatni raz widziałam " Taxa" bez loszulki. Ten piękny wyrzeźbiony brzuch, klatka piersiowa. Niesamowita linia pleców, super uwydatnione mięśnie łopatek. Boże, dziekiw ci że postawiłeś mi jego na mojej drodze.

MAGNUM I TAX
-MARTYNA!!!!

MARTYNA
-Co...co, no przecież słucham.

MAGNUM
-Tsa, jasne. Tylko...no wiesz...my nic, nie mówiliśmy. Hahahaha, ale ty odpłynełaś Martyna.

Tax
- Skarbie, dobrze się czujesz?- chłopak zasiadł mnie od tyłu, przytulił się w moje plecy i złożył pocalunek na mojej głowie.- Postawiłem tobie tylko kawe, ale ty wylko. Wpatrywałaś sie cielęcym, rozmarzonym wzrokiem, z otwartą buziom. O czym, tak myślałaś?

MARTYNA
-O, Tobie. Przypominałam sobie, kiedy ostatni raz, widziałam ciebie, bez koszulki. Ten boski wyrzeźbiony brzuszek, kusząco uwydatnione mięśnie łop...yym czy ja, powiedziałam to na głos? O, kurwa!- super, norwalnir zajebiście. I jeszcze, idioci się śmieją. A, kit im w oko.- Dobra, koniec. Zahary powiesz nam w końcu, to co miałeś.

ZAHARY
- A, tak. Posłuchajcie, bardziej to tyczy się ciebie" Billy". Chodzi o...

C.D.N....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro